Читать книгу Marzenie o innym świecie - Sonya Chung - Страница 10

Grunt to rodzina 1

Оглавление

Han Jung-joo utrzymuje równowagę na jednej nodze, drugą unosi do szlaucha pod strumień wody. Jest lodowato zimna – czysta, z gór – ale ona nawet nie mrugnie, nie krzyknie. Przesuwa po stopie drugą rękę, tę, w której nie trzyma węża, ścierając z niej ziemię i trawę. Robi to wolnymi, spokojnymi ruchami, pociera bladą skórę stopy z przezierającymi żyłami małym kciukiem, rozsuwa palce u nóg palcami dłoni, ostrożnie, żeby nie zamoczyć długiej wełnianej spódnicy. Utrzymuje tę pozycję bez wysiłku, niczym jogin demonstrujący bezruch przy zachowaniu równowagi.

Jej niebieskie gumowe klapki – adidasy, które syn kupił w Seulu – również są zabrudzone. Obmywa je do czysta, potem zmienia stopę i rękę i powtarza ruchy. Kiedy kończy, obie dłonie i nogi błyszczą schludnością, są niebieskawobiałe, żyłki na nich lekko pulsują. Uczucie nie jest nieprzyjemne. Robi jeden głęboki wdech – wciąga rześkie górskie powietrze, metaliczne w swej ostrości, do płuc i wstrzymuje oddech. Czuje chłód przenikający do krwi, kierujący się ku sercu. Trzy mocne uderzenia w piersiach, lekki ból na czubku głowy, wypuszcza powietrze. Szarość ranka zaczyna znikać, gdy pojawia się słońce. Swojskie, przepastne niebo to ich własne niebiosa. Niebieskie góry, przysadziste i bezceremonialne jak surowi koreańscy starcy, wznoszą się groźnie szerokim pasmem nad jeziorem Hyun Sook, gdzie ona z mężem zbudowali jednopiętrowy dom w zachodnim stylu.

Wchodząc do niego tylnymi drzwiami przez pralnię, znajduje niewielki, różowy ręcznik z frędzelkami na końcach (ręcznik do rąk powinien odzwierciedlać kobiecą delikatność, w odróżnieniu od męskiej opasłej mięsistości ręcznika kąpielowego) i przez chwilę wyciera oraz rozgrzewa ręce i stopy. Cho Jin-sook, ciemnoskóra kobieta z wioski na południu, którą niedawno zatrudniła jako gosposię, jest w kuchni i nie usłyszała jej wejścia. Han Jung-joo czesze luźne pasma równo przyciętych włosów – nieznośnie zmierzwionych tego ranka i domagających się nowej trwałej (jest umówiona u fryzjera na to popołudnie) – odsuwa je z twarzy i zamyśla się przez chwilę. Gosposię trzeba będzie upomnieć, bo znowu zapomniała zamknąć kojec dla psa. Han Jung-joo spędziła dużą część ranka na pieszczeniu w kojcu Beara, owczarka niemieckiego, przy czym zabrudziła sobie nogi i klapki. Deszcz padający w nocy zmienił podwórze w błocko – dobre dla ogródka warzywnego i kiełkującej trawy, ale przez nie trzymanie psa za ogrodzeniem stało się tym ważniejsze. Przy ustalającej się chłodnej pogodzie trudno będzie zmusić owczarka do spokojnego stania pod strumieniem wody, żeby go obmyć. Ale to będzie problem Cho Jin-sook – nieunikniona konsekwencja jej niefrasobliwości, która odezwie się echem. Za własne błędy zawsze trzeba płacić.

Han Jung-joo zatrzymuje się jeszcze na chwilę, zanim włączy się w główny nurt życia domu. Kotka – cętkowana, bojaźliwa i wychudzona, gdy ją znaleźli, teraz spasiona i arogancka – weszła do pralni z uniesionym ogonem i zaczęła ocierać się o jej gołe nogi poniżej krańca spódnicy, ogrzewając jej kostki. Poranne zmartwienia odeszły w dal, otrzymywała odrobinę czułości, którą odwzajemniła, drapiąc delikatnie kotkę za uchem. Wszystkie zwierzęta były już zadowolone i na swoich miejscach – czas zająć się ludźmi.

Cho Jin-sook jest kobietą po czterdziestce, zamężną z biednym rolnikiem, hodowcą ryżu, który dopiero niedawno dorobił się niewielkiego skrawka własnej ziemi. Stosunkowo późno wyszła za mąż, mają trójkę dzieci poniżej dwunastego roku życia. Nie jest ładna – ma szerokie ramiona i płaski biust, wąskie, szeroko rozstawione oczy, ciemną, szorstką skórę, usta pełne krzywych zębów – dlatego jej ojcu niełatwo przyszło znalezienie kogoś dla córki. Ale jest silna, pracowita i lojalna. Na szczęście mężczyzna, który zgodził się ją poślubić, poznał się na jej zaletach i dobrze ją traktował – co było niemałym uśmiechem losu dla kobiety, której życie łatwo mogłoby zboczyć na drogę pełną brutalności, gdyby trafiła w ręce większego prostaka. Zrezygnowała z poprzedniego zajęcia jako gosposia u bogatej rodziny przedsiębiorców w Tegu, bo nie dawała rady – dwugodzinny dojazd autobusem w każdą stronę był stratą czasu i pieniędzy. Rezydencję Hanów dzielił zaś od jej wioski czterdziestominutowy spacer, a kiedy mąż miał czas, żeby ją podrzucić, droga skuterem zajmowała kwadrans.

Niestety, Cho Jin-sook nie lubiła psów. Starała się tego nie wygadać w czasie rozmowy kwalifikacyjnej przed miesiącem, ale z czasem stało się to oczywiste. To dla niej najgorsza pora dnia, kiedy wychodzi na podwórze, wchodzi do kojca, stawia jedzenie i wodę, a potem biegiem wraca do domu. Już trzeci raz zapomniała przystanąć i zasunąć rygiel.

Han Jung-joo wygładza spódnicę i wsuwa na stopy parę satynowych kapci. Musi teraz nadrobić stracony czas. Mąż niedługo zejdzie na śniadanie. Cho Jin-sook obsłuży najpierw jego. Ona i córka zjedzą śniadanie później, gdy on wyjdzie już do pracy.

W kuchni jest ciepło, unoszą się tam przyjemne zapachy gotowanych wodorostów i czosnku. Han Jung-joo wchodzi spokojnie, ale energicznie, zaczyna wycierać stół i nakrywać dla męża.

– Ciociu Cho, zupa i ryż powinny być gotowe najpierw dla doktora Hana. Panienka Min-yung i ja zjemy później – mówi, mając wzrok i ruchy skoncentrowane na przygotowaniu stołu.

Cho Jin-sook, która stoi nad kuchnią i miesza guk, zamiera. Aj – myśli. – Idiotka ze mnie! Kolejny raz! Zrozumiała aluzję: pani Han rano zajmowała się tym, co należało do jej obowiązków, i nie jest zadowolona. Chce przeprosić i wytłumaczyć się – pies znowu na nią szczekał i szczerzył zęby, bała się – ale to zirytuje tylko panią Han jeszcze bardziej. Pani Han nie znosi jęczenia i tłumaczeń, Cho Jin-sook wie o tym. I bardzo lubi panią Han. Zależy jej na tej pracy.

Cho Jin-sook milczy przez chwilę, potwierdzając tym samym, że zrozumiała reprymendę. Dopiero potem się odzywa:

– Panienka Min-yung nie czuje się dziś dobrze. Później zaniosę jej śniadanie do pokoju. Ciągle jeszcze śpi.

Han Jung-joo kiwa głową. Przypuszczała, że córka może nie pojawić się dziś rano. W czwartym miesiącu ciąży wstawała coraz później, jedzenie niewiele ją obchodziło, a od zapachów robiło się jej niedobrze.

– Dobrze. W takim razie przygotujmy wszystko dla mojego męża. W każdej chwili może zejść na dół.

Poranny rytuał jest znacznie prostszy niż kiedyś. Kiedy trójka dzieci jeszcze nie dorosła, krzątaniny było znacznie więcej: pakowanie drugiego śniadania, kompletowanie książek i zeszytów, zapinanie i zawiązywanie palt i butów. Poza tym mieszkali w mniejszym, starym rodzinnym domu Hanów, gdzie się tłoczyli i musieli koordynować zajęcia tak, żeby każdy mógł skorzystać z łazienki, zjeść śniadanie i wyjść do pracy czy do szkoły. Han Jung-joo nabrała ogromnej wprawy w doglądaniu potrzeb i pilnowaniu harmonogramu męża oraz każdego dziecka, by niezmiennie wszystko szło sprawnie i by mogli zacząć dzień. Miała ogromną satysfakcję, że dobrze prowadziła gospodarstwo domowe. Nawet teraz, gdy w domu jest tylko jedna córka, dopełnia tych samych rytuałów i dba, żeby wszystko przebiegało zgodnie z planem. Prawdopodobnie nie musi pomagać Cho Jin-sook, ale nie podoba jej się już sama myśl o tym, że wszystko byłoby w rękach jednej osoby. Zawsze uważała, że nadzór i pomoc to najlepsze rozwiązanie. A mając do dyspozycji dodatkową osobę, zawsze jest na skinienie męża, jeśli chodzi o spotkania towarzyskie czy o wyręczenie go w pracy, gdy zachodzi taka potrzeba – to jakby przedłużenie obowiązków domowych, za które czuje się w równym stopniu odpowiedzialna.

I właśnie niespełna trzy miesiące temu przeprowadzili się do nowego domu. Jest sporo ponad dwa razy większy od poprzedniego, wymaga większej dbałości i sprzątania, jako że zbudowali go z lepszych jakościowo materiałów. Na przykład podłogi są z miękkiego drewna jodły, które łatwo się wgniata, musi dbać, by dywany położone w wielu miejscach były czyste, a wcześniej dopilnowała, żeby nogi wszystkich mebli podklejono grubymi podkładkami z filcu. W salonie i jadalni zainstalowali szynowy system oświetlenia, dzięki czemu w domu jest jasno i wesoło, ale kurz bardziej wtedy widać, dlatego trzeba codziennie wszystko odkurzać, a nie jak kiedyś dwa razy w tygodniu. Mają teraz również nowoczesne urządzenia, więc kiedy Cho Jin-sook zajmuje się podwórzem i ogrodem, Han Jung-joo często ma do czynienia z monterami i mechanikami, którzy przyjeżdżają z miasta, żeby pomóc jej w rozwiązaniu pojawiających się problemów.

Han Jae-kyu schodzi po schodach. Han Jung-joo nadal nie przyzwyczaiła się do odgłosu kroków na stopniach – nigdy wcześniej nie mieszkali w piętrowym domu – ale podoba się jej zawarty w tym aspekt zapowiedzi, dzięki której może łatwiej się przygotować. Nauczyła się już nawet odróżniać kroki męża (klop klop klop klop – miarowe i niespieszne) od kroków córki (KLOP klop... KLOP klop – jedna noga stawiana znacznie ciężej, druga podążająca za nią, kroki coraz bardziej wymuszane, stawiane z obowiązku w tych dniach). Aż do tej chwili nigdy się nie zastanawiała, czy któreś z nich rozpoznaje jej kroki ani jak one brzmią.

– Dzień dobry – mówi Han Jae-kyu, siadając do stołu.

– Dzień dobry. – Han Jung-joo przynosi mu zupę, ryż i kawę.

Kawa jest nowym elementem rytuału śniadania, od kiedy przenieśli się do tego domu. Była zaskoczona, gdy przyniósł to któregoś dnia do domu – torbę całych ziaren ze Starbucks i wielką maszynę, która miele ziarno i parzy kawę, a wszystko za sprawą przyciśnięcia jednego guzika. Prezent od pacjenta, który właśnie wrócił z podróży do Seulu. Ludzie często przywozili jej mężowi różne rzeczy z wyjazdów – zwłaszcza jedzenie, ładne ubrania i akcesoria z dużych miast – i w większości przypadków przyjmował je z wdzięcznością, ale odstawiał je gdzieś albo oddawał synom. Tym razem prezent wzbudził jego entuzjazm i poprosił ją, żeby od razu zaczęła go używać. A Han Jung-joo podobał się zapach kawy i jej smak, ale drażnił ją hurgot robiony przez maszynę, kiedy mełła ziarna. Niemniej mąż był bardzo zadowolony, gdy podała mu pierwszą kawę. Trzymał filiżankę przy nosie i wdychał głęboko zapach, zanim się napił. Kupił nawet następną torbę ziaren, gdy pierwsza się skończyła – zamówił ją w mieście, skąd została przysłana.

– Włóż ją do lodówki – powiedział. – Dłużej się przechowa.

Han Jung-joo nie siada przy stole, ale wraca do kuchni i nalewa niewielką miseczkę zupy dla siebie. Pije ją powoli, unosząc naczynie do ust, a potem odstawia je na blat. Cho Jin-sook poszła zająć się praniem.

– Min-yung znowu źle się czuje?

– Tak, jeszcze śpi.

– Niedobrze. Zanim się jej polepszy, będzie jeszcze gorzej. Przypilnuj, żeby zjadła później trochę guk. Musi koniecznie przytyć.

– Straciła trzy kilogramy.

Han Jae-kyu zastanawia się przez chwilę, ale szybko przechodzi nad tym do porządku dziennego.

– Na razie to nic groźnego, ale wkrótce powinna przybrać na wadze. Powinnaś zabrać ją do oncheonu, dobrze by jej to zrobiło.

– Ale mówią, że...

– Tak, wiem, co mówią, ale to nieprawda. Kobiety w ciąży chodzą do gorących źródeł od wieków. Nie ma powodów, aby myśleć, że coś się zmieniło. Może wchodzić do chłodniejszych basenów.

– Tak, no cóż... może od tego poczuje się lepiej. Jest bardzo nieszczęśliwa. Martwi się Woo-sungiem.

– Dlaczego się martwi?

– On jest w Tegu od ponad miesiąca – oznajmia Han Jung-joo rzeczowo. Uważa, żeby nie dodać, co sama o tym myśli, przekazuje po prostu mężowi suche fakty.

– Mężczyzna musi pracować, zarabiać na życie. Robi to, co powinien robić.

– Wiem... ale ty nigdy nie wyjeżdżałeś, kiedy byłam w ciąży – mówi teraz z tkliwością, nie chce się kłócić. Zawsze bardzo uważa na ton swojego głosu.

– Wtedy wszystko było prostsze, mieszkaliśmy i pracowaliśmy w tym samym miejscu. Pracowałem długie godziny, ale mogłem wpadać w ciągu dnia do domu, bo byłem blisko. – Ton jego głosu zdradza rozbawienie. Najwyraźniej jest w dobrym nastroju.

– Min-yung nie chce przenosić się do miasta.

– „Chce” nie ma tu nic do rzeczy. Musi jechać tam, gdzie jej mąż znajdzie pracę. Dzisiaj na wsi jej nie ma.

– Jaka szkoda, że nie jest lekarzem.

– Dlaczego miałby być lekarzem? Doradca finansowy to dobry zawód. Firma jest solidna, bardzo szanowana.

– Gdyby był lekarzem, mógłby pracować dla ciebie, tu, w miasteczku – schlebia mężowi. Han Jae-kyu jest wybitnym i bardzo znanym lekarzem w okolicznych miastach i wsiach. Na wizytę do niego ludzie przyjeżdżają z bardzo daleka. Han Jung-joo jest z tego bardzo dumna i dba o to, żeby regularnie o tym mówić.

– To prawda. Mam za dużo obowiązków. Starzeję się.

– Nadal jesteś młody – odpowiada przekornie. Uważa, że mąż nie jest zbyt przystojny – ma duże uszy i osadzone blisko siebie okrągłe oczy, krótkie nogi i kościstą budowę – ale zawsze podziwiała jego kompetencje i zdecydowanie. – Masz dopiero pięćdziesiąt osiem lat. Przecież twój starszy brat w Ameryce ma sześćdziesiąt pięć i nadal pracuje.

– W Ameryce jest inaczej. Ludzie żyją po to, żeby pracować, zamiast pracować po to, żeby żyć. Nie wydaje mi się, aby brat był zachwycony faktem, że tak ciężko pracuje przez tyle lat. Czasem myślę, że powinniśmy mu współczuć.

Han Jung-joo milczy. Jest zaskoczona słowami męża, co się jej nie zdarza. Teraz w ich życiu, po trzydziestu pięciu latach małżeństwa i odchowaniu trójki dzieci, jest bardzo niewiele niespodzianek. On również nie odzywa się przez jakiś czas.

– Powietrze robi się chłodniejsze – mówi Han Jae-kyu. – Noc szybciej zapada. Przypilnuj, żeby Min-yung nosiła sweter nawet w domu. I grube skarpetki. Powinna spać na łóżku, nie na podłodze. Co będziesz dzisiaj robiła? – Doktor Han zadaje jej to pytanie nieodmiennie każdego ranka.

Odpowiedź Han Jung-joo jest mniej więcej zawsze taka sama, poza kilkoma drobnymi szczegółami.

– Rano pójdziemy na targ do miasteczka, a po południu zajmiemy się ogrodem. Hae-sik i Hae-joo przyjadą na przyjęcie urodzinowe w piątek po południu, więc muszę przygotować ich pokoje i zrobić dodatkowe zakupy, kupić specjalne smakołyki dla dzieci. Będę miała oko na Min-yung. Jeśli, jak mówisz, pogorszy się jej, będzie mnie potrzebowała przez cały dzień. – Jej głos cichnie, niezauważalnie nawet dla niej samej. Myśli dotyczące córki zaczęły ostatnio ją opuszczać niczym dziwna muzyka, wabiąca ją ku mrocznym miejscom. Nie szła za nimi, miała na tyle silną wolę, że instynktownie potrafiła się skupiać na codzienności.

Han Jae-kyu kiwa głową, unosi miseczkę z zupą do ust i siorbie głośno ostatnie łyki guk. Han Jung-joo celowo nie wspomniała o wizycie u fryzjera. Mąż później zauważy jej świeżą trwałą, ale teraz lepiej o tym nie rozmawiać. Jest zadowolony, że żona dba o wygląd, ale tylko wtedy, gdy nie trzeba poświęcać uwagi temu i gdy nie ma przy tym żadnego zamieszania.

– No to w porządku. Będę się zbierał.

Han Jung-joo wchodzi po schodach i zatrzymuje się przed pokojem Min-yung. Spostrzega, że drzwi są trochę uchylone, więc zagląda do środka, aby sprawdzić, czy córka już nie śpi. Widzi ją siedzącą na łóżku z książką w ręku.

– Masz coś do mnie? – Głos Min-yung jest monotonny, młoda kobieta nie podnosi wzroku znad książki.

– Wybieramy się zaraz do miasta.

– W porządku.

– Może czegoś potrzebujesz?

– Nie, niczego.

Han Jung-joo popycha drzwi i wchodzi do mrocznego pokoju.

– Przydałoby się tu więcej światła. Gdybyś odsunęła zasłonę za sobą...

– Dobrze.

– Min-yung, ach... – Córka podniosła na nią wzrok, ale nawet nie ruszyła głową. Jakie spojrzenie – myśli Han Jung-joo. Dlaczego tak na mnie patrzy, co ja takiego zrobiłam?... Szybko bierze się jednak w karby i uśmiecha do córki. Wyraz twarzy Min-yung również łagodnieje. Powstaje między nimi coś w rodzaju zawieszenia broni – niewyraźny smutek.

– Co czytasz?

– Nic, to znaczy... starocie. Dostałam ją bardzo dawno temu od najmłodszego wujka.

– Powieść?

– Opowiadania. Dziwne, ale jednocześnie zabawne. Rosyjskie. Na-bo-ko-va.

– Cóż, jestem pewna, że mówią o czymś dobrym. Najmłodszy wujek zawsze przysyła ci ładne rzeczy, prosto z serca.

– Tak. – Półuśmiech, a potem wzrok Min-yung wraca do książki. Kobieta podciąga kolana do piersi, nadal pod tamyuh.

Han Jung-joo rozgląda się po pokoju, omiata wzrokiem rzeczy córki – wiele dziewczęcych skarbów upchniętych teraz na półkach. Są schludnie i ładnie ułożone, choć w trzech rzędach i przy barku brak choćby centymetra wolnego miejsca. Nie potrafi sobie nawet wyobrazić, jak wyglądają szafy albo co jest pod jej łóżkiem. Kiedy Min-yung była młodsza, uwielbiali zasypywać ją lalkami, figurynkami i innymi cacuszkami – w końcu to ich jedyna dziewczynka. Niemniej niepokoiło ją przywiązanie córki do nich, sposób, w jaki je przechowywała i nie chciała się z nimi nigdy rozstać – nawet teraz, gdy była mężatką i niedługo zostanie panią własnego ogniska domowego, przeniosła je do nowego domu.

– A czym się tu niepokoić? – zapytał Han Jae-kyu. – Jest dziewczyną i kocha swoje zabawki, dotrzymują jej towarzystwa. Przynajmniej nic się nie marnuje. Większość dziewcząt szybko się nimi nudzi.

Wszystko wskazywało na to, że Han Jae-kyu jak zawsze broni córki, podczas gdy ona bez przerwy się o nią martwi.

Przeważnie takimi słowami ją uspokajał, a także bezwarunkową miłością do córki i jej pełną akceptacją, ich wzajemną bliskością. On również podsycał jej nawyk czytania, począwszy od starych ludowych baśni po współczesne przygody fantasy. Razem przeczytali pierwsze dwa tomy Opowieści z Narnii, ale potem zaczął dużo pracować i wracał do domu zbyt zmęczony, więc Min-yung czytała samodzielnie, siedząc na kanapie obok ojca, gdy oglądał wiadomości w telewizji albo drzemał w fotelu. Han Jung-joo zastawała ich tak niekiedy późnym wieczorem, kiedy mąż lekko pochrapywał z otwartymi ustami, a Min-yung także spała z książką na piersiach i nogami zarzuconymi na oparcie kanapy (lubiła czytać, leżąc z nogami w górze). Taki widok zawsze sprawiał jej ogromną przyjemność. Córka wydawała się w takich chwilach spokojna, była idealnie sobą – nie nerwową, zamkniętą w sobie dziewczynką, jaka z niej wychodziła w każdej innej sytuacji.

– Jeszcze nie jadłaś.

– Później zejdę na dół. Coś sobie przygotuję.

Ciąg dalszy w wersji pełnej

Marzenie o innym świecie

Подняться наверх