Читать книгу Skazany na Wimbledon - Artur Rolak - Страница 5

Rozdział I
Mecze z głowy i serca

Оглавление

Nie zawsze jeździłem na cały turniej. Pierwszy raz wpadłem na Wimbledon mniej więcej w połowie, a kilka razy musiałem wyjechać jeszcze przed finałami. Łatwo policzyć: każdy turniej to 127 meczów singla dam i dżentelmenów (taka tam obowiązuje terminologia, chociaż brytyjska etykieta jest odmienna od polskiej i na pierwszym miejscu stawiani są Gentlemen, dopiero po nich Ladies, a Boys zawsze idą przed Girls). Jeśli dodamy deble, miksty, juniorów i dawne gwiazdy (na przykład Wojciecha Fibaka, który taki turniej wygrał) i pomnożymy te wszystkie mecze przez 27 lat, to – nie chce wyjść inaczej – miałem do wyboru kilkanaście tysięcy spotkań.

Szczerze? Co roku oglądam średnio 20, może 30, więc raczej jeszcze mieszczę się w tysiącu. Niektóre wspominamy sobie w biurze prasowym, kiedy gapimy się w monitory i gadamy o pierdołach, bo nuda taka, że aż nie chce się iść na korty. Są takie lata, z których bez zerknięcia do archiwum w laptopie nie możemy przypomnieć sobie chociaż jednego meczu będącego z jakiegoś powodu niezwykłym i godnym wspominania dłużej niż do końca danego turnieju. Nawet subiektywnie. Wiele finałów to też już tylko dwa, czasem cztery nazwiska i wynik. Bywały jednak lata (i mecze) wyjątkowe, takie, o których pamięta się bez żadnej pomocy.

Wygrzebałem z pamięci 25 meczów. Inny ranking podpowiadała głowa, inny serce, zatem kolejność niech będzie chronologiczna.

Skazany na Wimbledon

Подняться наверх