Читать книгу Nie w porę - Teresa Prażmowska - Страница 8
LIST IV
ОглавлениеANIELA DO ZYGMUNTA
Dnia 15 stycznia
Mój bracie, mój Zygmuncie ukochany, o ile rada jestem dobrym wieściom o zdrowiu Jerzego i nadziei zobaczenia cię prędzej, niż mi się tego pozwalał spodziewać twój list pierwszy, o tyle smuci mnie i niepokoi wiadomość, że całe lato przepędzisz w Podzamczu. Kto inny śmiałby się może z przyczyny mego niepokoju; ty, znający całą wielkość przywiązania, jakie mam dla ciebie, nie będziesz lekcje ważył kobiecego przeczucia i z uwagą przeczytasz słowa moje. Słuchaj Zygmuncie, ja się dla ciebie boję tej pani Michaliny. Znam ją, widywałam ją nie raz w towarzystwach, gdzie królowała tym oryginalnym powabem, którego potęgi nikt zaprzeczyć nie może; wiem, że jest piękną i niebezpieczną, że w oczach ma płomienie a w sercu chłód niczym nierozgrzany, że jest rozumna i szyderska, że uśmiechem pociąga a ironią słowa odpycha; wiem, że siły swojej próbować lubi: ja jej się boję dla ciebie. Jakie wpływy ulepiły serce kobiety z tej dziwacznej mieszaniny chłodu i rzewności, serdecznych porywów i drwinek lodowatych, młodego zapału i apatii wystygłej, co przebolała, jaka była jej przeszłość sercowa? Ja nie wiem. Od osoby, która na całe jej życie patrzyła (od pani Natalii bliskiej mojej sąsiadki, a związanej z panią Michaliną stosunkami dawnej przyjaźni) wiem tyle tylko, że ta przeszłość jest czystą jak łza, że ta kobieta ma surowe pojęcie obowiązku, zdrowe życia zasady, że nigdy nie uchybiła im w niczym. Ale przyznam ci się Zygmuncie, że dla mnie stracone są te namiętne istoty, którym ani pochwała własnego sumienia nie może dać spokoju i uciszenia wewnętrznego, ani czyjaś miłość najgorętsza, wzajemności obudzić nie potrafi. Takie serce otchłanią być musi i jak otchłań przeraża mnie niewymownie; co mi z tego, że na dnie jej świecą czyste kryształy, kiedy te kryształy, to ostre złomy lodu, o które się roztrąci i zmiażdży wszystko, co w otchłań ową wpada? Ta kobieta nikogo nie kocha, nikomu nawet miłości nie przyrzeka, ale chce i pragnie być kochaną, bo jej do życia ta gorączka wrażeń potrzebna. Tych, którzy sile jej niemego rozkazu oprzeć się nie umieją, doprowadza do ostatnich granic rozpaczy i zrozpaczonych, szalejących, rzuca z obojętnym ruszeniem ramion, nie starając się nawet wydobyć ich z tej czarnej toni, dokąd ich sama zaprowadziła swoim fatalnym urokiem. Powtarzam ci te szczegóły o jej charakterze słyszane od osoby, która ją przyjaźnie sądzi i pod każdym względem oddaje sprawiedliwość jej zaletom, muszę więc wierzyć, że są prawdziwe i dlatego powtarzam: strzeż się tej czarodziejki, Zygmuncie!
Traf, jakby rozumne zrządzenie Opatrzności, postawił ci przed oczy dwa istne kontrasty. Nie widziałam Julki odkąd wyrosła na słuszną pannę, ale znałam ją dzieckiem wyrastającym na dziewczynkę, a jeżeli sercem i umysłem dotrzymała obietnic dzieciństwa, to musi być taką błogosławioną istotą, w której władze serdeczne i umysłowe, będące z sobą w zupełnej równowadze, wzajemnie się potęgują i dopełniają. Jeżeli już z prawa konieczności przyszła na ciebie chwila taka, w której oczy kobiety mają ci być światem, a na jej słowie zależeć ma szczęście lub męczarnia życia twojego: to nie w oczy Michaliny patrz, Zygmuncie mój drogi, nie ją pytaj o takie słowo. Niech ci kwiat kamelii będzie przestrogą i przykładem; charakter ludzki odrysowuje się najtrafniej w codziennych uczynkach życia. Całym sercem polecam cię Bogu.
Aniela