Читать книгу Stosunki międzynarodowe. Antologia tekstów źródłowych - Группа авторов - Страница 33

RAYMOND ARON
Pokój i wojna między narodami (teoria)26
ROZDZIAŁ VI
Dialektyka pokoju i wojny
2. Stawki, o jakie toczą się wojny, i zasady pokoju

Оглавление

Obydwie typologie struktur wymagają bardziej pogłębionej analizy. Jeśli wszystkie trzy rodzaje pokoju: przez równowagę, hegemonię i imperium mają za zasadę37 potęgę, to należy zastanowić się, czy pokój nie może opierać się na innej zasadzie niż potęga. Jeśli wojny nie są jeszcze dostatecznie ściśle zdefiniowane przez swój charakter między-, ponad- czy pod-państwowy, to trzeba zadać sobie pytanie, jakich innych określeń należałoby użyć, by je zdefiniować.

Zacznijmy od tego ostatniego pytania. Możliwe są różne klasyfikacje wojen. Być może żadna z nich nie narzuca się w sposób oczywisty, być może istnieje wiele sensownych klasyfikacji. Nie jest rzeczą oczywistą, że różnorodność wojen sama z siebie ułoży się w harmonijną całość. Wydaje mi się jednak, że do ostatnio przedstawionej typologii, uzasadnionej związkiem z typami pokoju i strukturą systemu międzynarodowego, można dołączyć jeszcze dwie następne, jedną opartą na naturze jednostek politycznych i idei historycznych, których ucieleśnieniem są walczące strony, drugą zaś opartą na naturze broni i aparatu wojskowego. Pierwsza z tych typologii odnosi się do celów, druga zaś do środków.

Potocznie mówi się o wojnach feudalnych, dynastycznych, narodowych i kolonialnych. Wszystkie te wyrażenia sugerują, że sposób organizacji wewnętrznej zbiorowości odciska swoje piętno i nadaje swój styl wojennym stosunkom między jednostkami politycznymi. W istocie, sposób organizacji ma poważny – nawet jeśli nie wyłączny – wpływ na okoliczności, w jakich rozpoczynają się konflikty, i stawki, o które się one toczą, na sądy polityków na temat tego, co jest prawomocne i nieprawomocne oraz ich sposoby myślenia o dyplomacji i o wojnie. Zasada legitymizacji władzy38, by posłużyć się wcześniej użytym wyrażeniem, odpowiada jednocześnie na dwa pytania: kto rządzi w danym państwie? i do jakiej jednostki dane terytorium czy dana ludność powinna przynależeć? Wojny są takie, jak zasada legitymizacji panująca w przestrzeni i czasie, w których się one toczą.

To zasada legitymizacji władzy tworzy okoliczności lub przyczyny konfliktu. Stosunki między wasalem i suwerenem rodzą sprzeczności. Wola potęgi popycha niektórych wasali do tego, by nie dochowywali swych zobowiązań. Granice prawomocnego działania są trudne do wyznaczenia, gdy tak wielu poddanych dysponuje siłą wojskową i domaga się prawa swobody podejmowania decyzji. Tak długo, jak tylko ziemie lub ludzie należą do rodzin rządzących, stawką, o którą toczą się wojny, jest jakaś prowincja, o którą kłócą się dwaj suwerenowie, bombardując się zarówno argumentami prawnymi, jak i kartaczami, oraz trony, do których pretendują dwaj różni książęta. Gdy zbiorowa świadomość przyzna ludziom prawo wyboru jednostki politycznej, do której chcą należeć, wojny zaczynają mieć charakter wojen narodowych i albo dwa państwa zgłaszają roszczenia do tej samej prowincji, albo też ludność podzielona pomiędzy tradycyjne jednostki pragnie stworzyć jedno państwo. Wreszcie, jeśli jutro opinia ludzi zdecyduje, że wiek narodów już przeminął oraz że wymogi gospodarcze czy wojskowe wielkich całości muszą okazać się silniejsze aniżeli preferencje rządzonych, wojny staną się tak imperialne, jak nie były nigdy dotąd: zdobywcy rzymscy w basenie Morza Śródziemnego, Europejczycy w Azji i Afryce nie negowali idei narodowej, ignorowali tylko lub odmawiali korzystania z niej ludom i klasom społecznym, które uważali za niższe, niegodne – w sposób tymczasowy lub ostateczny – zaszczytnego tytułu obywatela. Tym razem zdobywcy przeczyć będą ideom w imię konieczności materialnej. […]

Zasada legitymizacji władzy leży często u źródeł konfliktów (co nie oznacza, że jest ich prawdziwą przyczyną), czasami zaś w wyniku walk znajduje swoje utwierdzenie: morderstwo na austriackim arcyksięciu, dokonane przez serbskich nacjonalistów, było iskrą zapalną: z płomieni wyłoniły się państwa narodowe. Jednak Europa po roku 1918, nawet jeśli nie była rozrywana przez tak wiele narodowych waśni jak Europa przedwojenna, to była jeszcze mniej zrównoważona aniżeli przedtem. Wojna roku 1939, wywołana z chęci budowy imperium, doprowadziła do powstania dwóch światów, z których każdy w mniejszym lub większym stopniu odpowiada ideom, jakie niosły ze sobą dwie strony zwycięskiego sojuszu.

Podwójna zależność przygotowania wojskowego od organizacji społecznej i politycznej oraz od środków niszczenia nie pozwala nam, by w ramach tej teoretycznej analizy wyodrębnić jakieś typy czyste, które można by scharakteryzować jednym słowem. Każdy aparat wojskowy jest narzędziem stosowania siły zbrojnej, uzależnionym od jakiejś struktury społecznej, czy też, odwracając definicję, rozwinięciem sił określonego społeczeństwa z uwzględnieniem skuteczności broni i różnych możliwych sposobów jej użycia. Jeśli nawet stający do walki ludzie byli zawsze w pewnym stopniu pozytywistami – to znaczy, jeśli starali się osiągnąć swe cele, dostosowując swoje postępowanie do wyników doświadczenia i rozumowania – to nigdy, aż po dzisiejsze czasy, nie byli wyłącznie racjonalni – to znaczy zdolni do tego, by abstrahować od moralności i obyczajów i myśleć o wojnie tylko i wyłącznie w kategoriach czystej skuteczności. Zresztą owa racjonalność, zorientowana tylko na jeden cel – zwycięstwo nad nieprzyjacielem – byłaby zaledwie racjonalnością cząstkową i z punktu widzenia klasy uprzywilejowanej, w niektórych przypadkach, niemądrą: struktura aparatu wojskowego nie jest bowiem pozbawiona wpływu na strukturę społeczną. A więc czy klasa rządząca, która oddaje klasom niezadowolonym do ręki broń, ryzykując, że osłabi swoją własną władzę, postępuje w sposób racjonalny? […]

Dopiero w naszych czasach technika wojskowa, postępując w ślad za techniką przemysłową, przełamuje wszelkie ograniczenia i idzie naprzód, całkowicie nieskrępowana i obojętna na to, jakie są skutki jej postępu z punktu widzenia człowieka. Począwszy od momentu, gdy produkcja lub przynajmniej zdolności produkcyjne stały się, jak się zdaje, celem samym dla siebie, jak mogłoby być inaczej z niszczeniem i zdolnością niszczenia? Przemysł i wojna są dziedzinami pokrewnymi i nierozłącznymi. Wzrost jednej, drogi ludziom o szlachetnych sercach, dostarcza zasobów drugiej, co przeklinają wszyscy ludzie dobrej woli. Nawet język wyobraźni przypomina nam o owym nierozerwalnym związku, którego symbolem jest podobieństwo między samochodami i wozami bojowymi, długimi rzędami robotników i kolumnami żołnierzy, oddziałami pancernymi i uciekinierami opuszczającymi całymi rodzinami miasta: to samo słowo, potęga, oznacza zdolność do narzucania swej woli bliźnim i zdolność panowania nad naturą.

Łączny postęp technik produkcji i niszczenia wprowadza pewną zasadę pokoju, którą nie jest już potęgą i której praktyka nadała już imię. Pokój oparty na strachu to pokój, który panuje (lub panowałby) pomiędzy jednostkami politycznymi, których każda ma (lub miałaby) zdolność zadania drugiej stronie ciosu śmiertelnego. W pewnym sensie pokój oparty na strachu mógłby zostać uznany zarazem za pokój wynikły z niemocy. Gdy pomiędzy rywalizującymi jednostkami politycznymi panował tradycyjny pokój, potęga każdej z nich była określona przez zdolność narzucenia swej woli drugiej stronie za pomocą groźby użycia siły. W idealnym pokoju opartym na strachu nie ma już nierówności pomiędzy rywalami, gdyż każdy z nich posiadać będzie bomby termojądrowe, które, spadając na miasta drugiej strony, spowodowałyby miliony ofiar. Czy można jeszcze mówić o większej lub mniejszej potędze, o równowadze i nierównowadze, skoro strona, która ma najmniej bomb termojądrowych i najmniej doskonałe środki ich przenoszenia, ma i tak zdolność zadania nieprzyjacielowi strat nieproporcjonalnych z zyskami, jakie można by wyciągnąć z jakiegokolwiek zwycięstwa?

Pokój oparty na strachu w sposób fundamentalny różni się od każdego innego pokoju opartego na potędze (przez równowagę, hegemonię lub imperium). Równowaga sił jest zawsze przybliżona, niejednoznaczna i w każdej chwili zagrożona albo przez przejście na stronę rywala jakiejś drugorzędnej jednostki, albo przez nierównomierny rozwój głównych państw. Szacunki dotyczące sił są niepewne: dopiero w chwili próby ujawniają się zalety armii i narodów. Przebieg działań wojennych zależnie od układu dyplomatycznego i strategicznego wprowadza dodatkowe elementy niepewności. Że strach dąży do technicznej niezawodności, jest rzeczą zrozumiałą. Zniszczenia, do spowodowania których zdolna byłaby najsłabsza z jednostek, choć nie są one z góry możliwe do dokładnego zmierzenia, to są w każdym razie wystarczające, by wojna stała się bezsensowna. Podobnie jak wytrzymałość mostu, która nie jest dokładnie mierzalna, może być w każdym razie wystarczająca do tego, by udźwignąć maksymalne obciążenie, jakie któregoś dnia wystąpi.

Owa doskonałość pokoju poprzez strach nie została jeszcze osiągnięta, nawet między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Sowieckim. Być może nigdy też nie zostanie ona osiągnięta. Wymaga ona, w istocie, absolutnej pewności, że żadna z walczących stron nie może – atakiem z zaskoczenia – zlikwidować środków odwetowych przeciwnika ani ograniczyć ich do tego stopnia, by odwet nie wiązał się – z punktu widzenia agresora – ze stratami „nie do przyjęcia”. Nie jest rzeczą dowiedzioną, by obecnie tak rzeczywiście było. Dziś lub jutro jeden z obozów może do tego stopnia udoskonalić swe środki obrony biernej (schrony dla ludności), obrony aktywnej (rakiety przeciwko bombowcom lub przeciw rakietom balistycznym) i agresji (liczbę i precyzję rakiet balistycznych), że przywódcy dadzą się skusić przygodzie nowego Pearl Harbor na poziomie termonuklearnym, a inaczej mówiąc, spróbują masowego ataku na wszystkie środki odwetowe przeciwnika i niektóre spośród jego miast: czy ofiara agresji nie powinna skapitulować, skoro jej odwet, który choć nie osłabiłby przeciwnika w sposób znaczący, to pociągnąłby za sobą totalne zniszczenia? Niezależnie od stopnia, w jakim takie założenie jest nieprawdopodobne, pokój poprzez strach byłby doskonały dopiero, gdy przewaga, jaką dysponuje strona, która uderza jako pierwsza, zostałaby zredukowana do zera lub przynajmniej do minimum.

Niezależnie od niemożności znalezienia obrony przed odwetem nieprzyjaciela niepewność dotyczy jeszcze „rozmiaru dopuszczalnych zniszczeń” i „progu nasycenia”. Rozpoczynanie wojny byłoby zupełnie pozbawione sensu, gdyby agresor był pewien, że on również zostanie całkowicie zniszczony, lub wiedział, że ilość bomb termojądrowych koniecznych do wyeliminowania środków odwetowych nieprzyjaciela musiałaby być tak wielka, że jego własna ludność czy nawet cała ludzkość byłaby poważnie zagrożona przez opad radioaktywny. Niezależnie od różnic w opiniach ekspertów ciągle jeszcze nie osiągnęliśmy tego momentu. A więc powstaje pytanie: począwszy od jakiego progu zniszczeń wojna przestaje być możliwym do usprawiedliwienia narzędziem prowadzenia polityki. Pod koniec wojny trzydziestoletniej ludność Niemiec zmniejszyła się o połowę. Pierwsze bitwy w roku 1941 kosztowały Związek Sowiecki dziesiątki milionów mieszkańców i ponad jedną trzecią jego przemysłu, które dostały się pod okupację niemiecką. A mimo to Związek Sowiecki przetrwał i w końcu odniósł zwycięstwo.

Oczywiście straty wynikłe z okupacji i z eksterminacji, straty poniesione w ciągu paru minut lub na przestrzeni paru lat – to nie jedno i to samo. Zadowólmy się tymczasem stwierdzeniem, że bronie termojądrowe wprowadzają do kalkulacji wojennych pewien zasadniczo nowy czynnik: umożliwiają tak wielkie zniszczenia, że koszt walk powinien z racjonalnego punktu widzenia zdawać się większy aniżeli zyski płynące ze zwycięstwa. W tym znaczeniu bronie masowej zagłady mogłyby doprowadzić do zakwestionowania definicji Clausewitza, mówiącej, że „wojna jest kontynuacją polityki innymi środkami”.

Pomiędzy pokojem opartym na potędzepokojem opartym na bezsilności przynajmniej teoretycznie istnieje trzecie pojęcie, pokoju opartego na zaspokojeniu. Valéry napisał gdzieś, że prawdziwy pokój jest możliwy tylko w świecie, w którym wszystkie państwa byłyby zadowolone z istniejącego stanu rzeczy. Ten jednak odzwierciedla zawsze stan stosunków, które istniały pod koniec ostatniej próby sił. Stan rzeczy, który satysfakcjonuje jednych, pobudza roszczenia innych, i jest to przyczyną, dla której zawieszenia broni są zawsze mniej lub bardziej nietrwałe (Valéry 1931).

Jakie są teoretyczne warunki zaistnienia pokoju opartego na zaspokojeniu? Być może odpowiedzi na to pytanie pomoże nam udzielić teoria celów. Jednostki polityczne po pierwsze nie powinny pragnąć ani położonych poza obszarem ich władzy terytoriów, ani obcej ludności Ten pierwszy warunek nie jest ani absurdalny, ani nawet niemożliwy do spełnienia. Jeśli założymy, że ludzie są świadomi swej narodowości, to znaczy wspólnoty polityczno-kulturowej, do której pragną przynależeć, to dlaczego rządy miałyby pragnąć przyłączać pod przymusem jakieś grupy ludzkie, które czują się obce, lub też zabraniać im łączyć się z tym narodem, który same wybierają?

Załóżmy istnienie powszechnie uznawanej i w sposób uczciwy stosowanej idei narodowej. Czy to wystarczy? Z całą pewnością nie: potrzeba, by jednostki polityczne nie starały się powiększać swego obszaru ani po to, by mnożyć swoje zasoby materialne czy też ludzkie, ani też po to, by rozszerzyć zasięg swoich instytucji, ani po to, by cieszyć się najbardziej pustym i najbardziej upajającym ze zwycięstw: pychą sprawowania władzy. Na zaspokojenie, zrodzone z poszanowania jednej zasady prawomocności, musi się składać zawieszenie rywalizacji o ziemię i ludzi, siłę i idee oraz rywalizacji mającej na celu zaspokojenie własnej pychy.

Założenia te nie są wewnętrznie sprzeczne ani nawet, jako takie, nierealne. Bądźmy jednak ostrożni: nic nie jest dokonane, dopóki do zrobienia pozostało jeszcze cokolwiek. Zaspokojenie nie będzie trwałe ani pewne inaczej niż pod warunkiem, że będzie ono powszechne. Jeśli jeden z aktorów przejawia jakieś ambicje lub też jest podejrzany o to, że takowe żywi, to jak pozostali mogliby nie znaleźć się na powrót wewnątrz błędnego koła wzajemnej rywalizacji? Jeśli ktoś inny – zły sąsiad – spiskuje na nasze życie, rzeczą nierozsądną, a nawet grzechem byłoby nie podejmować środków ostrożności. Jakie jednak środki ostrożności zastąpić by mogły przewagę siłową i użycie tej przewagi – dopóki jest jeszcze po temu czas – oraz akumulację zasobów, by ową przewagę sobie zapewnić?

Innymi słowy, pokój przez zaspokojenie zakłada powszechne zaufanie; wymaga więc rewolucji w dotychczasowym biegu stosunków międzynarodowych, rewolucji, która położyłaby kres erze podejrzeń i stała się początkiem ery bezpieczeństwa. Jednak owa rewolucja, jeśli nie dokona się drogą nawrócenia dusz, będzie musiała zostać przeprowadzona na poziomie instytucji. Innymi słowy, pokój oparty na powszechnym zaspokojeniu i wzajemnym zaufaniu nie wydaje mi się rzeczywiście możliwy, jeśli jednostki polityczne nie znajdą substytutu dla bezpieczeństwa, gwarantowanego przez siłę. Substytut taki stanowiłoby powołanie światowego imperium, gdyż zlikwidowałoby ono autonomię ośrodków decyzyjnych. Stanowiłyby go również rządy prawa w znaczeniu kantowskim, o ile państwa zobowiązałyby się do posłuszeństwa decyzjom wydawanym przez jakiegoś sędziego, trybunał lub zgromadzenie i nie wątpiły, że takie zobowiązanie będzie przez wszystkich honorowane. W jakiż jednak sposób można by rozproszyć owe wątpliwości, gdyby wspólnota nie była w stanie zastosować przymusu wobec przestępców?

Państwo ogólnoświatowe i rządy prawa nie są pojęciami równoznacznymi. Jedno z nich pojawia się u kresu polityki opartej na potędze, drugie – u kresu ewolucji prawa międzynarodowego. Lecz i jedno, i drugie pociąga za sobą w końcu eliminację tego, co stanowiło istotę polityki międzynarodowej: rywalizacji państw, które za punkt honoru i obowiązek mają, by samym sobie wymierzać sprawiedliwość.

Zresztą nigdy nie było systemu międzynarodowego, który obejmowałby całą naszą planetę. Systemy cząstkowe zaznały tylko pokoju opartego na potędze. Jeśli na pewnych obszarach i w pewnych okresach odgadywać można pierwsze zapowiedzi pokoju opartego na zaspokojeniu, to stosunki mocarstw na większym obszarze i na wyższym poziomie nie dają podstaw do tego, by stwierdzić, że fasadą pokoju było rzeczywiście zaspokojenie. Od roku 1945 tu i tam widać zaczątki pokoju opartego na strachu (pomiędzy Związkiem Sowieckim i Stanami Zjednoczonymi) i pokoju opartego na zaspokojeniu (w Europie Zachodniej). Jednak system międzynarodowy ma tendencję do tego, by obejmować całą Ziemię, co powoduje, że tradycyjne typologie zmieniają wygląd i wzajemne relacje pomiędzy poszczególnymi typami układają się wedle szczególnie skomplikowanych reguł. […]

37

Słowo to, przypominam, jest tutaj używane w znaczeniu monteskiuszowskim.

38

Rozumie się samo przez się, że zasada jest tutaj rozumiana w swoim zwykłym znaczeniu, a nie tym nadanym mu przez Monteskiusza.

Stosunki międzynarodowe. Antologia tekstów źródłowych

Подняться наверх