Читать книгу Złowrogie niebo - Alex Kava - Страница 10

ROZDZIAŁ PIĄTY

Оглавление

Francine Russo westchnęła sfrustrowana. Być może Tyler właśnie wykrwawia się gdzieś na chodniku, a ten gliniarz traktuje ją bardziej jak zbrodniarza niż świadka.

– Jaki jest pani związek z domniemaną ofiarą?

Już mu to powiedziała, gdy tylko tu przyszła. Dyspozytorka z 911 poradziła, żeby zgłosiła sprawę, ale wtedy Frankie uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia, gdzie jest Tyler.

– Chce pani zgłosić napad, ale nie potrafi pani powiedzieć, gdzie do tego doszło?

Spokój, z jakim ją wypytywała, doprowadzał Frankie do jeszcze większej histerii.

W ciągu tych kilku ostatnich minut zdała sobie sprawę, jak mało wie o Tylerze. Wiedziała, w jakiej okolicy mieszka, ale nie znała dokładnego adresu. Nie potrafiła też powiedzieć dyspozytorce, gdzie mieszka przyjaciel Tylera, Deacon. Nie wiedziała nawet, czy K. to środkowy inicjał, początek nazwiska czy część przydomku.

W końcu dyspozytorka podała Frankie wskazówki, dokąd ma się udać, żeby zgłosić napad.

– Pracujemy razem w McGavin Holt – powiedziała Frankie policjantowi po raz kolejny.

– I nie łączy was nic więcej poza pracą? – Detektyw mówił monotonnym głosem, ale w tym momencie podejrzliwie uniósł brwi.

– Nic więcej.

– Nie chodzicie razem na drinka po pracy?

– Tyler nie pije alkoholu.

– No to na kawę.

– Nie pije też kawy.

– Ale rozmawiacie przez telefon.

– Tak.

– Prowadzicie nawet wideorozmowy. Poza pracą.

– Zawsze dotyczą pracy.

– O piątej nad ranem?

Frankie znów westchnęła i odchyliła się na metalowym składanym krześle. Więc to akurat usłyszał.

– Tak. – Nie zamierzała mu wyjaśniać, że czasami, kiedy razem pracują przy jakiejś kampanii, rozmawiają o różnych dziwacznych porach. Kochali swoją pracę i bardzo się angażowali. Ale jakie to teraz miało znaczenie? Dodała pośpiesznie: – Może pan sprawdzić, czy nic mu nie jest? Proszę.

– Przecież nie wie pani, gdzie doszło do tego zdarzenia.

– Nie wiem.

– Bo pani tam nie było.

– Byłam w swoim mieszkaniu.

– Proszę mi jeszcze raz powiedzieć, czemu sądzi pani, że został zaatakowany?

– Powiedział, że było tam dwóch mężczyzn. Wydawało mu się, że chyba zabłądzili, i wtedy opuścił rękę z telefonem. No wie pan, opuścił rękę wzdłuż ciała, tak? Słyszałam, jak z nimi rozmawiał.

– Co mówili?

– Nie słyszałam dokładnie, co powiedzieli do Tylera, ale w jego głosie pojawiła się nerwowość. Uniósł rękę, jakby się bronił, zasłaniał. Wtedy usłyszałam trzask.

– Trzask?

– Przypominał dźwięk gaźnika, ale ulica była pusta, żadnego auta.

– Co dalej?

– Zobaczyłam fragment twarzy Tylera i zdawało mi się, że upadł. Telefon też upadł. Widziałam, jak spada. Widziałam chodnik.

– Nie widziała pani tych mężczyzn?

– Fragment jednego z nich.

– Jak wyglądał?

– Miał ciemne oczy. Głównie je widziałam. I orli nos.

– Czarny, biały, stary, młody?

– Biały. – Frankie zamknęła oczy i usiłowała coś sobie przypomnieć. – Widziałam go pod dziwnym kątem. Jakbym patrzyła na niego z dołu.

Policjant pokiwał głową i nic nie mówiąc, czekał.

– Aha, miał bliznę. Na szyi. – Uniosła rękę do swojej szyi i pokazała to miejsce. – Jakieś pięć, może siedem centymetrów. Część była taka jakaś wypukła, skręcona jak sznur.

Na szczęście policjant to zanotował. Wszystko inne w jego notesie wyglądało na bazgroły i esy-floresy.

– Nie widziała pani żadnych znaków ulicznych? Nic znajomego w tle?

– Nie, niczego nie rozpoznałam. – Nie przyznała, że nie zwracała na to większej uwagi. Była wkurzona na Tylera, że dzwoni tak wcześnie. Nie wspomniała też, że kiedy zadzwonił, właśnie wyszła spod prysznica i była w samym ręczniku.

– Ten pani kolega, Tyler, nie powiedział, gdzie jest?

– Nie, powiedział tylko, że właśnie wyszedł od przyjaciela.

– Jak się nazywa ten przyjaciel? – Długopis detektywa zawisł nad notesem.

– Deacon, a raczej Deacon K., jak mówi o nim Tyler. Ale nie wiem, czy K. to inicjał drugiego imienia, czy pierwsza litera nazwiska.

Frankie zauważyła, że notując imię chłopaka, detektyw zerknął na zegarek. Był to leniwy gest, facet nie śpieszył się z robotą. A może po prostu jej nie wierzył?

Wyciągnął wizytówkę i na odwrotnej stronie naskrobał numer telefonu. Podał ją Frankie przez stół i powiedział:

– Gdyby pani sobie coś jeszcze przypomniała, proszę do mnie zadzwonić.

– To wszystko? – spytała. – Nie mógłby pan sprawdzić, czy ktoś nie zgłosił, że znalazł postrzelonego mężczyznę?

– Postrzelonego? Jesteśmy w Chicago. Prawdopodobnie w ciągu minionej doby zabito więcej niż jednego człowieka.

– To może trzeba sprawdzić szpitale albo jego mieszkanie?

– Sama pani powiedziała, że nie wie pani, gdzie mieszka.

– Nie wiem, ale… jest pan policjantem. Nie jest pan w stanie tego sprawdzić?

Spojrzał na nią sponad okularów, a ona zrozumiała, jak głupio zabrzmiały jej słowa. Nawet gdyby zadzwoniła do agencji reklamowej, nie podano by jej osobistych danych Tylera, w tym jego adresu. A ilu Tylerów Gatesów mieszkających w Chicago znalazłby Google?

– Jeśli pani sobie coś przypomni – detektyw wskazał na wizytówkę – niech pani do mnie zadzwoni.

Złowrogie niebo

Подняться наверх