Читать книгу Kochankowie z Hiroszimy - Toni Hill - Страница 10

Оглавление

Pierwszym ostrzeżeniem był cień w lustrze, umykający, przelotny punkcik, szybko ukryty głęboko w zakamarkach myśli. Musiała zamknąć oczy, kiedy poczuła pełzające na plecach mrowienie: Daniel dotykał językiem jej szyi, dobrze wiedząc, że jest to jeden z jej czułych punktów. Delikatny wstęp, prolog, w którym wilgotna pieszczota łączyła się z przyjemnym łaskotaniem nieogolonych policzków. I nienadaremny; utraciła resztki samokontroli, poddała się i zapadła w trans. Nawet wtedy sygnał niepokoju nie wyciszył się w jej mózgu, i dlatego, gdy on znieruchomiał, znowu spojrzała w lustro. Lecz ono, stare i zniszczone, ukazało tylko zamazany obraz jej twarzy i muskularne, silne ciało Daniela. Plecy błyszczące od potu, pośladki jak lśniąca plama, nawet wyglądająca zabawnie na opalonych mięśniach, i jej własne dłonie, napięte, z paznokciami wbitymi w ramiona partnera, przyciągające go do siebie, jak gdyby bała się go stracić.

Widok dobrze jej znany, ekscytujący, rozwiewający najmniejszy cień strachu.

Lustro było jej pomysłem, a Danielowi wcale nie przeszkadzało. Prawdę mówiąc, niewiele rzeczy związanych z seksem w jakikolwiek sposób mu przeszkadzało. Jeśli lubiła widzieć siebie, kiedy się kochają, jeśli dawało jej to jeszcze więcej przyjemności, on nie zamierzał protestować.

– Jeżeli chcesz, możesz je zawiesić na suficie – powiedział z tym szelmowskim uśmiechem, który ożywiał jego twarz, zwykle apatyczną, gdy rozmawiali o seksie.

Razem wybrali się je kupić, głównie po to, żeby się zabawić i zgorszyć ekspedientkę w sklepie meblowym. Rozważali wszystkie za i przeciw różnych modeli i form i w końcu zdecydowali się na lustro stojące – w stylu retro, w białej ramie – które tego samego wieczoru ustawili przy łóżku. Rozebrała się i położyła na posłaniu, a on, wykonując polecenia, tak długo je ustawiał, dopóki nie uzyskał jej aprobaty. A raczej dopóki on, mając dość tylko patrzenia na nią, rzucił się na to wspaniałe, bezwstydnie obnażone ciało. Od tamtego dnia minęło kilka miesięcy i wiele rzeczy się wydarzyło. Nie wszystkie dobre. Niektóre straszne. Najdziwniejsze było to, że w tym porzuconym domu, miejscu niegościnnym, które stało się ich schronieniem, znaleźli inne lustro, z ramą zjedzoną przez korniki i zaśniedziałą powierzchnią, której niczym już nie można było oczyścić. Ale im wystarczało.

Cris odprężyła się, starała się nie pamiętać tego uczucia niepokoju, czającego się, gotowego wrócić w każdej chwili. To nie było nowe uczucie, ostatnio bardzo często jej towarzyszyło. W pobliżu żelazny ptak leciał do swojego gniazda i kiedy dach domu zadrżał od ogłuszającego hałasu samolotu, silniej przywarła do Daniela gwałtownym ruchem ciała, prowokując go do kulminacji, ale chyba źle zrozumiał jej gest i zatrzymał się. Nic nie mów – prosiła w myśli. – Cholera! Nie zepsuj wszystkiego gadaniem!

– W porządku? – wyszeptał jej do ucha.

Cris przesunęła ramionami po jego plecach; po chwili opadły wzdłuż ciała, bezwolne, odesłane w pustkę po niespełnionych orgazmach. Odwróciła głowę w stronę okna, żeby nie widzieć obrazu rysującego się w lustrze; nie chciała zobaczyć rozczarowania na własnej twarzy, nie chciała go zapamiętać. Nie po raz pierwszy brakowało jej tego niezwykłego stanu lekkości, radosnej nieświadomości, jakie w obojgu wywoływała dobrze dobrana dawka alkoholu i kokainy.

Wbrew wszelkim głosom zdrowego rozsądku seks bez narkotyków nie był tak samo dobry.

Przysunęła twarz do piersi Daniela i chłonęła jego zapach. Podniosła głowę, spojrzała w jego oczy, prawie czarne teraz – efekt podkreślony gęstymi ciemnymi brwiami. I wzruszyła się, widząc, że na jego twarzy pozostały jeszcze ślady pobicia. Podniosła palec, chcąc dotknąć siniaka na policzku, który nadawał mu wygląd boksera po klęsce, gdy usłyszała coś, czego w pierwszej chwili nie potrafiła zidentyfikować. Choć dotąd nikt się do tego domu na odludziu nawet nie zbliżył, obydwoje wiedzieli, że mógłby się tam pojawić ktokolwiek. Bawiące się dzieci, nastolatki w poszukiwaniu miejsca na szybki seks, ćpuny spragnione działki, fałszywi przyjaciele. Może by coś powiedziała, gdyby on jej w tym zamiarze nie przeszkodził pocałunkiem, którym chciał na nowo rozbudzić płomienne emocje. Całował ją drapieżnie, dominujący i zniewalający, zobaczyła w nim znowu tego Daniela, którego znała, więc i ona zareagowała jak zawsze: odważna, namiętna, spontaniczna.

Od tej chwili zapomnieli o wszystkim, co ich otacza, o niedawnej przeszłości i odtwarzali taniec, którego kroki znali i ćwiczyli tysiąc i sto razy, nie chcąc dopuścić myśli, że choć bardzo się starają, wszystko, co robią, to tylko naśladownictwo. Chcieli kochać się tak jak kiedyś, jak gdyby nic się nie wydarzyło, a jednak nie do końca im się to udało. Ale ich młode ciała ciągle reagowały na bliskość, na dotyk skóry, i piętnaście minut później Cristina z radością spojrzała na siebie w lustrze – co jeszcze silniej ją podekscytowało – na moment przed osiągnięciem orgazmu.

I wtedy go zobaczyła. Zobaczyła go, teraz już bez cienia wątpliwości. Zanim zorientowała się, że człowiek ten trzyma w dłoni broń, która za chwilę roztrzaska lustro, Cristina wyczuła niebezpieczeństwo, ale też wiedziała, że Daniel, zbyt senny, nie dostrzeże, co mu zagraża, zanim będzie za późno. Dlatego, chcąc go przywołać do świadomości, wydała z siebie jęk, który niewiele miał wspólnego z rozkoszą. Na nic się to nie zdało. Metalowy drąg opadł z ogromną siłą na głowę jej kochanka i zgniótł ją z suchym chrzęstem. Otworzyła usta, próbując zgrozę wyrazić krzykiem, który nigdy nie zabrzmiał.

Cristina Silva zabrała z sobą do grobu ten ostatni obraz. W tragicznym przeczuciu tego, co miało zakończyć jej życie, rozpoznała swoją twarz w porysowanej jak pajęczyna powierzchni lustra. Pod bezwładnym ciałem, do niczego nieprzydatną tarczą, pod ciężarem, który uniemożliwiał jej jakikolwiek ruch, mogła jedynie zamknąć oczy, aby uniknąć widoku broni, która zmiażdżyła głowę Daniela, a teraz miała spaść na nią, bez wahania i bez litości.

Ból jest miłosierny. Po pierwszym uderzeniu straciła przytomność i nic więcej już nie czuła.

Kochankowie z Hiroszimy

Подняться наверх