Читать книгу Narkotyki, anoreksja i inne sekrety - Beata Pawlikowska - Страница 5
ROZDZIAŁ 3 Pół ziemniaka
ОглавлениеJeżeli jesteś rodzicem dziecka cierpiącego na anoreksję, pewnie teraz pomyślisz:
– No dobrze, może to rzeczywiście jest prawda. Ale to dotyczy innych przypadków, innych dzieci. Bo moja córka przecież zawsze była bardzo grzeczna. Huragany, bunty, złe zachowanie? Skąd! Ona zawsze najlepsza, przygotowana, lekcje odrobione, dostawała nawet nagrody w konkursie recytatorskim! Więc rozumiem, że niektóre przypadki anoreksji wiążą się z tym wewnętrznym huraganem, ale mój przypadek jest inny.
Tak myślisz?
I bardzo się mylisz.
Twój przypadek jest dokładnie taki sam. Dokładnie identycznie taki sam.
Ale czekaj. Może wpadłeś na pomysł, żeby to skonfrontować z twoim dzieckiem? Bo pomyślałeś, że po przeczytaniu dwóch rozdziałów książki już wiesz dużo na temat anoreksji i musisz koniecznie od razu u źródła wyjaśnić jak to jest z tym huraganem.
Przyszedłeś do swojej córki i mówisz:
– Marcynko, a może ty potrzebujesz pomocy? Przecież wiesz, że bardzo cię kochamy. Jeżeli jest cokolwiek, co moglibyśmy zrobić, powiedz. Chcemy ci pomóc.
Pamiętasz jakim wzrokiem patrzyła wtedy na ciebie twoja córka?
Podpowiem ci. Twardym, mocnym, zdystansowanym. Czułeś, że mówisz do niej, ale słowa zawisają gdzieś w powietrzu i spadają na podłogę zanim do niej dotrą. Ona była taka pewna siebie, silna, zdecydowana. Może nawet zmrużyła oczy, przekrzywiła głowę, może nawet prawie niedostrzegalnie uśmiechnęła się kącikami ust, żeby dać ci do zrozumienia, że jesteś tu kompletnie nie na miejscu. Jesteś jak stary, śmieszny kapeć sprzed pięciu sezonów. Nikt już nie tylko nie chce go nosić, ale obciachem jest nawet przyznanie się do tego, że się go ma.
A może nie uśmiechnęła się, bo nie dotarła jeszcze do poziomu pełnej nonszalancji wyższości nad wszystkimi, którzy nie zdają sobie sprawy z tego czym jest ana i jak dobrze jest w niej być. Więc może tylko spojrzała na ciebie zimno, odpychająco i powiedziała:
– Nie potrzebuję żadnej pomocy.
A ty co zrobiłeś?
Zmieszany, pewnie wycofałeś się za drzwi i pomyślałeś, że to jej przejdzie. Albo że wyciągnąłeś rękę do zgody, zostałeś odtrącony, więc nic więcej nie możesz zrobić.
Tak było?
A teraz przypomnę ci, że rozmawiałeś z kimś, kto jest głuchy i ślepy na cały zewnętrzny świat, łącznie z własnymi rodzicami.
Rozmawiałeś z kimś, kto został duchowo porwany w objęcia gigantycznego, niemożliwego do opanowania huraganu, który szaleje w duszy, oblepia myśli i emocje, blokuje rozsądek.
To jest ktoś, kto stracił umiejętność racjonalnego myślenia.
Wiem, że z twojego zdrowego punktu widzenia to się wydaje prawie niemożliwe. No jak? Dlaczego? Właściwie z jakiego powodu? Przecież macie normalny, porządny dom. Nikt nie urządza awantur, nikt nie zaniedbuje dzieci, nie ma mowy o żadnej patologii czy pomocy społecznej.
Jesteście normalną, w pełni funkcjonującą rodziną. Zarywacie czasem noce, żeby zrobić coś specjalnie dla dzieci. Pracujecie z myślą o tym, żeby dzieciom niczego nie zabrakło, żeby chodziły do dobrej szkoły, żeby miały lepsze ubranie, żeby nie musiały się wstydzić przed rówieśnikami. No i jeszcze te zajęcia dodatkowe. Kto wozi dzieci na angielski i karate? No jasne, że wy! Bo przecież chcecie zapewnić swoim dzieciom najlepszy start.
Więc w ogóle o co tu chodzi? Jaki huragan? Jaka choroba? Dziewczyna nie chce jeść, bo napatrzyła się na zdjęcia chudych modelek, to wszystko. Trzeba jej wybić z głowy odchudzanie i wszystko wróci do normy. Nastolatki co chwilę zmieniają zdanie. Wpadają na idiotyczne pomysły.
To ma być choroba? Dajcie spokój!
Poprzewracało jej się w głowie, to wszystko! Byliśmy zbyt pobłażliwi! Pozwalaliśmy na zbyt wiele. I wyrosło takie nie wiadomo co. Nie ma szacunku dla rodziców ani do szkoły. I jeszcze to wieczne odchudzanie!
To wszystko z braku dyscypliny! Za dobrze jej było! Wszystko jej było wolno! Byliśmy zbyt łagodni i wyrozumiali. Ale teraz przebrała się miarka. Przykręcimy śrubę. Wybijemy jej z głowy te nonsensy. Zacznie normalnie jeść i będzie po sprawie.
Tak myślisz?
Wykrzyczałeś już swoje zranione emocje?
Czy teraz jesteś gotowy usłyszeć prawdę?
Byłam dokładnie w tym samym miejscu, w którym jest teraz twoja córka. Albo twój syn. A może twoja żona. Albo siostra.
Miałam anoreksję przez kilkanaście lat. Prawie doprowadziła mnie do śmierci. Miałam tak wyniszczony organizm, że narządy wewnętrzne zaczęły zanikać.
Nie spotkałam nikogo, kto byłby w stanie zrozumieć człowieka ogarniętego anoreksją. To były czasy przed internetem, kiedy dostęp do informacji był bardzo ograniczony.
Miało to swoje dobre strony.
Byłam zdana na siebie. Mogłam albo umrzeć z niejedzenia, albo spróbować wyjść o własnych siłach z czegoś, co było jak gigantyczny ocean, który dławił mnie i zalewał mi oczy słoną wodą. Mogłam się albo utopić, albo zebrać w sobie całą siłę i jakimś cudem dotrzeć do brzegu.
Nie miałam nic do stracenia.
Byłam już wtedy dorosła, miałam chłopaka, przyjaciół, znajomych, ale nikogo, komu mogłabym szczerze zawierzyć. Nie miałam więc nikogo, na kim mogłabym się oprzeć.
Czułam, że jestem sama, na środku szalejącego oceanu. I walczę o życie.
I pewnie dlatego mi się to udało.
Wyszłam z tej choroby tylko dlatego, że zrozumiałam jaki jest jej prawdziwy mechanizm. Gdzie się naprawdę zaczyna i gdzie trzeba szukać jej prawdziwego źródła. Dopiero jeśli do niego dotrzesz, będziesz mógł trwale zmienić coś na lepsze.
Bo przecież to właśnie o to chodzi, prawda?
Nie o to, żeby stworzyć jakiś pozór, w który wszystkim będzie wygodnie wierzyć. Twoja córka usiądzie z wami przy stole, ty będziesz udawał, że nie widzisz jej boleśnie chudych, sterczących spod skóry obojczyków. Ona będzie udawała, że je. Pokroi jedzenie na małe kawałeczki, włoży pierwszy do ust i bardzo, bardzo powoli będzie go gryzła.
Ty będziesz udawał, że to ciebie nie irytuje. Pomyślisz, że lepiej niech ona je jak chce, byle tylko jadła.
A ona stosuje po prostu jedną z anorektycznych technik. Ustaliła wcześniej ile razy należy przeżuć każdy kęs, żeby oszukać głód. Siedzi więc z wami przy stole, ale jest aż po uszy zanurzona w swojej anorektycznej rzeczywistości.
Ty udajesz, że tego nie widzisz. Ona udaje, że je.
Omijacie się wzrokiem.
Ty wiesz, że jeśli zrobisz jakąkolwiek uwagę na temat jej jedzenia, ona zerwie się od stołu i ucieknie. A jeśli nie wytrzymasz i powiesz, siląc się na żartobliwy ton:
– Wolniej się już nie da?
Twoja córka zmrozi cię wzrokiem, w którym znajdziesz dziwną, niezrozumiałą dla ciebie wrogość i obcość, i może dorzuci do tego zimnym, nieprzyjaznym tonem:
– Kazaliście mi jeść zdrowo. W każdym podręczniku zdrowego odżywiania jest napisane, że trzeba jeść powoli i bez pośpiechu.
– Więc czemu się mnie znowu czepiacie???? – zabrzmi milcząco nad stołem.
Wycofujesz się. Kładziesz uszy po sobie. Modlisz się w myślach tylko o to, żeby córka znowu nie zemdlała z głodu i żeby nie zabrało ją pogotowie.
Tak naprawdę modlisz się o zachowanie pozoru, że jest zdrowa, że nic jej nie dolega.
Wiesz dlaczego?
Dlatego że przyznanie się do tego, że twoja córka jest chora na anoreksję pociąga za sobą ogromne konsekwencje. Choćby takie, że musiałbyś przyznać się przed samym sobą, że udawanie przy stole nie wystarczy.
Na razie więc siedzisz posłusznie, dziękując Bogu, że twoja córka zechciała z miną urażonej księżniczki zjeść pół ziemniaka. Jak najdalej odsuwasz od siebie myśl, że masz problem, którym należało by się zająć.