Читать книгу Trylogia Czasu Żelaza - Angus Watson - Страница 11

Оглавление

4
Rozdział

Ragnall przesadził już wcześniej z alkoholem. Wszczął wówczas burdę, dostał solidne wciry, a kiedy następnego dnia obudził go potworny kac, był pewien, że ktoś dolał mu trucizny do cydru i że lada moment zejdzie z tego łez padołu, nie spełniwszy żadnej ze swych ambicji i zaprzepaściwszy wszystkie plany. Obiecał więc sobie, że nigdy więcej tak się nie spije, licząc na to, że kto raz się sparzył, ten już zawsze będzie dmuchał na zimne. Zwłaszcza jeśli chodzi o alkohol, dumał, jest to jedyne rozsądne podejście do tematu. Nie rozumiał więc, dlaczego tego wieczoru wszyscy wokół niego, łącznie z Drustanem, pili tyle piwa i cydru, że bawiły ich opowiadane na okrągło te same historie, i wzdychali dramatycznie, jakby oto ukazały im się w całej krasie wszystkie sekrety życia, choć przecież, prawdę mówiąc, ich wynurzenia miały się do filozofii jak pierdzenie do grania na rogu. Ragnall doszedł do wniosku, że zamiast wysłuchiwać kolejnej niedopamiętanej anegdotki z wątpliwą puentą lub udawać, że bierze sobie do serca następną perłę mądrości, woli położyć się gdzieś w ustronnym miejscu i popatrzeć w niebo.

Gdy tylko wydostał się poza obręb skleconych naprędce, ustawionych pod gołym niebem nieoheblowanych stołów, wziął go raptem pod rękę jakiś radośnie pijany facet.

– Ze mną się nie napijesz?

– Innym razem, mam tam dwa napoczęte piwa – skłamał.

– Ano, chyba że tak! A wiesz, że ja wiedziałem, że Lowa zostanie królową?

– No pewnie, ja też.

Ragnall próbował taktownie wyswobodzić się z uścisku, ale mężczyzna nie puszczał. Miał historyjkę do opowiedzenia i opowie ją, jak mu Danu miła. Ragnall zdecydował, że łatwiej będzie zostać i posłuchać, niż próbować tego uniknąć.

– A wiesz, kiedy już wiedziałem na pewno, że Lowa zostanie królową? – powtórzył mężczyzna.

– Nie, kiedy wiedziałeś na pewno, że Lowa zostanie królową? – zapytał Ragnall.

– W Boddingham – odrzekł tamten.

– Co? – zdumiał się Ragnall.

– W Boddingham, powiadam – powtórzył mężczyzna, kiwając energicznie głową, jakby chciał przebić niewidzialny mur. – Jak żeśmy je łupili. Wtedy już wiedziałem, że Lowa kiedyś zostanie królową.

Spokojna letnia noc i zwycięskie okrzyki biesiadników rozmyły się Ragnallowi przed oczami, gdy wrócił pamięcią do chwili powrotu do rodzinnego Boddingham. Swoich pozabijanych bliskich i przyjaciół. Zburzonej palisady. Zmasakrowanych braci z tkwiącymi w ciele strzałami... Otrząsnął się.

– Ależ Lowy nie było w Boddingham. Była wtedy na zwiadzie, sama mi powiedziała.

– Lowa? Na zwiadzie? Nie, nie, nie, koleżko, coś ci się pokiełbasiło. Lowa pierwsza pokonała palisadę, mknęła, jakby stopiła się w jedno z wierzchowcem, i szyła z łuku we wszystko, co się ruszało – facetów, babki, zwierzaki, wszystko. I wtedy powiedziałem sobie: ta to się nie zatrzyma, aż zostanie królową. Była jak bogini, powiadam ci. Nie uwierzyłbyś, ilu ludzi wtedy zabiła. Wtedy właśnie pomyślałem sobie, że ona kiedyś zostanie królową. Jakby stanowiła jedno z wierzchowcem, poważnie. I pierwsza za palisadą. – Mężczyzna nie przestawał kiwać głową.

– Ilu? – wykrztusił Ragnall.

– Co ilu?

– Ilu ludzi zabiła?

– Ale w Boddingham?

– Tak!

– A licho ją wie. Może pięćdziesięciu, może dziesięciu? Ale najpewniej troszkę więcej niż dziesięciu i troszkę mniej niż pięćdziesięciu. W każdym razie w cholerę. Może pięćdziesięciu? Może dziesięciu?

– Rozumiem. Muszę już iść.

– Aj tam, musisz. Napij się! Skoczę ci po piwo. Wyglądasz mi na takiego, co koniecznie musi się napić.

Ragnall zatrzymał się.

– No dobra, ale tylko jedno.

Wypatrzył miejsce na ławie i usiadł. Mężczyzna oddalił się chwiejnie. Po chwili Ragnall pojął, że najprawdopodobniej już nie wróci, więc wstał, żeby samemu udać się na poszukiwanie trunku.


Z dala od zgiełku uczty Lowa prowadziła przedłużającą się rozmowę z Dumnończykiem Bruxonem. Lowa była stroną pytającą, Bruxon odpowiadającą. Opowiedział jej o ojcu Samalura, Vidinie, tyranie takim jak Zadar albo i gorszym, który łupił Dumnonię celem wzbogacenia niewielkiej grupy swoich popleczników i zaskarbienia sobie względów Rzymian. Bruxon zawiązał spisek z kilkoma osobami i doprowadził do buntu oraz zabicia Vidina, którego zastąpił na tronie Dumnonii jego syn Samalur, wówczas jeszcze pilny uczeń z zadatkami na druida. Jak się później okazało, był to błąd. Samalur był o wiele bystrzejszy od swojego ojca, ale z chwilą objęcia tronu począł wykorzystywać lotność swego umysłu w jednym tylko celu – eliminacji wrogów lub tych, których za wrogów uznał. Głowy położyli nie tylko wszyscy druidzi, ale też trzech jego braci, obie siostry, matka, o ciotkach, wujach i kuzynach z kuzynkami nie wspominając. Każdego, kto stanowił potencjalne zagrożenie, ale i cieszył się wpływami, przekupywał w zależności od preferencji: złotem, ziemią lub niewolnikami. Bruxon i ci spośród spiskowców, którzy zachowali życie, łamali sobie głowy nad sposobem na obalenie władcy, gdy niespodziewanie z pomocą przyszła im Lowa. Dumnończyk przepraszał wylewnie za to, że doszło do bitwy, oferował w ramach rekompensaty jadło, broń i złoto, przysiągł solennie, iż Dumnonia przyłączy się do Maidun jako liczebniejszy, ale podporządkowany sprzymierzeniec oraz że wspólnie toczyć będą boje z Rzymianami i z każdym, kto ośmieli się im zagrozić. Poprosił również o zezwolenie Lowy na objęcie przez siebie tronu Dumnonii, który od zarania dziejów przechodził z ojca na syna, lecz skoro Samalur poczynił tak znaczne spustoszenie w swoim drzewie genealogicznym, daleki kuzyn z bocznej linii królewskiego rodu, to jest właśnie Bruxon, stanowił dość sensowną kandydaturę, a poza tym przemawiał za nim fakt, że nie był żądnym krwi tyranem, jak jego poprzednicy. Na zakończenie przyrzekł traktować poddanych dobrze i przygotować swoje wojska na inwazję Rzymian.

Lowa dała się przekonać. Rozważała potrzymanie Bruxona w niepewności, aby przedyskutować kwestię z Drustanem i Atlasem, ale po namyśle doszła do wniosku, że niektóre decyzje lepiej podejmować od razu. Nic tak nie świadczyło o władcy plemienia jak umiejętność podejmowania szybkich decyzji, a właśnie po to plemieniem rządził jeden władyka, by niektóre decyzje podejmowane były natychmiast. Odesłała więc Bruxona do Dumnonii wraz z armią, poleciwszy stawienie się w Maidun przed upływem czterech miesięcy z raportem o stanie armii i obiecanymi reperacjami.

Trylogia Czasu Żelaza

Подняться наверх