Читать книгу Narkotyki, anoreksja i inne sekrety - Beata Pawlikowska - Страница 3
ROZDZIAŁ 1 Huragan
ОглавлениеJak mam opisać to uczucie? Nie ma słów, które potrafią to wyrazić.
Nienawiść to za mało. Pogarda to za mało. Wściekłość, niechęć, obrzydzenie, wstręt, odrzucenie. Razem z rozpaczą, samotnością i potwornym bólem duszy, który pochodził nie wiadomo skąd.
Połącz to wszystko. Nienawiść, pogardę, obrzydzenie, złość, które dają ci siłę, żeby walczyć z samotnością, rozpaczą, strachem, brakiem nadziei. Zmagają się w tobie. Wciągają cię w niekończącą się wojnę z sobą samym.
A ty jesteś w środku.
Nie możesz odsunąć się, żeby spojrzeć na to z rozsądnej perspektywy i wyciągnąć wnioski.
To jest tak samo jak wtedy, kiedy nadciąga huragan. Przez kilka dni wcześniej widzisz, że wiatr wieje coraz mocniej. Ptaki odlatują, zwierzęta usiłują znaleźć kryjówkę. Czujesz, że coś jest nie tak, ale ignorujesz tę myśl. Zajmujesz się tym, co wydaje ci się ważne, nawet jeżeli to jest marnowanie czasu na wędrówkach po galerii handlowej w poszukiwaniu wyprzedaży. Z twojego punktu widzenia ważne jest to, żeby trafić na fajną wyprzedaż i tanio coś kupić. To jest ważniejsze niż poczucie, że twoje życie staje się coraz bardziej śliskie i rośnie ryzyko, że się przewrócisz.
Codzienność cię popycha. Nie masz czasu, żeby pójść na spacer, spojrzeć w niebo i zapytać samą siebie co mogłabyś zrobić, żeby żyć lepiej. Ciągle się gdzieś śpieszysz, ciągle masz wrażenie, że coś ci umyka, że nie nadążasz. Wszyscy cię poganiają. W telewizji straszą, że za chwilę wybuchnie wojna, w radiu ciągle każą ci biec do apteki po nowe suplementy diety albo samochody z wyprzedaży, z poczty mailowej wysypuje się spam, który też chce ci coś okazyjnie i natychmiast sprzedać.
Masz wrażenie, że to właściwie nie jest już twoje życie. Jesteś tylko jak żywa kulka miotana między żądaniami, rozkazami, oczekiwaniami, obowiązkami, chęciami a ofertami. Nie wiesz już sama co jest dobre a co złe. Czego chcesz. Nie wiesz co wybrać, bo nie masz żadnych wiarygodnych wskazówek do podjęcia decyzji.
A tu jeszcze ten wiatr. Zgina drzewa. Zrywa z nich liście.
Patrzysz na ulicę i myślisz, że nigdy wcześniej na trawnikach nie leżało o tej porze tyle zielonych liści. Zastanawiasz się kto to posprząta. Gmina? Administracja? Przypominasz sobie twarz jednego z lokalnych polityków. Atakował propozycje wysunięte przez opozycyjną partię. Mówił z jakąś dziwną mechaniczną agresją, tak jakby sam do końca nie zdawał sobie sprawy z tego jakie słowa wypowiada, bo wyrzuca je z siebie jak dobrze zaprogramowany robot, któremu kazano nauczyć się na pamięć tylko tego, że za wszelką cenę należy zdyskredytować przeciwników.
Wszystko inne jest nieważne – uczciwa praca, misja, słuszność racji. Ważna jest tylko walka ideologiczna i takie wyszukiwanie słów, które zrobią wrażenie na wyborcach.
Widzisz to w prawie niedostrzegalnych nerwowych drgnięciach mięśni jego twarzy, w nieruchomych oczach, w dziwnie kurczowo poruszających się dłoniach. On sam nie wie co robi, gdzie jest i dokąd zmierza. Ale dopóki stoi przed kamerami, będzie wyrzucał z siebie wykute na pamięć słowa.
Czujesz, że on jest tak samo zagubiony jak ty. I tak samo nie do końca zdaje sobie z tego sprawę. Po prostu tak się złożyło, że on robi coś w polityce, a ty w ogrodzie albo w szkole.
I znów zapominasz o liściach.
A wiatr wieje coraz mocniej.
Popycha kosz na śmieci. Zrzuca plastikowe krzesło z tarasu. Szarpie cię za włosy.
Ale kto by miał czas zatrzymać się, odsunąć wszystkie nawarstwiające się sprawy i pomyśleć o tym co jest. I o tym co będzie. O tym co jest ważne, a co można bez żalu usunąć. O tym jak mi jest z samym sobą i co mógłbym zrobić, żeby czuć się dobrze, na właściwym miejscu, spełniony, zadowolony.
– E, tam! – podpowie od razu niechęć. – To tylko takie gadanie. Nie można być spełnionym i zadowolonym, bo zawsze w życiu jest coś, co trzeba zrobić chociaż człowiek nie ma na to ochoty. Więc daj spokój. Nie może być dobrze. Wystarczy żeby tylko nie było bardzo źle.
Wstajesz. Patrzysz z niechęcią na budzik. Za wcześnie. Za mało. Za krótko. Niedobrze. Zawsze jest coś niedobrze. Zawsze jest za mało, źle, nie tak jak powinno być.
– No dobra – wzdychasz. – Następny dzień.
Dasz radę.
Przetoczysz się jak żywa kula między tym co trzeba, tym co musisz, tym, czego nie chcesz a tym co robisz, bo tak się złożyło.
Wracasz do domu jak co dzień. Zmęczony, a raczej wyczerpany robieniem tego, czego nie czujesz i co jest poza twoim wyborem. Ale robisz to dlatego, że myślisz, że musisz. Dużo tego. Coraz więcej. Nie mieścisz się w drzwiach. Myślisz, że drzwi są za małe i że ciągle coś musi ci się przytrafiać.
Stawiasz wodę. Czajnik gaśnie zanim zdąży się rozgrzać. Jesteś wściekły, że nawet w takich drobnych sprawach musisz ciągle z czymś walczyć, bo życie gra z tobą w ciuciubabkę. Niecierpliwie naciskasz guzik jeszcze raz. Czajnik zaczyna szumieć, ale znów wyłącza się, jakby celowo chciał z ciebie zakpić.
Uderzasz w guzik po raz trzeci.
Słyszysz szum.
I nagle uświadamiasz sobie, że to wcale nie szum gotującej się wody, tylko czegoś znacznie większego niż czajnik. Niż twoja kuchnia. Niż twoja złość i niechęć.
Nadchodzi huragan!
Okręca się wokół twojego domu, wyrywa drzewa, ucina maszty, plącze kable, miażdży samochody rzucając je na siebie. W dodatku przyciąga chmury i każe im wisieć coraz niżej i niżej nad ziemią, aż wreszcie nie wytrzymują tego ciężaru i zaczynają się rozsypywać na miliony ciężkich, lodowatych kropel.
– Aaaaaaaa!!!!! – krzyczysz, ale nikt cię nie słyszy. – Pomocy!!!!
– Połóż się na podłodze! – wołają ratownicy. – Zamknij wszystkie drzwi, połóż się na podłodze pod stołem, zakryj głowę rękami!!!!
Ale ty nic nie słyszysz. Tylko wiatr, którzy wyje dookoła i ciska kamieniami o ziemię z takim hukiem, że kulisz się ze strachu. I szalony, rozpędzony deszcz, który spada na dach twojego domu z taką wściekłością, jakby chciał go rozbić w pył.
– Pomocy, pomocy, pomocy!!! – krzyczysz przerażona.
Ale nikt cię nie słyszy.
A ty nie słyszysz nikogo, kto usiłuje ciebie uratować.
Bo jesteś w samym środku huraganu.
Ten huragan unosi cię ze sobą poza wszystko, co znasz. I odtąd będzie rządził całym twoim życiem.
Tak właśnie zaczyna się anoreksja.