Читать книгу Matka diabła - Wiktor Suworow - Страница 6
Rozdział 1 1
ОглавлениеLokomotywa jakoś tak bardzo delikatnie przycisnęła się buforami do buforów specplatformy. Szczęknęły głowice sprzęgu automatycznego. Główny konstruktor Julij Borisowicz Chariton głęboko westchnął i po raz ostatni musnął dłonią wypolerowany bok grubaski: nie zawiedź, kochana, nie spraw mi zawodu, najdroższa. Serce się mu ścisnęło: przecież odprowadza ją, swoją faworytę, w ostatnią drogę.
I odwróciwszy się, nie patrząc już na nią, machnął do maszynisty z goryczą: ruszaj!
Lokomotywa płynnie, jakby od niechcenia, pociągnęła platformę, wyprowadziła ją z hali i zamarła. W świetle księżyca ślicznotka zalśniła tym szmaragdowo-srebrzystym blaskiem, który kładzie się w poprzek Dniepru w jasną noc. Gdyby ktoś nie wiedział, że na platformie wywieziono bombę, to mógł sobie pomyśleć, że nie jest to wcale bomba, a nieduża, zgrabna łódź podwodna dla dywersantów: była tak piękna i doskonała jak zamarznięta kropelka. Ale nie ma tu osób postronnych. Obcym wstęp wzbroniony. Są tu tylko swoi. I wszyscy wiedzą, że to nie łódeczka, a coś zgoła innego. Wszyscy wiedzą, że w tej ośmiometrowej „kropelce” zamknięto moc, której nikt przedtem nigdy nie posiadł.
Superpotężne bomby należy wyprowadzać z hal montażowych tylko w nocy. W taką noc wszyscy, którzy bezpośrednio nie biorą udziału w załadunku wyrobu, powinni spać. Ale któż w taką noc zaśnie?
W pobliżu hali montażowej powinni znajdować się tylko ci, którzy biorą udział w ostatnich przygotowaniach. Reszta nie ma czego tu szukać. Nie ma tu obcych. Są niedaleko, za oknami hal i laboratoriów. Każde okno, które wychodzi na pomost hali montażowej, było oblepione okularnikami w białych fartuchach. Kto oprze się pokusie, żeby zerknąć na swoje dzieło? Przynajmniej z daleka? Przynajmniej kątem oka? Każdy włożył cząstkę własnej duszy w stworzenie ślicznotki. Ale zmontowaną widzieli nieliczni. Wypłynęła lokomotywa z hali, wyciągnęła platformę ze lśniącą „kropelką” i rozległ się zwycięski okrzyk na korytarzach, gabinetach i halach: Ach, jakaż ona piękna!
Jak przetransportują „kropelkę”? Okryją brezentem? Wcale nie. Najpierw ją przymocują tak, żeby nawet nie drgnęła. Ogrodzą metalowymi kratami w czarno-pomarańczowe pasy, na amen mocując jedną do drugiej, budując z nich wytrzymały szkielet. Nawet jeżeli zdarzy się wypadek i „kropelka” zacznie koziołkować razem z wagonem – obudowa uchroni ją przed sińcami i potłuczeniami.
Podczas podróży po kraju platforma z „kropelką” będzie wyglądała jak zwykły wagon pocztowy bez okien, dość brudny, dość poobijany, ze wszystkimi stosownymi napisami po bokach. A na czas montażu wyrobu zdjęto dach i ściany wagonu. Po zakończeniu montażu potężny dźwig postawił ściany i dach tam, gdzie ich miejsce, przykrywając „kropelkę” jakby wielką metalową skrzynią.
Na tym nie koniec. „Kropelka” potrzebuje czułości i szczególnej troski. W jej wagonie stworzono stosowny mikroklimat – uważaj, kochana, nie zmarznij. Noce są chłodne. Już jest październik.
Właściwi towarzysze ogarnęli wagon krytycznym spojrzeniem przymrużonych oczu, skinęli głowami: wszystko w porządku, wagon jak każdy inny. Nikt nie zwróci na niego uwagi. Teraz lokomotywa odprowadzi wagon pocztowy na tor zapasowy. Tu powstanie skład: lokomotywa, wagon ochrony, wagon personelu technicznego, wagon główny z ładunkiem, wagon ze sprzętem zabezpieczającym i jeszcze jeden wagon ochrony.
Tam również na torze zapasowym wymienią maszynistów. Ci, co widzieli bombę, są szczególnie sprawdzeni. Tu pracują i mieszkają; i oni sami, i ich dzieci na zawsze tu pozostaną. A nowa brygada maszynistów nie ma pojęcia, co będzie wiozła: wagony jak to wagony, wszystkie zielone, wszystkie takie same.
Nawiasem mówiąc, ochrona też nie musi wiedzieć, co ochrania. Ochrona powinna tylko pamiętać artykuł z „Regulaminu służby wartowniczej”: czujnie ochraniać i wytrwale bronić. Reszta – nie ich psi interes.
Punkt docelowy eszelonu – miasto Gorki. To stacja końcowa. Jako pierwszy ruszy eszelon składający się z lokomotywy i dziesięciu wagonów towarowych. Za nim główny, ten, który transportuje „kropelkę”. Maszyniści głównego składu dostali rozkaz: trzymać się jak najbliżej eszelonu z przodu, nie tracąc z oczu czerwonej lampki ostatniego wagonu. Z tyłu – jeszcze jeden skład, też w zasięgu wzroku. Tak pędził z tyłu do samego Gorkiego. Co prawda, nie napierając.
Do Gorkiego dotarli bez przygód. Maszyniści zauważyli tylko coś dziwnego: nie minęli żadnego pociągu. Co się dzieje? Jak gdyby cały ruch do samego Gorkiego zamarł. Dziwne.
W Gorkim – koniec trasy.
Ale tak tylko powiedziano maszynistom i ochronie, dziękując za dobrą pracę. W Gorkim wymieniono wszystkie trzy lokomotywy wszystkich trzech pociągów z maszynistami i całą ochroną. Jednocześnie – całą dokumentację dla trzech składów. Z dokumentów wynikało, że niby przyjechali z Taszkientu.
Kolejny etap – od Gorkiego do Kirowa. Teraz na tym odcinku zatrzymano cały ruch kolejowy w obie strony. Teraz tu całą linię objęto ochroną wojska i milicji. Teraz na tej trasie zablokowano wszystkie przejazdy kolejowe. Znowu pociąg buforowy na czele, za nim główny, z tyłu jeszcze jeden buforowy. Żeby nikt przypadkiem nie uderzył w ten, który przewozi delikatny ładunek.
W Kirowie jeszcze raz wymieni się maszynistów i ochronę. Jednocześnie zmienią numery pociągów i całą dokumentację. Na temat przejazdu trzech pociągów będą wiedziały tylko wielkie szychy w resorcie kolejowym: szczególnie niebezpiecznych więźniów przewożono... z Briańska.
Potem rozkaz: oczyścić wszystkie trasy do Kotłasu! Linię pod ochronę! Zamknąć przejazdy! Powiadomić Kotłas, że jadą specpociągi z więźniami z Erewania. Aresztanci nie będą się opalać na południu. Ich miejsce jest na północy!
I tak do samej Workuty.
Na każdej kolejnej stacji nowe papiery. Gdyby ktoś chciał odtworzyć na podstawie papierów przebytą trasę, to nic by to nie dało. A już określenie początku trasy jest niemożliwe z założenia. Dlatego, że nie istnieje. Miejsce, gdzie „kropelkę” stworzono i zmontowano, wyłączono spod administracji władz lokalnych i usunięto ze wszelkich ewidencji. Nie ma go ani na mapach, ani w dokumentach.
Postanowiono zdetonować „Matkę diabła” na obiekcie Moskwa-700. Nie myślcie, że to w Moskwie albo jej okolicach. Nie. Obiekt Moskwa-700 to poligon jądrowy na Nowej Ziemi.