Читать книгу Blondynka na Hawajach - Beata Pawlikowska - Страница 16
Rozdział 7. Teleskopy i skoczogonki
ОглавлениеROZDZIAŁ 7
Teleskopy i skoczogonki
Mauna Kea!!!
Jak zupełnie inaczej to sobie wyobrażałam!!!
I jak to w ogóle możliwe, że na szczyt największej góry świata można wjechać samochodem???!!!
Zaczęło się jak zawsze od jednego drobnego wyjątku. W latach sześćdziesiątych szukano odpowiedniego miejsca, z którego można by prowadzić badania planet w podczerwieni. Naukowcy obejrzeli różne góry w Ameryce Północnej i Południowej, ale na każdej znaleziono jakąś przeszkodę. Albo nie była wystarczająco wysoka, albo zbyt wilgotna, albo zbyt blisko miasta, albo całkowicie niedostępna.
Tymczasem hawajski wulkan Mauna Kea na jednej z wysp Oceanu Spokojnego był po prostu idealny. Miał wszystko, czego astronom potrzebuje do szczęścia: bardzo suche powietrze umożliwiające czysty odbiór i pomiar promieniowania odległych ciał niebieskich, totalną ciemność niezakłóconą sztucznym światłem ludzkich osad oraz wysoki stopień fotometryczności nieba, czyli mówiąc prościej: brak chmur.
Zbudowano pierwszy niewielki teleskop. Komu może przeszkadzać grupka naukowców zbierających dane z kosmosu?
Grupka szybko zaczęła się powiększać. Przyjechali Chińczycy, Japończycy, Francuzi, Australijczycy, Anglicy, zachwyceni wyjątkowymi warunkami na szczycie i gotowi zapłacić wielkie pieniądze za możliwość postawienia własnych obserwatoriów i zbierania danych z kosmosu. Teraz jest ich trzynaście. Największy ma średnicę dwudziestu pięciu metrów.
Jeśli postawisz na szczycie góry teleskop, musisz jakoś do niego dojechać. Powstała droga. Kwatery dla pracowników stacji badawczych. Kwatery dla studentów. Trzeba było im przywozić sprzęt, jedzenie, zorganizować elektryczność i bieżącą wodę. Wąski trakt przestał wystarczać, postanowiono więc zbudować szerszą drogę. Pokrytą asfaltem aż do budynków gospodarczych i centrum dla zwiedzających.
Wkrótce jednak okazało się, że bardzo silny wiatr wiejący na wierzchołku rozrzuca drobiny ziemi, pyłu i kurzu, które wciskają się między metalowe elementy konstrukcji bezcennych teleskopów, więc ciągle trzeba je czyścić i naprawiać. Ziemia przeszkadza naukowcom badającym kosmos, bo za mocno się kurzy. Trzeba więc ziemię przykryć betonem.
Wyobraź sobie wielką srebrną czaszę o średnicy dwudziestu pięciu metrów. Dwadzieścia pięć metrów to dziewięć pięter. Teleskopy wyglądają jak kuliste białe świątynie na szczycie góry. Daleko im jednak do spokoju. Huraganowy, lodowaty wiatr wieje tak mocno, że z trudem szłam przed siebie, nie mogąc się oprzeć myśli, że ta wichura to nie przypadek i przy pierwszej nadarzającej się sposobności zmiecie z wulkanu to, co przywieźli tam ludzie.
Na szczycie świętego wulkanu Mauna Kea ponad chmurami jest bardzo sucho i bardzo ciemno – dlatego buduje się tam kolejne obserwatoria astronomiczne mimo protestu rdzennych Hawajczyków.
W 2007 roku Stany Zjednoczone i Kanada ogłosiły, że zamierzają zbudować na szczycie Mauna Kea największy teleskop ze wszystkich. Ma mieć lustro o średnicy trzydziestu metrów. Prawie pięćset sześciokątnych luster wycelowanych w przestrzeń kosmiczną i rejestrujących obraz w zakresie od ultrafioletu do podczerwieni. Półtora miliarda dolarów, zapłacone wspólnie z Chinami, Japonią i Indiami, które włączyły się do projektu.
Ale zaraz.
Czy zapomnieliście, że Mauna Kea to święte miejsce? Mauna a Wakea, Góra Połączenia Ziemi i Nieba. Góra, która jest przodkiem ludzkości. Czy chcecie jej na głowie przyczepiać następne metalowe guzy, przez które zamierzacie patrzeć w kosmos?
W kosmos, czyli gdzie?
W bezkresną przestrzeń, w której gubią się wszystkie wasze liczby, obliczenia i definicje? Gdzie nie ma nic, co znacie z planety Ziemia? Gdzie wszystko jest nowe, inne, niemożliwe do uchwycenia, bo jest zbyt daleko, a czasem jest stworzone z materii niebędącej materią? Czy o to wam chodzi? Żeby zajmować się czymś, co znajduje się dziesiątki lat świetlnych stąd, bo dzięki temu nie musicie rozwiązywać problemów istniejących w waszej ziemskiej rzeczywistości?…
Nowy trzydziestometrowy teleskop za półtora miliarda dolarów, jeszcze jedna świątynia Boga Nauki zbudowana na świętej górze, której usiłują bronić rdzenni mieszkańcy Hawajów. Przychodzą na budowę, blokują drogę, organizują demonstracje, odwołują się, opóźniają prace. A nowa żelazna kopuła rośnie.
Nad morzem chmur na szczycie Mauna Kea
Mam taki pomysł. Nauka jako źródło zrównoważonego rozwoju na Ziemi.
Brazylia zezwala na wycinanie dżungli amazońskiej mimo że wszystkie znane fakty dowodzą, że takie działanie jest szkodliwe nie tylko dla puszczy, zwierząt i roślin, ale także dla światowego klimatu i przyszłości ludzkości. Brazylia zezwala na wycinanie dżungli ponieważ czerpie z tego zyski. Robi to dla pieniędzy. Czy współczesna nauka nie mogłaby skonstruować takiego scenariusza rozwoju dla Brazylii, który pozwoliłby zachować tropikalną puszczę w całości, a jednocześnie wskazać na inne źródło czerpania zysków, które byłoby mądre i wspierałoby Ziemię zamiast ją niszczyć?…
Moim zdaniem najpierw trzeba uporządkować dom, w którym się mieszka. A dopiero potem wyruszać na podbój innych światów.
Niech wszyscy astronomowie odłożą na rok teleskopy i zajmą się rozwiązaniem problemów, jakie mamy tu, na Ziemi. Jak poprawić jakość powietrza? Jak wyjąć tony plastikowych śmieci z dna oceanu? Jak nauczyć ludzi mądrego gospodarowania i segregowania śmieci? Jak doprowadzić do tego, żeby przestali marnować jedzenie i kupować więcej niż potrzebują? Jak nauczyć ludzi szacunku do środowiska, w którym mieszkają? Jak nauczyć ich patrzenia na drzewo jako cud natury i źródło tlenu niezbędnego do oddychania, a nie jak na przyszły mebel i źródło potencjalnego zysku?
Nauka ma służyć dobru ludzkości.
W pierwszej kolejności to dobro jest do zrobienia tutaj, w naszej najbliższej okolicy.
Bo co z tego, że naukowcy przybyli na szczyt Mauna Kea z mikroskopami i znaleźli owada nazwanego Nysius wekiuicola, który nie występuje nigdzie indziej na Ziemi? Jest jednym z dwóch owadów Wēkiu, czyli wierzchołkowych, drugi mieszka na szczycie sąsiedniej góry Mauna Loa.
Nysius wekiuicola, choć sam jest maleńki, bo nie większy od ziarna ryżu, w bardzo niezwykły sposób poluje na innych mniejszych od siebie. Zaczaja się w odpowiedniej szczelinie albo półeczce skalnej i czeka na podmuchy wiatru, które podrzucają niżej fruwające owady prosto do jego paszczy. Okazało się w dodatku, że natura tak nadzwyczajnie przysposobiła go do życia na wierzchołku góry, że świetnie sobie radzi nawet w mrozie do -17 stopni. Jego krew ma wyjątkowy skład chemiczny, dzięki któremu nie zamarza.
Na szczycie Mauna Kea mieszka też kilkanaście innych specjalnie przystosowanych owadów. Jest dzienna ćma z gatunku Agrotis, są gąsienice, pająki, stonogi i skoczogonki, które skaczą używając specjalnych sprężynek w ogonkach.
Tylko co z tego, że o tym wiemy, skoro miejsce gdzie żyją ma zostać polane betonem i przeznaczone na budowę jeszcze jednego teleskopu, przez który naukowcy będą patrzeć w gwiazdy i inne galaktyki?
Założę się, że astronomowie nawet nie wiedzą o istnieniu skoczogonków i Nysiusa, bo nigdy nie zainteresowali się tym, co jest tuż pod ich stopami. Co szumi, szeleści i porusza się dookoła w trawach i kamykach. Po czym depczą butami zmierzając do laboratorium.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki