Читать книгу Smart shopping. Kupuj świadomie! Żyj zdrowiej! - Anna Makowska - Страница 8

1 Dlaczego producenci nam to robią?

Оглавление

Cześć, nazywam się Ania i mieszkam w sklepie spożywczym

Ktoś mnie naprawdę kiedyś zapytał o to, czy – poza mieszkaniem w sklepie – coś jeszcze robię w życiu. Ale trochę tak to wygląda, jeśli co najmniej kilkanaście godzin tygodniowo spędzam w różnych sklepach spożywczych, i to o różnych porach dnia, a czasem nocy.

Czego nauczyłam się, „mieszkając w sklepie”?

Na przykład tego, że przepisy przepisami, a i tak ostatecznie decyduje czynnik ludzki. Tego, że wieszamy psy na producentach, kierownikach, wielkich koncernach, pestycydy trują, zaufanie do ekologicznej żywności takie sobie, a tak naprawdę czasami wystarczy, że pan Zenek spod Warszawy sypnie więcej niż trzeba, bo „mu się wydaje, że jak będzie więcej, to będzie lepiej”, albo pani Krysia nie posprząta zgodnie z procedurą, „bo jej się aktualnie nie chce”, i wszystkie wieloletnie badania, zalecenia producenta, szkolenia dotyczące preparatów itp. mogą się… wiesz co. Ot, czynnik ludzki. Dlatego wyznaję jedną podstawową zasadę.

Nie martwię się rzeczami, na które nie mam wpływu.

Zmieniam to, co mogę, na tyle, na ile mogę. Codziennie staram się robić coś lepiej, ale jeśli mi nie wyjdzie – nie leżę krzyżem na podłodze, zanosząc się szlochem. Chyba trochę szkoda mi na to czasu i energii.

No, ale dlaczego producenci nam to robią?

To nie do końca tak jak myślisz. Mało tego – wszystko, o co oskarżasz producentów, wynika z twojego widzimisię.

To my – konsumenci – jesteśmy największymi hipokrytami w tym temacie, nie producenci.

Nasz „nowy” styl życia czyni coraz bardziej niemożliwym spożywanie trzech świeżo przyrządzonych posiłków dziennie. Zatem coraz częściej jemy w lepszych lub gorszych knajpach, sieciówkach z fast foodem lub korzystamy z żywności głęboko przetworzonej, od której oczekujemy idealnego wyglądu, smaku i zapachu o każdej porze dnia i nocy.

Chcemy wszystko mieć jak najszybciej i jak najlepiej.

Od jogurtu oczekujemy, że nie będzie podlegał prawom fizyki, od sosu zrobionego z oliwy i wody, że nie będzie się rozwarstwiał, od szynki, że będzie non stop cudownie różowa, a chleb wiecznie świeży i chrupiący.

A jak nie, to pójdziemy do sklepu obok, bo tam przecież taki sprzedają.

Oczekujemy domowego smaku, tekstury i wyglądu, a także bezpieczeństwa spożywania. Połączenie „idealnego” i „prawie jak domowego” w żywności przetworzonej wydawałoby się niemożliwe, ale jednak funkcjonuje – wyłącznie dzięki użyciu… substancji dodatkowych.

Uzasadnieniem stosowania dodatków spożywczych jest określony charakter żywności oraz potrzeby technologiczne, a także cena. Oczywiście irytuje mnie, że niektóre firmy, zamiast zatrudnić człowieka do mieszania, który „stałby cały dzień i mieszał”, wolą użyć gotowca, ale niestety tak to wygląda.

Ponadto skażenie mikrobiologiczne jest często dużo bardziej niebezpieczne niż zastosowanie określonych dodatków spożywczych i trzeba mieć to na względzie, zanim zaczniemy protestować przeciwko „ciężkiej chemii”.

Stosowanie substancji, aby ukryć popełniane błędy technologiczne, maskować brak staranności w trakcie produkcji lub świadomie wprowadzać konsumenta błąd, jest natomiast niedopuszczalne i właśnie z tym walczę na wszystkich możliwych frontach.

Podczas oceny wpływu poszczególnych substancji na nasz organizm przydatne są wartości ADI (Acceptable Daily Intake), czyli dopuszczalne dzienne spożycie z uwzględnieniem kilku różnych czynników. Ze względu na ADI substancje dzielimy na te o limitowanym i nielimitowanym dopuszczalnym dziennym spożyciu.

W przypadku tych o limitowanym spożyciu – im mniejsze ADI, tym gorzej, bo to oznacza, że możemy zjeść takiej substancji mniej.

Przykładowo azoTAN sodu ma ADI = 3,7, natomiast azoTYN – ADI = 0,7. Czyli obecne powszechnie azotany są nieco bezpieczniejsze w spożyciu niż dodawane do mięs azotyny.

Ale przecież ma naklejkę „najwyższa jakość”…

Wedle podręczników mamy kilka parametrów charakteryzujących to określenie, np. jakość sensoryczną, bezpieczeństwo, wartość odżywczą, wartości prozdrowotne, dyspozycyjność. Na każdy z tych parametrów wpływa wiele czynników, np. na wartość odżywczą –strawność, wartość energetyczna i zawartość składników odżywczych oraz składników niepożądanych.

Zatem nalepka „najwyższa jakość” na opakowaniu może mieć związek z tym, że nie musisz stać przy garach albo że produkt zawiera odpowiednie proporcje węglowodanów, tłuszczu i białka. To, czy jest zdrowy, czy nie – to już oddzielna historia i warto o tym pamiętać, bo business is business, a firmy produkujące jedzenie to nie organizacje charytatywne.

Producenci, hodowcy, rolnicy i projektowanie składu to jedno, a co się dzieje z towarem dalej, to kolejna ciekawa historia. Jeśli masz zaprzyjaźnionych pracowników w jakimś sklepie, zapytaj, czy jest ktoś, kto decyduje o ułożeniu towarów na półkach w określonych miejscach (np. bliżej lub dalej od wejścia, kas itp.), czy jakiekolwiek produkty lub surowce zepsute, uszkodzone, spleśniałe są „obrabiane” i wracają w jakiejkolwiek postaci do konsumenta (np. odkrawanie spleśniałego kawałka i dalsza sprzedaż), czy surowce lub produkty są przechowywane we właściwy – odpowiedni dla danego towaru – sposób (np. jeśli jest zalecenie trzymania w lodówce, czy faktycznie są cały czas w lodówce)?

Właśnie tak – zasady zasadami, procedury procedurami, a trzeba liczyć się z tym, że w życiu bywa różnie, dlatego jeszcze raz podkreślę. Nie martw się rzeczami, na które nie masz wpływu. Zmień to, co możesz, na tyle, na ile możesz. Proste, prawda? •


Smart shopping. Kupuj świadomie! Żyj zdrowiej!

Подняться наверх