Читать книгу Tajemnica Composteli - Alberto S. Santos - Страница 10

1

Оглавление

Aseconia (Santiago de Compostela)

Pryscylian urodził się w niespokojnych czasach, w zaciszu Villa Aseconia, rodzinnego majątku. Była godzina dziewiąta, osiem dni przed idami styczniowymi, szóstego dnia pierwszego miesiąca rzymskiego roku 349. Ta data zbiegała się z rocznicą narodzin egipskiego boga Ozyrysa, które dawały początek cyklowi rocznemu. Wśród chrześcijan, którzy zaczynali rozprzestrzeniać się na terenie imperium, tego dnia świętowano Objawienie Chrystusa. W Mediolanie rządził cesarz Flawiusz Juliusz Konstans, syn Konstantyna I Wielkiego.

– Ostrzegałam cię, Lucidiusie! To nie był najlepszy czas na podróż! W takim zimnie i w dziewiątym miesiącu… – narzekała Priscila, która ciężko usiadła na krześle, odczuwając pierwsze bóle zbliżającego się porodu.

Młoda pani domu była kobietą o złocistych włosach, szczupłą, ale teraz poruszała się z trudem.

– Proszę się nie martwić! Jest pani w dobrych rękach… – uspokajała ją Waleria. – Wszystko będzie dobrze, z pomocą Junony!

Inaczej nie mogło być! Doświadczone i zręczne ręce wdowy po wieśniaku z Villa Aseconia nigdy nie pozostawiły w potrzebie żadnej rodzącej.

Na zewnątrz mury wielkiego prostokątnego domostwa, które okalało okazały dziedziniec, smagał ulewny deszcz. Bogowie nie szczędzili wody odległym ziemiom imperium galisyjskiego finis terrae. To nie był odpowiedni czas na podróże. Do komnaty Priscili na pierwszym piętrze nie docierał wzmagany ulewą zimowy chłód galisyjskich kresów.

– Walerio, wiesz przecież, że jestem pod opieką mojej drogiej Izydy.

Staruszka uśmiechała się, ciesząc się ciepłem, które dawało znajdujące się pod podłogą hypocaustum. Gorące powietrze, które rozchodziło się pod podłogą i wewnątrz ścian, sprawiało, że pomieszczenie było przytulne i ciepłe.

– Tak, Junona i Izyda będą cię strzegły – uspokajała, zadowolona. – Ale musisz zachować spokój, żeby wszystko dobrze poszło!

Jednak Priscila nie była spokojna. Rodzina przeżywała jeszcze żałobę po starszej siostrze, która umarła podczas porodu w ubiegłym roku. Dzięki interwencji akuszerki uratował się, in extremis, jedynie owoc, który w sobie nosiła. Nazwali go Felicissimus, ponieważ wbrew przepowiedniom odczytanym pośpiesznie z wnętrzności zwierząt i lotu ptaków szczęśliwie przeżył. W tym czasie Priscila spędzała bezsenne noce lub budziła się nagle, zlana potem, dręczona piekielnymi koszmarami, które napełniały ją strachem przed bólem bądź przedwczesnym spotkaniem z Charonem.

– Jakby nie dość było, że mam mdłości, bóle, że utyłam, to jeszcze te przeklęte koszmary – narzekała pani z Villa Aseconia, błąkając się po domu.

To był jej pierwszy poród i traktowała go jak etap końcowy zawsze tak niepewnego przebiegu ciąży. Jednak to, czego pomimo swojej czujności i dokładności najbardziej obawiała się stara Waleria, to był los płodu. Miał przyjść na świat w niełatwych warunkach, gdyż matka była młodą dziewczyną o wąskich biodrach. Na razie jednak obawy te zachowała dla siebie, chcąc zmierzyć się z tym w trakcie porodu.

*

Waleria spała tuż obok. Z nadejściem świtu Priscila uświadomiła sobie, że oto nadszedł czas. Była roztrzęsiona, spanikowana. Leżała w sypialni aż do nadejścia pierwszych skurczów. Akuszerka wezwała do pomocy służące.

– Na Jowisza, musimy ją trzymać i uspokajać! Przytrzymaj panią z tej strony! – poleciła młodej służącej, jednocześnie nakazując drugiej, aby unieruchomiła jej nogi.

– Ja chyba umieram! Umieram!

– Spokojnie, proszę pani, wszystko będzie dobrze!

Akuszerka próbowała uspokoić panią, jednak nie opuszczał jej lęk przed przebiegiem porodu. Poprosiła na stronę jedną z niewolnic, która jej pomagała.

– Musimy zacząć działać! Poród się zbliża, a ona nie może trwać w takim stanie! Idź po wodę i wymieszaj ją z ziołami, które przyniosłam z lasu, tylko szybko!

Wszelkie wysiłki, aby uspokoić panią, na niewiele się zdały. Priscila była przerażona. Waleria podejrzewała, że cierpi raczej psychicznie niż fizycznie.

– Przywiąż ten amulet do oparcia krzesła! – rozkazała najgrubszej ze służących, szybkim ruchem odwiązując talizman, który jako przewidująca kobieta nosiła przy pasku.

W końcu przekonała Priscilę do wypicia naparu. Ciężarna trochę się uspokoiła. Z czasem jednak skurcze stawały się coraz częstsze i dłuższe. Wraz z nimi nasilały się również strach i obawy rodzącej. Bezustannie skarżyła się na bóle pleców, brzucha, a nawet nóg. Waleria wszystko to dobrze znała ze swojej praktyki.

– Daj spokój, dobrze pamiętam twoje narodziny! Też sprawiłaś ból swojej matce, ale wszystko dobrze się skończyło!

Villa Aseconia była dziedzictwem Lucidiusa, jedną z wielu posiadłości rodzinnych rozrzuconych w Galicii. Po ślubie mąż Priscili kazał przebudować małżeńską komnatę, ozdabiając ją pięknymi mozaikami, które przedstawiały cudną Wenus otoczoną orszakiem nereid wśród delfinów, koników morskich i innych wodnych stworzeń. Lucidius Danigicus Tacitus osobiście wybrał motyw na znak swojego oddania i miłości do Priscili. Ale w tej chwili nikt nie miał ani czasu, ani głowy, by podziwiać cenne dzieło sztuki rzymskiej.

Narodziny Pryscyliana były bolesnym przeżyciem zarówno dla matki, jak i dla samego dziecka. Noworodek nigdy nie dowie się, ile czasu i wysiłku kosztowało jego przyjście na świat i zaczerpnięcie pierwszego oddechu w ciepłej, matczynej komnacie owego burzowego poranka. Był równie zdesperowany jak jego matka. Zapłakana buzia popatrzyła na świat przez oparcie wysokiego krzesła. Akuszerka musiała się natrudzić, ponieważ dziecko faktycznie było za duże na tak wąskie biodra rodzącej. Krzyki obojga mieszały się ze sobą, przenikały drzwi, okna, ściany, zlewając się z odgłosami ulewy, i słychać je było w różnych zakątkach posiadłości. Służba przerwała pracę. Niektórzy gromadzili się wokół kominków, wzywając bóstwa opiekuńcze Villa Aseconia, inni obserwowali lot ptaków, próbując odgadnąć losy, podczas gdy pozostali, zgodnie z wróżbiarską tradycją, wnikliwie oglądali wnętrzności zwierząt, które jako wybitni specjaliści zawsze mieli pod ręką, tak na wszelki wypadek. Kobiety schroniły się przy małej kapliczce znajdującej się w części zamieszkanej przez kolonów, wzywając Junonę, patronkę ciąży i porodu.

Ale to nie dzięki wróżbom czy wybitnym mieszkańcom panteonu rzymskiego Priscila przeżyła chwilę największej próby.

– Ratuj nas, Izydo, królowo niebios! Pomóż nam, matko bogów!

I resztką sił wypchnęła z siebie dziecko wraz z przezroczystym płynem, zabarwionym już lekko krwią. Udręczona matka zalewała się łzami.

– No i jest! Chłopiec! Kawał chłopaka, proszę pani!

Waleria pokazała jej malca już po tym, jak położyła go na podłodze, dokładnie obejrzała, umyła i zawinęła w jedwabny koc. Priscila w tym czasie dochodziła do siebie. W końcu wzięła go delikatnie na ręce i nieśpiesznie przytuliła. Chłopiec tymczasem uspokoił się, otworzył oczy, jakby próbował rozpoznać ten nowy świat, na który przyszedł, nie prosząc się o to. Niewolnice stały wokół, nieruchomo, opierając się o ściany. Na zewnątrz siąpił galisyjski deszcz. Służba, dowiedziawszy się o udanym porodzie, zapaliła świece i w nagrodę za dobre wróżby otrzymała odświętny posiłek.

Oczy młodej matki były lustrem jej wewnętrznego świata, błyszczały z radości, ulgi i wzruszenia. Ale w głębi duszy czuła nieuchwytny niepokój.

– Będziesz się nazywał Pryscylian, na cześć twojej matki, która z takim poświęceniem wydała cię na świat! – oznajmiła Priscila uroczyście. – Gaius Danigicus Pryscylian.

I przytuliła go delikatnie do piersi, uszczęśliwiona.

– Urodziłeś się w dniu Ozyrysa! Pomiędzy zimnem i upałem! Unosiłeś się pomiędzy życiem i śmiercią, twoją i moją! Przygotuj się na to niepewne życie, smutki i radości!

Waleria i młode pomocnice uśmiechały się czule. Tym razem pech jeszcze nie zastukał do drzwi starej akuszerki. Nadal będzie cieszyć się uznaniem i pomagać w przyjściu na świat dzieciom i zwierzętom, jako że przyjmowała również porody kóz, owiec, krów z majątku, żeby poszerzać swoją wiedzę.

– W najbliższych dniach udamy się do Irii Flavii, do świątyni Izydy, żeby podziękować jej za dobre wróżby – skwitowała pani domu, po raz pierwszy przystawiając dziecko do piersi.

W ciepłym pokoju Priscila wydobrzała po fizycznym wysiłku i daleka od wszelkich obaw nie wyobrażała sobie, w jakim pośpiechu i trwodze przyjdzie jej jechać do świątyni Izydy w Irii Flavii. Tym bardziej nie przyszło jej do głowy, że w pobliżu jej pokoju krąży pozbawiony skrupułów i powodowany nikczemnymi pobudkami człowiek.

Tajemnica Composteli

Подняться наверх