Читать книгу Mówczyni - Traci Chee - Страница 13
ОглавлениеBłędna interpretacja
W komnacie sypialnej panował chaos. Otwarte tomy i sterty luźnego papieru pokrywały kapę przykrywającą łóżko, zsuwały się kaskadami na półki pełne ksiąg i spłachcie czystego pergaminu. Krajobraz klęski, poznaczony pytaniami, co nie wiodły do rozwiązań – i odpowiedzi na zagadki, których nie zadała.
Tanin powinna już dawno spać o tak późnej porze. Ale ostatnio sypiała źle.
Tyle było do zrobienia.
Jej smukłe dłonie przesunęły się po kapie, zrzucając na podłogę stalówki i pojedyncze stronice, pokryte nic niewnoszącą treścią.
Ten Bibliotekarz twierdził, że Książka znajduje się wszędzie naraz.
„Bezużyteczne”.
Ten znów użył mnóstwa słów, by rozwlekle opisać paradoks, jakim jest nieskończona Książka.
„Bez znaczenia w tej sytuacji”.
Inny jeszcze Mistrz twierdził, że pożar nawiedzi Bibliotekę trzykrotnie.
Tanin nie dowiedziała się niczego o miejscu, w którym Książka znajduje się właśnie teraz.
Miała ją w ręku (spękana skóra, kruche stronice). Wszystko odbyło się tak, jak zapisano na nadpalonej stronie.
Ale ją straciła. Straciła wszystko – siłę, swój głos, nawet swój tytuł.
Trzęsącymi się dłońmi odkorkowała świeży kałamarz atramentu, by notować dalej.
Niemal natychmiast skoczyło jej tętno. Poczuła ucisk w piersi. Coś było nie tak. Gmerała nieporadnie w kieszeniach nocnego stroju, a jej oddech stawał się coraz płytszy.
Mogłaby zadzwonić po służbę i wołać o pomoc. Pacjentom tak osłabionym jak ona często zdarzały się komplikacje. Czasem ofiary niemal śmiertelnych ataków po prostu nie miały szczęścia.
Ale to nie była medyczna komplikacja, tylko zamach na jej życie.
Buteleczki wypełnione proszkami i tonikami wypadły z jej drżących palców. Coraz trudniej było oddychać, myśleć, działać. Podnosiła fiolki do oczu – jedną po drugiej, usiłując odczytać rozmazujące się litery na etykietach; ból zaciskał się wokół jej płuc jak pięść.
To nie była pierwsza próba od dnia, w którym Tanin spotkała Sefię. Zapewne nie ostatnia.
Wreszcie trafiła na właściwą buteleczkę i skruszyła jej szyjkę nad świeżo otwartym kałamarzem. Gdy ciemny proszek zmieszał się z równie czarnym płynem, zasyczało i zaczęło dymić. Słaba woń skórki pomarańczowej wypełniła jej nozdrza. Ucisk w piersi Tanin zelżał. Rytm jej serca wrócił do normy. Atrament zatruto substancją, która w kontakcie z powietrzem wydzielała toksyczny opar. Ta trucizna została właśnie unieszkodliwiona.
„Znowu ci się nie udało, Stonegold”.
Tanin oparła się o poduszki, wzięła długi, głęboki oddech. Pozbierała z pościeli rozsypane fiolki i wrzuciła je z powrotem do kieszeni. Zabrzęczały cicho.
Dotknęła szyi, wspominając nóż. Wspominając, jak życie wyciekało z niej ciepłą strugą. Gdyby nie Rajar, jej Adept Wojskowości i jego Manipulacja – nie żyłaby już.
Może i tak się to skończyć, o ile nie będzie ostrożna.
Zwyczaj kazał, by pięciu Mistrzów wybrało tymczasowego zastępcę w przypadku, gdy któryś z Dyrektorów nie domagał. Innym zwyczajem było, iż taki mianowany starał się jak mógł uśmiercić Dyrektora, by uczynić swoją pozycję trwałą – o ile uważał, że jest w stanie to zrobić, nie powodując chaosu w całej Straży.
Najwyraźniej obecny zastępca Tanin, ich Mistrz Polityk, niejaki Darion Stonegold, Król Everiki – był właśnie tego zdania. Próbował sprawić, by wyglądało to na wypadek.
Gdy zabito Edmona, to Stonegold powinien zająć jego miejsce. Był naturalnym przywódcą, a poza tym z pomocą Mistrza Wojskowości doprowadził do sukcesu pierwszą fazę Czerwonej Wojny, czyli zjednoczenie królestwa Everiki.
Ale Erastis poparł kandydaturę Tanin, a pozostali członkowie Straży robili to, co im wskazał Bibliotekarz. Tym sposobem to ona, Adeptka Administracji, została wybrana na Dyrektora Straży. Była to pozycja nadrzędna względem Stonegolda, a nawet względem jej własnego Mistrza.
Polityk od dekad czekał na okazję, by się jej pozbyć. A teraz jej pozycja w Straży była na tyle chwiejna, że spróbował. Choć nie dość chwiejna, by zamordować ją na oczach wszystkich. To mogło oznaczać, iż Tanin nadal ma jakieś poparcie, z którego mogłaby aktywnie skorzystać… o ile tylko odzyska Książkę.
Rzecz w tym, że któryś z tych zamachów mógł na dobre udaremnić jej plany. Miała niewiele czasu.
Tanin odrzuciła pościel i usiadła na brzegu łoża. Koszula nocna powiewała wokół jej gołych kostek. Komnatę sypialną dzielił od Biblioteki krótki spacer korytarzem.
Zrobiła trzy kroki, nim upadła. Stos ksiąg przewrócił się i rozsypał. Oszklona gablotka spadła na ziemię i rozbiła się na kawałki, obsypując Tanin deszczem ostrych odłamków. Pojedyncza stronica, pozaginana i pożółkła, spłynęła miękko na podłogę.
Tanin leżała przez chwilę w bezruchu, studiując pośpiesznie nakreślony plan, który był bardziej marzeniem niż konkretną strategią. Pokrywały go przekreślenia i dopiski różnymi odcieniami atramentu, najwyraźniej nanoszone rozmaitymi dłońmi na przestrzeni lat.
Na górze strony, na samym środku widniał tytuł, wypisany śmiałymi wersalikami.
CZERWONA WOJNA
Ktoś zapukał do drzwi.
Tanin otworzyła usta, by przemówić, ale spazm bólu przeszył jej gardło, jakby połknęła płonący papier. Zamrugała więc zamiast tego, przywołując Spojrzenie, i machnęła dłonią, wprawiając złociste pasma w ruch. Drzwi po przeciwnej stronie pomieszczenia stanęły otworem.
Podniosła skrawek wiekowego pergaminu, mnąc kruchą kartę w palcach. Nie była bezsilna; nic bardziej błędnego. Kiedy sprowadzono ją do Straży, była tylko przerażonym dzieckiem. Skoro potem potrafiła wspiąć się tak wysoko, to znaczyło, że nie złamie jej nic.
Wszedł Erastis, jego aksamitny strój z cichym szelestem zamiótł posadzkę. Dobiegał już dziewięćdziesiątki. Jego twarz była pełna zmarszczek, resztki włosów (nie zachował ich wiele) jaśniały niemal czystą bielą. Ale gdy zobaczył Tanin leżącą pośród tego bałaganu, skoczył jej na pomoc z zaskakującą chyżością.
Poczerwieniała na twarzy, gdy pomagał jej wgramolić się z powrotem do łoża. Położyła wypisany ręką Lona plan Czerwonej Wojny na stoliku nocnym.
– Zdaje mi się, że słyszałem, jak coś się rozbiło – rzekł Erastis, przykrywając ją kołdrą. – Wiem, że bardzo ci się dłuży w tym pokoju, ale powinnaś dać sobie czas na odpoczynek i nabranie sił.
Tanin sięgnęła po drewnianą tacę, rozprostowała na niej kawałek pergaminu i umoczyła pióro w atramencie.
Nie mam czasu, napisała.
Erastis zmrużył oczy za okularami, wpatrując się w słowa.
– Kolejny zamach na twoje życie?
Kiwnęła podbródkiem w stronę kałamarza, który następnie podniosła do nosa.
– Trucizna? Myślałby kto, że ktoś taki jak on będzie sprytniejszy. Żeby użyć przeciw byłej Administrator jednego z jej własnych narzędzi… Naszemu Politykowi najwyraźniej kończą się pomysły. – Bibliotekarz umościł się w fotelu. – Dowiem się, kto podrzucił tę butelkę i zajmę się nim. Darion musi pojąć, że nie będę tolerował żadnych prób zabójstw w Sekcji Głównej.
Tanin przełknęła ślinę. W dawnych czasach Erastis rozprawiłby się ze Stonegoldem raz na zawsze. Ale Mistrz Bibliotekarz był już stary, a jego wpływy bardzo zmalały.
On jeden odwiedzał ją przez cały poprzedni tydzień – pomijając służbę, oczywiście. Był jej jedynym towarzystwem; przynosił rękopisy, pomagał jej dotrzeć do wskazówek w sprawie Książki, rozsianych w rozległych bibliotecznych zbiorach.
Martwiła ją nieobecność innych członków Straży. Wielu pracowało gdzieś w terenie, ale spodziewałaby się przynajmniej wizyty Administratora Dotana, jej starego Mistrza.
Czyżby się od niej odwrócił? A może był po prostu zbyt zajęty wprowadzaniem w czyn Fazy II? Jej spojrzenie pobiegło ku kartce na stoliku nocnym.
LICCARO – Rajar (Adept Wojskowości)
√ Rajar staje się Serakeenem.
√ Serakeen wprowadza blokadę ekonomiczną wobec Liccaro oraz zyskuje władzę i wpływy w skorumpowanym rządzie regencji.
Serakeen używa swoich wpływów, by wzmocnić pozycję politycznych sprzymierzeńców i przejąć kontrolę nad królestwem!
Tanin znów zanurzyła pióro w kałamarzu i napisała: Sefia?
Erastis złożył dłonie na podołku.
– Cierpliwości. Nasi tropiciele są równie wytrwali jak ty. Znajdą oboje dzieci, i zrobią to wkrótce.
Skreśliła imię dziewczyny. Poprzednim razem im się poszczęściło; natknęli się na słowa, którymi młoda siała tu i tam. Prowadziło ich zdanie TO JEST KSIĄŻKA, wyryte w pniach drzew, wypisane patykiem w zaschłym błocie. Tym razem nie będzie tak łatwo.
– Jest bardzo podobna do nich, prawda? – spytał Mistrz Bibliotekarz. – W każdym calu córka Lona i Mareah.
Dawno, dawno temu Tanin była jedną z najbliższych im osób – może oprócz Rajara. Zawsze trzymali się razem: Bibliotekarz, Skrytobójczyni, Żołnierz i Administratorka. Lata temu przysięgli sobie, że zjednoczą Pięć Wysp pod władzą Straży, używając wojny – Czerwonej Wojny – by podbić królestwa, których pokojowo nie da się przeciągnąć na swą stronę. Aby to zrobić, potrzebowali chłopca z legend.
Nawet impressorzy to był pomysł Lona.
– Potrzebujemy chłopaka z blizną wokół szyi? – spytał. – No to go znajdziemy.
– Niby jak? – zaoponowała Mareah. – Nie mamy wystarczającej ilości ludzi.
Pochylił się do przodu, w zapale wykładając im swój plan.
– Stworzymy organizację, która dostarczy nam chłopaków z takimi bliznami, jakich potrzebujemy. Mar, ty nauczysz ich, jak trenować i wyławiać właściwych kandydatów. Jeśli zaoferujemy odpowiednie wynagrodzenie, jestem pewien, że chłopiec stanie po naszej stronie, gdy już wprawimy resztę planu w ruch.
Rajar był najbardziej sceptyczny z całej czwórki.
– Nie możesz po prostu tworzyć przeznaczenia, Lon. Jesteś niezły, ale nikt nie jest aż tak dobry, nawet ty.
Lon uniósł podbródek; jego ciemne oczy jaśniały jak dwa obsydiany.
– Ja sam? Jasne, że nie. Ale razem możemy wszystko.
Stalówka w ręku Tanin przebiła papier.
– Wciąż tyle w tobie gniewu – westchnął Erastis.
„A w tobie nie?”
Dotknął palcem kartki papieru na jej stoliku nocnym, przesunął nim po zaplanowanych fazach Czerwonej Wojny, po liście królestw, które zamierzali kolejno podbić:
FAZA I – podbój Everiki
FAZA II – przymierze z Liccaro
Faza III – przymierze z Deliene
Faza IV – podbój Oxscini i Roku
Pięć Wysp należałoby do nich. Wyjęci spod prawa rabusie morscy zostaliby wybici. Kelanna byłaby w ich ręku… choć nie w ręku ich wszystkich. Już nie.
– Czemu złościsz się na zmarłych? – zamruczał Erastis.
„Bo mnie okłamali. Mówili, że mnie kochają. Gdyby to była prawda, zaufaliby mi. Wierzyliby we mnie i nigdy, przenigdy by stąd nie odeszli”.
Mistrz Bibliotekarz pokręcił głową i opuścił dłoń wzdłuż ciała.
Pióro Tanin znów przebiegło po papierze. Czy natknąłeś się na jeszcze jakieś wzmianki o Książce?
Erastis pochylił się i przeczytał, co napisała.
– Obawiam się, że n…
Przeszkodziła mu śmiałym ruchem pióra. Atrament zachlapał kapę łóżka. Czy powiedziałbyś mi, gdybyś jednak coś znalazł?
Spojrzał na nią ze smutkiem.
Przełknęła ślinę; poczucie winy paliło ją w gardle. Lon i Mareah dopuścili się kradzieży. Sefia stawiła czynny opór. Ale to ona, Tanin, osobiście wypuściła Książkę z rąk. Wszyscy w Straży zdawali sobie z tego sprawę.
– Moja droga. – Erastis poklepał ją po dłoni. – Kocham cię tak mocno, jak kochałem ich. Mocniej niż ich, bo ty tu zostałaś. Nie wątp w tych nielicznych przyjaciół, których masz.
„Przyjaciół”, pomyślała z niesmakiem. Żeby wygrać z Darionem Stonegoldem, będzie potrzebowała sprzymierzeńców.
Wierzyła, że może ufać Erastisowi i jego nowemu Adeptowi, ale co z Rajarem? Co z Dotanem i jego z kolei nowym uczniem? A co z Pierwszym Skrytobójcą?
Potrzebowała ich lojalności i wsparcia, nie miłości.
Nade wszystko potrzebowała Książki.
Dlatego będzie musiała znaleźć Sefię.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.