Читать книгу Blondynka na Wyspie Zakochanych - Beata Pawlikowska - Страница 4
ОглавлениеROZDZIAŁ 1
Belize i Salwador
– Where have you been all my life?[1] – wyszeptał Danny drugiego wieczoru.
Znaliśmy się właściwie mniej niż dzień. Spotkaliśmy się przez przypadek w samochodzie, który zabrał nas do piramid w ruinach miasta Majów w zachodnim Belize. Potem usiedliśmy razem na kawę. Umówiliśmy się na śniadanie następnego dnia. I już się nie rozstaliśmy.
Jeszcze cztery dni wcześniej – kiedy wciąż nie mieliśmy pojęcia o swoim istnieniu – popłynęliśmy tego samego dnia na tę samą wyspę, zatrzymaliśmy się w tym samym hotelu i zapisaliśmy się na tę samą wycieczkę na rafy koralowe. A raczej ja chciałam się zapisać, ale dziewczyna w drewnianej budce na pomoście powiedziała, że mogę nie zdążyć, że mają już komplet i że będzie lepiej jeśli popłynę następną łódką po południu.
– Wcale nie było kompletu, kapitan spóźnił się pół godziny i spokojnie byś zdążyła zabrać się z nami – powiedział mi potem Danny. – I wtedy byśmy się poznali.
– Po południu kiedy wróciłam z rafy koralowej poszłam na spacer na drugą stronę wyspy i nagle rozpoczął się niesamowicie piękny zachód słońca. Niebo było całe złote, na jego tle łagodnie kołysały się czarne rybackie łodzie. Zrobiłam kilkadziesiąt zdjęć.
– A ja praktycznie przez pół dnia siedziałem w wodzie i nurkowałem tak długo, że zawsze wracałem do łódki jako ostatni i po południu poczułem się taki zmęczony, że nigdzie już nie chciało mi się chodzić. Pomyślałem, że pójdę zobaczyć zachód słońca następnego dnia.
– Ale następnego dnia na niebie nie działo się już nic szczególnego.
– No właśnie! Widziałem zdjęcia zrobione przez kogoś w hotelu i skręcałem się z zazdrości! No i gdybym przyszedł na pomost na drugim końcu wyspy tamtego popołudnia, to byśmy się spotkali.
Ale się nie spotkaliśmy. Ani w hotelu, ani w łódce, ani na pomoście podczas cudownego zachodu słońca.
Bo wszystko musi mieć swój idealny moment. I nawet nie wiesz w jaki sposób życie samo prowadzi cię do miejsca, w którym znajdziesz to, co jest tobie przeznaczone, szczególnie jeśli nawet nigdy nie przyszło ci do głowy, żeby tego szukać.
Dokładnie tak było ze mną.
I muszę zacząć od początku.
Połowa listopada. Wysiadłam z samolotu po miesiącu spędzonym w dżungli amazońskiej. Mój kot Elvis Presley śpiewał z radości. Mój drugi kot, Krzysztof Kolumb, chodził za mną krok w krok z ogonem wyprostowanym jak szczęśliwy żagiel. Pomyślałam, że może zostanę w Polsce na jakiś czas.
Nie planowałam żadnej podróży.
W grudniu pojechałam do mojej siostry na święta.
I wtedy nagle wszystko się zmieniło.
Nie wiem dlaczego, wiem tylko że nieoczekiwanie dla siebie samej ogarnęło mnie szalone pragnienie, żeby wyruszyć na samotną wyprawę w świat. Jak najszybciej! Na miesiąc albo dłużej!
Pozostało tylko zdecydować dokąd.
Hawaje! I to marzenie udało mi się w końcu spełnić!
Hawaje!! Od dawna o tym marzę, ale za każdym razem z jakiegoś powodu przesuwam tę wyprawę. Hawaje w styczniu? Na szczycie mojego ulubionego wulkanu mogą się pojawić zamiecie śnieżne, grad i wichura tak silna, że wspinaczka na szczyt staje się niemożliwa.
A więc Hawaje znów muszą poczekać.
W Zimbabwe leje deszcz. W Kongo wciąż jest zbyt niebezpiecznie. Na wyspach Pacyfiku mokro.
W takim razie…. Cóż. W takim razie muszę chyba wrócić do mojego oryginalnego pomysłu, żeby pojechać do dwóch ostatnich krajów w Ameryce Łacińskiej, w których dotychczas nie byłam.
Podróżowałam po wszystkich krajach Ameryki Południowej i prawie wszystkich Ameryki Środkowej. W niektórych byłam wiele razy, bo nigdy nie zależało mi na tym, żeby zwiedzić jak najwięcej państw, ale raczej na tym, żeby poznać i zrozumieć, poczuć na własnej skórze tamtejsze życie i sposób myślenia.
Do Brazylii, Kolumbii i Peru wracam najczęściej, co najmniej raz w roku. Dlaczego? Bo są tak cudownie fascynujące, a ja czuję się tam jak w domu.
W Ameryce Środkowej zostały dwa kraje, gdzie wcześniej jakoś nie było mi po drodze. Belize na wschodnim wybrzeżu i Salwador na zachodnim.
Belize – dawny Honduras Brytyjski – kojarzył mi się głównie z plażami i amerykańskimi turystami, którzy tłumnie przylatują na wakacje do jedynego karaibskiego kraju, gdzie oficjalnym językiem jest angielski.
Salwador zaś zawsze budził moją ciekawość i pasję przygody, bo to kraj znany głównie z wojny domowej i ludzi należących do gangu Mara, którzy mają prawie całe ciała pokryte czarnymi tatuażami. W przeszłości tatuowali nawet całe twarze.
Naprawdę szukałam dowolnego miejsca na świecie, które poruszy moją wyobraźnię i napełni mnie pragnieniem, żeby jak najszybciej spakować plecak i wyruszyć w drogę, ale wszystkie pomysły okazywały się odpowiednie na inną porę roku.
A w połowie stycznia?
Najlepsze miejsce do podróży w tym czasie to…? Wpisałam hasło do wyszukiwarki. Belize!
Wszystko wskazuje na Belize! No dobrze, nie mam chyba wyjścia. W takim razie zrealizuję mój dawny plan. Belize i Salwador. Polecę do Belize City, po lądzie przeprawię się przez Gwatemalę na drugą stronę Ameryki Środkowej i dotrę do Salwadoru nad Oceanem Spokojnym. I stamtąd wrócę do Polski.
Kupiłam bilet.
W tym samym czasie w Nowym Jorku pewien prawnik postanowił polecieć do ostatnich dwóch krajów, w których dotychczas nie był w Ameryce Środkowej: Belize i Panamy.
Kupił bilet.
I tak to się mniej więcej zaczęło.