Читать книгу Jeszcze jeden dzień w raju - Aleksander Sowa - Страница 10

8

Оглавление

Nagle słoneczko się zaświeciło. Beatka natychmiast to dostrzegła i bardzo się ucieszyła.

– Witaj – przeczytała.

Po chwili przesłał jeszcze graficznego kwiatuszka. Zastanowiła się, co napisać. O co zapytać. Wzięła głęboki oddech i w tej samej chwili nadeszła nowa wiadomość.

– Wyobraź sobie, że przed chwilą dostałem mandat i między innymi dlatego się spóźniłem.

– Za co?

– Za próbę wyprzedzania na podwójnej ciągłej.

– Ile zapłaciłeś?

– Pięćdziesiąt złotych.

– Dlaczego tak mało?

– Bo policjant wpisał do mandatu, że przekraczałem jezdnię w niedozwolonym miejscu.

– Dałeś mu w łapę?

– Nie. Nie pyskowałem.

– No to Ci się udało.

– Tak, myślałem, że ten dzień już od rana mnie wykończy.

– Rozumiem. Ale, właśnie… Dlaczego „między innymi”?

Ich wirtualna rozmowa na chwilę zawisła w powietrzu. Pomyślała, że znów Neostrada zaczyna szwankować. Wyprowadziło ją to z równowagi.

– Musiałem wykonać bardzo nieprzyjemny telefon – odpowiedział, wzbudzając jej ciekawość.

– Rozumiem.

Postanowiła nie pytać. Jeśli zechce, sam wszystko powie – podjęła postanowienie.

– Byłeś wczoraj w pracy? – zapytała, taktycznie zmieniając temat.

– Byłem w domu.

– Co robiłeś?

– Przeprowadzałem się.

– Zmieniasz mieszkanie?

– Tak.

– A gdzie wcześniej mieszkałeś, tzn. gdzie było twoje stare mieszkanie?

– Na Chabrach.

– A nowe?

– Na Wyspie.

– No to chyba fajnie, nie? Czy nie? – zapytała niepewnie.

– Fajnie. Na pewno fajnie. Podoba mi się.

– To cieszę się bardzo, Brunonku – odparła, myśląc, że dlatego nie było go cały dzień w pracy i nie odpowiadał na wiadomości.

– Czekaj, na chwilę muszę przerwać, bo Arek idzie.

– OK – odpowiedziała szybko.

Po kilkunastu minutach znów się odezwał:

– Poszedł.

– To dobrze.

– Nie lubisz Arka? – zapytał ją wreszcie o coś.

– Nie, skądże znowu… Wprost przeciwnie. Bardzo go lubię. Spotykamy się czasem. Jest moim bardzo dobrym kolegą. Nawet prosił mnie kiedyś o rękę!

– O co?

– Chciał, abym została jego żoną ;-)

– A… I nie zgodziłaś się?

– Zgodziłam.

– Co?

– Żartowałam, głuptasie… Pewnie, że nie!

– O ty niedobra… :-) Więc mój szef jest twoim kolegą. Fajnie!

– Czemu?

– Bo w razie czego będziesz mnie bronić.

– Masz to jak w banku.

– Super. Dzięki – odpowiedział z emotikonem czerwonego jabłuszka.

– Sprytny jesteś.

– Tak? A skąd ta myśl?

– Wykorzystujesz mnie!

– Ja? Skądże…

– Wykorzystujesz, zanim jeszcze mnie zobaczyłeś! Niezły z ciebie żigolak.

– Dopiero mogę Cię wykorzystać.

– A jak? Chciałabym wiedzieć…

– Porozmawiamy, jak wydoroślejesz, Kwiatuszku :-)

– Mógłbyś mi przesłać swoje zdjęcie?

– Chcesz wiedzieć, jak wyglądam? – zapytał zdziwiony.

– Tak, chciałabym… W internecie go nie opublikuję, nie bój się! Prześlę Ci moje, jeśli chcesz. Zanim się spotkamy, będziemy już wiedzieć, jak wyglądamy.

– Skąd wiesz, że się ze sobą kiedyś spotkamy? – zapytał zirytowany jej pewnością siebie.

– To oczywiste. Przecież pracujemy w firmach, które współpracują ze sobą. Muszę powiedzieć Arkowi, że powinien nas poznać ze sobą, abyśmy wydajniej pracowali :-)

– Koniecznie. – Rozbawiła go tym pomysłem. – Nie jestem tylko pewien, czy mu się ten pomysł spodoba w odniesieniu do jego propozycji matrymonialnych.

– Coś wymyślę.

– Dobrze. Niech tak będzie. Ale dzisiaj nie mam zdjęcia. Mogę je mieć dopiero jutro.

– Poczekam – odparła.

Po czym niespodziewanie przesłała kolorowe zdjęcie, z trzema siedzącymi obok siebie przy drinkach dziewczynami. Jedna z nich pokazywała na palcach liczbę dziewięć.

– Tak szybko?

– Niezupełnie – odpowiedziała. – Ciągle nie wiesz, która z nich to ja, prawda?

Przyjrzał się fotografii bliżej i stwierdził, że jedna z dziewczyn, szatynka siedząca z lewej, zdecydowanie mu nie się podoba. Pomiędzy dziewczynami siedziała drobna blondyneczka z rozpuszczonymi włosami i to ona pokazywała dziewięć palców. Nie lubił blondynek. Właściwie nigdy nie podobał mu się ten typ i nigdy też z żadną z nich nie był związany. Poza dziewczyną, z którą się pierwszy raz w życiu całował. Ale było to bardzo dawno temu.

Najbardziej podobała mu się brunetka z czarnymi jak kruk, krótkimi włosami, z pięknym uśmiechem pełnych i soczystych warg.

– Prawda – odpowiedział po chwili, stukając palcami w klawiaturę.

– I co?

– Z czym?

– Z dziewczynami na zdjęciu, oczywiście.

– Oczywiście… :-) – odpowiedział. – Niektóre są fajne.

– Niektóre, powiadasz?

– Tak.

– A które?

– Hm… Trudne pytanie, nie wiem, co odpowiedzieć, Moja Droga.

Co za sformułowanie – pomyślała. Zżerała ją ciekawość. Postanowiła zapytać inaczej:

– Brunonku, powiedz: wolisz blondynki czy brunetki?

– Nie lubię blondynek – odparł zgodnie z prawdą bez chwili namysłu.

Wszedł szybko w ustawienia programu, do listy kontaktów. „Beatka (Mała) 22 Opole” – przeczytał – i dalej pseudonim wpisany przez szefa: „Blondi”. Niech to szlag! Czasem mógłbym się zastanowić – przeszło mu przez myśl.

Tego dnia szybko zakończyli rozmowę. Musieli przecież pracować. Było mu trochę głupio, że strzelił taką gafę. Pod koniec dnia jeszcze porozmawiali trochę. Opowiedział o tym, jaką skończył szkołę i jak będzie urządzał nowe mieszkanie. Przyznała, że nie idzie jej pisanie pracy magisterskiej. Obiecał jej pomóc. Przesłał kilka adresów stron, na których znalazła odpowiednie materiały.

Wychodząc, myślał o całym dniu. O Nieznajomej, która nie była już tak enigmatyczna jak wcześniej, bo wiedział, jak wygląda – myśli cisnęły się do jego głowy. Zastanawiał się, które zdjęcie przesłać.

Wracając z pracy, zadzwonił do chińskiego baru i zamówił ryż z kurczakiem oraz pieczarkami na wynos. Po kilkunastu minutach odebrał jedzenie i wrócił do domu. Usiadł wzdłuż parapetu, wziął plastikowy widelec i jadł, patrząc za okno. Widział korony lip przed domem, a w oddali park przy Odrze. Na horyzoncie unosił się dym z szerokich kominów elektrowni. Kim ona jest? – myślał.

Po posiłku wyjął z metalowego pudełeczka po cynamonie dwa woreczki foliowe. Skręcił papierosa z tytoniu wymieszanego z marihuaną. Usiadł znów na parapecie, otworzył okno i odkorkował butelkę bułgarskiego wina. Zbliżała się noc. Ptaki kończyły miłosne zawodzenie, a on siedział w pustym mieszkaniu i wsłuchiwał się w ich trele. Nie zauważył nawet, że na poddaszu zapadł zmrok. Patrzył na zachodzące purpurowym talerzem słońce. W ustach czuł słodkawy smak wina. Podniósł skręta do ust. W błysku zapalniczki ukazały się łzy sunące w dół policzków pod osłoną narkotyku, alkoholu i samotności.

Jeszcze jeden dzień w raju

Подняться наверх