Читать книгу Girl Online - Zoe Sugg - Страница 8

Оглавление

Większość dziewczyn trochę by się zdziwiła, gdyby po powrocie do domu zastała swoją mamę upozowaną na schodach w sukni ślubnej. Ja jestem do tego przyzwyczajona.

– Cześć, kochanie – mówi, gdy tylko staję w drzwiach. – Co o tym myślisz? – Opiera się o poręcz i wyciąga rękę w dramatycznym geście, a długie kasztanowe loki opadają jej na twarz. Suknia ślubna jest w kolorze kości słoniowej, ma podwyższoną talię i lamówkę z koronkowych kwiatków wokół dekoltu. Wygląda przepięknie, ale jestem wciąż tak roztrzęsiona, że tylko kiwam głową w milczeniu.

– To na ślub w stylu festiwalu muzycznego Glastonbury – wyjaśnia mama, schodząc po schodach. Całuje mnie na powitanie; jak zwykle pachnie różami i olejkiem z paczuli. – Fantastyczna, co? Totalnie w stylu dzieci kwiatów, prawda?

– Mhm – odpowiadam. – Ładna.

– Ładna? – Mama patrzy na mnie, jakbym zwariowała. – Ładna? Ta suknia nie jest zwyczajnie ładna, jest… jest majestatyczna. Jest boska.

– To tylko suknia, kochanie – rzuca mój tata, który w tym momencie pojawia się w przedpokoju. Uśmiecha się do mnie, unosząc brwi. Ja też unoszę brwi. Chociaż z wyglądu jestem podobna do mamy, charakterem znacznie bardziej przypominam tatę – oboje twardo stąpamy po ziemi. – Jak ci minął dzień? – pyta, przytulając mnie.

– Okej – odpowiadam i nagle zaczynam żałować, że nie mam już pięciu lat i nie mogę usiąść mu na kolanach i poprosić, żeby przeczytał mi bajkę.

– Okej? – Tata odsuwa się o krok i obrzuca mnie uważnym spojrzeniem. – Okej, czyli dobrze, czy okej, czyli kiepsko?

– Dobrze – zapewniam, bo nie chcę następnej sceny.

Uśmiecha się.

– To dobrze.

– Będziesz mi mogła pomóc jutro w salonie, Pen? – pyta mama, przeglądając się w lustrze.

– Jasne. O której?

– Po południu przez parę godzin, kiedy będę na ślubie.

Mama i tata zajmują się planowaniem wesel. Ich firma nazywa się „Na dobre i na złe” i ma siedzibę w naszym mieście. Mama założyła ją po tym, jak rzuciła aktorstwo, żeby urodzić mojego brata Toma i mnie. Najbardziej lubi urządzać nietypowe wesela. I przymierzać wszystkie suknie ślubne z naszego salonu – chyba tęskni za noszeniem kostiumów.

– Kiedy kolacja? – pytam.

– Za jakąś godzinę – odpowiada tata. – Robię zapiekankę z mięsem.

– Fajnie. – Uśmiecham się do niego i zaczynam się czuć trochę lepiej. Zapiekanka taty jest niesamowita. – Idę na chwilę na górę.

– Okej – odpowiadają równocześnie moi rodzice.

– Ha! Raz, dwa, trzy, moje szczęście! – woła mama, całując tatę w policzek.

Wchodzę na piętro i mijam sypialnię rodziców. Z pokoju Toma słychać ostry hip-hopowy beat. Kiedyś przeszkadzała mi jego głośna muzyka, ale odkąd studiuje, zaczęłam ją lubić – teraz to znak, że przyjechał do domu na święta. Naprawdę za nim tęskniłam, kiedy się nie widzieliśmy.

– Cześć, Tom-Tom! – wołam, przechodząc obok jego drzwi.

– Cześć, Pen-Pen! – odkrzykuje w odpowiedzi.

Dochodzę do drugich schodów i wspinam się wyżej. Moja sypialnia jest na samej górze. Uwielbiam ją, chociaż jest mniejsza niż inne pokoje. Ma spadzisty sufit z drewnianymi belkami, przez co jest naprawdę urocza i przytulna, i leży tak wysoko, że przez okno dostrzegam na horyzoncie granatową linię morza. Nawet w nocy, kiedy nic nie widać, czuję jego bliskość. Morze mnie uspokaja. Włączam sznur lampek, którymi ozdobiłam lustro przy toaletce, i zapalam kilka świeczek o zapachu wanilii. Potem siadam na łóżku i biorę głęboki oddech.

Teraz, kiedy jestem już w domu, wreszcie mam odwagę zastanowić się nad tym, co się stało w barku. Już trzeci raz zdarzyło mi się coś takiego i czuję, jak ze strachu ściska mnie w brzuchu. Za pierwszym razem miałam nadzieję, że to już się nie powtórzy. Za drugim liczyłam, że to zwykły pech. Ale teraz znów się tak poczułam… Zaczynam się trząść, więc naciągam na siebie kołdrę. Czekając, aż moje ciało się rozgrzeje, przypominam sobie nagle namiot z koców, który mama robiła mi, kiedy byłam mała. Potrafiłam godzinami leżeć tam ze stosem książek i czytać przy świetle latarki. Lubiłam mieć kryjówkę, w której mogę schować się przed światem. Oczy mi się zamykają i mam ochotę wsunąć się pod kołdrę jeszcze głębiej, ale słyszę trzy głośne stuknięcia w ścianę sypialni. Elliot. Odrzucam kołdrę i pukam dwa razy w odpowiedzi.

Elliot i ja mieszkamy obok siebie od zawsze. I to nie tylko drzwi w drzwi, ale ściana w ścianę, co jest naprawdę fajne. Kod z pukaniem wymyśliliśmy wieki temu. Trzy stuknięcia znaczą: „Mogę przyjść?”. Dwa stuknięcia to odpowiedź: „Jasne, przychodź od razu”.

Wstaję i szybko przebieram się z mundurka w kombinezon w panterkę. Elliot nie znosi kombinezonów. Jego zdaniem człowieka, który je wynalazł, należałoby zwiesić z naszego mola głową w dół na sznurówkach. Elliot ma świetne wyczucie mody. Nie jest jej niewolnikiem; po prostu potrafi zestawić totalnie przypadkowe rzeczy w taki sposób, że efekt jest nieziemski. Uwielbiam robić mu zdjęcia w jego stylizacjach.

Słysząc, jak trzaskają drzwi jego pokoju, zerkam szybko w lustro przy toaletce i wzdycham. Właściwie wzdycham za każdym razem, kiedy patrzę w lustro. To taki odruch. Spojrzenie w lustro – westchnienie. Spojrzenie w lustro – westchnienie. Tym razem nie wzdycham z powodu piegów, którymi obsypana jest moja twarz – nie widać ich w świetle świec. Powodem tego westchnienia są moje włosy. Jak to możliwe, że włosy Olliego potargane morską bryzą wyglądają supersłodko, a moje tak, jakbym wetknęła palce do gniazdka elektrycznego? Szybko przeciągam szczotką swoje loki, ale zaczynają się elektryzować jeszcze bardziej. Nie dość, że są rude – chociaż Elliot uparcie nazywa ten kolor truskawkowym blondem (z naciskiem na truskawkowy, a nie na blond) – to jeszcze nie można ich ułożyć. Gdyby chociaż były proste i gładkie jak włosy Megan, to dałoby się wytrzymać. Odkładam szczotkę. Elliot nie zwróci na nie uwagi. Widział mnie, kiedy chorowałam na grypę i przez tydzień nie mogłam umyć głowy.

Słyszę dzwonek do drzwi, a potem głosy mamy i Elliota. Elliot będzie zachwycony jej suknią ślubną. Uwielbia moją mamę. A moja mama uwielbia Elliota – jak cała nasza rodzina. Można powiedzieć, że go adoptowaliśmy. Rodzice Elliota są prawnikami. Oboje bardzo ciężko pracują i nawet kiedy są w domu, zwykle ślęczą nad jakąś sprawą. Elliot jest przekonany, że został zamieniony przy urodzeniu i oddany niewłaściwym rodzicom. Kompletnie go nie rozumieją. Kiedy powiedział im, że jest gejem, jego tata stwierdził: „Nie martw się, synu, na pewno ci przejdzie”. Poważnie. Jakby można było z tego wyrosnąć!

Słyszę kroki Elliota na schodach, a potem drzwi mojego pokoju się otwierają.

– Lady Penelopo! – woła.

Jest ubrany w garnitur w stylu vintage w prążki i jaskrawoczerwone trampki, czyli jak na niego – dość zwyczajnie.

– Lordzie Elliocie! – odpowiadam.

(Większość ostatniego weekendu spędziliśmy, oglądając Downton Abbey na DVD).

Elliot wpatruje się we mnie przez swoje okulary w czarnych oprawkach.

– Okej, co się dzieje?

Kręcę głową ze śmiechem. Czasem mogłabym przysiąc, że czyta mi w myślach.

– O co ci chodzi?

– Jesteś strasznie blada. I masz na sobie ten paskudny kombinezon. Wkładasz go tylko wtedy, kiedy masz doła. Albo pracę domową z fizyki.

– Na jedno wychodzi – odpowiadam i siadam na łóżku.

Elliot siada obok mnie ze zmartwioną miną.

– Znów… znów miałam atak paniki.

Elliot obejmuje mnie kościstym ramieniem.

– Jak to? Kiedy? Gdzie?

– W JB’s.

Elliot prycha sarkastycznie.

– Ha, wcale mnie to nie dziwi. Mają fatalny wystrój! Ale poważnie, co się stało?

Opowiadam mu wszystko po kolei, ale z każdym słowem ogarnia mnie coraz większy wstyd. Teraz wydaje mi się, że to nie było nic takiego.

– Nie wiem, czemu zadajesz się z Megan i Olliem – komentuje Elliot, kiedy kończę jęczeć o moich nieszczęściach.

– Nie są tacy źli – odpowiadam lamersko. – To ja mam problem. Dlaczego wszystko mnie tak stresuje? Rozumiem, gdyby to był pierwszy raz, ale dziś…

Elliot przechyla głowę w bok jak zwykle, kiedy się nad czymś zastanawia.

– Może powinnaś napisać o tym na blogu.

Tylko Elliot wie, że prowadzę bloga. Powiedziałam mu od razu, bo: a) mówię mu o wszystkim i b) jest jedyną osobą, przy której jestem w stu procentach sobą, więc na blogu nie ma niczego, o czym i tak by już nie wiedział.

Marszczę brwi.

– Tak myślisz? Nie sądzisz, że to za poważna sprawa?

– Wcale nie. Może poczujesz się lepiej, kiedy o tym napiszesz. Może jakoś poukładasz to sobie w głowie. Poza tym nigdy nie wiadomo: może twoi czytelnicy też przechodzili przez coś podobnego? Pamiętasz, jak napisałaś o swojej niezdarności?

Kiwam głową. Jakieś pół roku temu zamieściłam notkę o tym, jak wpadłam do kosza na śmieci, a liczba moich czytelników w tydzień podskoczyła z dwustu dwóch do prawie tysiąca. Nigdy nie miałam więcej udostępnień. Ani komentarzy. Okazuje się, że nie jestem jedyną nastolatką na świecie, która przyszła na świat z genem niezdarności.

– Może masz rację…

Elliot patrzy na mnie i uśmiecha się.

– Lady Penelopo, NA PEWNO mam rację.

Girl Online

Подняться наверх