Читать книгу Gwiazda z pierwszego piętra - Barbara Kosmowska - Страница 5

Jakby ktoś pomylił pudełka…

Оглавление

‒ Znowu siedzisz w tym oknie… Czy ty w ogóle zauważyłeś, że się przeprowadziliśmy?

Zbył pretensje mamy milczeniem. Jak można w ogóle o to pytać, czy zauważył?… Zabrali mu wszystko! Ogród, park, kumpli z klasy. A co najważniejsze ‒ jego własny kawałek nieba. Plażę nad jeziorem, z której najlepiej było widać zaćmienie księżyca. Już nie wspominając o obserwatorium na strychu. Dziadek wyposażył je we wszystko, co potrzebne astronomowi. Lunetkę wprawdzie dostał od taty, ale Atlas gwiazd, kubek z rysunkami planet i podręczną lornetkę zawdzięczał dziadkowi. I jeszcze gruby zeszyt, taki w sam raz na poważne notatki z księżycowych obserwacji. Wziął te wszystkie skarby ze sobą, do nowego domu, ale tu wciąż nie pasowały. Jakby nie było dla nich miejsca. Sto razy bardziej wolał dawny strych niż ten śliczny, jak mawia mama, pokój. W dodatku z widokiem na osiedle.

Usłyszał za plecami jej głośne westchnienie. Nie znosił, gdy była smutna. Ale nie ona jedna! Pomyślał o sobie i uśmiechnął się gorzko, dalej z uporem tkwiąc w oknie.

‒ Chodź tu do mnie ‒ poprosiła. ‒ No, Mikuś… nie bądź taki ważniak!… ‒ mruknęła pieszczotliwie.

Kiedyś go to nawet rozczulało. Ale „kiedyś” już dawno nie istnieje. Jest niedostępne jak księżyc w pochmurną noc, gdy chcesz go zobaczyć gołym okiem.

‒ Bardzo cię proszę ‒ powtórzyła już poważniej.

Zrozumiał, że tym razem nie uniknie wiecznie odkładanej rozmowy. Wyczuł to w mamy głosie. Serdecznym, ale też stanowczym.

Jak ma jej powiedzieć, że nie jest już małym Mikusiem? Mikuś został w drewnianym domu dziadka na przedmieściach. I na nic te matczyne tłumaczenia, że zaczynają nowe życie, prośby, żeby Mikołaj choć trochę się postarał ucieszyć.

Chciałby się postarać, sprawić mamie radość, ucieszyć jak jakiś głupi. Ale z czego? Z pokoju w obcym domu? Przecież go nie pragnął. Z miasta, którego nie znał? Z nowej szkoły pełnej nieznajomych?

Przyjazd w to koszmarne miejsce to nie jego pomysł. Gdyby mógł zostać z dziadkiem w Mirowie… Tak byłoby lepiej i dla niego, i dla mamy. Również dla Tomasza, próbującego zastąpić mu ojca. Do Tomasza Mikołaj nic nie ma. Jest w porządku. Ale ojciec to nie jakiś piłkarz… Nie zastąpi go nawet cała ławka rezerwowych… Im bardziej Tomasz się stara, tym trudniej Mikołajowi to wszystko znieść. Jeszcze bardziej milczy, choć bardziej już nie można…

‒ Mikusiu?…

Spojrzał wreszcie na mamę, nie wypuszczając lornetki z rąk. Jakby była tarczą przed słowami, które za chwilę zaczną krążyć po pokoju niczym wieczorne ćmy.

‒ Przecież wiesz, że musieliśmy… W Mirowie nic już po nas…

Aż się żachnął. Tylko tam był u siebie…

‒ Będę pracowała w prawdziwym wydawnictwie… Zawsze o tym marzyłam! Daj nam szansę…

Nam? ‒ zaśmiał się w duchu. Nikt go o nic nie pytał… Mama sama decydowała o wszystkim…

‒ Gdybyś się bardziej postarał!

Tak się składa, że już bardziej postarać się nie może…

– Zacznijmy od nowa! Od początku…

Łatwo mamie mówić… od początku… Mama być może powinna zacząć swe życie od początku, ale przecież nie on!

‒ Obojgu nam trudno, ale poradzimy sobie, zobaczysz!

Słowa mamy mogły być równie dobrze kierowane do nocnej lampki. Albo nieba, albo kupki ciuchów, których nie zdążył schować, zanim weszła. Kiedyś bardzo by się gniewała, ale nie dziś. Stała się trochę inną mamą. Odmłodniała, zaczęła się wreszcie uśmiechać. Szkoda, że to dzięki Tomaszowi, bo Mikołaj, gdy próbował walczyć o mamy uśmiech, dostawał tylko nędzne okruchy. Coś jak mały rogalik wycięty z wielkiego księżyca…

‒ Słyszysz mnie, Mikuś? Wszystko się nam ułoży, obiecuję.

Chciałby jej uwierzyć, a nawet podejść i jakoś ją pocieszyć. Przytulić czy coś w tym rodzaju. Jednak nie zrobił nawet kroku w jej stronę.

Samo się nie ułoży ‒ pomyślał. ‒ Wprawdzie mama bardzo chce być szczęśliwa, ale to ich nowe życie przypomina rozsypane puzzle. Chcesz, aby powstał z nich upragniony obrazek, a tu nic do niczego nie pasuje… Albo brakuje kawałka, albo trafia się nagle element z całkiem innej układanki. Pomieszanie z poplątaniem. Jakby ktoś pomylił pudełka…

Mikołaj jest bardzo cierpliwy, ale nie potrafi tych rozsypanych części złożyć w całość. Tylko jak to wytłumaczyć mamie, żeby nie spłoszyć jej radości? Ostatnio wygląda ślicznie. Jak dawna mama sprzed rozwodu. Nawet nie potrzebował lornetki, żeby dostrzec jej szczęście.

‒ Jasne… Ułoży się ‒ powiedział po dłuższej chwili. Miało zabrzmieć radośnie, pogodnie. Chyba coś jednak poszło nie tak, bo gdy spojrzał na mamę, nie było już ani śladu po jej pełni szczęścia.

Gwiazda z pierwszego piętra

Подняться наверх