Читать книгу Andrzej i Krystyna. Późne obowiązki - Witold Bereś - Страница 7

Pomysł

Оглавление

„Jak mówi Moryc z Ziemi obiecanej: – Jest interes do zrobienia”.

To pierwsze zdanie listu, który przyszedł do nas, autorów tej książki, na adres Fundacji Świat Ma Sens w kwietniu 2016 roku.

Kartka zwykłego papieru, żadne tam zdobione i czerpane pretensjonalnie dziwactwa. Ale jeden jej element sprawia, że od wielu, wielu lat tym, którzy takie listy dostają, robi się miło. W lewym, górnym rogu, w miejscu przeznaczonym na imię i nazwisko nadawcy, prostą antykwą wydrukowane są dwa słowa: ANDRZEJ WAJDA.

Żadnego adresu, dopisku wyjaśniającego, kim nadawca jest, żadnego logo z subtelnie wkomponowaną weń baretką jakiegoś ważnego orderu.

Bo po co? Czy jest w świecie ktoś, kto tego nazwiska nie kojarzy? Rozpoznawalnymi wszędzie Polakami są w pierwszym rzędzie Kopernik i Chopin, po nich Jan Paweł II – choć nie brak takich, którzy twierdzą, że to Niemiec, Francuz i Włoch. Może jeszcze Wałęsa? I wreszcie on – Wajda.

Jeden z najbardziej uznanych artystów w dziedzinie, która od stu lat oddziałuje na świat w sposób bezprecedensowy, docierając w najodleglejsze zakątki. Nie przypadkiem wszyscy dyktatorzy marzą o władzy nad światem filmu, wiedząc, że mogliby dzięki temu prać mózgi na skalę niewyobrażalną. Lenin mawiał, że kino jest najważniejszą ze sztuk. Hitler zarządził wielkie produkcje, wychwalające niemieckiego ducha. Jarosław Kaczyński marzy o kinematografii podnoszącej Polaków z kolan. Na szczęście, kino na zamówienie nikomu się właściwie nie udało…

Ale Wajda nie chce książki o jego wielkiej sztuce ani rozważań na temat sytuacji w Polsce. Czego zatem oczekuje w dziewięćdziesiątej wiośnie życia?


Krystyna Zachwatowicz i Andrzej Wajda. W mojej świadomości te dwa nazwiska i istnienia towarzyszą sobie od zawsze, nierozerwalnie. I artystycznie, i prywatnie. Wzajemne uznanie, szacunek, troska, czułość. Ciągłe myślenie o sobie, pomaganie sobie, opiekowanie się sobą, niezapominanie, dbałość o drobiazgi i wzajemna wdzięczność za wszystko. I duże, i małe. Związek. Uczuciowy i intelektualny. Od zawsze i w każdej minucie i sprawie. Jeśli ktoś chce, można nazwać to miłością, ale miłość wydaje mi się słowem za małym i zbyt często używanym pochopnie.

Kiedy przygotowywaliśmy się do filmu Tatarak i „błądziliśmy” z Andrzejem Wajdą po twórczości Máraiego, przeczuwając, że dodany do Iwaszkiewicza, dopełni brakujący ton, natrafiliśmy w jego dziennikach na opis porannych spacerów nadmorskich z żoną. Dwoje prawie niewidomych starszych ludzi, trzymających się za ręce, idących brzegiem oceanu w szalejącym wietrze i taksówka z kierowcą, czekającym, żeby ich ochronić, w odpowiednim momencie pochwycić za ręce i bezpiecznie zawieźć do domu. Na Andrzeju ten opis zrobił wielkie wrażenie, krążył dookoła niego wciąż, rozumiał go bardzo osobiście, symbolicznie i nie ukrywał, że myśli także o sobie, o swoim związku z Krystyną.

Andrzej i Krystyna to piękne i nieprawdo-podobnie owocne dwa życia. Dwa giganty sztuki i polskości. To przy myśleniu o nich przychodzą mi do głowy cytaty – „ja i ojczyzna to jedno” i „po owocach ich poznacie”. A owoce to niezwykłe. Będą się nimi karmić przyszłe pokolenia w nieskończoność.

Szczęśliwi, którym udało się spotkać tak jak im obojgu i przeżyć życie tak jak im obojgu, i być takimi twórcami, ludźmi i małżonkami jak oni.

— Krystyna Janda

Fotografia: Rafał Sagan / właściciel: Archiwum Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha

„Szanowni Autorzy, Drodzy Przyjaciele

(…) Chciałbym wydać książkę pt. Późne obowiązki, czyli moje obywatelskie inicjatywy, które podjąłem z chwilą odzyskania wolności. A są to m.in. Muzeum Manggha (Kraków), Pawilon Wyspiańskiego – witraże (Kraków), Panorama Powstania Warszawskiego (Warszawa), Muzeum Sztuki Współczesnej 1945-1990 (Radom), Morski Orzeł »Solidarności« (Gdynia) (…) Co ciekawe: projekty krakowskie zostały zrealizowane, pozostałe przepadły. Dlaczego?

Dobre pytanie!

Gdybyście Panowie uznali ten temat za interesujący, byłbym szczęśliwy”.

Ba. Temat interesujący, ale czy dostatecznie atrakcyjny dzisiaj, gdy tabloidy gonią za pijanym politykiem i aktorką w negliżu, a niemal cała inteligencja, jakoś niezrozumiale zakłopotana, że tak nie potrafi, cmoka, kiwając głowami, że tak być musi?

W dodatku – rozmowa o sukcesach może się skończyć porażką, nie nadając książce dostatecznej dramaturgii.

Ale ten ostatni argument sam Wajda ze śmiechem nam wybija z rąk:

– O sukcesach?! Ależ z tych wszystkich projektów ledwie może co czwarty się powiódł. Owszem, wolna Polska to sukces nas wszystkich, ale już niekoniecznie mój zawodowy. Inna publiczność, inne wymagania, niezbyt rozgarnięci urzędnicy, zadufani politycy… Polska to sukces. A ja w niej? To już niekoniecznie.

I szybko zaczyna szkicować plan książki na osobnej karteczce. Oczywiście piórem z czarnym atramentem.

– Popatrzcie, proszę. Pawilon Wyspiańskiego. To chciałem zawsze. Dobrze, udało się. Później Manggha – Muzeum Techniki i Sztuki Japońskiej. A po niej, niejako przy niej, szkoła języka japońskiego. Nie, zaraz, wcześniej był projekt Panoramy Powstania Warszawskiego. Później Morski Orzeł „Solidarności” w Gdyni. Zaraz – najpierw Elektrownia Radom z muzeum polskiej współczesnej sztuki.

Wreszcie Galeria Europa – Daleki Wschód. Mistrzowska Szkoła Filmowa w Warszawie.

Jak widać, jedne rzeczy wychodziły, inne nie.

Manggha, zaczęta w PRL, została zrealizowana.

Ale Panorama Powstania Warszawskiego NIE, bo ma być Muzeum Powstania Warszawskiego.

Orzeł Morski NIE, bo kosztowałby miliard, tu ogromny wkład Allana Starskiego.

Łódź z rzeźbami Kobro – NIE, bo nie.

Radom z polską sztuką współczesną też NIE.

Szkoła japońskiego – tak, ale cudem niemal. To przy okazji niezły żarcik z cyklu „skąd wziąłem pieniądze”. Nie miałem już żadnych, ale potrzebowałem na nią stu pięćdziesięciu czy nawet dwustu tysięcy. Dolarów. Więc za taką sumę musiałem sprzedać swoje rysunki.

Tak samo cudem powstały pawilon do ceremonii parzenia herbaty i Galeria Europa – Daleki Wschód. To wszystko w Krakowie.

Co jeszcze?

– A w Suwałkach nie chciał Pan nic robić?

– W Suwałkach nie miałem żadnego projektu. Oni ładnie się zachowali, wybudowali salę widowiskową na trzysta osób i nazwali ją moim imieniem. Byłem, widziałem, bardzo się ucieszyłem. A co sądzicie o tytule Późne obowiązki? Może to trochę dziwoląg?

– Nie, dlaczego? Świetny.

– Wszystko, co zrobiłem w teatrze, filmie, jest jakoś opisane. A przecież tyle włożyłem jeszcze w te „późne obowiązki”. Wydawało mi się, że powinny powstawać różne rzeczy. Oczywiście z inicjatywy obywatelskiej. Bo póki była komuna, to żaden obywatel nie miał szansy, by zrobić jakieś muzeum… Tadeusz Przypkowski zrobił muzeum zegarów w Jędrzejowie, jeszcze przed wojną, to tyle. A zdaje się, że kilka lat po wojnie i tak musiał je przekazać państwu.

A to jest ewenement, żeby ktoś walczył o muzeum. I to sztuki japońskiej.

Jak to jest, że w Krakowie, gdzie jest wszystko, jest jeszcze miejsce na dalej i więcej? A w innych miejscach, gdzie nie ma nic, i tak nic nie wyrośnie?

O tym spróbujmy sobie opowiedzieć.

Zatem rozmawiamy. Więcej i więcej. Nie są to nasze pierwsze spotkania – mamy za sobą wspólną książkę Andrzej Wajda. Podejrzany. I mamy do niego wielkie zaufanie. Ale dopiero teraz zaczynamy go postrzegać w innej perspektywie: nie tylko jako wielkiego twórcę, lecz także starego człowieka, który pomimo wieku walczy ze światem, z ograniczeniami, z ludzką małością i fatalnymi nawykami kulturowymi Polaków. Człowieka starej daty i starej, dobrej kultury. Człowieka renesansu: nie tylko reżysera filmowego i teatralnego. Także malarza, pisarza, znawcę sztuki. A nawet – co za odkrycie! – polityka. Do tego – wielkiego wizjonera.

I jeszcze – aspekt dla wielu zupełnie nierozpoznawalny: człowieka kochającego świat, jego wielobarwność (choć nieodrywającego uwagi od jego czarnej strony). Lecz przede wszystkim kochającego najbliższą sobie osobę – panią Krystynę.

Już samo przyglądanie się tej parze – ich ukradkowym spojrzeniom, dyskretnemu wspieraniu się i całkiem otwartemu okazywaniu sobie uczuć – jest lekcją życia. Rozmowy z nimi, również te zawodowe – życia uniwersytetem.

Skala zainteresowań małżeństwa W. jest oszałamiająca, ich zaangażowanie w Polskę bezprecedensowe. Ale ponadto poszczególne zdarzenia, o których nam opowiadają, są po prostu niezwykle interesujące. Nie, wróć: z powodu intensywności ich pracy, poświęcenia, zaangażowania – są fascynujące.

– Najbogatsi ludzie Ameryki, miliarderzy potrafią się schylić po dolara. Pan w 1987 roku dostał nagrodę w wysokości czterystu pięćdziesięciu tysięcy dolarów. To były pieniądze zawrotne, w czasach PRL żyło się za dwadzieścia dolarów miesięcznie. Jest pan majętnym człowiekiem, ale nie jest pan najbogatszym Amerykaninem.

– Wytłumaczenie było proste: nie da się tego przepić, a nie można za to zrobić filmu. Za dużo na to, żeby się upić, za mało na film – tak tłumaczyłem, najbardziej absurdalnie, żeby się odczepili.

W pewnej chwili zdałem sobie sprawę, że Feliks Jasieński przez całe życie zbierał sztukę japońską i w 1920 roku przekazał swoją kolekcję do Muzeum Narodowego w Krakowie, a ono potem nie zrobiło nic, żeby dać pomieszczenie wystawiennicze tym zbiorom. I pomyślałem, że musi się znaleźć ktoś, kto zrobi następny krok. Stworzy miejsce, gdzie one będą mogły być pokazane.

Krysia nie tylko nie miała pretensji. Odwrotnie – uważała, że to dobry pomysł. Bo to dla mnie decydujące: gdyby była przeciwnego zdania, zrezygnowałbym.

Oczywiście, podejmowanie takich działań jest możliwe, gdy są dodatkiem do innego życia zawodowego. Na pewno pomagało mi to, że z sukcesami robiłem filmy, więc mogłem poświęcić się niekomercyjnie innym sprawom.

Ale chciałbym, byście pamiętali, że nigdy nie warto brać się w sztuce za coś, jeśli celem są tylko pieniądze. Zawsze najpierw musi być idea. A pieniądze? Będą. Albo nie.

Późne obowiązki – najpierw pomyśleliśmy, że akcent pada tu na słowo „późne”, na opisanie działań Wajdów w jesieni ich życia. Szybko pojęliśmy jednak, że ważniejszym określeniem są „obowiązki”. Bo ich filmy czy spektakle zawsze budzą widza do obowiązków, do przyjęcia jakiejś postawy. Nigdy nie pozwalają mu pozostać z boku, przed telewizorem z piwem w ręku – zawsze myśli się o nich długo.

Im więcej rozmawialiśmy z Wajdami, przyglądaliśmy się im, czytaliśmy o nich, im mocniej wnikaliśmy w ich dzieła, tym bardziej byliśmy pewni, że „późne obowiązki” to coś więcej niż budynki, muzea i przestrzeń. Późne obowiązki – w przypadku Wajdów zresztą i późne, i wczesne – to powinność ludzi prawych i obdarzonych talentami, by służyć społeczeństwu.

Wajda odszedł. Ale został.

Każdy może wesprzeć się Wajdą, bo ma przecież dostęp do jego sztuki. Polecamy to wszystkim: bo chociaż kino się starzeje, to jego filmy nadal budzą do myślenia.

Więc: oglądajcie Wajdę!

Andrzej i Krystyna. Późne obowiązki

Подняться наверх