Читать книгу Wielkie nadzieje - Susan Anne Mason - Страница 10

ROZDZIAŁ 4

Оглавление

[no image in epub file]

Randall zamknął drzwi do gabinetu i oparł się o futrynę. Nawet gdy miał przymknięte oczy, nie mógł wymazać widoku wściekłej twarzy żony. Tej rozmowy nigdy nie chciałby powtarzać. Postąpił jak ostatni głupiec, ukrywając przed nią przeszłość, ale absolutnie sobie nie wyobrażał, że jego córka kiedykolwiek przepłynie ocean, by go odnaleźć. Z tego, co wiedział, nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Przez te wszystkie lata ani raz nie odpowiedziała na jego listy ani też nie próbowała się z nim skontaktować. Choćby po to, by poprosić o pieniądze. Cóż w takim razie skłoniło ją do przyjazdu akurat teraz?

„Przebyłam długą podróż, by spotkać się z ojcem, człowiekiem, którego do niedawna uważałam za zmarłego”. Znów powróciły do niego wstrząsające słowa Emmy. Dziadkowie jej powiedzieli, że on nie żyje? Wiedział, że Bartlettowie obwiniali go zawsze o śmierć swojej córki, ale takie kłamstwo byłoby niegodziwością nawet jak na nich.

Randall podszedł do stolika, gdzie stała karafka z jego ulubioną whisky. Drżącymi rękami wlał złocisty płyn do szklaneczki i pociągnął spory łyk, z radością witając palenie w gardle. Musiał teraz przejąć kontrolę nad emocjami, jeśli chciał dokonać jasnej oceny sytuacji. Jednak widok dziecka, które po prostu porzucił przed dwudziestoma laty, sprawił, że wraz z poczuciem winy wróciły do niego stare, zatruwające serce uczucia, jakie dawno uznał za pogrzebane. A zwłaszcza ostatnie słowa żony: „Zajmij się naszą córką, Randallu. Postaraj się, żeby wiedziała, jak bardzo ją kochałam”.

Randall przesunął ręką po szczęce.

– Wybacz, Loretto – szepnął, jakby kobieta mogła go usłyszeć. – Przepraszam, że nie okazałem się człowiekiem, za jakiego mnie uważałaś.

Usiadł przy biurku i objął głowę rękami. Prześladował go obraz pięknej córki, z ciemnymi włosami i błękitnymi oczami, tak podobnymi do jego. Jakaś jego część pragnęła znów ją ujrzeć, spędzić z nią trochę czasu, zobaczyć, jaką kobietą się stała. Jednak ta praktyczna strona wzdrygała się na myśl o skandalu, jaki jej przybycie mogło wywołać w kluczowym momencie jego kampanii, i o tym, co to oznaczało dla jego kariery. Mógł sobie tylko wyobrażać reakcję prasy na fakt, że szanowany ojciec rodziny porzucił małą córeczkę i uciekł z kraju. Jaki drań byłby zdolny do czegoś podobnego?

Dopił resztkę whisky jednym haustem. Nie znał odpowiedzi na to pytanie. I wiedział, że musi unikać spotkania z córką, dopóki jej nie znajdzie. Gdyby tylko jeszcze potrafił wymazać wspomnienie żalu w jej oczach, gdy wychodziła z jego domu…


Domy stojące przy ulicy Forest Hill mieniły się kolorami świeżo rozkwitłych kwiatów, lecz Corinne prawie nie zwracała na nie uwagi. Zwykle nadchodzące lato dodawało jej lekkości w sercu i energii do i tak już dziarskiego kroku. Jednak tego dnia, gdy spacerowała po okolicy, zbyt wiele niechcianych myśli pojawiało się w jej głowie, by pogoda mogła poprawić jej nastrój, nawet tak piękna. Odkąd ta tajemnicza kobieta zjawiła się w ich domu i oznajmiła, że jest córką taty, ojciec nie był sobą. A mama zamknęła się w pokoju i prawie z nikim nie rozmawiała. A gdy Corinne próbowała wypytywać tatę o tę kobietę, za każdym razem ją zbywał, twierdząc, że nie chce o tym mówić. Minęły dwadzieścia cztery godziny i Corinne nie zamierzała dłużej na to pozwalać. Postanowiła zażądać wyjaśnień. Jeśli nie ze względu na siebie, to dla Marianne. Jej mała siostrzyczka błyskawicznie uczepiła się nadziei, że ma jeszcze jedną siostrę. Zaczęła nawet snuć najgłupsze fantazje, w których przyjmowały tę cudzoziemkę do rodziny.

Na tę myśl dziewczyna aż się wzdrygnęła. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała, była jeszcze jedna siostra, zwłaszcza tak piękna jak Emmaline, z kruczoczarnymi włosami i obezwładniającym spojrzeniem. Po chorobie Marianne i wynikłym z niej paraliżu Corinne już i tak miała trudności z niedopuszczaniem do siebie myśli, że jest zapomniana, niewidzialna. Choć rozumiała, że siostrze należy się teraz więcej uwagi, nie mogła się już doczekać chwili, gdy to ona stanie się centrum zainteresowania z powodu nadchodzącego ukończenia szkoły. Ciężko pracowała na najlepsze oceny, by rodzice mogli być z niej dumni. Już sobie wyobrażała radość na ich twarzach w momencie, gdy odbiera dyplom.

Mama planowała przyjęcie na jej cześć, na które chciała zaprosić wszystkie bogate rodziny z miasta. Spodziewała się wielu dostępnych kawalerów, choć tylko jeden się dla niej liczył. Nie zamierzała pozwolić na stratę szansy, by choć raz zostać królową balu. Może wtedy udałoby się jej przyciągnąć uwagę Willa Munroego.

Corinne skręciła na ścieżkę prowadzącą do domu, okrążyła budynek i tylnymi drzwiami weszła do kuchni. Nieczęsto korzystała z tej drogi, wyłącznie wówczas, gdy chciała uniknąć spotkania z rodzicami. Powiesiła okrycie na wieszaku przy drzwiach i rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu kucharki lub innych służących. Na szczęście kuchnia była pusta, choć zapach pieczonych jabłek świadczył o tym, że już przygotowano deser.

Corinne ruszyła korytarzem w kierunku gabinetu ojca. Tym razem zamierzała nalegać na odpowiedź. W końcu nie była już dzieckiem, skończyła osiemnaście lat. I nie chciała, żeby wciąż przed nią ukrywano pilnie dotąd strzeżoną rodzinną tajemnicę. Zasługiwała na to, żeby poznać prawdę. Wszyscy na to zasługiwali.

Drzwi do gabinetu były lekko uchylone i gdy Corinne podeszła bliżej, do jej uszu doleciał urywek rozmowy.

– To bardzo nieszczęśliwy rozwój wydarzeń, Randall. Akurat w chwili, gdy osiągnąłeś szczyt popularności. – W głosie dziadka Fentona pobrzmiewało niezadowolenie. – Ta dziewczyna może wszystko zniszczyć. Wyborcy nie odniosą się życzliwie do człowieka, który porzucił dziecko, niezależnie od tego, kiedy to miało miejsce. Nie muszę chyba podkreślać, jak ważne jest to, by ukryć ten fakt przed prasą.

– Myślicie, że o tym nie wiem? – warknął ojciec. – Dlatego tu was obu sprowadziłem. Chcę, żebyście mi pomogli opracować kolejny ruch.

Was obu? Kto jeszcze tam jest? Czy to możliwe, że…?

– Jeśli wolno mi radzić, sir, może rozgłosimy, że odwiedza pana bratanica zza granicy? Czyż nie tak zresztą przedstawiła się gospodyni za pierwszym razem? W ten sposób obecność dziewczyny nie wywoła niepotrzebnych spekulacji.

Serce Corinne podskoczyło w piersi. Tego barytonu nie mogła nie rozpoznać… Will Munroe pracował jako asystent ojca na uniwersytecie już od dwóch lat. Co więcej, był jednym z najlepszych członków sztabu podczas kampanii przedwyborczej. Gdy się spotykali, traktował ją zawsze bardzo uprzejmie, ale ostatnio Corinne zaczęła mieć nadzieję, że Will już nie patrzy na nią jak na dziecko. Przygładziła włosy, żałując, że po spacerze nie poświęciła więcej czasu na toaletę.

– Zgoda – powiedział dziadek. – Tak chyba będzie najlepiej.

– Ale czy możemy być pewni, że Emmaline przystanie na ten pomysł? – spytał Will.

– Nie mam pojęcia. Widziałem się z nią zaledwie pięć minut. – W głosie ojca pobrzmiewała irytacja.

– Może powinieneś złożyć jej wizytę – zasugerował dziadek. – I wyjaśnić bez ogródek, czego od niej oczekujesz.

– A jeśli się nie zgodzi?

– Na razie się o to nie martwmy. Jeżeli zależy jej na pieniądzach, to będzie można kupić jej milczenie.

Corinne zakryła dłonią usta. Czyżby ta kobieta szantażowała ojca?

– Wszelkie spekulacje nie mają sensu. Dopóki z nią nie porozmawiam, niczego się nie dowiemy. Spróbuję się umówić na jutro.

Słysząc skrzypnięcie krzesła, Corinne poszła na palcach do salonu, gdzie wzięła do ręki robótkę i zajęła miejsce na wprost drzwi. Gdy po kilku chwilach rozległy się kroki, podniosła wzrok.

– Dobry wieczór, panno Moore. – Will stał w drzwiach z uśmiechem. Prezentował się świetnie w ciemnej marynarce i białej koszuli, z kasztanowymi włosami opadającymi na czoło. – Mam nadzieję, że dobrze się pani miewa.

– Bardzo dobrze. A pan?

– Jak zwykle wspaniale, dziękuję.

– Ojciec każe panu ostatnio pracować do późna. Proszę tylko nie mówić, że już ma obsesję na punkcie najbliższych wyborów. – Roześmiała się cicho, ale jej ręce drżały. Dlaczego zawsze brzmiała jak dziecko, ilekroć próbowała rozmawiać z Willem?

Jego usta drgnęły lekko.

– Ależ to całkiem słuszne – odparł. – Kampania już się zaczęła. Musimy starannie planować każdy ruch, jeśli chcemy wygrać z burmistrzem Churchem. – Wciąż stał w progu, ale patrzył na nią tymi zielonymi oczami tak, jakby czekał, że jeszcze coś powie.

Corinne odłożyła robótkę i wstała.

– Może wypije pan ze mną herbatę albo kawę? – Czuła, że ma wilgotne dłonie. Czy Will mógł pomyśleć, że jest zanadto śmiała?

– To bardzo uprzejme z pani strony, ale muszę wracać do domu. Czeka na mnie matka.

– Oczywiście. Proszę mi wybaczyć.

Jako najstarszy z sześciorga dzieci, Will od śmierci ojca przed pięcioma laty miał rodzinę na utrzymaniu, a Corinne podziwiała jego poświęcenie. Fakt, że jest potrzebny w domu, uchronił go przed pójściem na wojnę, co w oczach dziewczyny i zapewne również dla pani Munroe stanowiło dodatkową zaletę.

– Nie ma tu niczego do wybaczania, panno Moore.

– Proszę mi mówić Corinne. – Podeszła kilka kroków bliżej. Na tyle blisko, by dojrzeć złote cętki w jego oczach.

– Dobrze, Corinne, dziękuję za zaproszenie, może innym razem. – Skłonił się lekko. – Dobranoc.

Nie powstrzymała westchnienia, gdy zniknął w korytarzu. Czy istniała szansa, żeby Will poczuł się w jej towarzystwie na tyle swobodnie, by przestać się tak kontrolować i wyjawić sekrety swego serca, które udawało się jej czasem dostrzec w głębi jego oczu? A może uznałby ich przyjaźń za nadużycie zaufania, jakim darzył go pan Moore?

Corinne czekała, aż zamkną się za nim frontowe drzwi, zanim zdecydowała się pójść do gabinetu ojca. Tata z pewnością był tam nadal razem z dziadkiem. Może gdyby zwróciła się do obu, choć jeden by wyjaśnił, jak to możliwe, że ojciec ma dorosłą córkę, o której nikt dotąd nie słyszał, i dlaczego ona się tu zjawiła akurat teraz.

Postawiwszy przed sobą takie zadanie, podeszła do drzwi i zapukała. Cicha rozmowa natychmiast ustała.

– Proszę.

Dziewczyna uniosła podbródek i weszła do środka. Pokrzepiający zapach fajkowego tytoniu dziadka dodał jej odwagi. Przenosiła wzrok z jednego mężczyzny na drugiego.

– Czy mogę porozmawiać z wami oboma?

– Corinne… – Jej ojciec zmarszczył brwi. – …musisz mieć chyba ważną sprawę, skoro przerywasz nam spotkanie.

Nagana w jego głosie nie uszła jej uwadze.

– Owszem. – Zajęła miejsce na wprost ojca. – Chcę się dowiedzieć czegoś więcej o kobiecie, która tu była. Czy to naprawdę twoja córka? – Nie spuszczała wzroku z ojca, dostrzegając kątem oka, że dziadek zesztywniał.

– To nie twoja sprawa, dziecko – powiedział. – Twój ojciec się tym zajmie.

– Pozwolę sobie mieć na ten temat odmienne zdanie. Jeśli jesteśmy spokrewnione, mam prawo wiedzieć.

– Zgadzam się z Corinne. – W otwartych drzwiach stanęła matka. – Najwyższy czas, żebyśmy usłyszeli całą historię.

Chłód w jej głosie sprawił, że dziewczynę przebiegł dreszcz. Gdy zachodziła taka potrzeba, matka potrafiła być groźna, a teraz przyszłość jej rodziny znalazła się w niebezpieczeństwie.

Ojciec przygarbił się na krześle.

– Dobrze. Ktoś powinien pójść po Marianne, żebym nie musiał drugi raz powtarzać tego samego.

– Odpoczywa. Później jej wszystko przekażę. – Mama przycupnęła na krześle obok córki, a dziadek oparł się o biurko z fajką w zębach.

– Dobrze, zatem miejmy to wreszcie za sobą. – Tata zerknął na Corinne. – Przekazałem już twojej matce większość szczegółów, a nie sprawia mi przyjemności przeżywanie na nowo tego okresu życia.

Dziadek odłożył fajkę.

– Sam bym chętnie usłyszał całą historię.

Żyła na szyi ojca zaczęła mocno pulsować. W końcu skinął głową i odchrząknął.

– Wystarczy powiedzieć, że byłem młody, głupi i zakochany w dziewczynie, której rodzice mnie nie akceptowali.

– Nie rozumiem. – Matka zmarszczyła brwi. – Pochodziłeś z dobrej rodziny, studiowałeś prawo na uniwersytecie w Oxfordzie. Czego jeszcze chcieli?

– Byłem katolikiem, czyli według jej rodziców wyznawcą nieodpowiedniej religii. I nie ufali prawnikom – wszystkich uważali za oszustów. Tak więc mieli dwa potężne argumenty przeciwko mnie.

– Co się stało dalej? – spytała Corinne.

– Pozwoliłem sobie na to, by oczarowanie Lorettą wzięło nade mną górę, i choć byliśmy stanowczo za młodzi, uległem jej prośbom i zgodziłem się na ślub. Niebawem oczekiwaliśmy dziecka. Niestety wystąpiły komplikacje i Loretta zmarła wkrótce po narodzinach naszej córeczki. – Mięsień w policzku ojca drgnął mocno. – Nie miałem środków na wychowanie dziecka, więc gdy rodzice Loretty podjęli się opieki nad naszą córką, uznałem, że leży to w najlepszym interesie Emmaline.

– A twoja matka? – spytała mama. – Nie mogła ci pomóc?

Ojciec odwrócił wzrok.

– Matka nie czuła się najlepiej – rzekł. – Nie mogła wziąć odpowiedzialności za noworodka. Najlepszym wyjściem byli Judith i Felix Bartlettowie.

Corinne zmarszczyła brwi.

– Wciąż nie rozumiem, dlaczego Emmaline była przekonana, że nie żyjesz.

Na usta ojca wystąpił grymas niezadowolenia.

– Chyba jej dziadkowie uważali, że będzie dla niej lepiej, jeśli uwierzy w moją śmierć. Woleli jej nie mówić, że wyjechałem za granicę. Przez te lata napisałem do niej kilka listów, najpierw do Bartlettów, potem do samej Emmaline, ale w odpowiedzi otrzymałem tylko pogróżki od pani Bartlett.

– Pojechałeś kiedyś do Anglii, żeby się z nią zobaczyć? – spytała mama.

– Nie, Bartlettowie postawili sprawę jasno. Nie życzyli sobie moich kontaktów z ich wnuczką. Uważałem, że lepiej zostawić ją w spokoju. – Ojciec zerwał się na nogi i przesunął dłonią po szczęce. – Nigdy nie sądziłem, że zjawi się tutaj tak ni stąd, ni zowąd.

Dziadek założył ręce na piersiach.

– Myślisz, że chodzi jej o pieniądze?

– Wątpię, ale owszem, i taka myśl przyszła mi do głowy.

– Skoro nie skontaktowała się z tobą ponownie, to chyba raczej niemożliwe. – Matka wstała i zaczęła się przechadzać po pokoju.

– Nieważne. Już postanowiłem, że spotkam się jutro z Emmaline i spróbuję ustalić, czego chce. Zamierzam narzucić jej konieczność zachowania prawdziwej tożsamości w sekrecie.

Matka pokręciła głową.

– Boże, miej nas w swojej opiece, jeśli odmówi. Może zrujnować wszystko, na co tak ciężko pracowałeś.

– Po co brać pod uwagę najgorsze scenariusze, moja droga? Na razie mogę przynajmniej wierzyć w jej dobre intencje. Do czasu.

– Mam nadzieję, że twoja ufność znajdzie uzasadnienie – rzekł dziadek. – Nie pozwolę na to, by błędy młodości przekreśliły lata, które zaprowadziły cię do tego punktu na ścieżce kariery. Stanowisko burmistrza znalazło się w zasięgu twoich możliwości.

Corinne wyprostowała plecy. A ja nie zamierzam pozwolić na to, by jeszcze jedna córka zajęła należne mi miejsce w rodzinie. Na szczęście miała po swojej stronie matkę i dziadka. Oboje wydawali się przybici takim obrotem sprawy. A jeśli oni pragnęli, by Emmaline zniknęła z ich życia, nie wątpiła, że wkrótce ta kobieta znajdzie się na statku płynącym z powrotem do Anglii. Jej intrygi nie miały szans w starciu z Harcourtem Fentonem i jego córką.

Wielkie nadzieje

Подняться наверх