Читать книгу Skazany na Wimbledon - Artur Rolak - Страница 7
2. Finał singla kobiet, 1994
ОглавлениеConchita Martínez – Martina Navrátilová 6:4, 3:6, 6:3
Kilka lat wcześniej Conchita Martínez, zapytana o pierwsze wrażenia z gry na trawie, nie bawiła się w kurtuazję i w imieniu większości swoich rodaków wypaliła: „Trawa jest dobra, ale dla krów!”.
W latach 90. XX wieku tenisiści hiszpańscy i argentyńscy zapadali w czerwcu na jakieś epidemie – wszyscy chorowali albo zbiorowo ulegali kontuzjom. Wymyślali najgłupsze wymówki, byle tylko nie przyjeżdżać na Wimbledon. Ich styl gry nijak nie pasował do trawy, nie chcieli zatem tracić czasu, aby odpaść w pierwszej rundzie. Andre Agassi miał wcześniej więcej odwagi i nie chował się za pretekstami. Nie chciał grać ubrany cały na biało, więc nie grał. Gdy zmienił zdanie, wygrał. Tak się zresztą złożyło, że wygrał pierwszy z „moich” Wimbledonów.
Wróćmy jednak do Martínez. Ona akurat zdania nie zmieniła, trawy nie polubiła, ale przynajmniej przestała wspominać o krowach i pastwiskach. Z klubowym nakazem gry w białych strojach też nie od razu się pogodziła. Przed meczem jednej z wcześniejszych rund została odesłana z kortu do szatni. Buty białe, bluzka biała, spódniczka jak śnieg, majtki… majtki były czarne.
Następnego dnia jedna z londyńskich bulwarówek zamieściła rysunek, który muszę opisać, bo rysować nie potrafię. Przez otwarte drzwi widać staruszka-sędziego, który z bliska ogląda majtki na wdzięcznie wypiętej pupie tenisistki. Przed wejściem do pokoju inny arbiter tłumaczy koledze, że ta scenka trwa już chyba pół godziny, a starszy pan ciągle jeszcze nie może podjąć decyzji, czy strój zawodniczki jest wystarczająco „predominantly white”. Tę formułę do regulaminu turnieju wpisano w 1963 roku.
The Championships 1994 miała wygrać Martina, a wygrała Martínez. Dla Navrátilovej byłby to 10. tytuł mistrzowski w singlu, a 19. w ogóle (tytuły numer 19 i 20 zdobyła w grze mieszanej w 1995 i 2003 roku). Mimo prawie 38 lat grała wtedy naprawdę dobrze. To był jej 22. Wimbledon, niektórym dziennikarzom wydawało się, że ostatni, więc powoli zbierało im się na pytania podsumowujące karierę jednej z najlepszych (wielu uważa nawet, że najlepszej) tenisistek wszech czasów.
– Martina, co ci się nie podoba na Wimbledonie?
– Wszystko mi się podoba.
– Czy coś byś jednak zmieniła?
– Tak. Nie mogę zrozumieć, dlaczego od tylu lat przed każdym meczem dostaję różowe ręczniki. Te zielono-purpurowe są znacznie ładniejsze.
Trzeba wyjaśnić, że te brzydsze (zdaniem Navrátilovej) organizatorzy wydają tenisistkom, a te ładniejsze – tenisistom. Następnego dnia na Martinę czekały na korcie zielono-purpurowe.
Śmiechy skończyły się w finale. Martínez wygrała, a Martina siłą woli robiła wszystko, aby na środku trawnika podczas ceremonii wręczania trofeów nie rozpłakać się jak rok wcześniej Jana Novotná. Gdy do odebrania nagrody została wywołana Hiszpanka, owacje na cześć Amerykanki umilkły jak na sygnał dyrygenta. Ktoś nawet nieśmiało zagwizdał. Dopiero po chwili znów rozbrzmiały oklaski, ale już nie tak serdeczne jak dla pokonanej, która w końcu nie wytrzymała i jednak musiała otrzeć łzy, chociaż nie o ramię księżnej Kentu.