Читать книгу Ognisty Bóg - Wilbur Smith - Страница 10
ОглавлениеGdy przedstawiłem faraonowi plan zdyskredytowania króla Beona w oczach Najwyższego Minosa Krety i wbicia żelaznego klina między dwie potęgi naszych najgroźniejszych wrogów, jakich mieliśmy – był zdumiony błyskotliwą prostotą mojego projektu.
Udało mi się wyprosić prywatną audiencję u Tamose. Faraon oczywiście zgodził się bez żadnych wybiegów. Byliśmy sami na przestronnym, obsadzonym palmami tarasie, który otaczał salę tronową i skąd rozpościerał się widok na Nil w jego najszerszym w południowym Egipcie miejscu. Oczywiście po minięciu Asjut rzeka poszerza się, a jej nurt zwalnia, przechodząc przez terytoria zabrane nam przez Hyksosów, i płynie w kierunku delty, aby wpaść do Morza Śródziemnego.
Na obu końcach tarasu stały straże, pilnując, aby nie dojrzał nas ani nie podsłuchał zarówno przyjaciel, jak i wróg. Strażnicy znajdowali się pod bezpośrednim dowództwem godnych zaufania oficerów, ale trzymali się dyskretnie poza zasięgiem wzroku, żeby nie rozpraszać naszej uwagi. Spacerowaliśmy po marmurowej posadzce. Dopiero teraz, gdy byliśmy sami, wolno mi było iść z faraonem ramię w ramię, choć byłem związany z nim blisko od chwili jego urodzenia.
Prawdę mówiąc, to ja byłem tym, który przyjął poród, gdy przychodził na świat. Ja chwyciłem w dłonie jego niemowlęce ciałko, gdy królowa Lostris wypychała je ze swego królewskiego łona niemalże z siłą katapulty wyrzucającej kamień. Maleńki książę rozpoczął ziemską wędrówkę od tego, że opróżnił na mnie swój pęcherz. Uśmiechnąłem się teraz na to wspomnienie.
Od tego dnia byłem jego opiekunem i mentorem. Byłem tym, który nauczył go podcierać sobie tyłek, czytać, pisać, strzelać z łuku i prowadzić rydwan bojowy. Ode mnie nauczył się też, jak rządzić ludem. Aż w końcu wyrósł na przystojnego młodego człowieka, dzielnego wojownika i doświadczonego władcę naszego umiłowanego Egiptu. Wciąż jednak byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Posunąłbym się nawet do stwierdzenia, że faraon kocha mnie jak ojca, którego nigdy nie poznał, a ja kocham go jak syna, którego nigdy nie miałem.
Słuchając mojej propozycji, żeby użyć podstępu, zatrzymał się i odwrócił do mnie z rosnącym zdziwieniem. Gdy dotarłem do kluczowego momentu planu, chwycił mnie za ramiona dłońmi, które od machania mieczem, napinania łuku i kierowania zaprzężonym w czwórkę koni rydwanem były twarde i mocne niczym brąz.
– Tata, ty stary nicponiu! – wykrzyknął mi prosto w oczy. – Nie przestajesz mnie zdumiewać. Tylko tobie mogła się przyśnić taka nieprawdopodobna intryga. Musimy od razu zabrać się do zaplanowania szczegółów. Dobrze pamiętam, jak bardzo nie lubiłem chwil, w których zmuszałeś mnie, żebym się uczył języka Hyksosów, a teraz bardzo by mi tego brakowało. Nie mógłbym stanąć na czele tej wyprawy, gdybym nie był w stanie udać jednego z naszych wrogów.
Poświęciłem kilka godzin na taktowne wybiegi, zanim zdołałem go przekonać, że groźba pozostawienia Egiptu bez przywódcy w tak kluczowym momencie naszych dziejów dalece przeważa nad chwałą czy inną korzyścią, jakiej mógł się spodziewać po udanym zdobyciu minojskiej twierdzy w Tamiacie i skarbu, który w sobie kryła. Dziękuję Horusowi, że nasz faraon jest wystarczająco młody, aby okazać giętkość rozumowania, i zarazem przeżył dostatecznie wiele lat, żeby mieć odrobinę zdrowego rozsądku. Już dawno temu nauczyłem się manipulować nim tak, żeby nie zdawał sobie sprawy, że to robię. Koniec końców zazwyczaj udaje mi się postawić na swoim.
Faraon uwzględnił moją sugestię i na dowódcę wyprawy wyznaczył Zarasa. Mimo że ma dopiero dwadzieścia pięć lat, a więc jest prawie w tym samym wieku co faraon, zdobył już znaczną sławę, o czym świadczy jego stopień wojskowy. Pracowałem z nim wcześniej wiele razy i wiedziałem, że zasłużył na swoją dobrą reputację. Najważniejsze zaś dla mnie jest to, że odnosi się do mnie z wielką rewerencją.
Na koniec naszego spotkania faraon Tamose przekazał mi pieczęć królewskiego sokoła. W ten sposób scedował na mnie pełnię swojej władzy. Okaziciel pieczęci odpowiadał tylko przed faraonem. Żaden człowiek pod karą śmierci nie mógł kwestionować jego poczynań ani przeszkadzać mu w wypełnianiu zadań zleconych przez króla.
Faraon miał zwyczaj powierzania pieczęci sokoła wybranemu przez siebie emisariuszowi podczas uroczystej ceremonii w obecności starszyzny dworu, ale miałem świadomość, że dziś, w tak nietypowej sytuacji, postanowił zrobić to w całkowitej tajemnicy. Mimo wszystko byłem poruszony, że obdarzył mnie tak wielkim zaufaniem.
Padłem więc przed nim na kolana i dotknąłem czołem posadzki. Ale faraon pochylił się i pomógł mi wstać.
– Nigdy mnie nie zawiodłeś, Taito – powiedział, obejmując mnie. – Wiem, że nie zrobisz tego także teraz.