Читать книгу Matka diabła - Wiktor Suworow - Страница 5
Prolog
ОглавлениеZamiast czarodziejskiego obrusa – święta gazeta „Prawda”. Na gazecie – trzy graniaste szklanki, topione serki, chropowate ogóreczki, aromatyczna cebula, pajda chleba, pęto kiełbasy, flaszka z domkiem na nalepce i napisem „Stolicznaja”. Wokół gazetki trzech chłopów w takich samych pozycjach jak na obrazie Pierowa Odpoczynek myśliwych. Tylko zamiast pożółkłej trawy – materacyki z gąbki na betonowej wylewce hali montażowej, za ich plecami zamiast jesiennego lasu i bezkresnych przestrzeni – czteroosiowa platforma kolejowa specjalnej konstrukcji, a na niej – bomba o dwumetrowej średnicy i ośmiu metrach długości.
Osiem metrów – jeżeli nie liczyć zapalników, dwóch wysuniętych do przodu ostrych stalowych bolców po półtora metra każdy. Nazywa się to po prostu – „Wyrób 602”. Wyrób montowano bezpośrednio na platformie kolejowej. A żeby platforma znalazła się w dogodnym dla montażu miejscu, trzeba było wyburzyć ścianę, rozebrać posadzkę i położyć tory bezpośrednio w hali montażowej.
Wyrób waży 26 413 kilogramów.
Zostanie zrzucony z samolotu bombowego Tupolew Tu-95W.
Żeby samolot mógł oddalić się od miejsca wybuchu przynajmniej o sto kilometrów, bomba będzie opadała na spadochronie, który waży 813 kilogramów. Kopuła spadochronu – 1600 metrów kwadratowych. Wyrób razem ze spadochronem waży 27 ton. Z okładem.
Jeżeli spadochron nie otworzy się albo otworzy się ze zbyt dużym impetem, specjalny mechanizm w bombie nie pozwoli jej eksplodować przed czasem. Ale załoga samolotu-nosiciela w niezawodność tego mechanizmu specjalnie nie daje wiary.
Reszta urządzeń powinna zadziałać jak należy. Właśnie za przyszłe powodzenie polano po bratersku na trzech aromatyczny ognisty płyn.
Bomba – trójfazowa. Na określonej wysokości – a to nie mniej niż cztery kilometry – zadziała pierwszy stopień o mocy półtora miliona ton trotylu. Ten wybuch zainicjuje działanie drugiego stopnia, 5 milionów ton, a ten z kolei będzie detonatorem dla trzeciej, dziesięć razy potężniejszej fazy. Eksplozja powinna być porządna. Moc łączna coś około 55–57 milionów ton. Przy takiej mocy za dokładność nie można ręczyć. Może osiągnie 30–40 milionów albo może przekroczy 70. Ale z ręką na sercu, to przyznajmy się przynajmniej sami wobec siebie: czy nie jeden czort, 30 czy 70? Bo w każdym razie to jest kilka tysięcy razy więcej niż w Hiroszimie.
Ale to nie wszystko. Cały dowcip polega na tym, że radzieccy naukowcy w końcu znaleźli rozwiązanie i stworzyli ładunek, którego mocy nic nie ogranicza. W ogóle nic. Do identycznego korpusu o długości tylko ośmiu metrów można, jeżeli taka będzie wola, wcisnąć ładunek 100 milionów ton, można cały miliard! Miliard!!! I wysadzić Ziemię w jasną cholerą! Znakomity pomysł: po prostu wysadzić!
Tak więc twórcy po zakończeniu montażu i przykręceniu ostatniej śrubki pili w tamtej chwili nie ot tak sobie, a z konkretnego powodu.
Wypili faceci i się zamyślili: Jak by tu nazwać swoje dzieło? „Wyrób 602” – dobrze. Tak pozostanie we wszystkich dokumentach. Ale zbyt razi nasze ucho. Chce się czegoś romantycznego!
– Car Bomba!
– Nie nadaje się.
– Dlaczego?
– Wykpią. Stoi na Kremlu Car Puszka, kalibru prawie metrowego, waży 40 ton. Powinna była strzelać kamiennymi kulami po tonie każda. Tylko czy kiedykolwiek wystrzeliła ta armata? Obok Car Kołokoł – 200 ton. Nigdy nie zadzwonił. W 1915 roku zbudowano car czołg Lebiedienki. Nie potrafił ruszyć z miejsca. Czy chcemy się znaleźć w tym gronie?
– Pierwsza radziecka bomba atomowa nazywała się Tatiana. Może i my nadamy naszej jakieś imię?
– Jakie?
– A chociażby Iwan!
– Znowu nie to!
– Niby dlaczego?
– W rosyjskich baśniach Iwan jest zawsze głupi. Damy jej na imię Iwan, a wszyscy, którzy będą mieli do czynienia z bombą, od razu przekręcą na Głupiego Iwana.
– Racja.
– Wiem, chłopaki!
– Mów.
– Nikita Chruszczow obiecał pokazać Ameryce matkę diabła. A co mógł pokazać oprócz swojej żylastej, guzowatej pięści? Teraz może! Oto ona, ślicznotka! Oto ona, kochana! Oto ona, w całej swojej olśniewającej okazałości i majestacie – „Matka diabła”!