Читать книгу Manipulacja - Agnieszka Kruk - Страница 4

Poznajmy Lu

Оглавление

Dobra dzielnica. Dużo zieleni. Nowoczesność. Nowe budynki. Każdy niby inny, designerski, a jednak taki sam. Szklane balkony, tarasy, penthousy usiane ogrodami letnimi i zimowymi oranżeriami. Ulice nowe, czyste. Chodniki z równą kostką. Drzewka, krzaczki, miniskwerki otoczone brukowanymi alejkami, miniparki. Sklepy dla smakoszy, tu winiarnia, tam sushi, gdzie indziej pub lub cukiernia, koniecznie w szkle od sufitu po ziemię, aby każdy, kto je odwiedzi, widoczny był dla innych z poziomu chodnika czy drugiej strony ulicy. Jednym słowem raj, marzenie, każdy chciałby mieć apartament w takiej dzielnicy. Apartament, bo tylko tak dzisiaj określić można mieszkanie w nowym bloku, czyli w nowym apartamentowcu. Ceny takich apartamentów nijak mają się do metrażu, są chyba bardziej cenami bycia i istnienia w takim miejscu. Nieprzewidywalne, nielogiczne i niepraktyczne.

Najbardziej pożądane są te miejsca, w których postronny obserwator może zobaczyć, kto i w jaki sposób ma urządzoną lśniącą kuchnię, a nawet co ma na blacie po przyjeździe dostawcy. Bo oczywiście zakupy robi się tutaj przez internet lub w sklepie oddalonym nie więcej niż pięć minut wolnym marszem od portierni apartamentowca. Przez okna można też dostrzec fortepiany, koniecznie czarne, fotele z ciemnej skóry, wielkie stoły i biblioteczki w stylu ludwikowskim bez żadnej książki za szybkami.

Mniej więcej w takim otoczeniu, w budynku osaczonym przez rosłe kasztanowce, które jakimś cudem uratowały się w zamęcie budowlanym, z gałęziami zaglądającymi niemal do wewnątrz szklanych obudowań tarasów, na trzecim piętrze od strony ulicy mieszka Lu.

Lu nie jest żadną niezwykłą postacią. Tak jak wszyscy tutaj mogłaby uchodzić za modną, bogatą i ekstrawagancką kobietę. Podobnie jak wszystkie kobiety tu jest wysoka, chuda, trochę płaska, ma długie włosy w kolorze blond lub blond-like, nie wiadomo, czy naturalnym czy też uzyskanym sztucznie. Nie wiadomo i nie należy pytać. Jak wszystkie w tej dzielnicy jest zadbana, czy to z powodu genów czy specjalnych zabiegów, w każdym razie trudno powiedzieć, czy jest młoda, czy stara, czy w średnim wieku. Wiek na oko nieokreślony – wygląd dobry.

Apartament Lu na trzecim piętrze mógłby uchodzić za zbyt duży jak na jedną osobę, jednak biorąc pod uwagę brak większości ścian, można nawet powiedzieć, że osoba ta pomieszkuje w jednym pokoju, będącym zarówno salonem, gabinetem, kuchnią, jak i garderobą. Jeśli dodamy do tego sypialnię, w której jedynym meblem jest gigantyczne łóżko, oraz łazienkę, raczej sporych rozmiarów, to nie na miejscu byłoby spierać się, że jedna osoba, pokój dzienny, sypialnia i łazienka to zbyt wiele. Na pewno nie w tych czasach.

Styl ubioru Lu niczym się nie wyróżnia. Chłopięca wręcz, elegancka prostota. Bardziej pasują do niej dżinsy, koszulka na ramiączkach z sieciówki, prosta jedwabna marynarka, niż drogie markowe żakiety oferowane w sklepach w innej dzielnicy.

To samo dotyczy mieszkania. Aczkolwiek tutaj nasuwa się skojarzenie z luksusowym minimalizmem. Żadna w tym zasługa samej Lu, która prawdopodobnie urządziłaby mieszkanie w stylu popularnej, bo taniej, szwedzkiej firmy z meblami do samodzielnego składania. Jednakże w pewnym zakresie Lu wykazuje daleko idącą praktyczność. Kiedy kilka lat temu nagle zmarła jej krewna mieszkająca w pewnym odległym miasteczku, nie takim znowu małym i nieznanym, okazało się, że Lu ma dziedziczyć po niej majątek. Między innymi Lu, bo oczywiście prędziutko pojawiły się rodzinne hieny, które nagle przypomniały sobie o swoich bliskich więziach rodzinnych i zjechały się, aby radzić, co począć. Głównym punktem programu było mieszkanie w zabytkowej kamienicy i obrazy zbierane przez poczciwą, acz zaradną ciotkę przez całe jej życie. Lu wzięła meble. Wszystkie. Stare rupiecie, zdawać by się mogło, a jednak w jej nowym gniazdku każdy miał swoje miejsce, jakby zawsze tu przynależał. Niektórzy kupują drogie imitacje mebli antycznych, ona miała antyki na otarcie łez. Prawdziwe. Wystarczyła lekka renowacja, tapicer i oto mamy mieszkanie nowe, ale stare. Ładne i urządzone ze smakiem.

Lu nie bardzo przejmuje się swoim mieszkaniem i tym, co gdzie jest i jak wygląda. Raz w tygodniu odwiedza ją małomówna dziewczyna, wyciąga odkurzacz, kilka kolorowych szmatek, płyny w plastikowych butelkach i działa. Lu zazwyczaj spędza wtedy popołudnie, snując się bez celu po parku lub, kiedy jest rzeczywiście zimno lub pada deszcz, idzie do kina na co popadło.

Królestwem Lu jest jej ogromny stół, zawsze zawalony książkami, wydrukami i notatkami. Za dnia wygląda to jak kupa śmieci, którą ktoś postanowił składować na środku pokoju, wieczorem widok nabiera nadzwyczajnej mocy, trąci tajemnicą, zachęca do pracy.

Lu nie ma wielu znajomych, chociaż kłamstwem byłoby stwierdzenie, że jest osobą nietowarzyską. W towarzystwie jest zawsze mile widziana, a jej zdanie uznawano za niemalże opiniotwórcze. Nie wiedziała dlaczego tak się dzieje. We własnej ocenie jest wycofana i nigdy nie gra pierwszych skrzypiec.

Wyjątek w tym względzie stanowi jednak Bo, lekarka ze szpitala psychiatrycznego. Może właśnie z racji tego, czym Bo się zajmuje, ludzie podchodzą do niej z dystansem. W odróżnieniu od Lu, która pokochała tę kręconą szatynkę, jak mówiła niejednokrotnie, od pierwszego wejrzenia. Czyli od pewnych zajęć jogi, na których Bo niemalże skręciła kark, próbując stanąć na głowie. Po zajęciach poszły na wino, nie rozmawiały o niczym szczególnym, po prostu wprowadziły się w stan przyjemnego upojenia i zdecydowały, że odtąd będą się spotykać. I tak to trwa już ponad pięć lat, zawsze bez wyraźnego celu czy powodu. Po prostu są, żyją, spotykają się, nie mówią o niczym specjalnym, ale najwidoczniej sprawia im przyjemność samo przebywanie w swoim towarzystwie. Świadomość, że dzielą czas z kimś drugim. Bo wpada właściwie bez zaproszenia, jak do siebie. Dom Lu jest drugim domem Bo. Zawsze w dzień, wieczorem bowiem Lu zajmuje się swoimi sprawami i chociaż obecność Bo jej nie przeszkadza, to jakby wyłącza się z obiegu i jasne jest, że jej czas dla Bo już mija.

Manipulacja

Подняться наверх