Читать книгу Sejf. Gniazdo Kruka - Tomasz Sekielski - Страница 7
1 2.10.1919, środa pociąg relacji Moskwa–Piotrogród godzina 10.30
ОглавлениеSilny deszcz właściwie uniemożliwiał dostrzeżenie czegokolwiek za oknem. Strugi wody na szybach rozmazywały świat, sprowadzając go do niewyraźnych konturów i plam, w których uważny obserwator mógł co jakiś czas dostrzec budynki i drzewa. Wyprodukowana jeszcze za cara w petersburskich Zakładach Putiłowskich lokomotywa dawała z siebie wszystko. Czarny parowóz klasy U oddychał ciężko, ale miarowo, wyrzucając w górę kłęby dymu. Jego smuga momentami oplatała cały skład, jeszcze bardziej przesłaniając podróżnym widok. Lokomotywa ciągnęła trzy wagony pasażerskie, w tym carską salonkę, oraz jeden wagon pancerny z otworami strzelniczymi niczym puste czarne oczodoły i dwiema wieżyczkami, z których wystawały potężne lufy ciężkich karabinów maszynowych. Ten specjalny pociąg, który nie był uwzględniony w żadnym rozkładzie jazdy, pędził dwutorową magistralą Nikołajewską ponad sto kilometrów na godzinę. Po opuszczeniu Moskwy nie zatrzymał się nigdzie, do przejechania miał prawie siedmiusetkilometrową trasę.
Pogoda i miarowy stukot kół działały usypiająco na pasażerów. Stiepan Kazimierowicz Gil, niewysoki, drobny mężczyzna po trzydziestce, poprawił kaszkiet, który zsuwał mu się na oczy, co dodatkowo zachęcało do drzemki, tym bardziej że siedział w głębokim, miękkim fotelu. Na sen jednak nie mógł sobie pozwolić, nie w tych okolicznościach. Spojrzał w bogato zdobione lustro, jakby chciał się upewnić, że on, syn prostego robotnika z moskiewskich zakładów Michelsona, naprawdę jedzie w salonce przygotowanej dla carskiej rodziny. Potarł pękaty czerwony nos, wstał i przeciągnął się, wydając cichy pomruk. Poprawił marynarkę, choć dobrze wiedział, że i tak nic jej nie pomoże. Była stara i mocno znoszona, zresztą tak jak spodnie i buty. W tym stroju wyglądał na złodzieja, który wkradł się do pałacu, albo na żebraka, który przez kuchenne drzwi zajrzał na pańskie salony.
Za ścianą, obitą pluszem i błyszczącym złotobordowym materiałem, spał Lenin. Stiepan, jego osobisty kierowca i ochroniarz, czuwał, by nic nie przerwało drzemki wodza. Od czasu zamachu, który w fabryce jego ojca przeprowadziła szalona Żydówka Fanny Kapłan, nie odstępował Lenina na krok. Żydowska suka. Stiepan nie rozumiał, jak można chcieć śmierci kogoś, kto tworzył pierwsze na świecie państwo robotników i chłopów. Wydarzenia sprzed ponad roku tak mocno utrwaliły się w jego pamięci, jakby to było wczoraj. Lenin stojący na samochodowej platformie grzmiał: „Weźmy taką Amerykę. Rządzi tam grupka nawet nie milionerów, ale miliarderów, a reszta narodu jest u nich w niewoli. Tam, gdzie rządzą demokraci, tam zawsze jest zniewalany i okradany lud pracujący”.
Jego wystąpienie przyjęto owacyjnie. Duże moskiewskie fabryki, w tym Michelson, były matecznikami bolszewików. Tu robotnicy kochali Włodzimierza Iljicza Lenina i wspierali rewolucję. Dlatego na takich spotkaniach Lenin pojawiał się bez większej ochrony. Stiepan czekał na wodza przy samochodzie przed fabryką, widział, jak idzie w jego kierunku otoczony rozentuzjazmowanymi ludźmi. Każdy chciał zamienić z nim choćby słowo. Akurat rozmawiał z pielęgniarkami, które skarżyły się na problemy z zaopatrzeniem. Lenin potakiwał. Nagle padły trzy strzały i wszystko ucichło – tłum, odgłosy ulicy, dźwięki pracującej fabryki. Jakby czas na sekundę się zatrzymał. Twarz Lenina wykrzywił grymas bólu, wyciągnął rękę w kierunku Stiepana, zachwiał się i przewrócił. Już później, w szpitalu, okazało się, że wódz rewolucji został trafiony dwiema kulami. Jedna zraniła go w ramię, nie czyniąc większych szkód, ale druga przeszyła płuco. Lenin jeszcze kilka miesięcy po zamachu dochodził do zdrowia. Wówczas to Stiepan Kazimierowicz Gil przysiągł sobie, że nie odstąpi go na krok. Nie mógł sobie darować, że wtedy, po wiecu, nie był przy nim.
Poprawił pistolet, który nosił za paskiem, upewniając się, że jest na swoim miejscu. Śmierć białej zarazie. Był gotowy oddać życie za Lenina i ślepo wykonać każdy jego rozkaz. Czasy nadal były niespokojne. Choć od wybuchu rewolucji październikowej minęły prawie dwa lata, Rosją wciąż targała wojna domowa. Budowany z wielkim trudem Kraj Rad krwawił od ciosów, jakie zadawali mu kontrrewolucjoniści, zwolennicy caratu i kapitaliści. Z tego powodu w podróży Leninowi towarzyszył oddział czerwonych strzelców łotewskich, najwierniejszych z wiernych pretorianów rewolucji. To ich działania przeciwko politycznym wrogom w lipcu 1918 roku utrzymały bolszewicką władzę w Moskwie. Lenin zdawał sobie z tego sprawę i był im wdzięczny. Dlatego dowódca pułku strzelców łotewskich został mianowany głównodowodzącym powstającej Armii Czerwonej i dlatego to strzelcy łotewscy stanowili ochronę Lenina. Gdyby to zależało od Stiepana, nie pozwoliłby na tak ryzykowną wyprawę. Ale wódz się uparł, koniecznie chciał się spotkać z Iwanem Pawłowem. Stiepan nie rozumiał, po co jadą do Piotrogrodu do jakiegoś naukowca, który bada psy. Oczekujący ich w Piotrogrodzie akademik Pawłow też się nad tym zastanawiał.