Читать книгу 29 sekund - T. M. Logan - Страница 12

3

Оглавление

– Dlaczego pozwalasz na to temu obleśnemu draniowi? – westchnęła Laura, krojąc papryki na blacie kuchni.

– Dobrze znasz odpowiedź – odparła Sarah.

– To nie daje mu prawa do obmacywania cię i napastowania. Gdyby to był mój szef, zgłosiłabym go do kadr, jeszcze zanim skończyłby się do mnie przystawiać.

– Rozumiem. Ale na uniwersytecie nie da się tego załatwić w ten sposób.

Laura przerwała krojenie i machnęła nożem o czarnej rączce i długim, zwężającym się ostrzu.

– Ale tak powinno być, do cholery – warknęła. – To nie lata pięćdziesiąte zeszłego wieku.

Sarah się uśmiechnęła. Jej przyjaciółka przeklinała i piła więcej niż ktokolwiek, kogo znała, miała również wrodzony, a charakterystyczny dla ludzi z Yorkshire zwyczaj mówienia tego, co myśli, bez strachu o konsekwencje. Kochała ją za to. Laura nie dawała sobie w kaszę dmuchać.

Poznały się w szkole rodzenia, kiedy Sarah była w ciąży z Grace, a Laura z bliźniętami: Jackiem i Holly. Z początku nieco odrzucała ją bezpośredniość Laury – i jej zapewnienia, że przy porodzie zażąda podania wszelkich możliwych leków, prawdopodobnie już na tydzień przed pierwszym skurczem – ale ostatecznie okazało się, że mają wiele wspólnego. Obie studiowały anglistykę w Durham, mieszkały w tej samej dzielnicy północnego Londynu i obie cieszyły się z powrotu do pracy. Laura była kierowniczką działu treści cyfrowych w prestiżowej firmie handlowej.

Piątkowe wieczory z nocowaniem szybko stały się stałym, comiesięcznym punktem w ich harmonogramach. Czwórka ich dzieci dobrze się ze sobą dogadywała i potrafiła bez końca bawić w przebieranki, chociaż Harry’emu, najmłodszemu i najmniejszemu w grupie, zwykle przydzielano role drugoplanowe: służącego, złoczyńcy bądź zwierzęcia gospodarskiego. Zdawał się tym nie przejmować, bo cieszył go sam udział w zabawie.

Dzieciaki leżały już w łóżkach. Chris, mąż Laury, był w pubie z kolegami z drużyny rugby. Sarah siedziała przy dużym kuchennym stole, a jej przyjaciółka w pośpiechu szykowała stir-fry. W powietrzu unosił się aromat kiełków, orzechów nerkowca i kurczaka skwierczącego w woku.

– Wiem, jak być powinno, Loz, ale to tak nie działa. Dużo zależy od tego, kogo się oskarża. Zresztą podobno były już takie próby.

– I co? – Laura wzięła konkretny łyk wina.

– I nic. Wciąż jest na stanowisku. Dlatego nazywają go profesorem kuloodpornym i dlatego muszę siedzieć cicho, dopóki nie dostanę umowy na czas nieokreślony.

– Profesor kuloodporny – powtórzyła Laura. – Co za geniusz to wymyślił? Przecież to brzmi, jakby był jakimś pieprzonym superbohaterem.

– Ma tę ksywkę od lat, mówili tak o nim, zanim zaczęłam pracę. Oczywiście tylko po cichu.

– Były już na niego donosy, prawda?

– Krążą takie plotki.

– Rozmawiałaś z którąś z tych kobiet? Tych, które skarżyły się na niego oficjalną drogą?

Sarah pokręciła głową i napiła się wina.

– Boże, nie, już nie pracują na wydziale. I to od dawna.

– Cholera, serio? Zwolniono je czy zasugerowano, żeby odeszły? Czy może zrobiły to z własnej woli?

Sarah wzruszyła ramionami.

– Wtedy jeszcze nie pracowałam, ale wydaje mi się, że większość z nich w ogóle zrezygnowała z pracy na uczelni. Do tego oczywiście dochodzą studentki.

– Czyli ludzie wiedzą?

– Widzisz, Loz, Alan Lovelock ma dwa oblicza. Z jednej strony to popularny telewizyjny naukowiec z dyplomem Cambridge, czarujący, charyzmatyczny i niesamowicie bystry, który prawdopodobnie niedługo zostanie odznaczony tytułem rycerskim. To jego wizerunek publiczny, na użytek większości ludzi. Jego drugą twarz widzą wyłącznie kobiety, które mają pecha zostać z nim sam na sam.

– Ile kresek na ramie łóżka zakreślił na pamiątkę zaliczonych studentek i pracownic uczelni?

– Mam nadzieję, że nigdy nie będzie mi dane tego sprawdzić.

Laura prychnęła wzgardliwie i dolała sobie wina z niemal pustej butelki. Była o kieliszek do przodu w porównaniu z Sarah.

– Mimo to nie potrafię tego zrozumieć. Dlaczego HR porządnie go nie przyciśnie? Przecież muszą o wszystkim wiedzieć.

– Hmm. Spróbuję wytłumaczyć: wyobraź sobie najgorzej zorganizowaną firmę, jaką znasz.

Laura oparła się o blat, zwrócona do przyjaciółki.

– OK. Daj mi chwilę… linie kolejowe Southern Rail?

– A teraz pomnóż poziom tej amatorszczyzny razy dziesięć. Mniej więcej tak skuteczne w działaniu są nasze kadry. W najlepszym wypadku pogrożą mu palcem i zaproponują coś w stylu „Szkolenie uzupełniające: kultura osobista w miejscu pracy”. W najgorszym stwierdzą, że to słowo przeciwko słowu, i tyle. Chociaż nie – przy następnej okazji zamiast propozycji umowy na czas nieokreślony usłyszę: „jesteśmy zmuszeni się z panią pożegnać”. Pa, pa, umowo. Pa, pa, praco. A biorąc pod uwagę moją specjalizację, to będzie koniec mojej kariery.

– Nie mogę uwierzyć, że uniwersytet trzyma go tak długo. Powinni go wyrzucić lata temu.

– To niegłupi facet. W końcu ma dyplom Cambridge, i to z wyróżnieniem. Nigdy nie pozwala sobie na nic niewłaściwego przy świadkach, więc ostatecznie to twoje słowo przeciwko jego słowu. A skoro brakuje twardych dowodów, szefostwo uczelni zakłada jego niewinność.

– Powinno się go nagrać. Przyłapać na gorącym uczynku.

– I pożegnać się z etatem.

– To dałoby ci przynajmniej jakieś szanse w boju.

W odpowiedzi Sarah pokazała wiszący na ścianie telewizor: dźwięk był wyłączony, właśnie leciały wiadomości. Na ekranie pojawił się Donald Trump w wianuszku wielbicieli zebranych na trawniku przed Białym Domem.

– Myślisz, że nagrane przechwałki na temat molestowania kobiet w czymkolwiek przeszkodziły temu facetowi?

Laura skrzywiła się.

– Daj spokój, nawet nie zaczynajmy gadać na ten temat.

Chwyciła pilot i włączyła BBC2. Ekran wypełniła postać profesora Alana Lovelocka stojącego pośród średniowiecznych ruin i gwałtownie gestykulującego w stronę kamery.

– Jezu – mruknęła pod nosem, przełączając na kanał filmowy. – Od tego obleśnego dziada nie da się uciec.

Sarah westchnęła i upiła odrobinę wina.

– Uniwersytet znajdzie milion powodów, dla których warto go zatrzymać. A dokładnie dziewięć milionów i sześćset tysięcy powodów.

– I to znaczy, że może robić, co mu się żywnie podoba? – spytała Laura. – Z powodu pieniędzy?

Niewątpliwie profesor Alan Lovelock był wybitnym uczonym i utalentowanym badaczem – w swojej dziedzinie plasował się w światowej czołówce. I to właśnie z tego powodu Sarah chciała pracować na jego wydziale na Queen Anne University. Jednak prawdziwie nietykalnym czynił go fakt, że udało mu się pozyskać największe w historii dofinansowanie dla wydziału literatury angielskiej: siedmioletni grant od australijskiego filantropa wart dziewięć milionów i sześćset tysięcy funtów.

– To olbrzymie dofinansowanie. Więcej niż wydział dostał przez ostatnie pięć lat. Grube ryby zarządzające Queen Anne przeraża sama myśl, że jeśli tylko zrobi mu się u nich niewygodnie, to zwyczajnie zabierze swój grant i przeniesie się gdzie indziej. A to oznaczałoby ogromną wyrwę w naszym portfolio, spadek w rankingach uczelni, no i nie mogliby co pięć minut chwalić się sławnym profesorem, który prowadzi własny program w BBC2. Od czasu do czasu Lovelock mimochodem wspomina dziekanowi, że uniwersytety w Edynburgu i Belfaście kręcą się wokół niego. Robi to, żeby pokazać, że jeśli zechce, może odejść w każdej chwili.

– Jak dla mnie, mógłby iść do diabła – prychnęła Laura. Sarah uśmiechnęła się, ale zaraz przygasła.

– Wiesz, co naprawdę mnie wkurza?

– Poza obmacywaniem, dyskryminacją i całą resztą jego świństw?

– Wkurza mnie, że mam doktorat, etat i kredyt hipoteczny; mam też męża i dwoje dzieci, a on wciąż na oficjalnych spotkaniach mówi o mnie per „mądra dziewczynka”, jakbym miała czternaście lat i dopiero zaczynała pracę. Nie wiem, dlaczego aż tak się tym przejmuję, ale doprowadza mnie to do szału. Mam trzydzieści dwa lata, na miłość boską. W życiu nie odezwałby się tak do żadnego z mężczyzn, z którymi pracuje.

– I nie zmienisz zdania na temat przenosin?

– A niby dokąd miałabym pójść? W Wielkiej Brytanii są trzy uniwersytety specjalizujące się w badaniach nad twórczością Christophera Marlowe’a: w Belfaście, Edynburgu i nasz. A Lovelock nie jest jednym z wielkich nazwisk, on jest po prostu najlepszy. Ma największy grant badawczy, największy zespół, najlepszą opinię. Gdybym postanowiła zmienić obszar zainteresowań, musiałabym zaczynać od zera.

– Nie widzę zresztą powodu, dla którego powinnaś się przeprowadzać – odparła Laura. – Ciężko zapracowałaś na swoją pozycję, kochasz tę pracę i nie zrobiłaś nic złego. Przeprowadzka oznaczałaby przeniesienie dzieci z dobrych szkół, setki kilometrów stąd; z dala od twojego taty. Średnia atrakcja.

– Bardzo średnia. Ale skoro już o tym mowa, mam nadzieję, że za rogiem czeka w końcu coś pozytywnego.

Laura uniosła brew.

– To znaczy?

Sarah sięgnęła do torebki i wyjęła z niej elegancką, kremową kopertę, którą dostała od Lovelocka dwa dni wcześniej. Podała ją przyjaciółce.

– Założę się, że nie zgadniesz, co to.

– Nie mam pojęcia, kochana – przyznała Laura, obracając kopertę w dłoniach. – Jakaś podpowiedź?

– Po prostu otwórz.

Laura otworzyła kopertę, wyciągnęła gruby, tłoczony kartonik i gwizdnęła z uznaniem.

– Chyba żartujesz – powiedziała, po czym podniosła wzrok i spoważniała. – Myślisz na serio o tym, żeby tam pójść?

Sarah skinęła głową.

– Owszem, właśnie taki mam zamiar.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

29 sekund

Подняться наверх