Читать книгу Ekipa. Crew. Tom 1 - Tijan - Страница 6
3
ОглавлениеMinęłam motocykle stojące na trawniku przed domem. Wiedziałam, że drzwi będą otwarte.
Ale nie miałam pojęcia, czy w środku zastanę mojego brata. Była niedziela wieczór, więc dzisiaj nie pracował w barze, lecz to nie oznaczało, że wrócił do domu. Miał chaotyczny grafik, przychodził i wychodził o dziwnych godzinach. Zazwyczaj jego nieobecność mi nie przeszkadzała, ale nie dlatego, że był złym facetem. Po prostu nie było go przez większość mojego życia.
Weszłam do środka i cicho zamknęłam za sobą drzwi. Wstrzymałam oddech, czekałam i nasłuchiwałam. Światła się nie paliły, ale wyczułam w powietrzu zapach dymu. Drzwi z tyłu były otwarte. Ruszyłam do kuchni i zatrzymałam się przy zlewie. Nikogo nie było na tarasie, ale zobaczyłam palące się ognisko i chwilę później usłyszałam głos Heather.
– …nie możesz jej winić. W tym roku zaczyna ostatnią klasę.
Dziewczyna mojego brata – albo raczej dziewczyna, którą znał od dziecka, z którą raz byli parą, a raz nie, czy co tam oni, do cholery, robili – siedziała na krześle na trawniku.
Mój brat Channing znajdował się obok niej. Napił się piwa i odparł:
– Daj spokój. Powinna już być w domu i dobrze o tym wiesz.
Nie było tu nikogo poza nimi.
I rozmawiali o mnie. Nawet teraz, gdy o tym wiedziałam, pozwoliłam, by część mroku znowu się do mnie wkradła. Poczułam go, a on odepchnął na bok wszystkie inne emocje. Ogarnął mnie jakiś spokój, ale wiedziałam, że przyjdzie mi za to zapłacić odpowiednią cenę. Zawsze była jakaś cena. Mrok pojawiał się nie bez powodu. Nie byłam idiotką. Wiedziałam, że jestem pochrzaniona, ale czasami nic nie mogłam na to poradzić. Albo tak jak teraz przyjmowałam to z otwartymi ramionami. Świetlik opuścił mnie w drodze do domu. Chciałabym znowu usłyszeć szum jego skrzydełek obok.
Obróciłam się i usiadłam pod zlewem, plecami do kuchennej szafki.
Zamknęłam oczy.
Spuściłam głowę.
Nasłuchiwałam.
Krzesło na trawniku skrzypnęło. Butelki brzdęknęły o siebie. Potem usłyszałam dźwięk otwieranego kapsla.
– To moja siostra, Heather, a zachowujesz się tak, jakbym nie powinien się o nią martwić.
Heather westchnęła sfrustrowana.
– Nie o to mi chodzi. Chcę tylko powiedzieć, że zapomniałeś, jacy my byliśmy w tym wieku. Byliśmy jak dzikusy. To, co robiliśmy… cholera. Chcesz, żeby twoja siostra zachowywała się jak normalny dzieciak, ale ona tak nie potrafi. Nie potrafi tego przez to wszystko, co jej się przytrafiło. Musisz być trochę bardziej realistyczny.
– Dzięki – rzucił oschle.
– Wasza mama zmarła, gdy ona była mała, a wasz ojciec poszedł siedzieć. Max zmarł kilka lat temu. Daj jej trochę czasu.
– Minęły dwa lata.
– Ona straciła rodziców, przyrodniego brata i musiała wyprowadzić się z domu, w którym dorastała.
– Pierdolony bank. Zaproponowałem, że spłacę resztę hipoteki. Ale dupek z banku miał w dupie kij.
– Channing – odezwała się Heather łagodnym i kojącym głosem. – Nie możesz się obwiniać.
– Tak. – Usłyszałam dźwięk pękającego szkła. – Mogłem spędzać z nią więcej czasu. Tyle wiem.
Tę ich rozmowę słyszałam już wielokrotnie.
Mój brat zawsze się obwiniał – chociaż nie wiedziałam za co. Nie winiłam go za jego nieobecność. Co więcej, przez większość czasu byłam o niego zazdrosna. Też chciałam znikać tak jak on, gdy był dzieckiem. Od ósmej klasy do czasu, aż kupił własny dom, sypiał na czyjejś kanapie. Gdybym mogła, też bym tak zrobiła. Ale byłam za młoda.
Heather próbowała go nieco pocieszyć, ale sama była sfrustrowana. Słyszałam to w jej głosie. Właściwie wyczuwałam to we wszystkim, co robiła – nawet w sposobie, w jaki chodziła po domu. Czasami chciałabym, żeby po prostu się tu wprowadziła, ale z drugiej strony bałam się dnia, gdy do tego dojdzie – bo wiedziałam, że wtedy stanie się coś złego. Jeszcze nie wiedziałam, co takiego, ale czułam to. I ciągle mnie to dręczyło.
Z tego powodu moja relacja z Heather była ambiwalentna – po części byłyśmy przyjaciółkami, po części nie. Po części byłyśmy obecne, po części nie. W połowie nawiedzone, w połowie żywe. Och, chwila, a może tylko ja tak miałam? Ale Heather czasami nie patrzyła mi w oczy, gdy rozmawiałyśmy, a innym razem w ogóle unikała rozmów ze mną. Zdarzało się też tak, że patrzyła mi prosto w twarz zdeterminowanym wzrokiem. Nigdy nie byłam pewna, na którą Heather się natknę, ale wiedziałam też, że to nie była moja czy jej wina. Tu chodziło o jej związek z Channingiem. Rozumiałam to. Naprawdę. Poniekąd jej współczułam.
Ale na ogół wszystkiego unikałam.
Heather była miła. Kochała mojego brata, ale ja stałam im na drodze. Przeze mnie nie mogli mieć normalnego związku.
Na tę myśl poczułam lekkie ukłucie bólu. Kimże ja byłam, by stać im na drodze? Ale wtedy przypomniałam sobie te ich klasyczne rozmowy:
Odejdę.
Channing się załamie.
Heather będzie go pocieszać.
A kiedy podsłuchiwałam te dialogi, zawsze zastanawiałam się: dlaczego jeszcze nie dali mi po prostu odejść? Dlaczego mój brat zawsze starał się odgrywać rolę ojca/rodzica/starszego brata? Ta rola mu nie pasowała.
Był legendą.
Był wojownikiem.
Przewodził własnej ekipie.
Nie było mu do twarzy z tym rodzinnym wizerunkiem. W tej kwestii zgadzałam się z Heather.
Nie było go, kiedy mieszkałam tylko z tatą. Naszego przyrodniego brata też nigdy nie było, albo raczej bywał tu rzadko. Przez większą część naszego życia przebywał ze swoją matką. W liceum Channing założył własną ekipę – i właśnie to zapoczątkowało cały system. A kiedy skończył szkołę, od razu zaczął pracować. Dwa lata temu przejął bar mojego taty i go rozwinął. Ściągnął naszego kuzyna i razem sprawili, że lokal odniósł sukces. A poza tym cały czas walczył w zawodach. Wspominał coś, że chce z tego na dobre zrezygnować, ale ja nigdy nie wiedziałam, czy to było tylko myślenie życzeniowe, jak myślenie o tym, że chciałoby się być dorosłym? Albo jak marzenie, by nie musieć się zajmować nastoletnią siostrą? Albo życzenie sobie, by odzyskać swoje dawne życie?
Coś w tym stylu.
Może walki były jego sposobem na radzenie sobie z tym wszystkim? Tego też nie rozumiałam.
Bo przecież on i mój tata nigdy nie byli ze sobą blisko.
Channing przypominał naszą mamę, a kiedy zmarła, miałam wrażenie, że zniknął wraz z nią. Zostawił rodzinę. To znaczy czasami widywałam go w mieście i na jakichś imprezach, przynajmniej dopóki mnie z nich nie wykopał. Moich chłopaków i mnie. Twierdził, że wciąż jesteśmy za młodzi.
Jordanowi ulżyło, kiedy Channing przestał przychodzić na imprezy, na których my się zjawialiśmy, a na większych po prostu nauczyliśmy się go unikać.
Roussou nie było jak inne miasta.
Ludzie stąd nie wyjeżdżali. Robili to tylko, jeśli nie byli częścią systemu. A poza tym ci ludzie – Normalni – tak naprawdę dla nas nie istnieli. W systemie ekipy wszyscy byliśmy częścią jednej wielkiej popieprzonej rodziny, niezależnie od wieku.
– Idę po dolewkę. – Krzesło Heather zaskrzypiało. – Chcesz jeszcze piwa?
Czas na mnie.
Wstałam i przemknęłam do korytarza prowadzącego do mojej sypialni, tuż zanim moskitiera na taras się otworzyła.
Potem usłyszałam dźwięk otwieranej lodówki oraz włącznika światła w kuchni i jadalni.
Wzięłam swój plecak i wróciłam do korytarza. Zamarłam, nasłuchując, jak Heather otwiera jakieś butelki i nalewa czegoś do szklanek. Poczułam zapach rumu. Butelki brzdęknęły o siebie, a drzwi lodówki się zamknęły.
W domu znowu zapanowała ciemność.
Drzwi z moskitierą otworzyły się i zamknęły.
Kiedy usłyszałam kroki na tarasie, a potem na podwórku, znowu wymknęłam się przez frontowe drzwi.