Читать книгу Fantastyka z plusem - Anna Kańtoch - Страница 9
3
ОглавлениеW mieście dało się zauważyć wyraźne poruszenie. Nad schodami krążyli skrzydlaci strażnicy, wszyscy zakuci w chimeryczne zbroje, z pałkami zatkniętymi za pasy i kuszami w opancerzonych dłoniach. Ludzie kulili się pod ich spojrzeniami i przemykali niemal przyklejeni do ścian budynków, lecz kiedy strażnicy mijali ich w szumie metalowych lotek, odwracali się i, bywało, grozili pięściami albo przynajmniej męłli w ustach przekleństwa.
— Jednak to zrobili — mruknął Finnen, bo od czasu słynnego napadu krążyły plotki, że Archiwum – specjalnym dekretem prezydenta – zostanie zmuszone do wydania straży wynalazków, które pomogłyby opanować sytuację w mieście.
— Najwyraźniej — szepnęła Kaira, by zaraz, zirytowana własnym lękiem, podnieść głos. — Jak sądzisz, długo to potrwa?
— Nie mam pojęcia.
Na placu Haków zebrał się rozprawiający w podnieceniu tłumek. Zauważywszy to, jeden ze strażników podleciał na szerokich, metalicznie lśniących skrzydłach, które rzucały na bruk cień pikującego orła. Dłoń znacząco zacisnął na rękojeści pałki i zabuczał „Proszę się rozejść”. Potem, wciąż unosząc się w powietrzu, poszukał nowej ofiary, hełm w kształcie lwiej głowy obracał się w prawo, w lewo, aż wreszcie spojrzenie oczu, widocznych w wąskim pasku przyłbicy, spoczęło na Kairze.
Mierzyli się wzrokiem, strażnik leniwie poruszający skrzydłami i dziewczyna z arogancko uniesionym podbródkiem. Finnen myślał już, że zostaną aresztowani – sama mina Kairy by wystarczyła, nie wspominając o tym, że dwoje dorosłych oraz grupa dzieciaków o zaciętych twarzach, wszyscy mokrzy po kolana, musieli wzbudzać podejrzenia.
Jednak strażnik odwrócił się i odleciał z ociąganiem, oglądając się jeszcze kilka razy za siebie.
— Co ty wyprawiasz? — szepnął Finnen. — Chcesz, żeby zwrócili na nas uwagę?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
— Nie mają prawa terroryzować miasta — powiedziała tak głośno, że kilkoro najbliżej stojących ludzi odwróciło się w jej stronę. — Spotykanie się na placach i dyskutowanie to nie zbrodnia.
Podeszła i energicznie zdarła z jednego ze słupów ogłoszeniowych plakat, w którego poprzek biegł napis: „Na czas nieokreślony zabrania się publicznych zgromadzeń większych niż 10 osób”.
Jedna z kobiet odwróciła wzrok, lecz pozostali patrzący nieśmiało pokiwali głowami.