Читать книгу Zabij mnie, tato - Stefan Darda - Страница 7

II.

Оглавление

Mamaj często mawia, że Ryków to dziura w dupie świata. Zwykle mu wtedy odpowiadam, że wcale niekoniecznie, choć, obiektywnie rzecz biorąc, faktycznie nie sposób się czymkolwiek w tym miasteczku zachwycić. Trudno się spodziewać, żeby licząca niecałe dwadzieścia tysięcy mieszkańców aglomeracja jakoś nadzwyczajnie tętniła życiem, ale jeśli ktoś jednak ma co do tego chociażby resztki złudzeń, to ledwie kwadrans spędzony w centrum Rykowa pozwoli mu się ich z powodzeniem pozbyć. Jest tu trochę jak w polskim filmie — nic się nie dzieje, nuda i dłużyzny. Dialogi pomiędzy mieszkańcami też przeważnie są niedobre. Inżynier Mamoń i sierżant sztabowy Mamaj z pewnością mogliby znaleźć wspólny język, gdyby los skrzyżował kiedyś ich drogi.

— Niekoniecznie? — odpowiada zazwyczaj z niedowierzaniem i kręci tą swoją wielką głową, która Bóg wie jakim cudem trzyma się na długiej, przeraźliwie cienkiej szyi.

— To dlaczego stąd nie wyjedziesz, skoro tak ci źle? — pytam.

— Wrosłem tutaj — mówi stanowczo i aby potwierdzić swoje słowa, przytakuje skinieniem łepetyny tak energicznie, że aż siwiejąca grzywka opada mu na wysokie czoło. — Zresztą, wiesz, Elżbieta pewno nie znalazłaby gdzie indziej roboty, no i dzieci nie chciałyby…

Przez niecałe trzy i pół roku znajomości odbyliśmy podobną rozmowę wielokrotnie. Prawie za każdym razem Mamaj zawieszał się po wspomnieniu o dzieciach, jakby właśnie ich zdanie było argumentem koronnym i kończącym wszelkie dywagacje odnośnie do ewentualnej przeprowadzki w inne — lepsze i bardziej interesujące — miejsce. I prawie za każdym razem po rytualnej chwili milczenia odzywałem się, pytając:

— W takim razie po co narzekać, skoro nie zamierzasz nic z tym zrobić? Widocznie nie jest ci aż tak źle, skoro nie próbujesz się stąd wyrwać.

— Może i tak… — kwitował takim tonem, jak gdyby właśnie ktoś przed sekundą doradzał mu, że powinien się udać z wizytą do ginekologa.

Często łapię się na nadmiernej skłonności do pouczania i dawania tak zwanych dobrych rad innym, zwłaszcza tym, których lubię i na których przynajmniej trochę mi zależy. Co ciekawe, nie potrafię się przed tym powstrzymać, ale zawsze gryzę się w język dokładnie wtedy, gdy już jest za późno, gdy właśnie przed sekundą błysnąłem jakąś swoją złotą myślą. Wielokrotnie więc doradzałem Mamajowi rozważenie przeprowadzki i tyle samo razy chwilę potem się za to na siebie wściekałem.

Łatwo doradzać wywrócenie życia o sto osiemdziesiąt stopni, gdy się ma czterdzieści parę lat i jest się samotnym, niezależnym facetem bez zobowiązań. Z drugiej strony, w takiej sytuacji warto być przynajmniej na tyle rozsądnym, żeby zdawać sobie sprawę, do kogo się coś takiego mówi. To, że ja zdecydowałem się na taki krok, nie znaczy, że wszystkim byłoby równie łatwo.

Kiedy po raz pierwszy jadłem pizzę w dziwacznej knajpie o jeszcze dziwniejszej nazwie, nie znałem jeszcze Mamaja, ale dużo myślałem o tym, gdzie i po co się znalazłem. Byłem pewien, że takiego właśnie zapyziałego miasteczka mi potrzeba. Trochę już mu się zdążyłem przyjrzeć przez ten miesiąc, od kiedy udało mi się znaleźć robotę w miejscowej fabryce okien (określając początek zatrudnienia na początek października) i jego brzydota wydawała mi się wręcz porażająco piękna. Niewielki rynek, w ładne dni pełen wygrzewających się w słońcu emerytów, dziurawe drogi, po których miejscowi szpanerzy nie mogli pędzić z wyciem podrasowanych silników, świeże powietrze przesycone wonią otaczających Ryków sosnowych lasów. Do tego dochodził brak znajomych, z którymi nie wypada się nie spotykać od czasu do czasu, i śmiesznie niski koszt mieszkania, którego metr wyceniano mniej więcej o połowę taniej niż w Mieście Wojewódzkim, więc po sprzedaniu starego mogłem sobie pozwolić na bardziej przestronne cztery kąty, a i tak zostało jeszcze sporo na bankowym rachunku.

Kończąc pizzę, która była tak duża, że ledwie udało mi się ją w siebie wcisnąć, solennie przyrzekłem w duchu, że będę robił wszystko, by prowadzić tutaj życie samotnika i odludka, że będę stronił od ludzi, ich problemów, dzieci, kłopotów ze zdrowiem, kochanek, teściowych i czort wie czego jeszcze. Chciałem po prostu spokojnego i nudnego życia, dokładnie takiego samego jak miejscowość, do której przeprowadziłem się kilka dni temu.

Plan był doskonały, więc postanowiłem go oblać kolejnym i ostatnim już tego popołudnia kuflem piwa. Nazajutrz czekał mnie pierwszy dzień w nowej pracy i nie wypadało pojawić się na kacu, bo prywatny właściciel nigdy nie jest tak wyrozumiały, jak państwowy pracodawca.

Właśnie w tej chwili do knajpy ponownie wszedł mężczyzna, którego widziałem już wcześniej. Spostrzegł, że mój talerz jest pusty, więc podszedł, by go zabrać.

— I jak, proszę pana, smakowała pizza? — zapytał.

— Muszę przyznać, że dawno nie jadłem tak dobrej.

— Cieszę się. Recepturę zdobyłem we Włoszech, gdy pojechałem tam po maturze, żeby trochę zarobić i przed studiami liznąć prawdziwego życia. Do woja mnie nie chcieli, więc pomyślałem, że może przynajmniej do kuchni się nadam. — Patrzył na mnie pogodnymi oczyma z tym swoim rozbrajającym uśmiechem. Być może z Włoch przywiózł nie tylko przepis na ciasto, ale też tak otwarty, nieskrępowany sposób bycia, chociaż bardziej skłaniałem się do opinii, że po prostu taki się już urodził. — Ale z włoskiej pizzy właściwie zostało tylko ciasto, bo Polacy jednak wolą inaczej podane składniki, prawda?

— Nie mam pojęcia, nigdy nie byłem we Włoszech — odparłem zgodnie z prawdą.

Powinienem być wtedy nieprzystępny i nieprzyjemny, wszak nie dalej niż kilka minut wcześniej sobie to obiecywałem. Ale nie potrafiłem.

Mój rozmówca wziął talerz, a następnie wskazał na pusty kufel.

— Może jeszcze jedno?

Dziś sobie myślę, że zrobiłem wielki błąd, nie odmawiając. Gdybym podziękował, zapłacił i wyszedł, wszystko byłoby przecież inaczej. Być może nie doszłoby do tego, że kilka lat później będziemy siedzieć w jego mieszkaniu i zastanawiać się, czy „tutaj będzie pachniało inaczej, jeśli one nie wrócą”, bo przecież każde nasze spotkanie miało wpływ na dalsze losy jego i jego najbliższej rodziny.

Zabij mnie, tato

Подняться наверх