Читать книгу Szczęście Cavendon Hall - Barbara Taylor Bradford - Страница 11

ROZDZIAŁ TRZECI

Оглавление

Alice poderwała się na nogi, widząc na progu uśmiechniętą radośnie Cecily. Córka podbiegła do niej i serdecznie ją uściskała.

– Przepraszam za spóźnienie, mamo – powiedziała, zamykając za sobą drzwi.

– Nie szkodzi, Ceci, właśnie zajmowałam się papierkową robotą – mruknęła Alice. Weszły razem do pokoju i usadowiły się na fotelach naprzeciwko siebie. – Ślicznie dziś wyglądasz, kochanie, zawsze było ci do twarzy w różowym.

– Wiem, dziękuję. Ty też ślicznie wyglądasz, mamusiu.

– Oczywiście, mam przecież na sobie sukienkę, którą uszyła mi córka. Podoba mi się, jest wygodna i daje ochłodę w taki upał.

– Zaprojektowałam następną wersję tej sukienki, również z bawełny. To taka zawijana suknia, prawie jak szlafrok, zakładana po jednej stronie. Zamierzam zrobić zimową kolekcję w tym samym stylu, z lekkiego kaszmiru. Przywiozę ci kilka, kiedy będą gotowe.

– Dziękuję, jesteś taka troskliwa.

– Nie żartuj, jesteś moją matką i możesz dostać ode mnie wszystko, czego zapragniesz. Swoją drogą, kiedy rozmawiałyśmy wczoraj przez telefon, mówiłaś, że sporządzasz plan. Ale czego?

– Przyszedł mi do głowy pewien pomysł – żeby stworzyć wspólną działkę dla wsi. Poszłam prosto do Charlotte i poprosiłam ją o kawałek pola. A ona spytała hrabiego i on powiedział, że to wspaniały pomysł, bardzo praktyczny, i natychmiast przydzielił mi pole.

Alice pokiwała głową; widać było, że jest z siebie zadowolona.

– To było takie proste… wystarczyło poprosić. – Wstała i skinęła na Cecily. – Chodź do biurka i weź ze sobą krzesło. Pokażę ci mój plan.

Po chwili obie siedziały przy biurku Alice, na którym rozłożone były papiery Instytutu Kobiet wraz ze szczegółowym planem zagospodarowania działki. Zostanie obsiana i będą się nią zajmowały ochotniczki.

– To jest naprawdę praktyczny pomysł – powiedziała Cecily. – Żywność stanie się problemem, jeśli wybuchnie wojna.

– Kiedy wybuchnie – poprawiła ją Alice.

– Masz rację – przyznała Cecily. – Równie dobrze mogłaś poprosić o pole Milesa, a nawet własnego syna. Wiesz przecież, że Harry zarządza majątkiem razem z Milesem – dodała z przekąsem.

– Zgadza się, mogłam tak zrobić, Ceci. Ale nie sądzę, żeby to było właściwe. Szósty hrabia wciąż jest szóstym hrabią; jeszcze nie umarł, i to jego ziemia. Uznałam, że powinnam zwrócić się z tym do niego za pośrednictwem Charlotte.

– Teraz już rozumiem, mamo. – Cecily posłała matce serdeczny uśmiech.

Spoglądając na duży arkusz papieru, dostrzegła, jak mądrze zaprojektowano pole mające służyć za wspólną działkę. Każdy kwadrat był oznaczony nazwą warzywa, które na nim będzie uprawiane.

– Ziemniaki, marchew, pasternak – odczytywała na głos. – Cebula, brukselka, kapusta, kalafiory… – Przerwała, wybuchając śmiechem i potrząsnęła głową. – Jesteś mistrzynią planowania, mamo! Harry z pewnością odziedziczył po tobie talent do ogrodnictwa.

– On jest dużo mądrzejszy ode mnie – mruknęła Alice. Odwróciła się na krześle i rzuciła córce znaczące spojrzenie. – Udało ci się porozmawiać z Harrym? No wiesz… o tej… osobie.

– Nie. – Cecily potrząsnęła głową i dodała ciszej: – Mieliśmy się spotkać na pogawędkę dziś po południu.

– Jego romans z tą bezwstydną kobietą zaczyna wychodzić na jaw! – zawołała Alice ze złością. – On uważa, że to wielka tajemnica, a tak nie jest, i wasz ojciec już się o tym dowiedział. Jest wściekły. Wiesz, jak jego lordowska mość nie cierpi skandali, a wokół twojego brata wkrótce wybuchnie skandal.

– Zgadzam się ze wszystkim, co mówisz, mamo, ale to dorosły mężczyzna. Ma już czterdziestkę. Powie mi, że to nie moja sprawa.

– Ale porozmawiasz z nim? – spytała niespokojnie Alice. Widać było, że się martwi.

– Tak, obiecuję. Porozmawiam z nim jutro rano – zapewniła matkę Cecily.

Alice skinęła głową i ściągnęła wargi. Kiedy znów się odezwała, jej głos brzmiał stanowczo i surowo.

– Powinien był się dobrze zastanowić, zanim się z nią zadał. Pauline Mallard jest mężatką. Co więcej, jest amerykańską dziedziczką, obraca się w najwyższych kręgach towarzyskich Londynu i Nowego Jorku. A teraz w Harrogate. Ale zakładam, że wiesz o tym wszystkim.

– No tak, mamo.

– W końcu ona zrobi z niego durnia, zobaczysz. A na domiar złego jest od niego dużo starsza.

– Ale piękna, jak mi mówiono. Oszałamiający rudzielec – wtrąciła Cecily.

– I dość rozpustna… jak słyszę – odpaliła Alice, wyraźnie chcąc mieć ostatnie słowo w dyskusji.

– Kiedy Genevra przekazała mi tę wiadomość, powiedziała coś dziwnego: żebym nie rozmawiała z Harrym na temat tej kobiety. Zaskoczyło mnie to, naprawdę. Wtedy Genevra dodała, że to ona go porzuci, że ona nie jest jego przeznaczeniem, że jest nim inna kobieta.

– Skąd Genevra wie o Pauline Mallard? – zdziwiła się Alice. – Myślisz, że on przyprowadził ją tu, do domu, i że Genevra widziała ich razem?

– Nie sądzę. Jednak uderzył mnie sposób, w jaki to powiedziała, tak pewna swojej wizji, jak sama to nazywa – wizji przyszłości. No i jeszcze użyła słowa „przeznaczenie” – odparła zmieszana Cecily.

Odchrząknęła i mówiła powoli dalej:

– Genevra ma własny, szczególny sposób mówienia, mamo. Urywany, z przerwami, a zdania składają się przeważnie z prostych słów. Więc wydało mi się dziwne, że w ogóle zna takie słowo jak przeznaczenie, skoro nie umie czytać.

– Och, ależ umie! – zawołała Alice.

– Naprawdę?

– Oczywiście. Sama ją nauczyłam.

Cecily spojrzała na matkę ze zdumieniem.

– Kiedy to zrobiłaś i dlaczego nic mi nie powiedziałaś?

– Nie pomyślałam o tym. To był właściwie zbieg okoliczności. Kiedy wyjechałaś do Londynu i zamieszkałaś z ciocią Dorothy i wujem Howardem, podrzuciłam jej parę twoich starych sukienek. Przyszła, żeby mi podziękować, i pytała o ciebie. Bardzo jej na tym zależało i uderzyło mnie, jak bliska jej jesteś, Ceci, i jak zależy jej na tobie i twoim dobrym samopoczuciu. Pokazałam jej niektóre z twoich krótkich opowieści o projektowaniu w domach mody. Wtedy wyznała, że nie umie czytać, więc ją nauczyłam.

– To wspaniale. – Cecily była pod wrażeniem słów matki.

– Była mi bardzo wdzięczna. – Alice zawahała się, zanim wreszcie zadała pytanie: – Cecily, czy kiedykolwiek czułaś, że istnieje między wami taka więź?

– Owszem, wciąż ją czuję. Dwadzieścia pięć lat temu powiedziała mi, że Swannowie będą rządzić. Więc tak, istnieje między nami więź.

– A co konkretnie powiedziała dwadzieścia pięć lat temu? – spytała z zaciekawieniem Alice.

– To nie tak, że coś powiedziała… wpadłam kiedyś na nią na ścieżce. Wzięła gałąź i narysowała na piasku kwadrat, na którego szczycie przysiadł ptak. Spytałam ją, co to znaczy, ale mi nie powiedziała. Potem stwierdziła, że to nic, i odbiegła.

– A dziś ci to wyjaśniła?

– Nie. Wiele lat później sama na to wpadłam. Kwadrat oznaczał Cavendon Hall, a ptak – łabędzia. Przewidziała, że Swannowie i Inghamowie się połączą.

Alice milczała przez chwilę, aż wreszcie mruknęła cicho:

– Nie mogła wtedy wiedzieć, że twoje życie potoczy się tak, jak się potoczyło. Że ty, Swannówna, poślubisz syna hrabiego. Więc musi coś w tym być, kiedy twierdzi, że ma wizje, że potrafi zobaczyć przyszłość. Wierzysz w jej przepowiednie, prawda?

– Tak, zawsze w nie wierzyłam i będę wierzyć. – Cecily ujęła matkę za rękę. – Na naszym ślubie dała mi kawałek papieru. Był tam rysunek i napis: Swann rządzi.


Po wyjściu Cecily Alice poszła z konewką do ogrodu. Gdy tak chodziła pomiędzy grządkami, podlewając kwiaty, jej myśli wciąż krążyły wokół Swannów i Inghamów.

Krew. W żyłach jej wnucząt płynie krew obu rodzin. Podobnie jak Cecily ona także zastanawiała się, czy kiedykolwiek wcześniej zdarzyło się coś podobnego.

Mogła o tym wiedzieć jedynie Charlotte Swann Ingham. Miała schowane w sejfie rejestry prowadzone od wieków – teraz trzymała je w swojej garderobie w Cavendon Hall. Powiedziała o tym Alice i wręczyła jej zapieczętowaną kopertę, mówiąc, że w środku jest nowy szyfr do sejfu. „Przekaż ją Cecily i powiedz, żeby ją trzymała w bezpiecznym miejscu”, poleciła, a ona spełniła jej polecenie.

Alice odstawiła konewkę i przysiadła na chwilę na ławeczce, spoglądając na wrzosowiska. W poniedziałek zacznie się sierpień. I wtedy zakwitną wrzosy; za tydzień lub dwa wrzosowisko będzie wyglądało jak falujące lawendowe morze.

David, pierworodny syn Cecily, miał oczy w kolorze wrzosowisk, lawendowe oczy tak charakterystyczne dla Swannów. Poza tym był wykapanym ojcem, miał jego rysy. Walter też był podobny do ojca, ale odziedziczył po Cecily jej kolorystykę i delikatniejsze rysy. Jeśli chodzi o pięcioletnią Venetię, była z krwi i kości Inghamówną, o złocistych włosach i jasnoniebieskich oczach. Alice uśmiechnęła się w duchu, myśląc, jak bardzo Venetia przypomina lady Dulcie, gdy ta była w jej wieku.

Wnuczęta. Były czymś cennym, i bardzo chciała mieć ich więcej. Harry pragnie mieć rodzinę. Powiedział jej to kilka miesięcy temu. Zwierzył się, że chciałby się ożenić, żeby mieć dziecko, a właściwie kilkoro dzieci.

Ma zadatki na dobrego ojca, była tego pewna. Ale Pauline Mallard, która skończyła podobno czterdzieści osiem lat, ma już za sobą wiek rozrodczy. Alice poczuła gniew, lecz natychmiast go stłumiła. Nie będzie rozmyślać o tej kobiecie.

Po chwili złość na Harry’ego i niepokój o niego ustąpiły. Nagle poczuła dla niego coś w rodzaju litości.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Szczęście Cavendon Hall

Подняться наверх