Читать книгу Karuzela z idolami - Tomasz Raczek - Страница 9

Cher

Оглавление

Mówią o niej: czarownica z Hollywood, wamp Nirwany; porównują do Kleopatry i mitologicznej matki Pegaza, pięknej Meduzy. Na pewno jest jedną z najbardziej sensacyjnych osobowości światowego show-biznesu. Jej role w filmach Maska, Czarownice z Eastwick, Światło księżyca, Syreny nagrodzone zostały aplauzem widowni i licznymi prestiżowymi nagrodami z Oscarem włącznie.

60-letnia Cherilyn Sarkisian LaPierre, w latach 60. znana przede wszystkim jako piękniejsza połowa duetu Sonny&Cher, udowodniła, że intensywna osobowość może dla siebie znajdować wciąż nowe formy ekspresji. Kiedy związała się z Sonnym Bono, zdolnym kompozytorem i instrumentalistą, miała 16 lat. To była wielka miłość, a za nią przyszła wielka kariera realizowana zrazu w stylistyce dzieci-kwiatów, a potem – mieniącego się cekinami Las Vegas. Jedenaście lat później Cher odeszła jednak od Sonny'ego, stawiając pod znakiem zapytania całą swoją przyszłość. „Przy Sonnym musiałam ukrywać wszystko, co czułam, gdyż nic z tego nie pasowało do jego pomysłów” – żaliła się 27-letnia rozwódka. Stała się więc solistką. Miała kolejne przeboje, złote płyty i tłumy wielbicieli zachwyconych nie tylko jej głosem, ale także emanującym z niej seksem. Ale nie dawało jej to radości i poczucia spełnienia. Wreszcie wyznała: „Zawsze marzyłam o tym, żeby zostać aktorką. Nigdy nie lubiłam robić tego, dzięki czemu stałam się sławna. Więc wreszcie pewnego dnia powiedziałam sobie – pieprzę to! Jeśli nie mogę być aktorką tylko dlatego, że jestem piosenkarką, to nie chcę być już piosenkarką! Zobaczymy, co będzie…”

Niewiele brakowało, aby udziałem Cher stała się jeszcze jedna z kolekcji złamanych przez nadmierne ambicje karier. Ale nie – po blisko dziesięciu latach objawiła się nowa Cher: o subtelnej urodzie, niczym z obrazów Modiglianiego; o silnym, trochę dzikim spojrzeniu; o skrywającym wybuchowość i namiętność sposobie bycia. Tym razem odnaleźliśmy ją na ekranie, nie na estradzie. Najpierw jako przyjaciółkę lesbijkę Meryl Streep w filmie Mike'a Nicholsa Silkwood, potem jako matkę zdeformowanego dziecka-potworka w Masce Petera Bogdanovicha.

O Cher znowu zaczęto mówić. Ze zdziwieniem, z podziwem, z zawiścią. Jej niekonwencjonalny sposób bycia, ekscentryczne stroje, niewyparzony język, prowokacyjne wypowiedzi, ba, nawet 23-letni kelner, pełniący przez jakiś czas rolę towarzysza życia, budziły zgorszenie. Ale Cher trudno wytrącić z równowagi: „Musiałam wszystko zaczynać od początku i popełniłam wiele błędów, ale sądzę, że błędy są równie potrzebne jak sukcesy. Chciałam być aktorką, a wszyscy mi mówili – nie możesz, nie możesz, nie możesz. A ja tylko powtarzałam – mogę, mogę, mogę”. Gdy znalazła się w obsadzie filmu Czarownice z Eastwick u boku Jacka Nicholsona, gwiazdor znany z tego, że wszystkim swoim partnerkom wymyśla zabawne przezwiska, zaskoczył wszystkich mówiąc: „Ktoś, kto się nazywa Cher, nie może mieć przezwiska!”.

Nic dziwnego, że spośród wielkich gwiazd estrady, zdradzających słabość do filmu, to właśnie Cher pojawiła się wśród reflektorów podczas ceremonii wręczania Oscarów. Choć stała się rewelacją srebrnego ekranu, nie pozbyła się dosadnego języka, dobrze sprawdzającego się podczas tras koncertowych, ale utrudniającego życie wśród śmietanki towarzyskiej. Może więc słusznie portier w domu Cher, gdy ta ostrzegła go: „Uważaj, dzisiaj lepiej się nie odzywaj, bo ma do mnie przyjść dziennikarz”, „odpowiedział trzeźwo: ty też lepiej nic nie mów”.

Cher dzielnie zniosła rolę supergwiazdy, która musi dostarczać kolorowym tygodnikom wciąż nowych tematów. Pozwalała, by latami roztrząsano, ile operacji plastycznych zapewniło jej ponadczasową urodę. Była w centrum zainteresowania mediów. Ugięła się dopiero pod ciosem, który przyszedł z nieoczekiwanej strony: zginął jej były mąż Sonny Bono. Okazało się, że – mimo rozwodu – pozostał dla niej najlepszym przyjacielem i „mężczyzną życia”. Kiedyś wyrwała się spod jego zaborczej opieki, by cieszyć się wolnością i niezależnością. Teraz uświadomiła sobie, że jego brak pozbawił ją wewnętrznego fundamentu, który w niej trwał mimo upływu lat. Odsunęła się od aktywnego życia. Przestała pojawiać się na ekranie, nagrywać piosenki. Była w rozsypce.

Gdy się ocknęła, znowu usłyszała: już nie możesz, nie możesz, nie możesz. I znowu odpowiedziała: właśnie że mogę, mogę, mogę! Wytwórnie płytowe przestały wierzyć w jej siłę. Obawiały się, że czas Cher przeminął. Wtedy znowu zaskoczyła wszystkich: nagrała płytę Believe nie tylko przebojową, taneczną, nowoczesną, ale nade wszystko – młodzieńczą i pełną optymizmu. W tytułowej piosence, która z miejsca stała się światowym przebojem, pyta: „Czy wierzysz w życie po miłości?”. I zaraz sobie odpowiada: „Wiem, że z tego wyjdę, bo wiem, że jestem silna”. To prawda, Cher jest silna, nadal piękna i wciąż nie wyczerpała swego przydziału talentu. Istna walkiria sukcesu. Co prawda niedawno oficjalnie pożegnała się z estradą, dając show przerastający nawet to, co niegdyś robiła w Las Vegas: pióra, futurystyczne stroje, wielka inscenizacja miały jeszcze raz oszołomić widzów. I tak się stało! Publiczność pytała z niedowierzaniem: czy to naprawdę koniec kariery Cher? Ale to nieprawda. Cher nauczyła się zwyciężać na tylu różnych scenach, że zejście z jednej z nich wciąż nie zamyka jej możliwości odnoszenia triumfów na pozostałych. Na dowody wystarczy cierpliwie poczekać.

Karuzela z idolami

Подняться наверх