Читать книгу Ekipa. Crew. Tom 1 - Tijan - Страница 5
2
ОглавлениеŻwir chrzęścił pod moimi stopami, gdy szłam w stronę faceta.
Nie był nieprzytomny, chociaż takiego udawał. Kiedy się zbliżyłam, otworzył jedno oko, a ja zauważyłam w nim panikę. Próbował się odsunąć, ale nie mógł. Był zbyt dotkliwie ranny.
Usiadłam obok niego i wyciągnęłam telefon.
– Przestań. – Nadal próbował się czołgać, ale za bardzo go to bolało. – Nie skrzywdzę cię.
Z jego gardła wydobył się bulgoczący jęk.
Pokręciłam głową.
– Daruj sobie mówienie. Lepiej oszczędzaj energię. – Pomachałam telefonem w jego stronę. – Znajdujemy się na totalnym zadupiu.
Właśnie z tego powodu Jordan lubił sprowadzać ofiary do tej części miasta. To była mała wnęka na szczycie wzniesienia. Tutaj kończyła się ulica i dalej były tylko drzewa.
Facet ucichł, wciąż przyglądał mi się z paniką w jednym oku.
– Zadzwonię po karetkę. Podam im twoje imię, a potem będę tu siedzieć i czekać, dopóki nie przyjadą. Jeśli mnie wydasz… – Pozwoliłam groźbie zawisnąć między nami.
W oczach faceta błysnęło poczucie winy. Wiedział, co by się wtedy stało.
Wykręciłam numer na pogotowie i czekałam.
Ta scena powinna mnie niepokoić – siedziałam obok faceta, który krwawił i ledwie się ruszał. Otaczał nas cichy las. A on znajdował się tu przez moją ekipę. Jednak nie przeszkadzało mi to.
Teraz, gdy chłopcy zniknęli, świetlik spoczął obok mnie, dotrzymując mi towarzystwa.
Zamknęłam oczy. Moje wnętrze odzwierciedlało otoczenie.
Czułam jedność z ciemnością.
Nie. Ta scena ani trochę mi nie przeszkadzała.
Uwielbiam ciszę. Przyjęłam ją z radością, a przerwało ją dopiero wycie karetki w oddali.
Westchnęłam, bo wiedziałam, że teraz mrok odejdzie. Rozejrzałam się po pagórku. Z góry widziałam światła karetki oddalonej o parę kilometrów.
Będę musiała się ruszyć. Nie mogli mnie tu znaleźć, ale na razie czekałam.
Droga wiła się w górę wokół pagórka. Kiedy karetka znalazła się tuż za rogiem, poklepałam faceta po nodze.
– Okej, spadam stąd. – Wstałam i zerknęłam na niego. – Nic ci nie będzie. – Otrzepałam dżinsy. Trochę pyłu trafiło do jego oka, więc kilka razy zamrugał, ale wciąż przyglądał mi się uważnie. Miałam wrażenie, że prosi mnie, bym nie odchodziła. Pokręciłam głową.
– Nie mogę zostać. Po prostu nie próbuj skrzywdzić kolejnej dziewczyny. Okej?
Poczekałam chwilę. Karetka niemal już tu była. Musiałam uciekać. A mimo to jeszcze się nad nim pochyliłam. Wyciągnęłam nóż i przyłożyłam ostrze do jego gardła. Zamarł w bezruchu.
– Jeśli usłyszę, że dotknąłeś kolejnej dziewczyny wbrew jej woli… – Mocniej przycisnęłam nóż do jego skóry. – To następnym razem odwiedzę cię sama, a gdy cię zostawię, nie będziesz przytomny. Łapiesz?
Zamrugał.
Nic więcej nie mógł zrobić.
W naszą stronę zbliżały się światła, więc skryłam się w mroku, chowając nóż do kieszeni.
Karetka oświetliła ścieżkę, na której leżał, a gdy się zatrzymała, zniknęłam w lesie. Drzewa mnie ukryły, jednak usłyszałam jeszcze przekleństwo ratownika.
– Kurwa. Kto to zrobił?
Drugi ratownik nie odpowiedział. Facet również nie, jak mu kazałam. Jeden z mężczyzn zaczął z nim rozmawiać i badać go, a drugi otworzył tylne drzwi pojazdu i wyciągnął nosze. Po kilku minutach zniknęli.
Kiedy karetka zaczęła zjeżdżać w dół pagórka, wyszłam na ścieżkę, gdzie jeszcze chwilę temu leżał facet. Światła w końcu zniknęły i zostałam zupełnie sama.
W lesie było pełno skrótów, ale ja wolałam iść środkiem ścieżki.
Wystarczyło tylko, że będę podążać za śladami kół.