Читать книгу Mroźne łzy. Tom 2 - Bree Barton - Страница 11
Rozdział 4
ОглавлениеZA NAS OBOJE
Minęły dwa dni, potem trzy. Czwartego Pilar poczuła, że robi się zimniej. W oddali ujrzała wielkie białe kopce na ziemi. Lodowe Jaskinie.
– Zbliżamy się do granicy – oznajmiła Quinowi.
– Tak przypuszczam.
Kiedy się już przeprawią przez Cieśninę Nieboszczyka i wkroczą do śnieżnego królestwa, ich drogi się rozejdą. Na samą myśl o tym zalała ją panika.
– Mam pytanie – rzekł Quin, gdy brnęli przez śnieg. – Wiesz, co się stało z Domenikiem du Zolem?
Rzucił to tak sobie, prawie mimochodem. Nie uszło jednak jej uwadze lekkie drżenie jego oddechu.
Jej też brakowało Domeniqa. Był dla niej w Refúj jedynym prawdziwym przyjacielem, mimo że przyjaźń ta trwała krótko. Wspominała jego życzliwy, lekko skrzywiony uśmieszek, który tak rozjaśniał mu twarz.
Pamiętała też sposób, w jaki on i Quin tańczyli razem pod Błękitnym Feniksem. Spoceni. Tak blisko siebie.
– Nigdy go nie widziałam w zamku – odpowiedziała szczerze.
– A ja tak – rzekł Quin i uświadomiła sobie, że ją tylko podpuszczał. Sam doskonale znał odpowiedź. – Twoja matka wykorzystuje go do magicznych ćwiczeń. Czasem wysyła go ze strażnikami, by przywiózł kolejne ciała do sali. Ona i Angelyne rozpalają go, żeby mówił i robił straszne rzeczy, których normalnie nigdy by się nie dopuścił.
– Skąd możesz wiedzieć, czego Dom by się dopuścił? Przecież dopiero się poznaliście.
– Wiem, że jest dobrym człowiekiem – odburknął. – I mądrym. O hojnym sercu. Bardziej, niżbym to mógł powiedzieć o tobie.
Uniosła rękę.
– Nie kłóciłam się z tobą, Killian. Po prostu zapytałam.
Skrzyżował z nią spojrzenia. W jego oczach błyszczała zapalczywość. Potem odwrócił wzrok.
– Oboje wiemy, że Dom grał na dwie strony. Szkolił się na Łowcę wiedźm, a w tajemnicy chronił swoją rodzinę Dujii. Ale reszta rzecznego królestwa nie zna prawdy. Dla nich jest on potężnym przykładem. Ostatni Łowca, jaki został przy życiu, teraz służy nowej królowej.
– A co z Griffinem Rose’em? Nieustraszonym przywódcą Kręgu Łowców? On przecież też żyje – prychnęła Pilar. – Choć, jak słyszałam, umysł mu tak szwankuje, że siorbie zupę z buta w zamkowych lochach. Zdaje się, że po latach mordowania niewinnych Dujii wreszcie dostał za swoje.
– A mimo to szukasz w Luumii drugiego takiego jak on – mruknął Quin. – Prawdziwy z ciebie kłębek sprzeczności.
Okręciła się.
– Ja jestem kłębkiem sprzeczności? Griffin Rose ożenił się z kobietą, która rzuciła na niego urok! Która nigdy go nie kochała, ale kochała moją matkę; akurat sobie wybrała. Griffin Rose, zabójca wiedźm i ojciec dwóch Dujii, z których jedna nie żyje.
Quin się zatrzymał.
– Mogłabyś okazać trochę szacunku, gdy mówisz o Mii Rose.
Zgromiła go wzrokiem. Mia i Karri były dwoma zamarzniętymi jeziorami, wokół których stąpali na palcach. To nie w stylu Pilar. Niedobrze jej się robiło, gdy nie mogła powiedzieć, co myśli.
Właśnie mieli rozpocząć swoją pierwszą prawdziwą rozmowę, czy mu się to podoba, czy nie.
– Wiem, że są rzeczy, które chcesz mi powiedzieć – rzekła. – Po prostu brak ci do tego odwagi.
– Nie jesteś zbyt subtelną osobą, prawda?
– Na tym świecie nie ma miejsca na subtelność.
– Myślę, że niczego ten świat nie potrzebuje bardziej.
Zaczął sobie nucić.
Pilar rozpoznała melodię. Znów była w Kaer Killian, czaiła się w korytarzu w noc przed książęcym weselem.
Odniosła wrażenie, że od tamtej chwili minęło całe życie. Miała wtedy poczucie wielkiej misji. Zabić Mię Rose, wroga wszystkich Dujii. Uratować siostry. Wrócić do Refúj jako bohaterka i wreszcie oczyścić swe imię.
Czasami to, czego najbardziej pragniemy, okazuje się tym, co nas niszczy.
Quin nucił łagodnie. Nie mogła tego znieść.
– Przestań – syknęła.
Przestał. Zaczerpnął powietrza.
– Chcesz, żebym porozmawiał o Mii? – spytał. – Tęsknię za nią. Myślę o niej przez cały czas. Niekiedy nie śpię w nocy tylko po to, by się przekonać, czy wywołam z pamięci jej piegi.
– Czemu? – Pilar przełknęła łagodność w swym głosie. – Rysujesz jej portret?
– Zawsze jesteś taka bez serca?
Przez całe osiemnastoletnie życie mówiono Pilar, że ma ufać swojemu sercu. „Odczuwaj, a nie myśl – pouczała ją matka. – Zaufaj swemu sercu, nie umysłowi”.
I właśnie serce ją zawiodło.
– Myślę – odpowiedziała – że bardzo marnie ci idzie otrząsanie się z tego.
– Nie próbuję się z tego otrząsnąć. Przeżywam żal po stracie.
– To Mia zatrzymała serce twojej siostry! Powinieneś jej nienawidzić.
– Nie żywię do nikogo nienawiści.
– Kłamca. Każdy kogoś nienawidzi.
Jego zielone oczy rozbłysły bardziej litością niż gniewem, a to było znacznie gorsze. Chciała go zranić. Urazić do żywego, zanim on zrani ją.
– Jesteś tchórzem – stwierdziła. – Nawet nie powinieneś tu być. Gdybyś miał odwagę, znalazłbyś sposób na to, by pokonać Angelyne. Już odrobina odwagi kazałaby ci wrócić do Glas Ddir i ocalić twój lud.
Trafiła. W jego oczach błysnęła iskra wściekłości.
– Nie mów mi, co mam robić, a czego nie. Żyłem u boku ojca i widziałem, do czego jest zdolna nienawiść.
– Jak mogłeś dorastać w tym zamku, z tamtymi ludźmi i nie czuć do nich nienawiści? Do swojego ojca za wszystko, co zrobił?
– Gdybym się poddał takim uczuciom – rzekł, a mięśnie szczęki napięły mu się przy tym – byłbym nie lepszy niż on. Myślisz, że człowiek staje się silniejszy, gdy krzywdzi bliźnich? Ja uważam, że właśnie to czyni z ciebie tchórza. Ukrywasz się za swoimi pięściami, żeby nie musieć nic czuć. Nie widzisz, że przeżywam żal, smutek? – Szarpnął sobie loki na głowie. – Nie chodzi tylko o Mię. Straciłem siostrę. Całą rodzinę.
– Moja matka była całą moją rodziną. Zdradziła mnie.
– Wiem.
– Wykorzystała mnie do zabijania niewinnych ludzi. Strzeliłam do Karri tylko dlatego, że matka mi kazała.
– Wiem. – Spojrzał jej prosto w oczy. – Nie masz monopolu na smutek, Pilar. Nawet jeśli tego nie przyznasz, i tak wiem, że też go przeżywasz.
Dlaczego był tak życzliwy? Ona podsuwała mu ogień, on sypał na to śnieg.
– Nie musisz mi mówić, jak przeżywać smutek – warknęła.
– Oczywiście, że nie muszę. Uważam jednak, że smutek ma moc. Zalewa nas, czy tego chcemy, czy nie. Jeśli go zignorujemy, narasta w nas i wydobywa się na wszelkie możliwe sposoby. Jeśli pamiętamy, co straciliśmy, smutek staje się silniejszy, ale my też rośniemy w siłę.
– Twoja siostra nie żyje przeze mnie. Mia nie żyje przeze mnie. O mało nie zabiłam cię strzałą! Czemu mnie nie nienawidzisz?
– Jestem wściekły. Jestem okropnie smutny. Ale nie ma w tym nienawiści.
– Świetnie. – Zacisnęła szczęki. – W takim razie nienawidzę siebie za nas oboje.
Kiedy położył dłoń na jej ramieniu, wzdrygnęła się. Nie była już w lesie z Quinem. Była w chacie nad jeziorem. Leżała na twardym klepisku i patrzyła na długie drewniane belki sufitowe.
Cios zniosłaby z godnością. Delikatny dotyk przeraził ją.
Instynktownie odepchnęła Quina, aż stracił równowagę. Gdy się zatoczył na ziemię, zabolało ją w piersi.
Nie chciała go zranić. Naprawdę, ani trochę.
Miał rację. Jeśli jej pięści walczyły z uczuciami, zawsze wygrywały te pierwsze.
Kiedy się odezwała, panowała nad swoim głosem.
– Chcę ci coś podarować, Killian.
– Co takiego mogłabyś mi dać?
Wyciągnęła do niego rękę i pomogła mu się podnieść.
– Nauczę cię walczyć.