Читать книгу Krokodyl w doniczce - Anna Szczęsna - Страница 5

~ 2 ~

Оглавление

Ta stara jędza wróciła – wyszeptał do siebie i odkleił się od judasza. Zrobił to bezszelestnie. Miał wprawę. Szukając natchnienia, wielokrotnie podglądał, kogo tylko mógł. Facebook i inne media społecznościowe mu nie wystarczały. Tam widoczna była jedynie kreacja, a on karmił swoje natchnienie drobnymi grzeszkami, sekretami, obrzydliwościami, które każdy ma na sumieniu, ale o których nikt nie mówi. Trupy w szafie, problemy zamiatane pod dywan – to interesowało i napędzało Pawła Płaskiego.

Był pisarzem, autorem jednego bestsellera i wielu miernych powieści. Całe życie próbował powtórzyć sukces debiutu, ale do tej pory mu się nie udało. Owszem, był w stanie utrzymać się z pisania, ale tak jakby z rozpędu. Wydawał średnio dwie książki w roku, które przechodziły bez echa. Garstka wiernych czytelników sprawiała, że wydawca wciąż patrzył na niego łaskawym okiem, ale na tym się kończyło. Jego książki jakimś cudem nie mogły trafić na półkę z bestsellerami. Może dwa, trzy razy było jakieś zamieszanie, ale wyłącznie dlatego, że książka wyszła z błędami, czego wstydził się do tej pory. Z jednej strony, bo z drugiej zastanawiał się czasem, czy nie będzie bardziej opłacalne wypuszczenie jakiegoś bubla celowo. Ot, taka prowokacja, bo blogerzy uwielbiają się pastwić, gdy znajdą coś, co stanie się ich pożywką. Byłby przynajmniej szum. I to za darmo.

Niestety, o porządnej promocji Paweł mógł tylko marzyć. Wydawca załatwiał redakcję, okładkę i dbał o to, by książka znalazła się w największej sieci księgarń, potem zapominał o istnieniu swojego wiernego, ale miernego autora. Jak można się spodziewać, nie wpływało to dobrze na samoocenę Pawła. Miał czterdzieści dziewięć lat, jeden sukces za młodu i sporo niepowodzeń w późniejszych latach. Po cichu mówił o sobie: porażka. Wszystko było w nim przeciętne: jego wygląd, charakter, styl życia. No, może oprócz dziwactw. Uwielbiał spędzać czas przy judaszu, podglądając wyjścia i powroty swojej sąsiadki, której nie znosił. Resztę wolnego czasu poświęcał na podglądanie otoczenia z okna. Gdy było cieplej, szedł na plażę, co umożliwiało mu mieszkanie w dzielnicy Przymorze. Kwadrans i już był na molo. To była jedyna dobra rzecz w jego nudnej i jałowej egzystencji – miejsce, w którym mieszkał. Dzięki temu mógł się oddawać swoim grzesznym praktykom, podglądaniu ludzi, którzy nie byli tego świadomi. Z racji swojej prezencji wydawał się niewidzialny. Odczuwał to boleśnie, gdy jechał na targi książki i jego stanowisko było w jakiś magiczny sposób omijane, podobnie było na sporadycznych spotkaniach autorskich. Zdarzało się, że jego pojawienie się przed kilkoma, często przypadkowymi osobami, niemal siłą ściągniętymi przez zdesperowane bibliotekarki, nie potrafiło ich uciszyć. Zagadani czytelnicy nie zwracali uwagi, że autor jest już gotowy. Wtedy bezradnie rozglądał się po sali, szukając pomocy. Oczywiście osoby odpowiedzialne za spotkanie wkraczały do akcji i reszta spotkania mogła przebiec według znanego, od lat niezmiennego scenariusza. Jeśli padały pytania, to tylko o ten przeklęty debiut sprzed niemal dwóch dekad. Prawie nikt nie nawiązywał do jego nowych książek. Czasami wydawało mu się, że zaszła jakaś pomyłka, że kosmos albo Bóg popełnił błąd: „Ups, to nie miało się przydarzyć tobie”. Ale się stało. Napisał tekst, który w niczym nie przypominał tego, co tworzył teraz. Jakby musnął go palec geniuszu, jakby ktoś użyczył mu talentu, Paweł napisał powieść obsypaną nagrodami, tłumaczoną na wiele języków, od której do teraz odcinał kupony. Owszem, wszedł na rynek wydawniczy z przytupem, a za pieniądze ze sprzedaży i nagród mógł sobie kupić niewielkie mieszkanko nad samym morzem. Przez chwilę nawet w siebie wierzył. Pozwolił, by woda sodowa uderzyła mu do głowy, i ujrzał świat u swych stóp. Były wywiady w telewizji, a do jego drzwi pukali dziennikarze. W jednym z ważniejszych magazynów literackich w kraju pojawił się wielostronicowy artykuł na jego temat, a potem wszystko przycichło, jego miejsce zostało zajęte przez kolejne młode talenty, a on musiał się usunąć w cień. Wydawca chyba wciąż miał nadzieję, że coś drgnie, że Płaski zaskoczy wszystkich, i nie rezygnował z wydawania następnych powieści napisanych przez przebrzmiałego autora, który dawno temu olśnił wszystkich, by potem utonąć w odmętach przeciętności. A może to czytelnicy się zmienili i czekali na coś zupełnie innego?

Kiedyś, podczas podróży na jedno z nielicznych spotkań autorskich, utknął na dworcu. Znudzony czekaniem na spóźniony pociąg zajrzał do księgarni i skierował się do półki z bestsellerami. Wybrał trzy na chybił trafił. Kilka godzin później, jadąc w niemal pustym przedziale, czytał i płakał. Nie był w stanie powstrzymać łez nad upadkiem literatury. Prostactwo i miałkość wyciekała z każdego zdania i nijak się miała do szumnych zachęt na okładce podpisanych nazwiskami znanych krytyków, co bardzo zdziwiło Pawła. Po lekturze doznał dziwnego uczucia, jakby kaca, by po chwili przygniotła go gorzka refleksja, że nigdy nie będzie w stanie napisać czegoś takiego. To by było upokarzające, ale skoro tego chcą ludzie, to znaczy, że dla niego nie ma już tu miejsca. Nim jednak wrócił do domu, otrzeźwiał. Będzie dalej robił swoje, postanowił. Póki wydawca chce go wydawać i póki chce go czytać chociaż jedna osoba, będzie trwał na posterunku, udręczony, zgorzkniały i rozczarowany sobą, tylko dlatego, że tak naprawdę nic innego nie potrafił robić.

Tym razem pod jego oknem nie działo się nic ciekawego. Gołe drzewa, sine niebo, pozbawiony blasku śnieg. Paweł zamieszał wystygłą kawę, narzucił na siebie sweter i szurając przydeptanymi kapciami, ruszył do pokoju szumnie nazywanego gabinetem. Żadna myśl warta uwagi nie nawiedziła jego umysłu. Skąd miał czerpać natchnienie, gdy jego świat skurczył się do przestrzeni ograniczonej tymi przybrudzonymi ścianami? Nikt go nie odwiedzał, z nikim się nie spotykał, z rodziną był skłócony. Wstyd się przyznać, ale wieki temu uznał, że nie są godni jego towarzystwa, w związku z czym mieli go za nadętego bufona, unieśli się dumą i zerwali kontakt. Oczywiście po efektownej, choć bezsensownej awanturze. Musiał przyznać, że mieli rację, ale głupi upór nie pozwalał mu uporządkować tej sprawy. Dlatego teraz spędzał kolejne dni samotnie, pisząc coraz gorzej i coraz mniej wierząc w to, że jego życie ma sens.

Przygnębiony poczuciem, że marnuje czas, otworzył szufladę biurka. Na widok jej zawartości zgarbił się. Przez chwilę trwał tak, zadumany, aż usłyszał rumor dobiegający z klatki schodowej.

– Pewnie ta stara wiedźma się wreszcie wypierdzieliła – szepnął do siebie z mściwą satysfakcją i ruszył tak szybko, że pogubił kapcie. Stanął przed drzwiami i próbował opanować sapanie. Jego kondycja wołała o pomstę do nieba. Siedzący tryb życia, niezdrowe jedzenie i ogólne zniechęcenie przełożyły się na problemy zdrowotne, które konsekwentnie ignorował. Dźwięki dochodzące zza drzwi nie cichły. W końcu drżącym palcem odsłonił judasza i przyłożył oko.

– No proszę, mamy nową sąsiadkę. – Zaskoczony zauważył młodą, zgrabną dziewczynę walczącą z wściekle czerwonym fotelem, który za nic nie dawał się wcisnąć w drzwi sąsiedniego mieszkania.

– Pani nie szarpie, ja to zrobię. – Koło dziewczyny pojawił się osiłek, który od razu wzbudził niechęć Pawła. Uniósł mebel i zgrabnie go wsunął bokiem w drzwi.

Zamieszanie na klatce trwało jeszcze dobrych kilka kwadransów, które Paweł spędził przytulony całym ciałem do drzwi. Starał się nie uronić niczego z tego, co się rozgrywało na wąskim korytarzu. Zaschło mu w ustach, rozbolał go kręgosłup, dłonie się spociły, a on tak trwał i notował w myślach swoje spostrzeżenia. To drobne wydarzenie przyśpieszyło bicie jego serca i krążenie krwi. Miał wreszcie coś, czym mógł karmić swoją wyobraźnię. Gdy w końcu na klatce zapadła cisza, Paweł pognał do biurka, z trzaskiem zamknął szufladę i otworzył nowy dokument edytora tekstu. Nie miało znaczenia, że to, co zaczął notować, było zaledwie impresją bez ładu i składu, ważne, że te szarpane zdania mogły się stać kompostem, na którym wyrośnie całkiem zgrabna historia.

Krokodyl w doniczce

Подняться наверх