Читать книгу Wielkie nadzieje - Susan Anne Mason - Страница 8
ROZDZIAŁ 2
Оглавление[no image in epub file]
Bardzo mi przykro, jednakże nie przyjmuję panów na stancję.
– Stojąca w drzwiach siwowłosa właścicielka budynku, pani Chamberlain, popatrzyła na Emmę ze współczuciem i zwróciła się do Jonathana: – Proszę spróbować w YMCA1 przy ulicy College. Mają tam bardzo ładny hostel.
Emmie popsuł się humor. Na statku praktycznie nie widywała się z Jonathanem, a teraz zanosiło się na to, że nie będzie mogła z nim mieszkać w tym samym domu? Westchnęła i zabrała walizkę z progu.
– Czy nie mogłaby nam pani polecić miejsca, gdzie mielibyśmy możliwość zamieszkać oboje?
Oczy pani Chamberlain zwęziły się lekko.
– Jesteście spokrewnieni?
– Niedosłownie, ale dorastaliśmy razem, Jonathan jest właściwie moim bratem. Mogę ręczyć za jego dobry charakter.
Nie było powodu, dla którego kobieta nie miałaby mu wierzyć. Teraz, ogolony, w czystej koszuli, Jonathan wzbudzał zaufanie.
Kobieta uśmiechnęła się do nich.
– Jestem pewna, że jest pan godny szacunku, panie Rowe. Ale u mnie mieszkają wyłącznie kobiety i czułyby się bardzo skrępowane, gdyby musiały dzielić dom z mężczyzną.
– Rozumiem. – Jonathan położył rękę na ramieniu Emmy. – Wprowadź się tutaj, Em, a ja znajdę sobie jakieś inne miejsce.
– Nie. – Dziewczyna zacisnęła dłoń na rączce walizki. – Poszukamy czegoś dla nas obojga.
Jonathan pokręcił głową.
– Robi się późno, a ty jesteś bardzo zmęczona. Sprawdzę w tym YMCA i przyjdę do ciebie rano.
Mimo odważnej postawy Emma czuła w oczach palenie łez – pokłosie ostatnich dwóch tygodni dawało o sobie znać. Przygryzła dolną wargę, która zaczynała drżeć, niezdolna wymówić ani słowa.
Pani Chamberlain wytarła ręce w ręcznik, który zwisał przy pasku jej fartucha, i wyszła na próg.
– A jak pan sobie radzi z pracą w obejściu, panie Rowe?
– Całkiem nieźle. Dlaczego pani pyta?
– Mój dozorca zrezygnował właśnie z pracy, co zresztą widać po długości trawy, i mam problemy ze znalezieniem zastępstwa. – Przekrzywiła głowę. Jej szare oczy były niemal w tym samym kolorze, co drobne siwe loczki. – Jeśli byłby pan gotowy tymczasowo przejąć jego obowiązki, mógłby pan zamieszkać w pomieszczeniu nad garażem.
W serce Emmy wstąpiła nadzieja. Popatrzyła błagalnie na przyjaciela.
– To chyba dobra propozycja – powiedział wolno. – Chciałbym tylko wiedzieć, ile to mniej więcej pracy?
– Z pewnością nie więcej niż kilka godzin dziennie.
– Świetnie. Zgoda.
Emma odetchnęła z ulgą – zyskała pewność, że nie zostanie sama. Jonathan będzie w pobliżu, gdyby go potrzebowała.
– Dziękuję, pani Chamberlain. Bardzo to doceniamy.
– Cieszę się, że mogłam pomóc. – Uśmiechnęła się do Emmy. – Może pani zabrać bagaż na drugie piętro. Drugie drzwi na prawo. Przyniosę panu Rowe’owi klucz do jego mieszkania.
Emma wzięła walizkę i weszła do środka.
– Och… a czy Grace Abernathy mieszka u pani? Poznałyśmy się na statku płynącym z Anglii. To ona poleciła mi tę stancję.
Po twarzy pani Chamberlain przebiegł cień.
– Niestety się minęłyście. Grace podjęła pracę jako niania i zamieszkała w domu pracodawcy.
– Jaka szkoda… Miałam nadzieję, że spędzimy razem trochę czasu.
– Ja też, moja droga – odparła z uśmiechem gospodyni. – Ale Grace obiecała przychodzić w niedziele, jeśli będzie mogła. Możemy razem pójść do kościoła.
– Bardzo chętnie.
Ta myśl pocieszała Emmę, gdy zmierzała schodami na drugie piętro. Kiedy znalazła się w pokoju, zobaczyła, że jest utrzymany w różowo-czerwonej tonacji i wyposażony w wygodne siedzisko przy oknie. Spojrzała tęsknie na przykryte kapą łóżko. Miała nadzieję, że choć tej nocy porządnie się wyśpi, pierwszy raz od chwili, gdy znalazła plik listów i odkryła, iż jednak nie jest sierotą. Wciąż tliło się w niej poczucie krzywdy i gniew z powodu zdrady dziadka. Jak ludzie, którzy wychowywali ją od dziecka, mogli tak kłamać i trzymać ją z dala od ojca?
Męczyło ją to, że jest na nich zła, gdyż nie żyją i nie mogą jej wyjaśnić powodów, dla których ukrywali prawdę. Tak czy inaczej, Emma zamierzała odkryć, co się stało po śmierci jej matki i dlaczego dziadkowie uznali za konieczne uciec się do oszustwa.
Z nowym postanowieniem rozpakowała rzeczy, odświeżyła się wodą z dzbanka na toaletce i poszła szukać gospodyni. Wydawało się logiczne, że pani Chamberlain może wiedzieć cokolwiek na temat Randalla, skoro kandydował na burmistrza, a Emma potrzebowała każdej informacji przed spotkaniem. W końcu wiedza to siła, czyż nie?
Jonathan wszedł na rachityczne schody prowadzące do pokoju nad budynkiem, który pani Chamberlain nazwała garażem. Było to z pewnością nietrafne, gdyż jak sądził, nie stał tu nigdy żaden pojazd. Teraz pomieszczenie służyło jako duży magazyn na narzędzia. Najwyraźniej poprzedni dozorca był mistrzem wielu fachów. Jonathan żywił nadzieję, że nie wyolbrzymił swoich zdolności i uda mu się sprostać zadaniom, które miał wykonywać, by zarobić na utrzymanie.
Długo gmerał w zamku żelaznym kluczem, aż w końcu zapadka odskoczyła i wszedł do środka. Natychmiast ruszył do okna, otworzył zasuwkę i pchnął je, a potem rozejrzał się po pomieszczeniu.
Wnętrze było skromnie umeblowane, stał w nim okrągły stół i dwa drewniane krzesła, przy ścianie na wprost wejścia – łóżko, fotel, stolik nocny i lampka.
Pozbawione kuchni i łazienki mieszkanie nie było idealne, jednak by pozostać blisko Emmy, mógł pogodzić się z niewygodą, korzystać z toalety na zewnątrz, a posiłki jeść w kuchni razem z kucharką.
Jego wzrok padł na czarny piec na drewno w rogu. Obok stał kosz z resztką opału. Jonathan zmusił się do przejścia po pokoju w tamtym kierunku. Podejrzewał, że musiał istnieć jakiś sposób, by ogrzać mieszkanie, zważywszy na ostre kanadyjskie zimy. Przy odrobinie szczęścia mogło być jednak na tyle ciepło, że nie musiałby rozpalać ognia.
Na czoło wystąpiły mu krople potu. Nie zważając nawet na złe samopoczucie, zmusił się, by chwycić metalową rączkę i otworzyć drzwiczki pieca. Wnętrze wysprzątano starannie z pozostałości drewna i popiołu, a jednak wciąż wyczuwalny zapach palonego drewna spowodował, że znów poczuł skurcz w żołądku. Zamknął z trzaskiem drzwiczki i podniósł się, pragnąc, żeby przykre wspomnienia odeszły w niebyt. Nie mógł teraz dostać ataku. Oddychał głośno przez usta. Zwykle kominki i piecyki nie wywoływały u niego tego typu reakcji, ale od wybuchu wojny drgawki mściwie wracały w pozornie niewinnych okolicznościach. Najgorsze jednak było to, że nigdy nie wiedział, kiedy mogą wystąpić.
Przeszedł przez pokój i położył torbę na podłodze przy łóżku. Ponieważ na razie niewiele miał do zrobienia, pomyślał, że powinien się dowiedzieć, jakie będą jego obowiązki. Opuścił pomieszczenie i ruszył do tylnego wejścia stancji w nadziei, że nie łamie żadnych przepisów.
Przy kuchni ujrzał postawną kobietę, która mieszała coś w garnku. W powietrzu uniósł się smakowity zapach świeżo upieczonego chleba i gotowanej wołowiny. Zaburczało mu w brzuchu, co było pierwszą oznaką apetytu od chwili, gdy wszedł na ten okropny statek. Sądząc po wystających żebrach, z pewnością schudł w trakcie podroży, ale teraz zamierzał to nadrobić.
– Dzień dobry – zawołał, nie chcąc przestraszyć kobiety.
Kucharka zerknęła przez ramię, nie przerywając mieszania. Spod białego czepka, niczym igły jeża wystawały jej siwe kosmyki, na czole pojawił się mars.
– Kim pan jest i co pan robi w mojej kuchni?
– Nazywam się Jonathan Rowe. Pani Chamberlain zatrudniła mnie jako tymczasowego pomocnika.
Czoło kobiety wygładziło się natychmiast.
– Rozumiem. – Otaksowała go i otarła ręce o fartuch.
– Jestem pani Teeter, pracuję tu jako kucharka. Pewnie szuka pan czegoś do jedzenia. – Popatrzyła na ścienny zegar. – Już jest po kolacji, ale mogę panu ukroić trochę chleba i sera, i może trochę wołowiny.
– To byłoby bardzo miłe z pani strony. Dziękuję. – Jonathan skłonił się lekko. – Wydaje się, że podróżowaliśmy całe wieki.
– My? – Kobieta otworzyła ziębiarkę i wyjęła z niej krążek sera.
– Moja przyjaciółka i ja. Emma mieszka na górze.
Widząc pełen dezaprobaty grymas jej ust, Jonathan pospieszył kucharce z pomocą.
– Emma i ja dorastaliśmy razem. Ona traktuje mnie jak brata. – Te wyjaśnienia zaczynały go już męczyć. Na razie jednak działały na ich korzyść, zważywszy, że niezamężne kobiety nie podróżowały zwykle w towarzystwie mężczyzny, który nie należał do rodziny.
– Co was sprowadza w te strony? – Pani Teeter wyjęła bochen chleba i wzięła do ręki ogromny nóż.
– Emma musi kogoś odwiedzić… dalekich kuzynów. – Zrobił nieokreślony gest ręką.
– A pan? – Spojrzała na niego spod przymrużonych powiek.
– Ja po prostu ją chronię. – Obdarzył kobietę jednym ze swoich najbardziej czarujących uśmiechów i otrzymał w podzięce lekki uśmiech.
– Jak przystało na dobrego brata. – Ułożyła chleb i ser na talerzu. Mrucząc, podeszła do kuchni i wyjęła z garnka kawałek wołowiny. Następnie podała mu talerz i nalała filiżankę czarnej kawy.
Jonathan nie miał serca powiedzieć jej, że woli herbatę.
– Poza tym planuję odwiedziny u przyjaciela. Spotkaliśmy się w szpitalu we Francji, gdy obaj leczyliśmy odniesione rany. Kazał mi obiecać, że go odwiedzę, jeśli kiedyś będę w Toronto. – Jonathan modlił się o zdrowie dla Reggiego, który był znacznie poważniej ranny niż on, uznany za niezdolnego do służby i odesłany do Kanady.
Pani Teeter przerwała pracę, by na niego popatrzyć.
– Walczył pan na wojnie?
– Tak, proszę pani. – Odłamał kawałek chleba i zaczął żuć twardą skórkę. – Pod koniec zostałem ranny. Ostatnie parę miesięcy spędziłem w szpitalu.
– W takim razie w czepku pan urodzony. Wrócił pan żywy. – Oczy jej zwilgotniały. – Mój biedny siostrzeniec nie miał tyle szczęścia. – Pochyliła głowę i przesunęła wierzchem dłoni po policzku.
Jonathan zmarszczył brwi.
– Bardzo mi przykro z powodu pani straty. – Ileż to razy powtarzał to zdanie od końca wojny? I dlaczego czuł się winny, że przeżył, skoro inni zginęli? Próbując przełknąć chleb, który stanął mu w gardle, popił go kawą. Starał się nie skrzywić. Jak ludzie mogli pić taką smołę?
– Philip był dobrym chłopcem. Oczkiem w głowie mojej siostry. Nie wiem, jak ona sobie bez niego będzie radzić. – Z jej zaciśniętych ust wymknęło się westchnienie.
Jonathan skinął ze zrozumieniem głową.
– Straciłem dobrego przyjaciela, Danny’ego, i wielu innych kolegów, więc chyba trochę rozumiem, co pani czuje. Kiedy wróciłem, musiałem pójść do jego matki i zanieść jej kilka jego rzeczy. Nigdy nie robiłem niczego trudniejszego. – Stanęła mu przed oczami wizja ciała Danny’ego przykrytego białym prześcieradłem. Szybko upił kolejny łyk gęstego naparu, próbując usunąć gulę, którą nagle poczuł w gardle. Pani Teeter podeszła do ziębiarki i wyjęła talerz. Odkroiła spory kawałek ciasta i wręczyła Jonathanowi.
– Każdy mężczyzna, który walczył za ojczyznę, jest w moich oczach dżentelmenem, panie Rowe. – Z tymi słowami położyła widelec obok talerza.
– Dziękuję. Jabłecznik to luksus, bez którego musiałem się obywać przez ostatnie cztery lata.
Znowu wróciła do mieszania.
– Proszę mi powiedzieć, ma pan jakieś doświadczenie w pracy w obejściu?
– Trochę mam – odparł ostrożnie.
– Jak już pan skończy jeść, pokażę panu ogródek warzywny na tyłach domu. Zasadziłam większość nasion, ale teraz chciałabym, żeby pan się nimi zajął.
– Oczywiście.
Mocno napięte mięśnie brzucha Jonathana wreszcie się rozluźniły, jakby właśnie zdał jakiś egzamin. Jeśli opieka nad ogrodem mogła mu zaskarbić sympatię kucharki i zagwarantować ciągłą dostawę pożywienia, był gotów nauczyć się wszystkiego na temat hodowli warzyw. Zwłaszcza gdyby to oznaczało, że może być blisko Emmy.