Читать книгу Gwiazda z pierwszego piętra - Barbara Kosmowska - Страница 6
Ławka dla leniucha z widokiem na jaskółkę
ОглавлениеZ ostatniej ławki Helenka widzi wszystkich. Siedzi na końcu, z Kornelką, bo są najwyższe. Kiedyś trochę ją złościło, że patrzy głównie na plecy koleżanek i kolegów. Fajniej jest myśleć o kimś, widząc jego twarz. Choćby tylko oczy – można z nich sporo wyczytać.
Ale od czasu „tamtego najgorszego” jest nawet zadowolona, że ogląda tylko dziewczyńskie fryzury i śmiesznie przycięte czubki chłopięcych głów. Tak jest lepiej.
Różnie to było, kiedy wróciła do klasy po „najgorszym”. Niektórzy wyczytali w jej oczach, że nie chce rozmawiać o tym, co się wydarzyło. Ale byli i tacy, co chcieli rozmawiać tylko o tym. Wiadomo! Nie każdy potrafi usłyszeć słowa, których wprawdzie głośno nie wypowiadasz, ale mówisz je całym sobą.
Kornelia na szczęście potrafi, choć i ona zaczęła bardziej przyglądać się Helenie. Z jakąś chorą ciekawością. Tak się przynajmniej Helenie wydawało.
Kiedyś przyłapała Kornelię na długim świdrowaniu oczami i zapytała ją wprost:
‒ Coś jest ze mną nie tak? Bo już sama nie wiem…
‒ Ja… ja tylko sprawdzam, czy ty nie śpisz, bo oczy masz przymknięte… ‒ bąknęła Kornelia przepraszająco.
‒ Pewnie, że nie śpię! ‒ oburzyła się Helena. ‒ Dlaczego miałabym spać?
‒ Bo… bo… już jest przerwa śniadaniowa i w klasie zostałyśmy tylko my!
Tak je to wtedy rozbawiło, że do dzwonka chichotały na zmianę. Właściwie nie wiadomo z czego. Dopiero przed lekcją Kornelka spoważniała. Niby szukała czegoś w piórniku, grzebała w plecaku, aż wreszcie, nie patrząc na Helenę, cicho mruknęła:
‒ Ale super, że już można cię rozśmieszyć…
Nie każdy to potrafił. Na przykład bliźniaczki, Ola i Tola, udawały, że Helenki nie ma, nawet jak stawała koło nich lub mijała je na korytarzu. To było przykre, bo Helena lubiła je podwójnie i nie rozumiała, dlaczego nagle przestały z nią rozmawiać. Wspomniała nawet o tym mamie.
‒ Zapytaj je ‒ poradziła mama, ale trochę tak na odczepnego.
Jak mogę je o to zapytać, skoro mnie nie widzą? ‒ zastanawiała się Helena. To samo pytanie zadała po lekcji polskiego swojej wychowawczyni, słusznie przezywanej „Milusią”. Ona zawsze wiedziała, co powiedzieć, i zawsze miała rację.
Milusia jak to Milusia ‒ mocno przytuliła Helenę.
‒ Chyba wiem, o co chodzi ‒ odezwała się po chwili z troską w głosie. ‒ Ola i Tola podczas wakacji straciły babcię. Były z nią bardzo związane…
Helence zrobiło się Milusi żal, bo tak szukała słów, jakby wszystkie, których teraz potrzebowała, poszły na wagary.
‒ Myślę, że bliźniaczki świetnie cię rozumieją, ale jeszcze nie potrafią o tym rozmawiać.
‒ Nie chcę z nimi rozmawiać o „najgorszym”! ‒ zapewniła Helena pośpiesznie. ‒ Tylko normalnie, jak dawniej!
Coś złego zaczęło się dziać z jej oczami, więc na wszelki wypadek zamilkła.
‒ Nie każdy potrafi tak szczerze mówić o swych uczuciach… ‒ Milusia gorączkowo dobierała najwłaściwsze słowa. ‒ Chcę powiedzieć, że nie każdy jest taki dzielny jak ty ‒ dokończyła z ulgą, zanim jej wzrok zatrzymał się na Helenkowych kucykach. ‒ Ależ ci włosy urosły! To już niemal warkocze!
‒ Muszą być dłuższe ‒ szepnęła Helena. ‒ O tyle ‒ dotknęła ręką ramienia. ‒ Lena takie miała, pamięta pani? – odważnie podjęła temat wyraźnie niedający jej spokoju.
‒ Mama się chyba ucieszy… będzie jej miło, prawda? ‒ Spojrzała na swoją panią z wielką nadzieją. Jakby szczęście mamy zależało od Milusi.
Nauczycielka wciąż się uśmiechała, ale już nie tak radośnie.
‒ Dla mamy nie są ważne twoje włosy ‒ lekko ściszyła głos. ‒ Ty jesteś dla niej najważniejsza. Nie musisz być do nikogo podobna… Zresztą nie znam drugiej tak mądrej i zabawnej dziewczynki ‒ dodała z powagą.
‒ No… Nie wiem… ‒ zastanowiła się głośno Helena, wciąż pełna wątpliwości. ‒ Gdybym jeszcze była mniej roztrzepana i gdybym lepiej grała na pianinie… miała lepsze oceny, no i takie piękne włosy jak Lenka… Mhm… Myślę, że wtedy wszystkim byłoby łatwiej. Mama by tak nie cierpiała. Tata częściej by z nami rozmawiał, i w ogóle… ‒ zamilkła na chwilę. ‒ Ale… ‒ zamrugała zabawnie ‒ z tych wszystkich rzeczy najłatwiejsze są włosy!
Helena przestraszyła się wtedy swojego gadulstwa. To przecież nie były sprawy do rozmawiania. Nawet ściszonym głosem. Nawet z Milusią. To jej sekrety, które nagle wysypały się ze skrytki w głowie, nie wiadomo dlaczego.
Gdyby mama umiała przytulić Helenę jak nauczycielka, wszystko byłoby łatwiejsze. Tak wówczas pomyślała, biegnąc na lekcję wuefu. I dobrze, że Milusia przed tą lekcją Helenę przytuliła, bo potem były już same przykre chwile. Worek ze strojem do ćwiczeń został w domu. I tenże worek otrzymał kolejnego minusa w dzienniku. Helena musiała całą godzinę siedzieć na ławce dla leniucha i patrzeć, jak Adela pięknie robi jaskółkę. W dodatku tak ją robiła, żeby chłopcy, ćwiczący w salce obok, widzieli, co to za klasowa gwiazda z tej Adeli.
Jakby tych nieszczęść było mało, w drodze powrotnej do domu przyczepił się do Heleny ten pyszałkowaty Bruno i cały czas mówił jej o szpitalu, że niby wie więcej niż ona o tym „najgorszym”. A przecież to nie Bruno miał wtedy dyżur, tylko jego tata. Poza tym Helena wcale nie chciała rozmawiać z Brunem ani z nim iść, ani słuchać o karetce… Skłamała, że zostawiła w szkole czapkę, i pędem ruszyła w drugą stronę.
‒ Helena! ‒ krzyczał za nią Bruno. ‒ Przecież ty masz tę czapkę na głowie!!!
Ale udała, że tego nie słyszy…