Читать книгу Krokodyl w doniczce - Anna Szczęsna - Страница 6
~ 3 ~
ОглавлениеNareszcie na swoim. Trzydzieści siedem metrów kwadratowych, duże okna. Białe ściany i nowe panele na podłodze, ale zapach świadczący o tym, że dawno tu nikt nie mieszkał.
Kaja Kwiatkowska patrzyła na przypadkowe meble i stertę pudeł z całym jej dobytkiem. Nie było tego wiele. Kanapa, która przez ostatnie kilka lat pełniła funkcję łóżka, wysłużony fotel odziedziczony po babci, komoda kupiona przez internet, stolik ogrodowy i dwa krzesła. Ale najważniejsza rzecz leżała tuż obok. Niewielkie pudełko skrywające jej najlepszego przyjaciela. Delikatnie odłożyła je na stół. Jeszcze nie wypakowywała. Postanowiła że najpierw stworzy mu dogodne warunki. Po pierwsze, nie bacząc, że może porysować podłogę, przeciągnęła kanapę do kąta, który miał pełnić funkcję sypialni, potem skorzystała z szafy w przedpokoju, której poprzedni właściciel na szczęście nie zdemontował. Było to idealne rozwiązanie. Niezliczona liczba półek mieszczących się na całej ścianie dawała możliwości porozkładania ubrań, butów i kilku sprzętów, jakie miała, dzięki czemu nie zagraci niewielkiej przestrzeni mieszkania.
Miała dużo planów związanych z tym miejscem, ale była mocno ograniczona przez swój budżet. Nie zamierzała jednak się zamartwiać. Nie teraz, kiedy wreszcie mogła nacieszyć się swoim pierwszym własnym mieszkaniem. Koniec tułaczki po wynajmowanych pokojach, mycia się we wspólnej wannie. Teraz jak sobie pościeli, tak się wyśpi – i to dosłownie. Żadnych obcych zapachów, nieporządku, zawirowań, niezapowiedzianych gości. Zamknie drzwi i nie ma jej dla nikogo albo wręcz przeciwnie, zaprosi, kogo będzie chciała. Bajka! Nie sądziła, że jest w stanie tak się cieszyć. Jak dziecko, szczerze i niemal organicznie. Chciała skakać, tańczyć, ale jakiś wewnętrzny przymus ją hamował. Lata praktyki, odgrywania ról, spełniania oczekiwań innych odcisnęły swoje piętno na jej zachowaniu. Mimo to w końcu podjęła decyzję – czas pomyśleć o sobie. Kupno mieszkania, z dala od domu rodzinnego, miało być początkiem tego długiego i bolesnego procesu. Odsunęła się, chociaż właściwie to uciekła. Rodzina, znajomi, wszyscy zostali w Krakowie, ona zaś postanowiła zmienić pracę i zamieszkała w Gdańsku. Wydawało się jej, że tutaj nie będą mieli nad nią kontroli, ale to nie była prawda. Wciąż odnosiła wrażenie, że ktoś zaraz pogrozi jej palcem. Ściany miały uszy. Gdy dzwonił telefon, spodziewała się, że dostanie reprymendę od kogoś z rodziny tylko dlatego, że podjęła taką, a nie inną decyzję i z nikim jej nie konsultowała. W każdej wolnej chwili powtarzała sobie w duchu, że nic nikomu do tego i że nie odpowiada za to, co myślą inni.
Pewnego dnia zakomunikowała, że się wyprowadza. Najpierw nikt jej nie uwierzył. Potem zaczęły się protesty. Miała dwadzieścia osiem lat, cztery lata doświadczenia zawodowego, za sobą studia na kierunku administracja i pięć lat w akademiku, i choć definitywnie wyprowadziła się z domu, nadal traktowano ją jak małą dziewczynkę. Nim zdążyła cokolwiek wytłumaczyć, wydano wyrok. Nie poradzi sobie! Wróci z podkulonym ogonem. Ale zamiast tego po pół roku w Gdańsku kupiła sobie maleńkie mieszkanie. Fanatyczna wręcz oszczędność i pracowitość zaowocowały. Nie pamiętała, kiedy ostatnio była w kinie, nie miała samochodu, nosiła ubrania z odzysku, nie jadała na mieście, za to brała wszystkie możliwe zlecenia, jakie tylko znalazła. Oprócz pracy biurowej na etacie opiekowała się dziećmi, osobami starszymi, wyprowadzała psy, pomagała przy inwentaryzacjach, a zdarzało się, z czego absolutnie nie była dumna, że pisała prace zaliczeniowe, magisterskie i licencjackie za pieniądze. To były zaledwie epizody, ale i tak męczyły ją wyrzuty sumienia, które jednak blakły w obliczu celu, który udało się jej osiągnąć. To już nie było istotne. Była niezależna. Sama podejmowała decyzje, wyrwała się spod kurateli troskliwych rodziców, którzy meblowali jej życie według własnego widzimisię. Tutaj, nad morzem, po raz pierwszy oddychała pełną piersią. I nie miało to nic wspólnego z jakością powietrza.
Gdy z grubsza się urządziła i rozpakowała, zdała sobie sprawę, że czegoś jej brakuje. Nie miała na myśli firanek ani sprzętów, które są w każdym domu. Brakowało jej roślin. Czegoś zielonego w tym monochromatycznym i jeszcze zimnym miejscu. Tylko czerwony fotel kwitł pod oknem niczym mak.
– Wszystko w swoim czasie – powiedziała do siebie i włączyła czajnik elektryczny. Dwa kubki, miskę i kilka talerzy umieściła w szafkach kuchennych, które już tu były. Niezbyt się jej podobały, ale spełniały swoją funkcję. Łazienka, kuchnia i przedpokój były wyposażone we wszystko, co niezbędne. W kuchni stała nawet pralka, wyglądająca jak z ubiegłego wieku, ale zapewniono ją, że działa. Były tu również lodówka i kuchenka gazowa. W pokoju ustawiła meble, z którymi się wprowadziła. I już było bardziej domowo. Tymczasowość widoczna na pierwszy rzut oka miała niebawem zniknąć.
Kaja obawiała się, jak poradzi sobie z kredytem, ale nie zamierzała zwalniać, jeśli chodzi o pracę. A potem, gdy już okrzepnie na nowym, będzie mogła remontować i urządzać mieszkanie zgodnie ze swoim gustem. Spokojnie, ma na to wiele, wiele lat, o ile nie całe życie. Ten metraż był wystarczający, a nic nie wskazywało na to, by w jej życiu pojawił się ktoś jeszcze i zajął dodatkową przestrzeń. Taki stan rzeczy bardzo jej odpowiadał. Samotność była kojącą okolicznością, za którą Kaja czuła wdzięczność. Bliskość rodziny czasami ją przytłaczała, i gdy się wreszcie wyprowadziła, odetchnęła.
Raz jeszcze przeszła się po mieszkaniu. Panował porządek. Uznała, że pora na nagrodę. Krótki spacer po plaży, a potem zakupy i wieczór pełen lenistwa, na które zasłużyła.
Ubrała się ciepło i wyszła z mieszkania, przekręciła dwukrotnie klucz w zamku i naciśnięciem na klamkę upewniła się, że je zamknęła. Gdy pęk kluczy próbowała wcisnąć do niewielkiej torebki, dziwne uczucie połaskotało ją po plecach. Rozejrzała się zdezorientowana, ale na klatce schodowej była sama, a z sąsiednich mieszkań nie dochodził nawet najmniejszy szelest. Mimo to wydawało się jej, że jest obserwowana. Wzdrygnęła się i zbiegła po schodach.
Gdy na dworze poczuła na policzkach powiew mroźnego powietrza, szybko zapomniała o tym niepokojącym uczuciu.