Читать книгу Ostatnia Brygada - Tadeusz Dołęga Mostowicz - Страница 5

Wstęp

Оглавление

Zarówno Ostatnia brygada jak i Czeki bez pokrycia nie były po wojnie wznawiane. Ostatnia brygada, drukowana w katowickiej „Polonii” w roku 1930, wydana została w roku 1932. Czeki bez pokrycia ukazały się w wydaniu książkowym rok później.

Obydwie powieści stanowią wraz z Karierą Nikodema Dyzmy (wyd. książkowe 1932) i Kiwonami (druk w „ABC” — 1932 r., pierwsze wydanie książkowe 1987) swoistą całość. Wszystkie one bowiem, aczkolwiek w różnym stopniu, podejmują problemy społeczno-obyczajowo-polityczne lat dwudziestych. Składają się więc na pewien obraz rzeczywistości polskiej, widzianej oczami satyryka-ironisty.

W przypadku Ostatniej brygady owa nuta ironii pobrzmiewa już w tytule. Mostowicz nawiązał w nim do powszechnie wówczas (przełom lat dwudziestych i trzydziestych) używanych pojęć. Na łamach czasopism i książek pełno było wspomnień uczestników bojów legionowych. Jak wiadomo, istniały trzy brygady legionowe, z których największą sławę zdobyła Pierwsza. Jej pełen goryczy „hymn” do dziś tkwi w świadomości kolejnych polskich pokoleń. Po przewrocie majowym (1926) byli żołnierze legionów zajęli szereg ważnych stanowisk państwowych i rządowych. Wokół nowych dostojników gromadziły się, jak zwykle w takich przypadkach, tłumy karierowiczów, usiłujących piec własną pieczeń przy nowym ogniu. Tych „sympatyków”, podszywających się w różny sposób pod tradycję legionową, nazywano „krążownikami”, jako że krążyli po orbicie wpływów władzy. Generał M. Romeyko pisze w swoich wspomnieniach: „Trzy historyczne brygady legionowe nie były już w stanie wchłonąć masy «sympatyków», powstawały więc «nowe brygady», jak mówiono IV, V itd., i zapisy wciąż trwały, przynależność bowiem opłacała się sowicie” 1 .

O tym zjawisku karierowiczostwa pisał Dołęga-Mostowicz jako felietonista dziennika „Rzeczpospolita” w roku 1928, w felietonie Inflacja brygad: „Nadszedł wreszcie czas, kiedyśmy powinni wreszcie zdać sobie sprawę, ile też do jasnego pioruna mamy w Polsce tych «brygad»! Do niedawna jeszcze wiedzieliśmy, że były trzy brygady legionowe, brygady lotne urzędu śledczego, jego brygada fałszerska i jakieś brygady konduktorskie. Teraz brygad przybywa bez miary (...) Do bardziej godnych uwagi należy bez wątpienia Czwarta Brygada. Składa się ona z różnych odpadków wszelkich stronnictw, z obrzynków (...) zjednoczonych, skonsolidowanych, zlepionych wspólną wielką ideą zarobienia czegoś...” 2

Do tego więc zjawiska „inflacji” brygad nawiązuje w tytule swej pierwszej (prawdopodobnie) powieści Mostowicz. Sens zaś tytułu wyjaśniają końcowe sceny powieści. Zanim jednak przejdziemy do omówienia tekstu, zobaczmy, jak zareklamowało książkę wydawnictwo „Rój”. Oto co pisano w „zwiastunie” Ostatniej brygady:

„Autor, znakomity publicysta i świetny satyryk, daje w niej na tle frapującej, mocnej fabuły śmiały przekrój dzisiejszej psychiki i obyczajowości polskiej. Z całą bezkompromisowością swego tęgiego talentu odsłania i demaskuje istotne walory naszego życia publicznego i prywatnego. Powieść T. Dołęgi-Mostowicza czyta się jednym tchem, tak ze względu na «sensacyjną» treść, jak i na pogodną lekkość narracji, pełną rasowego humoru”.

Myślę, że dzisiejszy Czytelnik zgodzi się po lekturze książki z tą opinią sprzed blisko 60 lat.

Warto tu jednak zwrócić uwagę na pewien znamienny szczegół: oto przymiotnik „sensacyjna” został ujęty w cudzysłów, natomiast określenie: rasowy humor pozostawiono bez cudzysłowu. Powrócimy jeszcze do tej sprawy.

Ostatnia brygada jest w zamierzeniu autorskim oskarżeniem całego pokolenia wychowywanego podczas zaborów, pokolenia pierwszej wojny światowej, o prywatę i nadużycia wobec wolnej już Ojczyzny. Stąd tak ostre, złośliwe, a niekiedy nawet karykaturalne sytuacje i sceny powieści. Optymizm zaś pisarza wiąże się z nowym, dopiero wstępującym w życie młodym pokoleniem.

W roku 1928 pisał w jednym z felietonów, być może układając już plan powieści: „Tym, którzy z pesymizmem patrzą w przyszłość państwa i narodu, odpowiemy: — Nie macie racji. Po trzykroć nie macie racji. Cóż z tego, że przytoczycie nam tysiące przykładów rosnącej demoralizacji (...) dowody przekupstwa, cynizmu, obłudy i karierowiczostwa? Cóż z tego wynika? Wszak tylko to, że część naszego społeczeństwa cierpi na chorobę nabytą w niewoli, że zarówno oportunizm wobec zaborców, jak i konspiracja pozostawiły fatalne następstwa. Ale nil desperandum. Oto narasta nowe pokolenie. Nowe bujne pokolenie zrodzone w hasłach bliskiej wolności, pieczętujące się niepodległością. Młodzież” 3 .

Uważna lektura tego cytatu ujawnia nam w zasadzie całą zawartość ideową, a także pewne składniki fabularne powieści. Znajdziemy w niej bowiem „rosnącą demoralizację, wypadki korupcji, cynizmu i obłudy”. A także wiarę w młode pokolenie. Wiara ta, jak z perspektywy doświadczeń ostatniej wojny możemy stwierdzić, była w pełni uzasadniona. To przecież pokolenie Kolumbów, ZWM-owców, BCh-owców itd. właśnie stawiało swe pierwsze kroki wraz z wyzwoloną Ojczyzną.

Problemy młodego pokolenia podejmowała już literatura nieco wcześniej w dziełach tak wybitnych, jak Romans Teresy Hennert (1923) Z. Nałkowskiej, Przedwiośnie (1925) S. Żeromskiego, Pokolenie Marka Świdy (1925) A. Struga. Właśnie: wybitnych. Wymienione teksty to powieści obiegu „wysokiego”, w którym ceni się szczególnie nowatorstwo intelektualne i warsztatowe, w którym liczy się przede wszystkim głębia myśli. Powieści zaś Mostowicza to obieg „popularny”, rozrywkowy, to sprawne powielanie pewnych schematów, matryc fabularnych. I nie ma rady.

Musimy teraz nieco „poteoretyzować”. Rzecz bowiem w tym, jak, za pomocą jakich „chwytów” literackich i sposobów „technicznych”, pozwalających na nawiązanie porozumienia z czytelnikiem, realizuje Dołęga swe zamiary. Będziemy więc musieli zająć się nie tylko omówieniem wybranych wątków powieściowych, ale także ich układem, przemiennością, systemem opóźnień i przyspieszeń akcji, odwoływaniem się do wiedzy czytelnika.

Odbiór fabuły, czyli lektura powieści nie jest po prostu czynnością odczytywania tekstu. W grę wchodzą tu pewne nawyki, przyzwyczajenia i oczekiwania, z którymi liczy się oczywiście nadawca (autor), odpowiednio je stopniuje, układa itd. Ten proces komunikacji między nadawcą i odbiorcą — między autorem a czytelnikiem, niektórzy badacze nazywają „grą”. Nadawca nie tylko przekazuje komunikat literacki (określoną fabułę), lecz dąży do wywołania przewidywanych reakcji czytelnika, takich jak: zaskoczenie, dezorientacja, dostarczenie satysfakcji emocjonalnej itp. Takie „sterowanie” procesem odbioru jest możliwe, ponieważ obydwie strony „grają” w ramach wspólnej tradycji, kultury literackiej, a nawet swoistych matryc fabularnych, podlegających pewnym regułom.

Punktem wyjścia owej gry są sygnały zawarte w określeniu gatunkowym fabuły. Podtytuł: powieść kryminalna, powieść historyczna, obyczajowa, psychologiczna itd. uruchamia w świadomości odbiorcy sygnały, wskazuje, czego ma oczekiwać od tekstu. Sama więc przynależność gatunkowa fabuły „projektuje” odbiorcę, wyznacza mu określoną funkcję. Powieść kryminalna wyznacza nam rolę detektywa, historyczna — obserwatora faktów historycznych itd. Czytelnik zasiada więc do lektury „nastawiając się” na określony typ wrażeń, wychodzi naprzeciw sygnałom nadawcy. Odbiorca wie dobrze, iż np. w powieści kryminalnej będzie miał do czynienia z przestępstwem, będzie śledził albo wysiłki aparatu sprawiedliwości dla ujęcia nieznanego zbrodniarza, albo też wysiłki znanego czytelnikowi zbrodniarza, mające uchronić go przed zasłużoną karą. Wszystko to odbywa się przy użyciu pewnych schematów fabularnych: tajemniczości, ukrywania motywów postępowania, sensacji, zawieszania akcji, fałszywych tropów itd. Nadawca musi pamiętać o tym wciąganiu czytelnika w „grę”. Musi także szukać różnych sposobów uatrakcyjnienia owych schematów fabularnych. Mówiąc inaczej: jego nowa powieść kryminalna musi różnić się od poprzednich oraz od wszystkich innych powieści kryminalnych.

Postawmy jednak pytanie: a co dzieje się, gdy autor (nadawca) świadomie miesza cechy poszczególnych podgatunków powieściowych, tworząc swoisty amalgamat, mieszaninę międzygatunkową? Musi tedy autor liczyć się z naruszeniem owych przyzwyczajeń odbiorcy, jego nastawienia wyprzedzającego sam proces lektury. Nie może jednak dokonywać tego zbyt gwałtownie, aby nie zerwać możliwości niezbędnego kontaktu z odbiorcą. Musi więc, rozbijając pewne schematy, wprowadzać na ich miejsce inne, dbając jednocześnie o rzecz najważniejszą: o moralną zgodę odbiorcy na proponowane przez autora rozwiązanie fabuły. Bowiem owe rozwiązania, czyli uogólnienia, podlegają modyfikacji najtrudniej i stanowią najbardziej trwały element w owej „grze” między nadawcą i odbiorcą.

Tych kilka uwag niezbędnych jest dla omówienia Ostatniej brygady, dla pokazania nowatorstwa i sprawności literackiej jej autora. Mostowicz, jak rzadko który pisarz — twórca powieści popularnych, rozrywkowych — dbał o kontakt z czytelnikiem i jednocześnie modyfikował panujące w literaturze popularnej schematy fabularne i gatunkowe. Pod tym więc kątem spójrzmy na Ostatnią brygadę.

Zacznijmy od planu powieści, od jej konstrukcji. Całość, licząca w wydaniu przedwojennym 320 stron, została podzielona na cztery części. W każdej z nich wysuwają się na plan pierwszy inne wydarzenia i inne wątki fabularne. Jest to swoisty „układ rozkwitający”: wydarzenia i wątki, które w jednej części są tylko sygnalizowane, w innej stają się pierwszoplanowe. Część pierwsza podzielona jest na 10 rozdziałów, część druga na 8, trzecia na 6 i czwarta na 8. Przeciętnie każdy rozdział liczy około 10 stron.

Taki podział tekstu na drobne odcinki, stanowiące zwarte całostki treściowe, wynikał z dwu przyczyn: po pierwsze — był próbą podporządkowania kompozycji powieści wymaganiom druku w odcinku gazetowym. Po drugie zaś, co ważniejsze, dawał szansę ukazywania scen i sytuacji zmieniających się jak w kalejdoskopie, pozwalał na przenoszenie się ze środowiska do środowiska. Narrator w powieści jest wszechwiedzący. Rzadko jednak korzysta ze swych uprawnień. Przedstawia nam sytuacje, zdarzenia i ich oceny, widziane oczami bohaterów.

I tu dotykamy jednej z najważniejszych dla twórczości Mostowicza sprawy: Oto wszystkie w zasadzie jego powieści cechuje swoiste porozumienie narratora z czytelnikiem niejako ponad głowami bohaterów (czy też bohatera głównego). Akcja, sytuacja, wydarzenia są tak skomponowane, że czytelnik jest zawsze (lub prawie zawsze) o krok dalej w swej wiedzy o tym, co się dzieje (lub co się ukrywa za wydarzeniami) niż bohater powieści.

Jeżeli zważymy, że większość tekstów Dołęgi obfituje, jak i Ostatnia brygada, w wątki sensacyjne, których istotną cechą jest tajemnica, to zrozumiemy, jak trudne zadanie postawił sobie pisarz. Musiał bowiem zachować maksymalnie długo atmosferę tajemniczości i samą tajemnicę, a jednocześnie pozwolić, by czytelnik współdziałał w jej rozwiązaniu i domyślał się tego rozwiązania wcześniej niż bohater powieści. Temu pozornie sprzecznemu zadaniu służyło między innymi wprowadzenie „tropów mylących”, kierujących domysły czytelnika w niewłaściwą stronę. Jest także charakterystyczne, że pisarz wcale nie eksponuje jakiegoś określonego wątku od chwili rozpoczęcia akcji. Przeciwnie. Pozornie błaha wzmianka, w kontekście innych wydarzeń, może nawet nie zwrócić uwagi czytelnika. Dopiero w miarę lektury ujawnia się znaczenie tej wzmianki.

Pisarz, który nawiasem mówiąc miał u krytyków opinię niedbałego, dba — jak się okazuje — o czytelnika, dokładnie buduje plan i konstrukcję książki. Owe niedbałości, dodajmy, odnosić się mogą niekiedy do pewnej niefrasobliwości stylistycznej. Sporo znajdziemy w tekstach Dołęgi zdań „puszczonych”, nie dopracowanych stylistycznie. Należy jednak powieść czytać uważnie, śledząc owe „chwyty” pisarza, ułatwiające mu porozumienie z czytelnikiem, a jednocześnie modyfikujące powieść popularną. Sądzę, że poczytność Mostowicza aż do naszych dni (czego dowodem jest niniejsza książka) wynika w znacznym stopniu z owej dbałości o współpracę odbiorcy w procesie lektury.

W Ostatniej brygadzie, podobnie zresztą jak i w późniejszych powieściach Dołęgi, spotkamy jeszcze jeden typ porozumienia z czytelnikiem. Przeczytajmy najpierw fragment: „Ogarnęło ich jakieś lenistwo duchowe, jakie rodzi się tylko w kraju, gdzie powstać mogło jedyne w swoim rodzaju określenie: dolce far niente”. Ten włoski termin nie jest ujęty w cudzysłów, nie wydrukowany kursywą, nie ma także odsyłacza wyjaśniającego jego znaczenie. Autor zakłada, że czytelnik powinien to pojęcie znać. Odwołuje się do jego wiedzy. I czytelnik rozumie. Stykał się z tym powiedzeniem, jeśli nie w szkole, to w tekstach wcześniejszych powieści, w rozmowach itd. Autor pobudza tu więc swoistą próżność czytelnika, daje mu do zrozumienia, że liczy na jego inteligencję i wiedzę, że między nim, autorem, a czytelnikiem istnieje więź kulturalna, że czytelnik jest „na poziomie”. Ten sam typ porozumienia z odbiorcą realizują gęsto rozsiane w tekście cytaty z ogólnie znanych myślicieli, rzucanie nazwisk wybitnych twórców z przeszłości, używanie słów obcych itd.

A teraz, Szanowny Czytelniku, muszę przyznać, iż jako autor wstępu staję przed wyjątkowo trudnym zadaniem: chcę oto pokazać nowatorskie sposoby współpracy Mostowicza z odbiorcą. Muszę w tym celu odwołać się do fabuły powieści. Rzecz jednak w tym, że powieść zawiera także elementy sensacji: wątek szpiegowski, a nie mogę zdradzić rozwiązań poszczególnych wątków, aby nie psuć Czytelnikowi zabawy. Dlatego też dokonam jedynie niezbędnego streszczenia tych partii książki, których ujawnienie nie grozi odkryciem pewnych tajemnic...

Bohaterem głównym powieści jest Andrzej Dowmunt, który po latach nieobecności powraca do kraju z Afryki, gdzie dorobił się olbrzymiego majątku. W pociągu poznaje panią Lenę Kulczową, żonę prezesa Banku Głównego, jedną z najpiękniejszych i najbogatszych kobiet w Polsce.

Pierwsza część powieści poświęcona jest przeżyciom Andrzeja w Warszawie. Wraz z bohaterem (i jego oczami) poznajemy nowe zupełnie społeczeństwo wolnej już Ojczyzny. Widzimy jego nicość moralną, zepsucie obyczajów. Wraz z bohaterem odwiedzamy salony wielkiej finansjery, poznajemy środowisko zdeprawowanych dziennikarzy, młode dziewczyny z tzw. dobrych domów, uprawiające bez żenady „miłość” z przygodnymi partnerami itd. Poznajemy także biegunowo odmienny, niezwykle przyzwoity dom hrabiostwa Rzeckich, którego jedyną zakałą jest starszy syn Stanisław, „poeta proletariacki”.

W tej części powieści zawiązane zostają nici wszystkich perypetii i skomplikowanych sytuacji, w jakich znajdzie się Andrzej, bohater niewątpliwie pozytywny. (To bardzo ważne stwierdzenie, albowiem w innych powieściach, w których podejmuje Mostowicz problem współczesnej mu rzeczywistości — Kiwony, Czeki bez pokrycia, Kariera Nikodema Dyzmy — bohater pozytywny już nie występuje. Cała rzeczywistość i wszyscy bohaterowie są bezlitośnie wykpieni i wyśmiani).

Perypetie i przeżycia Andrzeja Dowmunta różnorodnej są natury: będą to sprawy sercowe, aktualne i dawne, sprawy kryminalne (bez woli bohatera), szpiegowskie (także bez jego woli i przyzwolenia), erotyczno-alkowiane, gospodarcze, związane z prowadzeniem wielkiego domu handlowego, i polityczne wreszcie — opis posiedzeń sejmowych, burzliwe dyskusje z przyjacielem z lat młodości, problem zdrady własnej partii, karierowiczostwa itd.

Jak widać już z tego pobieżnego przeglądu, w powieści dzieje się bardzo wiele (sygnalizowałem już rolę podziału tekstu na części i małe rozdziały). I nie chodzi tu, rzecz prosta, o zwykłe wyliczanie wątków. Nie miałoby to żadnego sensu. Rzecz jednak w tym, że Mostowicz świadomie modyfikuje każdy z tych wątków, w każdym niemal narusza tradycyjne przyzwyczajenia czytelnika, jego oczekiwania i nadzieje. W dodatku autor w szczególny sposób dokonuje przemieszania owych wątków. Przenikają się one wzajemnie, tworzą układ przyczynowo-skutkowy, łączą się poprzez postać głównego bohatera, na którego losy i życie wpływają. Takie zmieszanie wątków, wraz z ich modyfikacjami wobec tradycyjnych ujęć treściowych, stanowi niewątpliwie novum na terenie polskiej powieści obiegu popularnego.

Widać to nader wyraźnie na przykładzie wątku szpiegowskiego. Ten wątek, jako swoista odmiana powieści sensacyjnej czy kryminalnej, cieszył się wyjątkowym zainteresowaniem ze strony czytelnika. I nic w tym dziwnego. Czytelnicy zawsze lubili i lubią zagadki, tajemniczość, sensację i walkę Dobra ze Złem, z obowiązkowym zwycięstwem Dobra.

Po pierwszej wojnie światowej to zainteresowanie szpiegowską odmianą powieści detektywistyczno-kryminalnej znacznie wzrosło. Przyczyniło się do tego ujawnienie autentycznych spraw związanych z walką wywiadów. Głośna sprawa Maty Hari, do dziś jeszcze bulwersująca czytelników i widzów filmowych, jest przykładem najlepszym.

Mostowicz był pisarzem wyczulonym na potrzeby czytelnika. Był także człowiekiem swojego czasu. Rozumiał i wiedział, co w trawie piszczy. Dlatego bardzo często wprowadzał do swych powieści wątki szpiegowskie (Kariera Nikodema Dyzmy, Czeki bez pokrycia, Doktor Murek zredukowany, Drugie życie dra Murka, Pamiętnik pani Hanki). A zaczęło się to właśnie od Ostatniej brygady. Rzecz jednak w tym, że ów wątek szpiegowski w tej powieści właściwie wcale szpiegowskim nie jest. Ta sprawa wymaga pewnych wyjaśnień, wnioski bowiem z tego płynące wybiegają daleko poza rozważania teoretycznoliterackie.

Jak twierdzą teoretycy tego gatunku literackiego, w powieści szpiegowskiej zmienia się pojęcie Dobra i Zła, jakie znamy z powieści kryminalnych. Szpieg nie jest, nie musi być ucieleśnieniem Zła, a walka z nim domeną Dobra. Dobrem bowiem jest interes państwa. Złem jego zagrożenie. Takie ujęcie sprawy wymaga od „pozytywnego” szpiega odrzucenia tradycyjnych pojęć moralności, wymaga bezwzględnego posłuszeństwa i stosowania w działaniu wszelkich dostępnych środków, ze zbrodnią włącznie. Decyduje końcowy sukces misji. I na odwrót. Jeżeli powieść pisana jest z perspektywy władz państwa, broniącego swych interesów przed obcym wywiadem, to Dobrem nadrzędnym będzie unieszkodliwienie, unicestwienie szpiega.

Niezależnie jednak od jednej lub drugiej wersji (pozytywny szpieg lub pozytywny aparat kontrwywiadu), istotę powieści szpiegowskiej stanowi walka ukonkretnionego w postaciach bohaterów Dobra i Zła. Ta walka, silnie zdynamizowana w powieści, prowadzona jest według pewnych określonych schematów gatunkowych, znanych czytelnikowi, jeśli nie teoretycznie, to po prostu z doświadczenia, z wcześniejszych lektur. Jedną z cech tych schematów jest tworzenie napięć sytuacyjnych, które wzmagają napięcia emocjonalne odbiorcy. Dzięki praktyce wcześniejszych lektur oraz wskazówkom zawartym w tekście, czytelnik niejako wyprzedza sytuacje powieściowe, ponieważ wie, że np. w powieści kryminalnej musi być popełnione przestępstwo, a jego sprawca musi zostać wykryty. Czeka więc w toku lektury na zbrodnię, sposób jej odkrycia, pościg za zbrodniarzem itp. Te same reguły odnoszą się do szpiegowskiej odmiany powieści detektywistyczno-kryminalnych.

Tymczasem w tekście Mostowicza ta właśnie najważniejsza w powieści szpiegowskiej walka kontrwywiadu z zagrażającymi interesom państwa szpiegami jest całkowicie pominięta. Zabrakło tedy najważniejszego elementu, pozwalającego zakwalifikować ten wątek Ostatniej brygady jako szpiegowski. Nie wiemy, na czym polega istotna działalność szpiegów w powieści, czemu ma służyć wykonywanie poleceń centrali. Nie widzimy też działań kontrwywiadu.

Skoro tak jest, to nasuwa się pytanie, po co, w jakim celu wprowadził Mostowicz tak ujęty wątek szpiegowski? Próba odpowiedzi na to pytanie ujawnia nam kilka co najmniej powodów.

Po pierwsze: chodziło o wprowadzenie wątku interesującego, sensacyjnego, uatrakcyjniającego lekturę. Była to jednak sensacja inna niż w powieści „czysto” szpiegowskiej, o czym świadczyło przytoczone już zdanie ze „zwiastuna”, umieszczonego przez wydawcę na reklamowej karcie. Jak pamiętamy, przymiotnik sensacyjna ujęty tam był w cudzysłów. Wydawnictwo bowiem miało świadomość odmienności prowadzenia tego wątku w stosunku do licznych wówczas tekstów, realizujących schemat powieści szpiegowskiej. Mostowicz doskonale wiedział, że usensacyjnienie akcji przyciąga uwagę czytelnika. Nie zrezygnował więc z tego wątku, ale go zmodyfikował.

Po drugie: taki sposób ujęcia wątku był w zamierzeniu autora jedną z form charakteryzowania społeczeństwa „ostatniej brygady”, ukształtowanego w czasie niewoli i wojny. Uczestnikami bowiem antypolskiej akcji, szpiegami, są przedstawiciele wyższych sfer: żona dyrektora Banku Głównego i potomek starego rodu arystokratycznego. Afera szpiegowska miała więc uwydatnić zgniliznę moralną „wyższych sfer” ówczesnej Polski.

Po trzecie: wątek ten potrzebny był dla ukazania sylwetki głównego bohatera powieści, dla zdynamizowania jego wewnętrznej walki między obowiązkiem wobec państwa a etyką dżentelmena. I tu rzecz bardzo ważna: decyzje, jakie podejmuje Dowmunt w związku z owym wątkiem, nie wpływają zasadniczo na jego życie. Warto o tym pamiętać. Bowiem w następnej powieści, w Czekach bez pokrycia, bohater znajdujący się w podobnej sytuacji zapłaci za swą dżentelmenerię o wiele drożej...

Wreszcie jeszcze jedna przyczyna wprowadzenia wątku szpiegowskiego. Była nią chęć aktualizacji fabuły powieściowej. Gazety ówczesne przynosiły niemal codziennie informacje, utrzymane w tonie „rewolwerowym”, o wykryciu kolejnych grup szpiegowskich, „jajeczek komunistycznych”, jak je nazywano. Prawie każda wzmianka o aresztowaniu członków partii komunistycznej kończyła się informacją, że są to ludzie podejrzani o prowadzenie działalności szpiegowskiej. Była to oczywiście celowa, zorganizowana i przemyślana nagonka na KPP, mająca na celu zohydzenie komunistów w oczach mieszczańskiego (i nie tylko zresztą) czytelnika gazet. Łączenie przynależności partyjnej z działalnością szpiegowską aktywizowało uczucia patriotyczne mieszczaństwa, kierując je równocześnie przeciw komunistom. W dodatku informacje gazetowe sugerowały najniższe pobudki działania — chęć zysku. Oto przykład: W „Rzeczypospolitej”, w numerze 269 z 1925 r. czytamy pod nagłówkiem Aresztowanie siatkiszpiegowskiej na Wołyniu: „Sama organizacja tej akcji pomyślana była bardzo sprytnie, przede wszystkim wciągnięto do niej wyłącznie inteligencję za wypłacone dolary (...) Rewelacyjne szczegóły, które wychodzą na światło dzienne, zostaną podane do publicznej wiadomości niebawem po ukończeniu śledztwa” (podkr. J. R.). W informacji dziennika „ABC” z roku 1932 (nr 57), w czasie, gdy drukowana tam była Kariera Nikodema Dyzmy, czytamy w tytule: „Szpieg — por. Humaniecki, zatrudniony w wydziale mobilizacyjnym DOK Brześć”. Taki tytuł sugerował już czytelnikowi możliwości różnych spekulacji i odpowiednio nastawiał go do lektury samej informacji.

Trudno byłoby dziś odpowiedzieć na pytanie, jak znaczny procent „rewelacji” był sfingowany. A musiał to być procent duży. Bowiem z uważnej lektury gazet z lat 1925—1934 wynikają liczby tak wielkie, iż wskazywałyby one na to, że przeciętnie co setny polski obywatel był szpiegiem...

Charakterystyczne, że po roku 1933 informacje o działalności szpiegowskiej nie maleją. Zmienia się jedynie mocodawca szpiegów. Okazuje się nim częściej Rzesza hitlerowska. Wprowadzenie więc wątku szpiegowskiego do powieści, drukowanej w odcinkach gazet, które na pierwszych stronach przynosiły informacje o rzeczywistych działaniach szpiegowskich, uaktualniało powieść, pozwalało odbierać ją jako literacką wersję wydarzeń znanych czytelnikowi właśnie z gazet. Uprawdopodobniało to całą fabułę, co było bardzo ważne dla powieści w odcinkach, a w takiej właśnie formie ukazywała się większość tekstów Mostowicza.

I wreszcie ostatnia już przyczyna podjęcia wątku szpiegowskiego w Ostatniej brygadzie (i także innych powieściach Dołęgi). Była nią wspomniana już możliwość manipulowania świadomością odbiorcy. Manipulacja ta szła w kierunku ideologicznie pożądanym z punktu widzenia gazety, na łamach której powieść była drukowana. Ostatnia brygada publikowana była przecież w katowickiej „Polonii”, gazecie Chadecji (Chrześcijańskiej Demokracji), zdecydowanie wrogiej wszelkiemu ruchowi lewicowemu. W swej pierwszej powieści stawał się więc Mostowicz, jeśli idzie o stosunek do lewicy, do komunistów polskich, „tubą” chadeckich mocodawców. Na szczęście jednak tej tezy nie musimy uogólniać na całą twórczość Dołęgi. W późniejszych tekstach albo modyfikuje swój stosunek do komunistów i ich partii, albo też w ogóle nie podejmuje tej kwestii.

Tak więc omówienie jednego tylko wątku powieści pozwoliło na wysnucie wielu różnych i daleko idących wniosków. Przy czym niektóre z tych wniosków dotyczyły nowatorstwa „technicznego” Mostowicza, jego sprawności w realizowaniu schematów powieści popularnych. Inne zaś wykraczały poza sprawy warsztatowe i prowadziły do uogólnień dotyczących postawy ideowej i społecznej pisarza.

Takiej analizie można by poddać także każdy z pozostałych wątków powieści. Musiałbym jednak naruszyć dobre prawo Czytelnika do pozostawania w niewiedzy i nieświadomości co do losów bohatera. Wymieńmy tedy tylko owe wątki, sygnalizując jedynie perypetie bohatera: wątek sentymentalny — walka obowiązku i uczucia. Wątek kryminalny — afery hochsztaplera Bielawskiego, szantaż i oszustwa. Wątek erotyczno-alkowiany („momenty”). Wątek miłosny. Te wątki przewijały się przez wiele powieści obiegu popularnego. Stanowiły bowiem przedmiot zainteresowania czytelnika, a jednocześnie były dla autorów polem ich inwencji twórczej. I te wątki modyfikuje Mostowicz. Czytelnik przekona się o tym sam przy uważnej lekturze książki.

W Ostatniej brygadzie występują wszakże dwa jeszcze wątki rzadko spotykane na kartach powieści popularnych. Jednym z nich jest pozytywna działalność gospodarcza Dowmunta (ów Dom Handlowy), mająca na celu uzdrowienie rolnictwa polskiego. Była to próba stworzenia modelu pozytywnej pracy dla dobra Ojczyzny oraz uwypuklenia dodatnich cech głównego bohatera. Dodajmy tu rzecz bardzo ważną: oto konkurentami Dowmunta są kupcy żydowscy. I znowu mamy tu do czynienia z aktualizacją problemów opisywanych w powieści. Jej czytelnik bowiem znajdował na łamach tej samej gazety opis afer i spraw związanych z konkurencyjnością handlu i przemysłu „żydowskiego” i „chrześcijańskiego”. Należy tu z całą mocą podkreślić, że wątek ten nie jest przez Mostowicza realizowany w schemacie ułatwionego antysemityzmu. W ogóle w całej jego twórczości nie spotykamy postaci i sytuacji tak przedstawionych, by wywoływały uczucia ksenofobii, antysemityzmu właśnie. A nie była to w obiegu popularnym sprawa prosta. To właśnie powieści odcinkowe wzmagały często nastroje ksenofobii, niechęci do „innych”, obcych. Mostowicz nie dał się tej fali ponieść. W Ostatniej brygadzie walka Andrzeja z konkurentami, posługującymi się brutalnymi metodami: podpalaniem, szantażem itp., jest odbiciem ówczesnej sytuacji w gospodarce polskiej. Zauważmy zresztą, że nie tylko hurtownicy handlu zbożem, Żydzi, monopolizujący w swych rękach ten handel, walczą przy pomocy tak nieetycznych metod. Bielawski, chrześcijanin przecież, w dodatku kuzyn Dowmunta, zagrożony w swym stanie posiadania, w swych interesach, także nie zawaha się przed szantażem.

Ostatnia brygada, pierwsza drukowana w odcinkach gazetowych powieść Mostowicza, wyróżniała się więc spośród ówczesnej, obfitej produkcji „odcinkowej”. Różnicę tę charakteryzowało przede wszystkim świadome naruszanie oczekiwań odbiorcy, atakowanie jego nawyków lekturowych i tworzenie innego niż znany dotąd układ porozumień autora z czytelnikami ponad głową bohatera.

Podkreślmy tu jednak sprawę bardzo ważną: Oto nowatorstwo Mostowicza nie podważało zasadniczej cechy ówczesnych tekstów popularnych: przekonania odbiorcy o moralnym ładzie świata. Bohater może być uwikłany w dziwne i trudne sprawy „damsko-męskie”, ale zatriumfować musi instytucja legalnego małżeństwa. Wątek kryminalny w wersji szpiegowskiej musi być rozwiązany zgodnie z interesem państwa. Ale rozwiązanie wątku kryminalnego, np. szantażysty Bielawskiego, naruszało oczekiwania czytelnika. Bohater bowiem wchodzi w układy z hochsztaplerem, dochodzi z nim do porozumienia. Wynika to jednak nie z chęci zysku czy innych niskich pobudek. W grę wchodzi honor kobiety. Taki argument musiał do czytelnika przemówić. W dodatku potwierdzał jego życiowe obserwacje codziennej konieczności kompromisu ze Złem, w imię wyższych lub bardziej odległych celów pozytywnych.

Inne zaś wątki rozwiązane są w sposób zgodny z tradycyjnym poczuciem moralności i etyki mieszczańskiego (głównie) odbiorcy. Dzięki takim rozwiązaniom czytelnik wybaczy bohaterowi jego skomplikowany układ trójkąta, a nawet czworoboku erotycznego. A także będzie z niejaką przyjemnością śledził zarówno przebieg scen alkowianych, jak i sposoby wydobywania się bohatera z owych sytuacji...

Istnieje wszakże wątek, którego wprowadzenie i rozwiązanie stanowi novum w literaturze popularnej. Chodzi tu o wątek polityczny, realizowany przez postać przyjaciela Dowmunta, Żegoty.

Obraz Polski „politycznej” jest w powieści wyjątkowo ciemny i ponury. W środowisku polityków, „decydentów”, nie znajduje autor ani jednej postaci pozytywnej. Nie przypadkiem też w rozmowie Andrzeja z Żegotą ten ostatni, charakteryzujący sytuację polityczną w Polsce, nawiązuje do znanego przecież czytelnikowi fragmentu Potopu (znowu to porozumienie z czytelnikiem i odwołanie się do jego wiedzy i oczytania):

„Co zaś do przekonań, bracie, to pluj na przekonania. Mogę dziś być socjalistą, jutro faszystą, pojutrze kamelotą królewskim, a od tego nic się nie zmieni. Kiedyś nie dziwiłem się Kmicicowi, że go szlag trafił, gdy książę Bogusław Radziwiłł przedstawił Polskę jako kawał sukna, który kilku magnatów rozrywa między sobą. Dziś tu się wyciągnie niteczkę, tu niteczkę, a z jakiej strony się to robi, z prawej czy z lewej, to już ganc pomada. (...) Andrzej wbił oczy w ziemię i zapytał: — A cóż będzie z suknem, gdy wszyscy zaczną tak po niteczce wyciągać? — O, widzisz, tutaj jest cały sekret. Nie wszyscy mają dostęp do niteczek. Chcieliby wszyscy, ale przy suknie tłok”.

Gorzka to rozmowa. Zwróćmy także uwagę na pewien istotny szczegół. Oto akcja powieści, aczkolwiek umieszczona wyraziście w realiach polskich po pierwszej wojnie światowej, rozgrywa się w swoistym „bezczasie historycznym”. Nie wiemy, czy jest już po przewrocie majowym, czy jeszcze przed. Nie była to oczywiście sprawa przypadku. Urealnienie, ukonkretnienie czasu akcji wskazałoby na konkretnych winowajców takiego stanu rzeczy, takiej sytuacji politycznej. Tego w swej pierwszej powieści chciał pisarz uniknąć. W Czekach bez pokrycia mamy już czas konkretny i jednoznaczny. Ale też powieść wydana została pod pseudonimem. Bolesne doświadczenia z 1927 roku, brutalne pobicie przez bojówkę piłsudczykowską, kazało pisarzowi zabezpieczyć się przed atakami „belwederczyków”. Powróćmy więc do Ostatniej brygady.

Temu ponuremu, beznadziejnemu niemal obrazowi politycznemu Polski próbuje autor przeciwstawić obraz pozytywny. Po pierwsze więc, jest to wiara w nowe, młode pokolenie. Mówiłem już o tym wcześniej. Po drugie zaś, co może być pewnym zaskoczeniem, pozytywnie ukazane jest tu środowisko ziemiańskie. Nie przypadkiem ostatnia scena powieści, wyjaśniająca jednocześnie sens tytułu, rozgrywa się w dworku ziemiańskim.

Przyczyny, dla jakich teksty obiegu popularnego faworyzowały ziemiaństwo, są złożone. Ich omawianie musiałoby wybiec daleko poza tekst powieści Mostowicza. Przypomnijmy tu, że przydomek: Dołęga, od herbu rodowego, przyjął pisarz dla podkreślenia swych rodzinnych związków z tą sferą. Próba zaś ukazywania ziemiaństwa jako warstwy czy grupy pozytywnej społecznie i społecznie aktywnej mijała się z rzeczywistością, w której ziemiaństwo traciło już poważniejszą możliwość wpływania na losy Ojczyzny. Powieściowe ujęcie problemu nie musiało wcale wynikać z najgłębszych przekonań autora. Mogło być po prostu swoistym serwitutem wobec oczekiwań odbiorcy, wobec pewnych stereotypów obrazu środowiska ziemiańskiego. Było ustępstwem wobec schematów powieści popularnej.

Trudno byłoby jednoznacznie zakwalifikować pewne cechy stylu powieści jako nieudolności, nieporadności pisarskie, czy też jako swoistą kontynuację schematów stylistycznych. Oto przykłady: „wąż jej ręki mocniej oplótł jego ramię”. „Lena upajała się szybkością i jego chciała nią odurzyć. Rasowy wóz dopiero teraz poczuł się w swoim żywiole — jego oddech stał się całkiem bezgłośny, tysiąc kilogramów swego ciężaru odbijał jak piłkę od małych wypukłych mostków, by aksamitnym skokiem spaść na niezawodne mięśnie resorówki, znowu zwijał pod sobą uciekającą szybkością wstęgę szosy”. „— Tak? — zacharczał Bielawski. — To tak?”

Nie chodzi tu, rzecz prosta, o dyskredytowanie całej powieści jako nieudolnie napisanej. Wybrałem tu celowo kilka przykładów, stanowiących realizację pewnych stereotypów, pewnych konwencji językowych powieści popularnej. Powieść ta używała określonych „zbitek” słownych („wąż jej ręki”, „aksamitny skok”, „wstęga szosy”, „rasowy wóz”, „zawrotna szybkość” itd.), do których czytelnik był już przyzwyczajony.

Przypomnijmy tu ów zwiastun powieści, w którym pisano (bez cudzysłowu) o rasowym humorze w Ostatniej brygadzie. Ten przymiotnik miał dla ówczesnego odbiorcy jednoznaczny sens: „rasowy” w odniesieniu do człowieka, to mający „dobre” pochodzenie, człowiek ze sfer wyższych społecznie. Przedstawiciel gminu nie mógł być „rasowy”. W odniesieniu zaś do rzeczy (np. samochodu rolls-royce) oznaczał przedmiot stanowiący własność sfery wyższej, wyróżniający tę sferę. Rower robotnika (o ile go miał) nie mógł być „rasowy”. Rasowy humor zaś to humor przynoszący czytelnikowi pojęcie o tym, co w sferach wyższych jest za humor uważane. Dzięki temu rasowemu humorowi, dzięki akcesoriom takim jak samochód rolls-royce, jak plaża na Lido, jak przyjęcie w domu lub pałacu ziemiańskim — dzięki więc wszystkim tym elementom czytelnik miał możność przez czas niejaki, przez czas lektury, przebywania wśród niedostępnych mu na co dzień warstw i sfer. Nie ulega bowiem wątpliwości, że powieść obiegu popularnego modelowała pojęcia czytelnika o świecie, o układach społecznych, o tym, co dobre, a co złe, co ładne i estetyczne, a co brzydkie. I tu cechą wspólną tekstów popularnych było przyjęcie jako modelowych — postaw i pojęć ziemiańskich. Jako model zaś postępowania, dobrych manier, „bon tonu” — norm zachowań i etykiety tradycyjnie uznawanych za ziemiańskie. Były w takim modelowaniu elementy zachowawcze, konserwatywne, zwłaszcza w przypadku ogólnej postawy wobec świata. Ale z tym Mostowicz dawał sobie na ogół dobrze radę, modyfikując te postawy. Jeżeli zaś idzie o wzorce zachowań, o etykietę, o uprzejmość na co dzień, to wypada tylko westchnąć, że nasza współczesna literatura i film tak mało miejsca poświęcają modelowaniu, tak mało przekazują wzorców pozytywnych...

A cytowane: „zacharczał Bielawski” to skonwencjonalizowana w obiegu popularnym forma charakterystyki postaci. Nikt przecież z czytelników nie określi tej reakcji Bielawskiego jako pozytywnej. Takie „charczenia” zdarzają się Mostowiczowi i w innych powieściach.

Była więc Ostatnia brygada jednocześnie realizacją schematów generujących powieść popularną, konwencji stylistycznych, obowiązujących przed Mostowiczem w obiegu popularnym, a jednocześnie stanowiła zorganizowany i przemyślany system naruszania wszystkich prawie nawyków odbiorcy i wszystkich ukazywanych wątków tradycyjnych powieści popularnych. Pamiętajmy więc zarówno o świadomym dążeniu Mostowicza do unowocześnienia powieści, jak i o świadomym pozostawieniu pewnych tradycyjnych układów, uogólnień moralno-etycznych, cech stylistyki popularnej.

A jak dzisiaj, w 55 lat po pierwodruku, odbierze Ostatnią brygadę Czytelnik? Czy znajdzie w niej jedynie rozrywkową powieść „z życia wyższych sfer”? I czy to życie okaże się w jego oczach wystarczająco atrakcyjne, aby usprawiedliwić wznowienie powieści?

Myślę, że sama fabuła powieści jest wciąż na tyle atrakcyjna i jeszcze dziś czytelna, iż „wciągnie” Czytelnika w lekturę. Ale nie to stanowi chyba wartość najważniejszą, upoważniającą Wydawcę do wznowienia powieści. Taką wartością jest obraz życia Polski lat dwudziestych. W gruncie rzeczy wiemy o tym okresie niezbyt wiele. Jest on obecny w naszej świadomości raczej nie dzięki naszej wiedzy historycznej, ale dzięki swoistym legendom. Tam bowiem, gdzie istnieją „białe plamy”, gdzie występują luki w wiedzy historycznej, natychmiast wkracza mit i legenda, upiększające rzeczywistość. I oto ta rzeczywistość jawi się w powieści Mostowicza, aktywnego współuczestnika i świadka tamtych dni, w barwach dość ciemnych i ponurych. Przyznamy chyba rację owemu „zwiastunowi” powieści, w którym, przypominam, mówiło się: „autor (...) daje (...) śmiały przekrój dzisiejszej psychiki i obyczajowości polskiej. Z całą bezkompromisowością (...) odsłania i demaskuje istotne walory naszego życia publicznego i prywatnego”.

Takiego obrazu pierwszych lat niepodległej Polski daremnie szukałoby się na łamach powieści popularnej. Dzisiejszy Czytelnik otrzymuje więc potężną dawkę wiedzy o tamtym życiu, o poziomie intelektualnym i etycznym ówczesnych bonzów, o metodach działania „rekinów” gospodarczych, słowem o mentalności i działaniu sfer wyższych. Równocześnie Ostatnia brygada, jak inne powieści popularne, nasycona była realiami z życia codziennego, tym, co tworzyło wówczas kulturę dnia codziennego. Ubiory ludzi, wnętrza domów mieszczańskich i ziemiańskich, toalety, przyjęcia, posiłki i bale — wszystko to składa się na jakże ważny dla tradycji obraz kultury materialnej i umysłowej epoki. Tak się składa, że Telewizja Polska w ostatnich latach dość często raczyła nas filmami, których akcja (polityczna, obyczajowa czy komediowa wreszcie) rozgrywała się w dwudziestoleciu międzywojennym. Być może dla Czytelnika Ostatniej brygady interesujące będzie skonfrontowanie obrazu tamtej rzeczywistości, przedstawionej piórem jej świadka, z obrazem polskich filmów nam współczesnych.

I wreszcie refleksja ostatnia: sądzę, że uważny Czytelnik po lekturze niniejszej książki zrozumie, częściowo przynajmniej, przyczyny poczytności Dołęgi-Mostowicza, dla których jego książki są do dziś rozchwytywane.

Józef Rurawski

Ostatnia Brygada

Подняться наверх