Читать книгу Na Krawędzi Cienia - Brent Weeks - Страница 11
6
ОглавлениеCzuję się, jakbym przez tydzień wdychał trociny – powiedział Kylar.
– Tylko rzeczną wodę. I przez pięć minut – odpowiedziała Uly. Lapidarnie. Zadzierając nosa.
Kylar usiłował otworzyć oczy, a kiedy mu się udało, nadal nic nie widział.
– Więc mnie wyciągnęłaś. Gdzie jesteśmy, Uly?
– Powąchaj.
Odgrywała twardą, co znaczyło, że śmiertelnie ją przeraził. Tak właśnie zachowują się małe dziewczynki? – zastanawiał się.
Wziął ledwie pół wdechu i rozkaszlał się od smrodu. Byli na Plith, w szopie na łodzie Mamy K.
– Nie ma to jak ciepłe ścieki w chłodną noc, co? – powiedziała Uly.
Kylar przeturlał się na bok.
– Myślałem, że to twój oddech.
– Który pachnie równie ładnie jak ty wyglądasz – odgryzła się.
– Powinnaś być grzeczniejsza.
– Powinieneś być martwy. Idź spać.
– Myślisz, że takie dyrygowanie jest słodkie?
– Potrzebujesz snu. I nie wiem, co tu ma do rzeczy dogorywanie.
Kylar zaśmiał się. To zabolało.
– Widzisz? – powiedziała Uly.
– Znalazłaś sztylet?
– Jaki sztylet?
Kylar złapał ją za tunikę.
– Ach, ten, który musiałam łomem wyważać z twojego ramienia?
Nic dziwnego, że ramię go bolało. Nigdy jeszcze nie widział Uly tak zgryźliwej i tak wygadanej. Jeśli nie będzie uważał, to dziewczynka zaraz zaleje się łzami. Jedna rzecz to czuć się jak dupek, a całkiem inna – czuć się jak bezradny dupek.
– Jak długo... mnie nie było?
– Dzień i noc.
Zaklął pod nosem. To już drugi raz Uly widziała, jak go mordują, jak okaleczają jego ciało. Cieszył się, że niewzruszenie wierzyła w jego powrót. Obiecał jej, że wróci, ale nigdy nic nie wiadomo. Wiedział tylko, że raz mu się udało. Wilk, dziwny mężczyzna o żółtych oczach, którego spotkał między życiem i śmiercią, nie dał mu żadnej gwarancji. Tym razem Kylar go nie spotkał. Miał nadzieję zadać mu kilka nowych pytań, na przykład ile ma żywotów. A co, jeśli tylko dwa?
– Gdzie jest Elene? – zapytał.
– Poszła po wóz. Strażnicy, których przekupił Jarl, będą na warcie jeszcze tylko godzinę.
Elene sama poszła po wóz? Kylar był straszliwie zmęczony. Widział, że Uly znowu jest o krok od łez. Jaki człowiek naraża na coś takiego małą dziewczynkę? Kiepska z niego namiastka ojca, ale nauczył się myśleć, że lepsze to niż nic.
– Powinieneś się przespać – powiedziała, znowu siląc się na szorstki ton.
– Upewnij się...
Był tak obolały, że nie mógł dokończyć myśli, już nie mówiąc o zdaniu.
– Zaopiekuję się tobą, nie martw się.
– Uly?
– Tak?
– Odwaliłaś kawał dobrej roboty. Świetnej. Jestem twoim dłużnikiem. Dziękuję. I przepraszam.
Kylar niemal czuł na skórze, że powietrze w szopie robi się za ciepłe i za słodkie. Jęknął. Chciał powiedzieć coś błyskotliwego i uszczypliwego, coś w stylu Durzo, ale zasnął, nim znalazł właściwe słowa.