Читать книгу Andrzej i Krystyna. Późne obowiązki - Witold Bereś - Страница 8
Manggha. Prehistoria
ОглавлениеKiedy się wchodzi do hallu Mangghi, uderza „jasność, światło, ład”. Patrzysz na Wawel, Wisła się snuje, pijesz kawę, a za chwilę możesz kupić bilet i zobaczyć różne wystawy. Sama Manggha zmieniła przestrzeń Krakowa i nadal na nią wpływa (bo obok jej kamienno--szklanej fali wzdłuż wybrzeża Wisły wznoszone są kolejne nietuzinkowe budowle).
Ale cofnijmy się do lata 1944 roku, kiedy miasto było jeszcze okupowane przez hitlerowców. Ponieważ przegrywali wojnę, chcieli dać dowód sojuszniczej przyjaźni z Japonią, zorganizowali więc w Sukiennicach wystawę sztuki tego kraju. Osiemnastoletni wówczas Wajda od jakiegoś czasu malował. Choć miał lewe papiery, starał się nie kusić losu i rzadko wychodził z domu na Salwatorze, gdzie mieszkał u stryja i pracował jako ślusarz. Na wystawę do Sukiennic chciał jednak pójść wiedziony ciekawością, bo nigdy wcześniej ze sztuką japońską się nie zetknął.
Musimy zrobić jeszcze jeden krok wstecz, do przełomu XIX i XX wieku, gdy wyrafinowaną prostotą i urokiem japońskiej kultury zafascynował się urodzony w 1861 roku Feliks Jasieński, używający pseudonimu Manggha – krytyk sztuki i jej kolekcjoner oraz wielbiciel artystycznej cyganerii swojej epoki. Przez kilka lat mieszkał nad Sekwaną i właśnie tam zetknął się po raz pierwszy ze sztuką Dalekiego Wschodu. Odbywał liczne podróże i w ciągu całego życia zgromadził piętnaście tysięcy eksponatów z rozmaitych zakątków świata oraz wspaniały zbiór współczesnego sobie malarstwa polskiego. Najokazalsza była jednak kolekcja japońska: malowidła, tkaniny, broń, przedmioty rzemiosła artystycznego i drzeworyty starych mistrzów ukiyo-e.
Jasieński niestrudzenie działał na rzecz rozkwitu polskiej kultury i widział w nim szansę na odbudowę utraconej w wyniku rozbiorów tożsamości narodu. Gdy jednak w 1901 roku pokazał japońską kolekcję w warszawskiej Zachęcie, nie spotkała się z zainteresowaniem. Wściekły wywiesił na drzwiach napis „Nie dla bydła” i postanowił przenieść ekspozycję do Krakowa. Ale władze tutejsze również nie doceniły tych zbiorów. Niektórzy krytycy sztuki uznali je wręcz za „szkodliwe”.
W końcu jednak, w 1920 roku, Jasieński przekazał całą kolekcję Muzeum Narodowemu, zbiory zostały zdeponowane w jego magazynach w Kamienicy Szołayskich.
Aż do dni okupacji…
•
25 czerwca 1987 roku „Życie Warszawy” donosi lakonicznie: „Andrzej Wajda został jednym z trzech laureatów Nagrody Kioto przyznawanej za wkład w rozwój nauki i sztuki. Wręczenie nagród odbędzie się 10 listopada w Kioto”.
I to wszystko, na co pozwalała cenzura w PRL. Bo już nie na ujawnienie tego, że suma jest druga pod względem wysokości po Nagrodzie Nobla i wynosi czterdzieści pięć milionów jenów, czyli wówczas ponad trzysta tysięcy dolarów. Oraz tego, że Wajda od razu postanowił ją przeznaczyć na cele społeczne.
O tym Polacy dowiadują się dopiero w lipcu, z wywiadu udzielonego Ewie Berberyusz dla „Tygodnika Powszechnego”.
„Wajda: – W Krakowie dość jest muzeów, do których pies z kulawą nogą nie przychodzi. Na moje szczęście Japonia ma dwie twarze – dawną, tajemniczą, przysłoniętą samurajskim hełmem – i dzisiejszą, nowoczesną, jeszcze bardziej tajemniczą, która ukazuje nam się na ekranach komputerów. Jeżeli Polacy czegokolwiek na świecie zazdroszczą, to właśnie połączenia tych dwóch twarzy – tej dawności ze zbiorów Jasieńskiego i tej nowoczesności, której odpryski trafiają do nas w postaci produkcji przemysłowej. Moja idea polega na tym, aby w czasie pobytu w Japonii podczas odbierania Nagrody Kioto rozpropagować ten pomysł [zorganizowania w Krakowie muzeum z ekspozycją kolekcji Mangghi] i zmontować fundację. Nagroda jest bardzo duża, ale wobec ogromu zamierzenia może stanowić zaledwie zalążek. W Japonii na szczęście jestem trochę znany, pokazywano tam wszystkie moje ważniejsze filmy i pewien dziennikarz zwrócił się nawet do mnie o materiały do swojej książki, która objęłaby całokształt mojej działalności artystycznej. Już w roku 1980 zrobiłem pierwszą próbę założenia fundacji. Ale nie miałem wtedy tej początkowej sumy tak niezbędnej, która teraz spadła mi – powiedzmy szczerze – wprost z nieba.
Berberyusz: – I wierzy Pan, że na polskim gruncie da się to zrobić? Spodziewa się Pan zobaczyć ukończone dzieło jeszcze za swego życia?
Wajda: – Oczywiście. Byłoby dość głupio, abym w charakterze ducha błądził, strasząc zwiedzających. Ten obiekt stanie w Krakowie, jeśli nie natrafi na sprzeciw władz – bardzo prędko. Jakim sposobem? Zabieram ze sobą w podróż do Japonii moją żonę, Krystynę Zachwatowicz, która jest ogromną wielbicielką tego kraju. Powiem tak – jeśli Krystyna weźmie się do dzieła, to już zapraszam na otwarcie. (…) Postanowiliśmy więc z Krystyną, że przez najbliższe lata spróbujemy zrobić w kraju te wszystkie zaległe rzeczy, które nam jeszcze zostały. No i pewnie nowe”.
Tak, tak. Gdyby ktoś wątpił: już w roku 1987 widać, jak istotną rolę odgrywa w życiu Andrzeja Wajdy i w jego poczynaniach Krystyna Zachwatowicz.
– Tyle jasności, światła, ładu i poczucia harmonii nie widziałem nigdy przedtem; było to moje pierwsze w życiu spotkanie z prawdziwą sztuką – powie po latach Andrzej Wajda, wspominając wystawę japońską pokazywaną w Sukiennicach przez Niemców.
Reprodukcja: Archiwum Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha
Prestiżową Nagrodę Kioto Fundacji Inamori, nazywaną japońskim Noblem (przyznano ją też Akirze Kurosawie, Witoldowi Lutosławskiemu czy Peterowi Brookowi), ostatecznie w wysokości czterystu pięćdziesięciu tysięcy dolarów, wręczono Wajdzie w listopadzie. Postanowił zdeponować tę sumę w Banku Tokijskim, obawiając się, że władze PRL natychmiast po nią sięgną. Fundatorem był Kazuo Inamori, jeden z najbogatszych ludzi w Japonii – człowiek, który do wszystkiego doszedł ciężką pracą, pozostając przy tym niesłychanie skromny.
Wajda:
– Wiecie, panowie, jest też ciekawostka. Firma, która ufundowała tę nagrodę, nazywa się Kyocera, czyli ceramika Kioto. A więc co? Ceramiki, talerzyki, filiżanki? Myślę: „Jak oni mogą mi dać ponad czterysta tysięcy dolarów? Jakie musieliby talerzyki robić? I tak, szyto-kryto, żeby nie wyjść na idiotę, przepytuję kogoś w tej sprawie”. A on mówi: „Co ty, oni ceramiką okładają statki kosmiczne, żeby nie spaliły się w atmosferze. Bo ceramika się nie zapala”. To jest właśnie japońska głowa! (śmiech).
•
Podczas ceremonii odbierania nagrody Wajda opowiedział o swym młodzieńczym olśnieniu sztuką japońską. „Nagroda Kioto czyni mnie szczęśliwym, bo oczyma duszy widzę w Krakowie piękną japońską budowlę, w Krakowie, który, jak słyszę, ma się stać bratnim miastem Kioto” – mówił.
Po latach Krystyna Zachwatowicz przyznała, że wspólnie z mężem doszli do wniosku: tak pokaźna suma nie jest im potrzebna do prywatnych celów.
Krystyna Zachwatowicz:
– Mieliśmy już dom i dwa psy. Więcej nam nie było trzeba. Był więc problem i długie rozmowy, co z tymi pieniędzmi zrobić. W PRL Andrzej nie mógł spełnić swojego największego marzenia, którym była prywatna szkoła filmowa. Komunistyczna władza nie mogła być partnerem do takich planów. Jedyną moją zasługą było to, że wtedy nie zażądałam futer, diamentów ani willi. I przyznałam, że to niezły pomysł, by wybudować za te pieniądze muzeum.
Sam Wajda opowiadał, jak Japończycy się dziwili, że bogaci Amerykanie po prostu przyjęli nagrodę, a tu reżyser z biednego komunistycznego kraju chce przeznaczyć ją na muzeum. I to japońskie. Władze PRL robiły wszystko, aby utrudnić rozpoczęcie choćby wstępnych prac. Wajda miał trudności nawet z powołaniem fundacji, aby zebrać resztę potrzebnej kwoty. A minister kultury Aleksander Krawczuk sugerował, by zamiast na muzeum sztuki japońskiej reżyser wyasygnował pieniądze na… nową wentylację w krakowskim Muzeum Narodowym i ewentualnie wmurował tam tabliczkę z nazwiskiem ofiarodawcy.
•
Przyjęło się, że w trakcie wręczania Nagrody Kioto odczytywany jest list gratulacyjny od głowy państwa, z którego pochodzi laureat. Tym razem byłby nim Wojciech Jaruzelski, generał, który wprowadził stan wojenny, i szef partii komunistycznej. Traf chciał, że niedługo przed uroczystością składał wizytę w Japonii i spotkał się między innymi z Inamorim, który – nie orientując się zbyt dobrze w polskich realiach – poprosił go o kurtuazyjne posłanie z okazji przyznania nagrody polskiemu reżyserowi. Wajda jednak gwałtownie się sprzeciwił. A polscy urzędnicy wpadli w furię.
Major Wiesław Górnicki, najbliższy doradca Jaruzelskiego, detalicznie relacjonował potem aferę szefowi:
„Z trudem hamując oburzenie i pogardę, pragnę zameldować Towarzyszowi Generałowi – do wyłącznej osobistej wiadomości – przebieg »rokowań« w sprawie nagrody Fundacji Inamori. Natychmiast po powrocie z Japonii skontaktowałem się z min. Aleksandrem Krawczukiem, przedstawiając mu przebieg rozmowy Tow. Generała z Inamorim i prosząc o dyskretne rozpoznanie stanowiska Wajdy. Min. Krawczuk, który wielokrotnie dał się już poznać ze swojego niepospolitego charakteru, światłego umysłu, odwagi, a także owej cudownej galicyjskiej lojalności wobec państwa, przyjął moje informacje z pewną niechęcią. Min. Krawczuk ma specjalną asystentkę do załatwiania delikatnych i skomplikowanych spraw. (...) 8 bm. nawiązała ona kontakt z Wajdą i odbyła z nim nieoficjalną rozmowę... w Ogrodzie Saskim, ponieważ Wielce Szanowny Reżyser zląkł się, że ktoś może zobaczyć go w kawiarni z »przedstawicielką reżymu«.
Popławska, zgodnie z wytycznymi min. Krawczuka i moją instrukcją, przedstawiła Wajdzie prośbę Inamori, podkreślając przy tym, że posłanie głowy państwa przy okazji nagradzania kolejnych laureatów jest już utartym zwyczajem. (...) Wajda zareagował w sposób niesłychanie gwałtowny. Stwierdził – cytuję dosłownie: »Nie, stanowczo nie, w żadnym razie nie jestem tym zainteresowany«. Dalszy ciąg jego odpowiedzi podaję w streszczeniu: Wajda nie życzy sobie żadnego uczestnictwa żadnych władz polskich i sprzeciwi się, gdyby one chciały się włączyć do ceremonii. Popławska odniosła wrażenie, że sprzeciw Wajdy rozciągnął się nawet na ewentualną obecność ambasadora PRL w Tokio. Co więcej, Wajda expressis verbis powiedział: »Jeżeli warunkiem przyznania nagrody przez Japończyków jest obecność władz PRL, to gotów jestem z tej nagrody zrezygnować«.
Popławska zapytała, czy ma to oświadczenie traktować dosłownie. Wajda potwierdził to ponownie, stwierdzając, że jego przekonania polityczne i pojęcia »w żadnym stopniu nie zbiegają się z komunistyczną koncepcją«.
Trudno mi ukryć osobiste upokorzenie i odrazę wobec stanowiska Wajdy. Pozostaje natomiast gorzka, obrzydliwa świadomość nędzy moralnej niektórych ludzi – i zarazem wspaniała świadomość, że są jeszcze w tym kraju tacy ludzie jak Aleksander Krawczuk. Długo to pewno nie potrwa, ale »póki Polska nie zginęła« – dobrze, że są”.
List Jaruzelskiego nie został odczytany na uroczystości, ale Manggha została otwarta dopiero w wolnej Polsce…
•
„Tyle jasności, światła, ładu i poczucia harmonii nie widziałem nigdy przedtem; było to moje pierwsze w życiu spotkanie z prawdziwą sztuką” – powie po latach Andrzej Wajda, wspominając wizytę w Sukiennicach. Będzie podkreślał, że to kolekcja Jasieńskiego otworzyła przed nim nowe perspektywy w myśleniu o sztuce.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.