Читать книгу Blondynka na Hawajach - Beata Pawlikowska - Страница 12
Rozdział 5. Rajskie wyspy
ОглавлениеROZDZIAŁ 5
Rajskie wyspy
Kona to zawietrzna strona wyspy. Każdej wyspy. Wszystkie wyspy na Hawajach mają region, który nazywa się Kona. To jest ta część, do której przybywa wiatr z oceanu. Oraz samolot z San Francisco, który zgodnie z planem wylądował około pierwszej po południu lokalnego czasu.
Małe budynki lotniska w tradycyjnym hawajskim stylu, szum w głowie. Dwanaście godzin różnicy w porównaniu z czasem w Polsce. Wyruszyłam w środę rano, teraz jest piątek nad ranem, ale jednocześnie czwartek po południu. Godziny spędzone na sztucznie oświetlonych lotniskach i w samolotach zlewają się ze sobą. Nie wiem już gdzie jestem. Jedyna nadzieja w tym, że pilot wylądował właściwie.
Wyciągam z ciekawością szyję. Może gdzieś w oddali zobaczę wierzchołek najwyższej góry świata? Nic nie widać. Niebo jest zasnute dymem wydobywającym się z wulkanów na południowo-wschodniej części wyspy.
Kona to zawietrzna część Big Island, Wielkiej Wyspy. Zawietrzna, czyli ta, z której wieje wiatr, w odróżnieniu do nawietrznej, czyli pod wiatr.
Kailua-Kona to największe miasto w dystrykcie Kona w zachodniej części Big Island. Nie mylić z Kailua w hrabstwie Honolulu na wschodnim wybrzeżu wyspu Oahu.
Biały smukły kościół i ogromne drzewo o gładkich szarych konarach, które wyglądają jak wijące się do nieba węże. To jest moje pierwsze wspomnienie z Hawajów. Zakręt na pustej szosie. Zielonkawy brzeg oceanu. Żółty katamaran na wodzie. Nazywał się Kini-kini, czyli „Mnóstwo”.
Serio?… Zatrzymałam się przy brzegu. Tak wyglądają Hawaje?…
A właściwie jak miałyby wyglądać? – zapytałam samą siebie.
Biały, smukły kościół i rozłożyste drzewo w mieście Kailua-Kona na Big Island.
Mała, płytka zatoczka, w której kąpały się dzieci. Pusta droga. Łódki na piasku. Palmy w oddali. Czegoś mi tu brakowało. Ale czego?… Czegoś… hawajskiego. Zaraz. Gdzie są tancerki hula, trzcinowe spódniczki, girlandy kwiatów i surferzy na deskach?… Elvis Presley z gitarą??…
Roześmiałam się. Zabawne, że czasem z okruchów informacji tworzy się pewien podświadomy obraz, który nie ma nic wspólnego z prawdą. Niektórzy czasem nawet sprytnie zbierają te okruchy i kreują z nich reklamową wizję odpowiadającą skrytym ludzkim pragnieniom.
Na okładkach amerykańskich pism turystycznych na początku lat sześćdziesiątych można było zobaczyć obrazki z raju. Hawaje były reklamowane jako paradise islands – rajskie wyspy pełne młodych dziewcząt o długich, falujących włosach oraz równie pięknych, muskularnych młodzieńców, których jedynym zajęciem było pływanie na deskach po falach oceanu. Oraz uśmiechanie się do fotografów. Wschody słońca i zachody słońca. Kostiumy bikini, słoneczna pogoda, na twoje przybycie oczekują szczęśliwi tubylcy z ananasami w rękach.
Stworzono obraz miejsca przeznaczonego na idealne wakacje w tropikalnym raju. Aż chciałoby się uwierzyć, że orzechy kokosowe same spadają z drzewa prosto w twoje spragnione ręce, a stoliczek sam się nakrywa na wieczorny posiłek pod niebem pełnym gwiazd. Och, nawet więcej!
Idealne wakacje, idealna miłość, idealny ślub!
W samolocie przed wylądowaniem zwykle trzeba wypełnić formularz imigracyjny, w którym jedno z najważniejszych pytań dotyczy celu przyjazdu. Najczęściej dwie pierwsze możliwości do wyboru to „wakacje” albo „biznes”. Gdziekolwiek będziesz na świecie, jesteś albo turystą, który zamierza zwiedzać i wydawać pieniądze, albo wysłannikiem firmy, która chce na miejscu robić interesy. Tak czy inaczej jesteś mile widziany.
Okładka pisma dla surferów, zachęcająca do wzięcia udziału w zawodach na cześć słynnego hawajskiego surfera i ratownika Eddie'go Aikau.
Zbliżaliśmy się właśnie do lądowania. Wypełniłam wszystkie rubryki, gdzie należy podać imię, nazwisko, datę urodzenia, adres zamieszkania, płeć, zawód, numer lotu samolotem i numer paszportu, i zatrzymałam się przy „celu podróży”. I zdumiałam się, bo dwie pierwsze opcje do wyboru to „ślub” albo „podróż poślubna”!
To jest najbardziej popularny cel podróży na Hawaje!
Biała suknia, złota plaża, zachód słońca. Rachunek za tę jedną noc wynosi mniej więcej trzydzieści tysięcy dolarów. Wszystko na Hawajach jest drogie. Wtedy jednak jeszcze o tym nie wiedziałam.
Siedziałam przy oknie autobusu i przecierałam oczy ze zdumienia.
Mówiłam już, że między Polską a Hawajami jest dwanaście godzin różnicy czasu, prawda? I że uciekł mi samolot na Hawaje, więc musiałam zostać na noc w San Francisco? Byłam więc trochę zmęczona, rozkojarzona i z trudem usiłowałam zebrać myśli i podążyć za nimi.
Znów przetarłam oczy i zmrużyłam je, żeby lepiej widzieć. W głowie rozbrzmiewało mi z głuchym stukotem tylko jedno pytanie:
– GDZIE JA JESTEM??!!
Autobus podskakiwał, ja trzęsłam się wraz z nim, a te trzy uparte słowa dudniły w moich myślach jak pestki w pustej tykwie.
GDZIE JA JESTEM???…
Gdzie ja jestem? Co się stało? Dokąd ja leciałam? Dokąd chciałam przyjechać? Co tu się dzieje? Co ja widzę?…
I jak to możliwe, że widzę to co właśnie widzę????….
Przykleiłam nos do szyby.
Jechałam przez pustynię. Przez czarną pustynię, która ciągnęła się aż po horyzont. Mrużyłam oczy, wpatrywałam się w dal, ale za oknem nie było nic. Tylko czarna płaska pusta pustynia, gdzie nic nie rośnie i nic nie żyje. Z całą pewnością nie jest to miejsce, gdzie ktokolwiek chciałby brać ślub albo przyjechać w podróż poślubną. Ani w ogóle jakąkolwiek podróż.
Zamknęłam oczy, potrząsnęłam głową i znów wyjrzałam przez okno.
Tego się nie spodziewałam – południowa część wyspy Big Island była czarna, sucha, pusta i pozbawiona życia.
Bez zmian. Czarna płaska ziemia bez oznak jakiejkolwiek formy życia. Nie było nawet najmniejszego źdźbła trawy. Ani jednego kwiatka. Żadnego pagórka ani drzewa. Zwały czarnych kamieni. Czarny, suchy, pusty płaskowyż ciągnący się kilometrami po obu stronach drogi.
Westchnęłam. Myślenie przychodziło mi z wyraźnym trudem.
Są tylko dwie możliwości.
Albo przez pomyłkę wylądowałam nie tam, gdzie planowałam dotrzeć.
Albo Hawaje są zupełnie inne niż wszystkim się wydaje.
Obie możliwości były bardzo prawdopodobne.
Zobacz jak wyglądał
mój pierwszy dzień na Hawajach.