Читать книгу Szczęście Cavendon Hall - Barbara Taylor Bradford - Страница 10

ROZDZIAŁ DRUGI

Оглавление

Wynurzając się zza zakrętu ścieżki, natychmiast zauważyła czekającą na nią Genevrę. Cyganka siedziała na stopniach wozu ubrana jak zwykle w jedną ze starych sukienek Cecily, podarowanych jej przez Alice Swann. Ta była letnią sukienką z bawełny w biało-czerwone paski i dobrze na niej leżała.

Cyganka pomachała ręką na powitanie.

Cecily z uśmiechem powtórzyła ten gest. Zauważyła, że czeka na nią drewniane krzesło. Zrobiło jej się przyjemnie, że o tym pomyślano.

Genevra wyglądała na poruszoną, na jej twarzy malował się wyraz oczekiwania. Miała trzydzieści dziewięć lat, tyle samo co Miles, ale wyglądała dużo młodziej. Wciąż była ładną kobietą – ciemną, o egzotycznym wyglądzie i bujnych kruczoczarnych włosach.

Kiedy Cyganie pięć lat temu przenieśli swoje wozy na niżej położone pole, Genevra po raz pierwszy zaprosiła Cecily do siebie na szklankę miętowej herbaty. Cecily nie chciała urazić jej odmową, weszła do środka i ku swemu zdumieniu odkryła tam skarb.

Na ścianach niezwykle schludnego pomieszczenia wisiały obrazy namalowane przez Genevrę. Były to przeważnie pejzaże przedstawiające Cavendon. Później DeLacy powiedziała jej, że można je zaliczyć do kategorii sztuki naiwnej. Jednak miały swój własny styl. Cecily nazwała go stylem Genevry. Obrazy były śmiałe, imponujące, przyciągały wzrok, a tym, co natychmiast ujmowało każdego, było przedziwne lśnienie żywych barw.

Cecily dowiedziała się wkrótce, że Genevra malowała od dzieciństwa. Jej brat Gervaise zachęcał ją do tego, a kiedy była starsza, kupował jej płótno i farby olejne, jeśli tylko mógł sobie na nie pozwolić. Dziewczyna była zupełnym samoukiem, naturalną, obdarzoną talentem artystką.

Cecily spytała wtedy, czy mogłaby kupić jeden z obrazów. Genevra odmówiła sprzedaży, lecz ofiarowała jej obraz w prezencie. W końcu Cecily wybrała ten, który silnie do niej przemawiał; przedstawiał fragment różanego ogrodu z mnóstwem późno kwitnących róż w wielu odcieniach różu i bladej czerwieni na tle szarego kamiennego muru.

Genevra zeszła ze schodków, by się przywitać. Jak zwykle dygnęła i ujęła rękę Cecily.

– Wystawiłam krzesło, pani Milesowo – powiedziała, wskazując mebel.

– Dziękuję – mruknęła Cecily, siadając na nim.

Genevra wróciła na swoje miejsce na schodkach.

Cecily przyjrzała się Cygance z niepokojem. Pomyślała, że wygląda nieco mizernie, jakby była zmęczona.

– Czyżbyś znowu chorowała? – spytała zmartwiona. Nie widziały się od dziesięciu dni.

– Nie, nie chora. Wszystko dobrze – odparła Genevra z lekkim uśmiechem.

– Moim zdaniem kiepsko wyglądasz.

– Nie jestem chora, mała Ceci. – Cyganka spojrzała na nią porozumiewawczo. – Będę pierwsza, która się o tym dowie. A potem powiem tobie, i ty będziesz druga. Nie umieram. Jeszcze nie.

– Nie gniewaj się. Zależy mi na tobie, Genevro.

– Tak, wiem o tym, pani Milesowo.

– Ja i Miles wyjeżdżamy w poniedziałek. Jedziemy odwiedzić lady Daphne i pana Hugona w Zurychu. Gdybyś czegoś potrzebowała, kiedy mnie nie będzie, moja matka ci pomoże – powiedziała z uśmiechem. – Musisz tylko pójść do niej.

– Jedziecie na wakacje. – Genevra kiwnęła głową. – Pani Alice mi powiedziała.

– To tylko dwa tygodnie. Miles potrzebuje odpoczynku… – Cecily zamilkła. Nagle spostrzegła dziwny wyraz twarzy Genevry. – O co chodzi? Czy coś się stało?

– To wizja. Nachodzi mnie. Wiesz o tym.

Cecily przytaknęła. Przez te wszystkie lata nauczyła się, że powinna siedzieć cicho.

– Będziesz musiała być dzielna, mała Ceci, jak zawsze byłaś. Nadchodzi wojna. Wielka wojna. Złe czasy. Będą się działy okropne rzeczy. – Cyganka umilkła, zamknęła oczy. Po chwili spojrzała na Cecily i dodała: – Będziesz rządzić Cavendon. Zawsze to wiedziałam.

– Czemu teraz? – spytała Cecily z widocznym niepokojem.

– Co masz na myśli? – Genevra wpatrzyła się w Cecily.

– Czemu mówisz mi o tym teraz? Zazwyczaj posługujesz się zagadkami, a nie mówisz tak otwarcie.

– Bo wiem, że mi uwierzysz, uznasz moje przeczucia za prawdziwe… zrozumiesz je.

– Tak, to prawda, Genevro.

– Przyszłość. Będzie twoja, Ceci. I będziesz rządzić.

– Z Milesem?

Genevra nie odpowiedziała. Spojrzała na stojący na wzgórzu Cavendon Hall. Złocisty dom, lśniący w blasku słońca. Błogosławiony dom.

– Kiedy mówisz tak dziwnie, nie całkiem pojmuję, co masz na myśli – powiedziała z pretensją w głosie Cecily. Spojrzała surowo na Genevrę.

– Nadchodzą złe czasy.

– Chodzi ci o wojnę?

– O życie. – Genevra opuściła głowę. – Ciężkie czasy. Złe czasy. Śmierć, zniszczenie, smutek, ból. Dużo cierpienia. Wszystko to nadchodzi.

Genevra odwróciła głowę i znów spojrzała na Cavendon. Oczy miała pełne łez. Złociste lśnienie zazwyczaj otaczające jego mury znikło. Dom nie był już złoty. Był skazany. Wielka rezydencja pogrążała się w coraz ciemniejszym cieniu. Oczami duszy widziała ogromne czarne chmury unoszące się nad jego dachami. Słyszała gromy i widziała błyskawice.

Po chwili otworzyła oczy i powiedziała cicho:

– Zawierucha. Chaos. – Potrząsnęła głową i w milczeniu otarła ręką łzy.

Przez dłuższą chwilę panowała cisza.

– Swannowie rządzą – powiedziała z nikłym uśmiechem Genevra.

– Cavendon miało szczęście przez kilka ostatnich lat – odezwała się Cecily. – Szczęście nas nie opuści, prawda? Nic się nie zmieni, czyż nie?

– Ciągle się zmienia. Raz na wozie, raz pod wozem. – Genevra pochyliła się i wpatrzyła przenikliwie w Cecily. – Przychodzi i odchodzi. Nigdy nie wiadomo… Szczęście nie należy do nikogo… szczęście należy do życia. Nic się na to nie poradzi, mała Ceci. Rozumiesz mnie?

– Tak, Genevro. I dziękuję.

Szczęście Cavendon Hall

Подняться наверх