Читать книгу Płomienie - Stanisław Brzozowski - Страница 13

Tom pierwszy
III. Spartakus i Szymon Słupnik
2

Оглавление

Mało znałem tego pisarza.

Teraz długie godziny opowiadał mi o nim Brenneisen.

– To wszystko, co on napisał, jest niczym w porównaniu z nim samym. On wszystko wiedział, co go spotka, wszystko rozumiał. Pojmował, że się za nim nikt nie ujmie. Pojmował, że gubi sam siebie każdym wierszem, jaki pisze. I pisał. Nie było w nim żadnej pozy. On nie stawał na żadnym piedestale, na żadnych szczudłach, nie mówił, że jest bohaterstwem myśleć w kraju niewoli i milczenia, tylko to bohaterstwo wykonywał.

I czytał mi ustępy z listów bez adresu, pisanych przez Czernyszewskiego, właściwie pod adresem Aleksandra II228.

„Szanowny Panie! – pisał on do cesarza Wszechrosji – jest Pan z nas niezadowolony. To nie ma wielkiego znaczenia. Ważniejsze jest to, co myśli o nas szara, milionowa masa. Pana ona zna z imienia, chociaż postępowania pańskiego nie rozumie i nie jest w stanie go rozumieć… O mnie, o nas, to jest o ludziach takich, jak ja, nie wie ona nic”.

Gdym tego słuchał, przypominały mi się opowiadania ojca o Wielopolskim229 w Petersburgu.

Ojciec mój miał dla margrabiego szczególniejsze uczucie gorzkiego żalu, połączonego z uwielbieniem, którego się mógł się pozbyć.

Rysował mi go dumnym, nieprzystępnym wśród pełzającego petersburskiego dworactwa.

Car nie miał naokoło siebie człowieka, nikt nie śmiał być człowiekiem wobec niego, myśleć, kiedy on mówił.

W Wielopolskim po raz pierwszy spotkał może Aleksander II człowieka, który go się nie bał.

Naokoło wszyscy mówili carowi: będzie to, co zechcesz.

A on nie chciał mocno niczego. Raczej się bał. Więc czuł, że grunt się pod nim chwieje, że opiera się tylko na bezmiarze tchórzostwa i słabości.

Nazbyt gardził bezwiednie wszystkimi, aby mógł na kogokolwiek bądź liczyć. Liczyć na niewolników niepodobna. Więc właściwie był sam. A gdy samego siebie w sobie szukał, nie znajdował nic: pustkę i strach, nudę i jałowość.

Miał odwagę fizyczną i sam na sam chodził na niedźwiedzia, ale nie miał wewnętrznego męstwa. Nie wiedział, kim jest i dokąd idzie. I gdy zaczynał rozmyślać, odurzała go mgła myśli ciężkich i niejasnych, dusznych jak zapach ładanu230.

Kiedy w sali obrad korona polska z trzaskiem padła na posadzkę, Aleksander II widział w tym prognostyk231, a Mikołaj kazałby ochłostać lokaja, do którego należało pilnować porządku w sali.

Mikołaj czuł się bogiem, a lud uważał za bydło. Czuł się oficerem, który po śmierci pójdzie zdać Przedwiecznemu raport, że wszystko w porządku. Gdy los pomieszał mu szyki, otruł się232, tak jakby to uczynił urzędnik po sprzeniewierzeniu pieniędzy skarbowych.

W Aleksandrze II nie było stanowczości.

On czasami marzył jak dobry pan, który robotnikom urządza dożynki.

Ale pragnął, aby rzeczywistość była zależna od jego kaprysu – jak marzenie.

On pragnął myśli w swym kraju, ale chciał, aby myśl ta sławiła go dobrowolnie, bez zastrzeżeń.

Dla Aleksandra II człowiek jak Czernyszewski, człowiek nieubłaganej myśli – musiał być wrogiem.

Samo istnienie jego było niebezpieczeństwem.

Zacząłem przeczuciem rozumieć straszny dramat rosyjski.

Myśl pojawiła się tu jak gość nieoczekiwany, jak wróg. Na olbrzymim podłożu skutych, uciemiężonych milionów wznosiła się piramida samowładztwa urzędniczego.

Myśl jednostek podkopywała się pod nią; już sam fakt, że nie podlega ona niczemu, żadnej zewnętrznej presji, że sama dla siebie określa prawa, był zbrodnią.

Tu potrzebni są żołnierze, urzędnicy, nie ludzie – mówił ustrój.

I jednocześnie coś na dnie serca cieszyło się, widząc możliwość walki, wielkiej walki o przyszłość człowieka.

Tak mnie wyczerpały już i znużyły walki myślowe z upiorami, że cieszyła mnie perspektywa walki rzeczywistej.

Dotąd, jak Scyt233 umierający, puszczałem strzały swoje w słońce i widziałem, jak spadają one bezsilne. Teraz rysowała się przede mną mroczna ziemska potęga. Ty przynajmniej jesteś śmiertelny – myślałem.

Na razie ja najjaśniej widziałem sytuację.

Dla moich przyjaciół ginęły ogólne linie wśród szczegółów i epizodów. Dla Jaszki wszystko po pewnym czasie stawało się anegdotą i przygodą, dla Brenneisena kwestią stoicyzmu234 moralnego. Każdy musiał dokonać wszystkiego dla siebie. Waria wiedziała tylko jedno, że jej nie wstrzyma ani matka z ogonem od krawca i kwitem na duszę, ani nic, że w każdej chwili jest gotowa się poświęcić bezgranicznie, bez zastrzeżeń dla każdej sprawy, w jaką wierzy. Żemczużnikow był praktykiem, on musiał mieć przed sobą cel określony i względnie osiągalny. Tym celem stał się dla niego teraz Czernyszewski.

Ale tu piętrzyły się od razu tysiączne przeszkody.

Jaszka z nadzwyczajną swobodą układał fantastyczne plany.

– Najlepiej – mówił – porwać kogoś, któregoś z ministrów albo wielkich książąt. To nie jest trudno. Dość będzie zamienić karetę, pod jakimkolwiek pozorem oddali się właściwą. Na jej miejsce postawi się naszą. Brenneisen świetnie będzie wyglądał w liberii jako lokaj. Ja siądę za furmana. Zrobię sobie brzuch z poduszek. Jeden z nas zaczai się w karecie, będzie miał w ręku gąbkę z chloroformem. Gdy nasz jegomość wsiądzie, gąbkę mu w usta i w drogę. Zamknie go się w piwnicy, każe napisać list. Uwolnić Czernyszewskiego i odstawić za granicę, wtedy mnie uwolnią. List ten się wywiezie za granicę i nada na pocztę w Paryżu.

Żemczuznikow się złościł, ale jego plany były wygłaszane wprawdzie poważniej, nie były jednak wcale rozsądniejsze ani łatwiejsze do wykonania.

Było nas zbyt mało i zbyt mało mieliśmy doświadczenia.

Pojechać przebranymi za żandarmów z rozkazem wydania Czernyszewskiego. Jak sfałszować rozkaz? Żaden z nas nie widział nawet podobnego dokumentu, nie mieliśmy pojęcia, jak wygląda.

Jaszka proponował przedostanie się na Sybir, podpalenie więzienia i zbrojny napad podczas pożaru.

Ale Brenneisen zaczął kreślić przed nami kolumny cyfr, oznaczających odległość, i mówić o mrozach.

Trzeba było futer, broni, wielu ludzi i dużej sumy pieniędzy. Przy tym szanse były mniej niż małe.

Pomimo to zaczęliśmy mówić o zorganizowaniu wyprawy na Sybir. Na miejscu się zobaczy.

Funduszów brakowało.

Wysłałem telegram do ojca. Bez słowa przysłał pięćset rubli.

– Niech żyje polska szlachta! – krzyknął Jaszka.

Żemczużnikow tymczasem sondował grunt, naokoło nas szukał towarzyszów.

Po raz pierwszy miałem sposobność zapoznać się z uczuciem obawy zdrady.

Nagle wydawać się nam zaczęły ściany przejrzystymi, na każdego naszego znajomego patrzyliśmy śledczym spojrzeniem.

Jednego wieczoru Żemczużnikow wrócił jawnie przejęty czymś.

– Poznałem człowieka – rzekł.

– Toś szczęśliwszy od Diogenesa235 – zaobserwował Jaszka (nazwa ta przyrosła odtąd do Żemczużnikowa).

Ale nowo narodzony Diogenes mówił:

– Dajcie spokój żartom. Mówię wam, spotkałem człowieka takiego, co wie, dokąd idzie i czego chce.

W parę godzin poznaliśmy i my Wasiljewa, jak przedstawił się nam nowy znajomy Żemczużnikowa. Był to niski blondyn o dziwnie silnym i przenikliwym spojrzeniu. O nim można było mówić, że uderzał oczyma. A czynił to zawsze z ukradka, jakby niechcący. Oczom jego nie uchodziło nic. Myśl jego nie przestawała pracować, nie zatrzymywała się na powierzchni odsłanianej przez słowa, lecz na ich podstawie snuła wnioski.

To, co człowiek mówi, to jest to, co się jemu zdaje. Ale ważne jest nie to, co wydaje się nam, ale czym jesteśmy. Nie to więc, co mówisz, mnie obchodzi, ale dlaczego to mówisz. Ty sam możesz nie wiedzieć, dlaczego mówisz to lub owo, ale ja, jeżeli cię chcę znać, wiedzieć muszę.

Na pierwszy rzut oka Wasiljew nie wzbudzał zaufania. Było w nim coś czającego się. Zdawało się, że jest on całkowicie obcy nam, samemu sobie, wszystkiemu, co mówi; że wszystko, co czyni on, jest mu do czegoś potrzebne, że nic nie robi on od niechcenia.

Jaszka bardzo szybko najeżył się:

– Nie lubię ludzi, którzy tak całkiem nie umieją się śmiać.

I istotnie śmiech Wasiljewa był przykry. Był jakimś jadowitym szyderstwem. I trudno było orzec, z czego szydzi on.

Naszych planów o oswobodzeniu Czernyszewskiego wysłuchał w milczeniu.

– O tym już inni myśleli – wreszcie rzekł.

– Więc co? – zapytałem.

– Trzeba dużej siły, z tą siłą można by już coś innego zrobić.

– Co, na przykład? – pyta Żemczużnikow.

Wasiljew zmarszczył się:

– Dużo będziesz wiedzieć, szybko zestarzejesz… A zresztą nie, panowie, z was nikt się nie zestarzeje.

– Także doktor – żartował Jaszka – i na jakąż to pomrzemy chorobę?

– Ja widziałem – powiedział posępnym głosem Wasiljew – Karakozowa; na tę samą…

Miałem wrażenie, że człowiek ten próbuje nas. Istotnie widziałem go potem w innych kółkach, widziałem go cedzącego ostrożnie słówka, zadającego zagadkowe pytania. Tu przeczuł, że trzeba uderzyć w silny ton.

Sam mówił później:

– Z wami był Aleksander Brenneisen. To był ważny znak. Dajcie mi tysiąc Brenneisenów, a zmienię Rosję całą.

Po chwili jednak dodał:

– Nie, z Brenneisenami ja nie pójdę, po co ja Brenneisenom? Oni mają stalowe serca, gwiaździste oczy. Moje oczy są jak rysia w nocy, moje serce to nie stal, to coś twardszego od stali. Brenneisen jest wolny człowiek, a ja jestem Spartakus236, książę niewolników.

I takiego, jakiego widziałem Wasiljewa w ten wieczór, nie widziałem go nigdy chyba potem.

– Czy wy wiecie, co to jest Rosja? Czy wy wiecie, że tu człowiek nie ma żadnego znaczenia, myśl żadnego znaczenia. Że my wszyscy jesteśmy raby, niewolnicy. Słyszycie, słyszycie: nam nie wolno myśleć. Mojego ojca gubernator po twarzy bił, a ojciec go w rękę całował; a matka mówiła: „Tak trzeba, synku”. Niewolnicy nie powinni mieć dzieci. A wy wiecie, ile tysięcy ludzi umiera z głodu? A wy wiecie, ilu zatłuczono pałkami za Mikołaja? A wiecie, ilu zamurowano w Szlisselburgu237? A Karakozowowi nie dawano spać przez tydzień. I wy chcecie myśleć, walczyć? Jeżeli to zabawka, rzućcie – krwawa zabawka. Jeżeli wejdziecie na tę drogę, nie ma powrotu. Tu rządzi ślepa siła, strach, ciemnota. Kiedy was będą wieszać, czerń238 będzie wołać, by was ćwiertowano, jak wołała pod szafotem Obruczewa239. Wy chcecie walczyć o prawa ludzkie dla zwierząt, a zwierzęta te na was poszczują i rozszarpią one was.

Pytałem się potem Wasiljewa, kiedy słyszałem, jak w innych razach roztaczał przed świeżo spotkanymi ludźmi najpromienniejsze perspektywy, jaki cel miał, mówiąc z nami w takim groźnym tonie.

– Każdy instrument ma swój ton – odpowiedział. – Gdybym wam był mówił240 o bliskim zwycięstwie, bylibyście nie uwierzyli.

I istotnie nie żałował wtedy mocnych barw.

– Synowie zguby, wy chcecie żyć? Wasza jedna droga: śmierć.

– A to kracze – rzekł Jaszka. – Byłby z was dobry pop na wielki post.

A Brepneisen powiedział spokojnie:

– Żyję, jak chcę, i umieram, jak chcę. Nikt mi nie każe żyć dłużej, niż ja zechcę.

– Nikt mi nie przeszkodzi – odpowiedział Wasiljew – walczyć do ostatniego tchnienia. Póki żyć będę, póki myśleć będę, póki będę miał jedno tchnienie w piersi, to i ono będzie tylko krzykiem: śmierć tyranom, śmierć obłudzie, śmierć wyzyskiwaczom!

Wy się nie patrzcie na mnie zdziwieni. Wy żyjecie w świecie uprzywilejowanym. Wy macie dostęp do nauki, do światła, wasze kobiety są czyste, wasze serca niezatrute pogardą dla samego siebie. Ja przychodzę ze świata potępionych. Tam żyją ci, których rozdeptał wasz świat. Kobiety tam sprzedają swe ciało i są bite. Słyszycie, słyszycie… Bite są kobiety. Przecież to siostra wasza mogłaby być bita w ten sposób. Za liche pół rubla ściągnie ją pijane zwierzę do karczemnego numeru241 i bije, bije, czym może: kijem, kułakiem, butem. A wy wiecie, że taka obita, opluta, osiniaczona kobieta może mieć gdzieś u siebie w jakimś zgniłym, śmierdzącym kącie dziecko. I wy chcecie żyć, uczyć się, myśleć. Póki choć jeden człowiek ginie w świecie, póki choć jedno życie jest tak wdeptane w błoto, nie warto żyć, nie można żyć – jak tylko walcząc. Krew wszędzie, wszędzie ludzka krew. Purpurową krwią spisane są książki waszych uczonych, wasze prawa pisane są łzami głodnych dzieci. Wasza cnota nie wyprała swoich szat z krwi. Padliną żyje wasz świat. Wy się dziwicie, że ja mówię do was w ten sposób, że ja nie mam wymuskanych, wymytych słów. Nie. Ja nie jestem z waszych kółek. Ja nie chcę uczyć się, doskonalić, ja nie jestem nic poza walką. Tymi oto rękami zadusiłem człowieka: jestem Sergiusz Nieczajew242.

Wielki łowca dusz, człowiek, który ujarzmił takiego nawet węża-uwodziciela, jak Bakunin243, nie pomylił się i tym razem. Wybaczyliśmy mu wszystko za siłę nienawiści, za elementarne, żywiołowe tchnienie walki i samozatracenia. Na żadnej innej drodze nie byłby Nieczajew doszedł tak szybko do porozumienia z nami. Teraz gotowi bylibyśmy iść z nim razem. Moje pięćset rubli poszły na fundusz podstawowy rewolucyjnej drukarni.

228

Aleksander II Romanow (1818–1881) – cesarz rosyjski; twórca wielu liberalnych reform, m.in. uwłaszczenia chłopów w Rosji i Królestwie Polskim; zginął w zamachu bombowym. [przypis edytorski]

229

Wielopolski, Aleksander, margrabia Gonzaga-Myszkowski (1803–1877) – polski polityk konserwatywny, ziemianin, zwolennik ugody i współpracy z Rosją; podczas powstania listopadowego związany z A. Czartoryskim; w 1861 mianowany dyrektorem Komisji Rządowej Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego; pokłócony z tymczasowym wojskowym namiestnikiem Królestwa Polskiego, złożył dymisję i wyjechał do Petersburga, gdzie zyskał przychylność dworu i wrócił w czerwcu 1862 jako naczelnik rządu cywilnego Królestwa Polskiego; inicjator nadzwyczajnego poboru do wojska (tzw. branki) w styczniu 1863, w celu pozbycia się z kraju radykalnej młodzieży, co stało się bezpośrednią przyczyną wybuchu powstania styczniowego. [przypis edytorski]

230

ładan a. ladanum (labdanum) – żywica o balsamicznym zapachu otrzymywana z niektórych gatunków roślin należących do rodzaju czystek (Cistus), znana od starożytności, używana jako kadzidło. [przypis edytorski]

231

prognostyk – znak, zapowiedź; przepowiednia. [przypis edytorski]

232

Gdy los pomieszał mu szyki, otruł się – zgodnie z oficjalną wersją chory na grypę Mikołaj I dodatkowo przeziębił się i zmarł na zapalenie płuc, choć od razu zaczęły krążyć pogłoski, że popełnił samobójstwo, zapewne z powodu fatalnego przebiegu wojny krymskiej. [przypis edytorski]

233

Scyt – dziś popr.: Scyta, członek koczowniczych ludów zamieszkujących w starożytności stepy środkowej Eurazji, na płn. i wsch. od Morza Czarnego. [przypis edytorski]

234

stoicyzm – kierunek filozoficzny zalecający sumienność w obowiązkach, zachowanie umiaru i spokoju wewnętrznego niezależnie od okoliczności zewnętrznych, zapoczątkowany w III w. p.n.e. w Atenach przez Zenona z Kition. [przypis edytorski]

235

Diogenes z Synopy (413–323 p.n.e.) – filozof gr., przedstawiciel cyników; według jednej z legend chodził po mieście w dzień z zapaloną latarnią, a pytającym, co robi, odpowiadał: „szukam człowieka”. [przypis edytorski]

236

Spartakus (zm. 71 p.n.e.) – niewolnik rzymski, gladiator, przywódca krwawo stłumionego powstania niewolników. [przypis edytorski]

237

Szlisselburg – tu: Twierdza Szlisselburska, położona na wyspie u wypływu rzeki Newy z jeziora Ładoga; od 1730 do 1917 pełniła funkcję carskiego więzienia politycznego. [przypis edytorski]

238

czerń (daw., pogardl.) – motłoch, pospólstwo. [przypis edytorski]

239

Obruczew, Władimir Aleksandrowicz (1836–1912) – rosyjski wojskowy, publicysta i demokrata; aresztowany jako członek tajnego stowarzyszenia kolportującego w 1861 gazetę „Великорусс” (Wielkorus); reakcja tłumu, o jakiej mowa, nastąpiła podczas publicznego ceremoniału ogłaszania mu wyroku (4 lata katorgi), na placu Mytnym 31 maja 1862. [przypis edytorski]

240

Gdybym wam był mówił – przykład użycia czasu zaprzeszłego, wyrażającego czynność wcześniejszą niż opisana czasem przeszłym lub, jak w tym przypadku, niezrealizowaną możliwość. [przypis edytorski]

241

numer – tu: pokój opatrzony numerem. [przypis edytorski]

242

Nieczajew, Siergiej Giennadijewicz (1847–1882) – rosyjski rewolucjonista; uczestnik ruchów studenckich, od marca 1869 na emigracji, gdzie zetknął się z Bakuninem; jesienią powrócił do kraju i założył radykalną organizację o nazwie Zemsta Ludu, rozbitą po zamordowaniu przez Nieczajewa i kilku jego towarzyszy Iwana Iwanowa, który sprzeciwiał się jego metodom i opuścił grupę (21 XI 1869); uciekł za granicę, gdzie został aresztowany i wydany władzom carskim; zmarł w Twierdzy Pietropawłowskiej; był pierwowzorem postaci Piotra Wierchowieńskiego w powieści Dostojewskiego Biesy. [przypis edytorski]

243

Bakunin, Michaił Aleksandrowicz (1814–1876) – ros. rewolucjonista, jeden z twórców koncepcji anarchizmu w jego wersji kolektywistycznej; sprzeciwiał się istnieniu relacji rządzący-rządzony we wszystkich sferach, od religijnej, poprzez państwową, do prywatnej; niezłomny bojownik o wolność, całe życie żarliwie wspierał też dążenia Polaków do odzyskania niepodległości. [przypis edytorski]

Płomienie

Подняться наверх