Читать книгу Fantastyka z plusem - Anna Kańtoch - Страница 6

Finnen

Оглавление

Zabraliśmy Chirę do dzielnicy zmarłych w dzień, który nastał po wyjątkowo śnieżnej nocy. Warstwa zmrożonego na wierzchu puchu sięgała Kairze do kolan; zapadaliśmy się w nią, brnąc przed siebie i potykając się od czasu do czasu. Czerwone słońce pośród czerwonych chmur wydawało się pozbawione konturów, jakby pękło i zalało nieboskłon przydymioną purpurą zmieszanej z żużlem krwi.

Było duszno, w powietrzu nie czuło się świeżości śniegu, tylko smak kurzu. Pamiętam, jak Kaira, która przecierała szlak, odwróciła się do mnie: pot błyszczący nad jej górną wargą, niepokój w oczach. Sądząc po niebie, można by pomyśleć, że nadchodzi koniec świata, powiedziała, na co ja odparłem, że my nie musimy patrzeć w górę, my wiemy.

Dźwigałem zawiniętą w płótno Chirę, jej głowa spoczywała na moim ramieniu wystarczająco wysoko, bym nie musiał spoglądać dziewczynce w twarz. Kiedy poprawiałem uchwyt, poczułem na szyi muśnięcie ust. Były zimniejsze niż lód, tak zimne, że miejsce, którego dotknęły, zdawały się pozbawiać resztek ciepła, pozostawiając płat martwej skóry.

Pewnych rzeczy się nie zapomina.

Mieliśmy na sobie nasze najlepsze ubrania, bo tak postanowiła Kaira, a z nią się nie dyskutowało. Dziewczęta włożyły spódnice, które teraz mokre, lepiły się do łydek. Spoceni, to rozpinaliśmy, to znów zapinaliśmy kurtki, gdy tylko zawiał wiatr. A przynajmniej inni tak robili, bo ja, niosąc Chirę, nie mogłem sobie pozwolić na podobny luksus. Sura skaleczyła dłoń o ostrą krawędź zmarzliny i oszołomiona, ssała ranę.

Dotarliśmy na plac Zegarów Wodnych, gdzie Kaira wybrała dom: kilkunastopiętrowy, z konstrukcją przedstawiającą zakochane gołąbki, które z dzióbka do dzióbka podawały sobie ziarna. Nie wiem, dlaczego spodobał jej się właśnie ten, nie pytałem. Podejrzewałbym specyficzne poczucie humoru, ale przecież to była Kaira.

Może nie znałem jej tak dobrze, jak mi się wydawało.

Zaniosłem Chirę na ostatnie piętro. Tym razem Kaira uzasadniła swój wybór. Powiedziała, że dziewczynka powinna być bliżej nieba.

Dziecko wyglądało bardzo krucho na łóżku w ośmiokątnej sypialni, której srebrne ściany zdawały się emanować morderczym chłodem lodowych bloków. W czasie marszu płótno rozwinęło się, poprawiłem je więc, zasłaniając wprasowany w ciało, zgnieciony półpancerz.

Chira wyskoczyła z okna i przez krótką chwilę unosiła się w powietrzu, trzepocząc bezużytecznymi skrzydłami. Potem runęła na bruk przed Archiwum. Aktorzy, którzy widzieli jej śmierć, a później zabrali zwłoki, próbowali zdjąć zwierzokształtną zbroję, jednak nie zdołalifragmenty napierśnika wbiły się tak głęboko, że rozerwały żebra i serce. Ograniczyli się więc tylko do odcięcia połamanych skrzydeł, by dziewczynkę łatwiej było nieść.

Pamiętam przekazywaną z rąk do rąk notkę, niezrozumiałe dla postronnych bazgroły na kawiarnianej serwetce, zatłuszczonej i lepiącej się do palców.

Pewnych rzeczy się nie zapomina.

Byliśmy zmęczeni, nagromadzone w czasie marszu ciepło ulatniało się z każdym oddechem, a my szybko zaczęliśmy dygotać. Wszyscy poza Kairą, która wyjęła z kieszeni plik kartek zapisanych drobnym, uczniowskim pismem i zaczęła czytać.

To były fragmenty nieużywanych już rytuałów pogrzebowych, urywki z Księgi Przejścia i Ballady o Umieraniu Hanardana Młodszego, kilka wersów z wiersza Łaskawa Dulali Rajsy oraz coś, co brzmiało jak kawałek sztuki, ale nie potrafiłem jej rozpoznać. Przedziwny miszmasz, puste, martwe słowa przywołujące coś, co od dawna nie istniało.

To nie miało prawa zadziałać, a jednak zadziałało, zdarzył się cud i tamtego mroźnego ranka przeszłość została na kwadrans wskrzeszona. Czułem ją, wszyscy ją czuliśmy, kilkanaście maleńkich, szczękających zębami ogniw łączących minione pokolenia z nadciągającym końcem świata, grupa ludzi, których życiua także śmierci, nie zapominajmy o niejna chwilę przywrócono sens.

Kaira potrafiła robić takie rzeczy.

Fantastyka z plusem

Подняться наверх