Читать книгу Ekipa. Crew. Tom 1 - Tijan - Страница 8

5

Оглавление

Następnego ranka Cross czekał na mnie na parkingu. Siedział z tyłu swojej furgonetki, tylna klapa była otwarta. Towarzyszyło mu kilka innych osób. Rozpierzchli się, gdy zaparkowałam i wysiadłam.

Cross zeskoczył z paki i zamknął klapę, gdy ja szłam w jego stronę.

– Twój brat był rano zły?

Skrzywiłam się, bo właśnie sobie o tym przypomniałam.

Zasnęliśmy na pagórku i obudziliśmy się wcześnie rano, zdecydowanie zbyt wcześnie. Cross podwiózł mnie do domu i miałam nadzieję, że zakradnę się do środka, wezmę prysznic, ubiorę się i znowu wymknę. Ale nie udało mi się.

– Nie.

Myślałam, że w domu jest czysto i przemknę niezauważona. Channing i Heather nie zawsze spali przy włączonym wentylatorze, ale tego ranka jeden działał. Zakradłam się do środka i zobaczyłam Heather w łóżku, a za nią jakiś kształt.

– Nigdy nie pomyl poduszki z osobą. Ja tak dzisiaj zrobiłam – wyznałam Crossowi, gdy przemierzyliśmy parking i ruszyliśmy do szkoły.

Okazało się, że Channing tak naprawdę stał za mną. I to by było na tyle, jeśli chodzi o spokojny poranek.

– Gdzie byłaś? – zażądał wyjaśnień mój brat.

– Ciii! – Spojrzałam na niego, ale Heather już obracała się w naszą stronę. Obudziliśmy ją.

– Pozwolił mi odejść bez większego tłumaczenia – wyjaśniłam Crossowi. – Ale muszę zjeść z nim dzisiaj kolację.

– A on dzisiaj nie pracuje?

– Pracuje. – Dotarliśmy do drzwi szkoły, a ja popchnęłam je plecami. – Zgadnij, gdzie dzisiaj idziemy.

– Żartujesz. Twój brat jest przeciwieństwem rodzica, który chciałby, żebyś pojawiała się na rodzinnych obiadkach. I jak on zamierza to zrobić? Przecież ma ekipę, kobietę i bar.

Wzruszyłam ramionami. Ja zrobię swoje, pokażę się tam, gdzie i kiedy będę musiała, a resztą niech się zajmie mój brat. Bylebym choć raz miała święty spokój. Pokręciłam głową.

Na korytarzu było pełno ludzi, ale kiedy weszliśmy, tłum się rozstąpił, tworząc dla nas przejście. Właśnie tak to wyglądało, gdy było się w ekipie. Ludzie myśleli, że należymy do gangu. Ale tak nie było. Nie znoszę gangów. Gdyby tak to wyglądało, to nie należałabym do tej ekipy. Więc nie. Nie byliśmy gangiem. Nie było żadnej inicjacji i wcale nie musieliśmy poświęcić kończyny czy życia, by się wydostać. Nikt nie mówił mi, co mam robić, póki się ze wszystkim zgadzałam, a jeśli dochodziło do sytuacji, w której nie popierałam moich chłopaków, to powstawał zupełnie nowy problem, który należało rozwiązać. Dbaliśmy o swoich i inaczej niż w przypadku zwykłych przyjaźni – walczyliśmy o swoich. Czasami dosłownie. Taka była podstawowa zasada ekipy: wspieramy się nawzajem. Za wszelką cenę. Nie, nie mogłam powiedzieć, że byliśmy jak inne ekipy. Niektóre bywały bardziej formalne: urządzały przesłuchania, przeprowadzały cały proces rekrutacyjny, ale w niektórych wszystko działo się naturalnie.

Takie były najlepsze.

Tak my zostaliśmy ekipą.

Jordan, Zellman, Cross i ja. Byliśmy znani jako Wilki, chociaż nie mieliśmy oficjalnej nazwy. Nie mieliśmy żadnych koszulek czy charakterystycznych powitań. Nasza ekipa tworzyła się na przestrzeni kilku lat, a doprowadziło do tego kilka wydarzeń. Pierwszym było dręczenie Zellmana w szóstej klasie. Jordan stanął w jego obronie. Odepchnął dzieciaki na bok i podbił oczy dręczycielowi. Dlatego też Zellman był tak lojalny wobec Jordana.

Do kolejnego wydarzenia doszło w siódmej klasie.

Pewnego dnia facet próbował dobrać się do mnie za szkołą. Walczyłam, ale miał ze sobą kumpli. Nawet nie chciałam myśleć, co mogło się wtedy stać.

Cross i ja przyjaźniliśmy się od trzeciej klasy, od momentu gdy Amy Pundrie nazwała mnie grubą, a on nazwał ją wtedy Amy ŚWIŃdrie. I nazywał ją tak aż do czwartej klasy, gdy go przyłapano i został wysłany do dyrektora. Potem już tylko szeptał za nią to wyzwisko i skrócił je do Amy Świnka. Kiedy weszłam w okres dojrzewania i dotarło do mnie, co to znaczy być dziewczyną, kazałam mu zrezygnować z wyzwisk odnoszących się do wagi. Od tamtej pory ani razu nie nazwał jej prosiakiem, ale czasami jeszcze krzywo na nią patrzył.

W każdym razie Cross znalazł mnie w chwili, gdy tamten zbok chciał się do mnie dobrać. Zellman i Jordan też się wtedy zjawili.

Cross zajął się chłopakami z lewej strony.

Jordan i Zellman tymi z prawej.

Kilka miesięcy później im się odwdzięczyłam, gdy jakiś facet próbował w walce dźgnąć Jordana nożem. Zadawanie ciosów pięścią nie szło mi dobrze, ale ludzie szybko nauczyli się mnie bać po tym, jak zaczęłam wyciągać nóż. Nożami rzucałam całkiem nieźle, lepiej niż większość Normalnych, ale mój prawdziwy talent to ciachanie i krojenie.

Istniały ekipy większe od naszej, ale to nas bano się najbardziej. I nie bez powodu.

– Wiesz już, którą masz szafkę i jak wygląda twój plan? – zapytał Cross.

Pokiwałam głową, idąc w stronę szafki.

– W przeciwieństwie do ciebie zjawiłam się w zeszłym tygodniu na spotkaniu organizacyjnym. Widzisz, jaką jestem dobrą uczennicą?

Kilka dziewczyn już się na niego gapiło. Trochę dziwiło mnie to, że jeszcze nie zniknął, by zamoczyć w jakiejś fiuta, ale to był pierwszy dzień nowej klasy. Nie zostawi mnie, Jordana i Zellmana, chyba że będzie zmuszony.

Jęknął i oparł się plecami o szafkę znajdującą się przy mojej.

– Coś mi mówi, że długo tą dobrą uczennicą nie będziesz.

Uśmiechnęłam się szeroko i przekręciłam zamek, aż drzwiczki się otworzyły. Potem wyjęłam z kieszeni kartkę. Schowałam torbę i pomachałam papierem w powietrzu.

– Dobrze, że wzięłam kartkę z informacjami również dla ciebie.

Wyrwał mi ją.

– Och! Kocham cię.

– Co? – Za nami rozległ się czyjś zirytowany głos. – W ekipach związki są niedozwolone. A przynajmniej w waszej tak jest.

Cross i ja wymieniliśmy spojrzenia, a potem on się obrócił.

– Hej, bliźniaczko.

Tasmin, która reagowała tylko na zdrobnienie Taz, uśmiechnęła się do niego promiennie. Tak jak Cross miała naturalnie śniadą skórę, te same ciemne piwne oczy i złociste blond włosy. Nawet mieli takie same smukłe sylwetki, tylko ramiona Crossa były szersze, a Taz była drobniejsza. Włosy Taz sięgały talii i dzisiaj zaplotła je w warkocz zaczynający się po boku głowy i ciągnący do samego końca.

Była boska, tak jak jej brat.

I chociaż nie należała do naszej ekipy, to byłyśmy ze sobą tak blisko, jak to możliwe. Cross był bardzo opiekuńczy i chciał trzymać ją z dala od przemocy, a poza tym ona nie lubiła naszego systemu. Nawet go nie rozumiała.

– Hej, bliźniaku! – Pomachała na niego karcąco palcem. – Czy to dlatego Monica płacze na końcu korytarza?

Cross spojrzał w tamtą stronę.

Westchnęłam.

– Wiedziałam.

Obrócił się i zmarszczył brwi.

– Wczoraj w nocy nie odpowiedziałem na twoje pytanie.

– A więc byliście wczoraj razem? – zapytała Taz oskarżycielsko.

Cross się skrzywił. Ja również. To ściągnie na nas więcej uwagi, niżbyśmy chcieli. Członkowie ekipy zawsze przyciągają wzrok. A już szczególnie nasza grupa zwracała uwagę. Taki był fakt. Taz podniosła głos, a ja zaklęłam w duchu, zastanawiając się, kto ją może usłyszeć i zacznie rozsiewać plotki. Wilki nie miały dobrej reputacji, ale sam Cross również, na swój własny sposób. I ja też, jeśli mam być szczera i się z tym nie kryć. Każda dziewczyna, która dołączała do ekipy, była zauważana, a jeśli wziąć pod uwagę to, że ja należałam do Ekipy Wilków, do której nikt nie mógł się dostać – plotka rozniesie się w ciągu godziny.

Nie spodobało mi się to, ale będę musiała sobie z tym poradzić. Cała ta insynuacja, że ja i Cross mielibyśmy być parą, mi się nie spodobała.

– Hej, hej. – Wyciągnęłam rękę, by złapać ją za palec, ale ona szybko swoją opuściła. Oparłam się o sąsiednią szafkę i uniosłam brew. – To nie to, na co wygląda, i dobrze o tym wiesz.

Taz przewróciła oczami.

– Po prostu uważam, że to głupie. Pasujecie do siebie. A teraz rusz się! – Machnęła ręką na brata i wskazała na szafkę za nim. – Ta jest moja. – Puściła do mnie oko. – Pociągnęłam za parę sznurków w radzie uczniów i załatwiłam nam szafki obok siebie.

– Chwila. – Cross spojrzał na kartkę, którą mu dałam. – Moja szafka jest przy twojej?

– Aleś ty bystry – odparłam głosem pozbawionym emocji.

Cross przewrócił oczami, ale widziałam jego lekki uśmiech.

Taz wskazała na szafkę, o którą się opierałam.

– O tutaj.

Na twarzy Crossa rozciągnął się szeroki uśmiech.

– Świetnie. A co z…

– Nie. Te ćwoki mają szafki na innym korytarzu.

Cross i ja wymieniliśmy spojrzenia. Było, jak było. Taz nie ukrywała, że nie znosi Jordana, a ta niechęć w ciągu ostatnich dwóch lat jeszcze przybrała na sile. Czasami zastanawiałam się, czy jej wrogość nie była sposobem na ukrycie czegoś. Czy między Taz a Jordanem było coś więcej? Za bardzo bałam się gniewu Taz, by ją o to spytać, a kiedy Cross pokręcił na mnie głową, wiedziałam, że on również wolał nie zaczynać.

Wzięłam swój notes i odeszłam. Oboje otworzyli szafki, gdy ja zamknęłam swoją.

– To naprawdę świetnie, Taz. – Cross nie miał przy sobie torby, więc wrzucił kluczyki do szafki. – Dziękuję.

W przeciwieństwie do brata Taz nie miała pustych rąk. Niosła torbę pełną różnych rzeczy, a za sobą ciągnęła duży różowy wózek, z którego wystawały stosy książek, organizatory do szafki, biurowe drobiazgi i mała biała tablica, ponadto powycinane zdjęcia i nawet różowy brokat. Nie miałam pojęcia, co ona chciała z tym zrobić, ale taka już była Taz. Wnętrze szafki przerobi na arcydzieło. Ani trochę w to nie wątpiłam.

– Żartujecie? – Odłożyła torbę na podłogę i zaczęła rozpakowywać wózek. – W ten sposób wyświadczacie mi przysługę. Jeśli oboje tu będziecie, inne dziewczyny będą trzymać się z daleka. – Obejrzała się przez ramię.

Podążyłam za jej spojrzeniem, ale już wiedziałam, o kim mówiła. Stały tam dziewczyny, które zazwyczaj gapiły się na Crossa, ale jej chodziło o inną grupkę. Mimo że korytarz był zatłoczony, ta druga zebrała się niedaleko nas. Wiele dziewczyn z naszego rocznika tłoczyło się przy szafce Sunday Barnes. Połowa obrzucała teraz Crossa spojrzeniem.

Widziały mnie, ale i tak gapiły się na niego, jakby były głodne, a on był kawałkiem steka. Na mnie nie zwracały uwagi. Zmarszczyłam brwi.

Jeśli zauważały, że im się przyglądam, zazwyczaj odwracały wzrok. Moja obecność też je odstraszała. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj widziałam w ich oczach głód. Bezczelnie przyglądały się Crossowi. Sunday przyjaźniła się z Monicą, ale gdy przyjrzałam się grupie, nie zauważyłam jej wśród nich.

Przesunęłam się, by stanąć naprzeciwko dziewczyn. Nie podobało mi się to, że mnie ignorowały, chociaż nie przeszkadzało mi, że przyszły tu dla Crossa. A wcześniej nigdy tak się nie czułam.

– Podniosły sobie poprzeczkę – wymamrotałam do Crossa. Robiły się coraz odważniejsze.

Mruknął, bo doskonale wiedział, o co mi chodzi.

– Przestańcie! – zaprotestowała Taz, opierając ręce na biodrach. – To ja jestem bliźniaczką. To ja powinnam mieć z nim sekretny język, nie ty.

Uśmiechnęłam się.

Taz była moją jedyną przyjaciółką. Uwielbiałam to, jaka jest waleczna. I nie była tak popieprzona, jak ja. Wiedziałam, że też cierpiała, ale miała ikrę. Gdyby Cross nie był moim najlepszym przyjacielem, moją najlepszą przyjaciółką mogłaby być Taz.

Okej, byłaby moją przyjaciółką, gdybym była Normalna.

Wiedziałam, że ona też ma dla mnie miejsce w sercu. Chwilę później już przestała się złościć.

Jęknęła.

– I przestań się do mnie uśmiechać. Ja pierdzielę, Bren. Jestem jak mój brat. Też nie potrafię się na ciebie gniewać dłużej niż przez dwie sekundy.

Cross się zaśmiał. Chyba zmienił zdanie, bo wziął kluczyki, zamknął swoją szafkę i zabrał mi długopis. Obszedł mnie i pocałował siostrę w czoło.

– Zobaczymy się później.

Skinął mi głową i ruszył w stronę drugiego korytarza z szafkami dla ostatniej klasy.

Taz spojrzała na mnie. Miała lekko zarumienioną twarz.

– Poszedł sprawdzić, co u tamtych dwóch, prawda?

Pokiwałam głową. Wiedziała o tym. Nie miałam pojęcia, po co w ogóle pytała.

– W końcu należymy do ekipy – zauważyłam.

– Tak. – Zacisnęła usta, a w jej oczach błysnął upór. – Ale po tej klasie to się skończy. Dzięki Bogu.

Zgromiłam ją wzrokiem, ale nie skomentowałam. Wróciła do rozpakowywania wózka.

Taz nie mogła się doczekać zakończenia liceum. Czuła, że wtedy odzyska brata, i poniekąd ją rozumiałam. Wyznała mi to kilka razy po tym, jak wypiła za dużo wina. Widzicie? Ona nawet w kwestii wyboru alkoholu nie była jak my. Była kobietą z klasą, wolała martini i wino. Już dawno przestała pić wine coolery. Nie wiedziałam nawet, kiedy je piła, ale twierdziła, że tak było. Ja wolałam mocniejszy alkohol, jak whiskey lub bourbon, albo piwo. Zwykłe piwo. Jakiekolwiek piwo. Jordan czasami nawet warzył piwo w beczce.

Ale wróćmy do Taz. Kiedy ostatnio trochę się wstawiła, siedzieliśmy na pniach przy ognisku. Chłopaki się zmyły i zostałam z nią sama.

Patrzyła w ogień i narzekała na grupę:

Zabraliśmy jej czas, który spędzała z Crossem.

W ogóle zabraliśmy jej brata.

Teraz praktycznie nie spędzał czasu w domu.

Całe szczęście, że niedługo liceum się skończy i ta ekipa się rozejdzie.

Ale nie wszystkie ekipy rozpadały się po zakończeniu szkoły.

Taz na to liczyła, ale zapominała, że nie zawsze do tego dochodziło. To zależało od grupy. Mój brat przewodził jednej z najstarszych ekip w Roussou. Jedyna, która stanowiła dla niego konkurencję, rozpadła się jakiś czas temu. Ich przywódca trafił do więzienia za znęcanie się nad przyjaciółmi Channinga z Fallen Crest. Nie chciał wdawać się w szczegóły, a ja nie naciskałam. Gdybym chciała wiedzieć, zaczęłabym wypytywać ludzi. Po prostu mnie to nie obchodziło.

Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że nasza ekipa mogłaby nie przetrwać.

– Chodzi o ekipę? A może to coś osobistego? – zapytałam Taz z wahaniem.

Obróciła się do mnie, wytrzeszczając oczy.

– Co?

Chyba w ogóle zapomniała, że wciąż tu byłam.

– Nienawidzisz tej ekipy czy tylko mnie? – Oparłam się ramieniem o swoją szafkę, twarzą do niej.

– Nie! – Otworzyła usta, a potem je zamknęła. Pokręciła głową. – Nie, nie. Nie chciałam, żebyś tak sobie pomyślała.

– A więc chodzi o Jordana i Zellmana? Czy o ekipę jako całość?

– C-co? – Zamrugała.

Stwierdziłam, że musi chodzić o całą ekipę, ale chciałam ją trochę podręczyć. Ekipa była częścią mojej tożsamości i chociaż miałam słabość do Taz, trochę bolało mnie to, że żywiła do nas taką niechęć.

– Na pewno nie chodzi o Zellmana – mruknęłam. – On jest radosny jak skowronek. – Chyba że zaczyna się bić. – Czy ty i Jordan przypadkiem nie pracowaliście w wakacje w tym samym miejscu?

– C-co? – zapytała, gapiąc się na mnie zszokowana.

– Taz! – nagle ktoś krzyknął.

Więc Taz została uratowana, bo chciałam zadać jej jeszcze kilka niewygodnych pytań. Chciałam wypytać ją trochę o Jordana. To będzie musiało poczekać, jednak już czułam, że moje pragnienie, by ją podręczyć, znikało.

Zauważyłam, że Sunday Barnes odeszła od swojej szafki, i dotarło do mnie, że moje spotkanie z Taz dobiegło końca.

Sunday miała na sobie strój cheerleaderki, a za nią podążała połowa jej składu.

Wygładziła ręką bok, oparła zaciśniętą pieść na biodrze i uśmiechnęła się do nas szeroko.

– Taz, pani Bellacheq powiedziała, że w tym roku postanowiłaś opuścić skład. Liczyłam na to, że namówię cię na powrót.

Taz i ja wymieniłyśmy spojrzenia. Obie wiedziałyśmy, że jestem wykluczona z tej rozmowy, więc rozdzieliłyśmy się jak sprawnie działająca maszyna – Taz zrobiła krok w przód, ja w tył.

Może i jestem niekoleżeńska, ale właśnie tak działałam całe życie. Nie otwierałam się przed nikim poza moją ekipą i Taz. Tak po prostu było. Nigdy nie dogadywałam się z innymi dziewczynami i nawet nie miałam ochoty z nimi rozmawiać. To nie była żadna zasada – mogłam rozmawiać, z kim tylko chciałam – ale po prostu tak wolałam.

Już zaczęłam się odwracać i zmierzać tam, gdzie zniknął Cross, gdy nagle Sunday się odezwała.

– Bren! – Jej głos pod koniec stał się zbyt wysoki i musiała odchrząknąć. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Hej. Cześć. Nie było cię wczoraj na imprezie Alexa.

Zatrzymałam się, na wpół od nich odwrócona.

Taz stanęła przede mną.

– Daj spokój, Sunday. Dobrze wiesz, że odeszłam z drużyny. A wy trenujecie już od dwóch tygodni.

Obejrzałam się, na chwilę podchwyciłam spojrzenie Sunday, a potem obróciłam się i odeszłam.

Sunday Barnes próbowała ze mną porozmawiać.

Zmarszczyłam brwi, przemierzając drugi korytarz czwartoklasistów. Inne dziewczyny, niezależnie od tego, gdzie znajdowały się na szczeblach hierarchii, respektowały system. Trzymały się z dala od nas, ale ona naruszyła tę zasadę. Fakt, to niepisana zasada. To nie było żadne prawo, ale i tak mi to przeszkadzało.

Moje spostrzeżenie tylko się potwierdziło. W tym roku coś się zmieniło. Dziewczyny wydawały się odważniejsze.

Byłam już w połowie korytarza i niemal słyszałam głos Jordana, gdy nagle odezwał się ktoś inny. I złapał mnie za ramię.

– Nie było cię wczoraj na mojej imprezie!

I wtedy rozpętało się piekło.

Ekipa. Crew. Tom 1

Подняться наверх