Читать книгу Dom między chmurami - C. Klobuch - Страница 6

Marzenie królów

Оглавление

Ojciec i syn pojawili się pod koniec pory deszczów. Obaj mieli długie nogi i wysokie czoła mieszkańców pogórza rozciągającego się na północ od miasta, ale włosy dorosłego były zupełnie siwe, co nie pasowało do wieku chłopaka. Weszli do izby, a krople ściekały z ich obszernych szat na gołe łydki i stopy, i dalej na klepisko.

– Szliśmy do miasta przez dziewięć dni. Byliśmy u wielu medyków, wielmożny panie Pakh – odezwał się ojciec. Starał się nadać swojemu głosowi godny ton, tak jakby nadal mógł wybierać. – Powiedzieli, że nam pomożesz.

Stojący z tyłu chłopak trzymał głowę przechyloną na bok i mrugał szybko, być może nie mogąc przyzwyczaić się do półmroku panującego w izbie. Wielki brązowoczerwony guz po lewej stronie jego szyi rozlewał się od szczęki w dół, aż do obojczyka.

Człowiek, do którego przyszli, nie nazywał się naprawdę Pakh. Przyjął to imię, kiedy go wygnano z równin, i szybko je znienawidził, podobnie jak całe miasto, w którym znalazł schronienie. Co jakiś czas przyjmował pojedynczych pacjentów z niewielkimi dolegliwościami. Wiedział, że to za mało, by jego imię stało się rozpoznawalne, a przybysze trafiali do niego tylko dlatego, że nie został im nikt inny. Nie obchodziło go to. Od dawna pracował nad magiczną więzią i uznał, że lepsza okazja nie nadarzy mu się szybko.

– Masz pieniądze? – zapytał ojca.

W tym przeklętym miejscu nawet kilka monet na dłoni siwowłosego wyglądało jak kupka mokrej gliny. Pakh wyjął igłę w kościanym uchwycie i tusz, po czym kazał mężczyźnie rozebrać się do pasa.

– To lekarstwo?

– Połączę was tak, żeby twoje siły życiowe pomogły mu w walce z chorobą. Dobrze, żebyś miał ich jeszcze trochę. I żebyś nie bał się bólu.

– Sił mam tyle, co każdy – odparł tamten. – To moje jedyne dziecko.

Wzdrygnął się lekko, gdy Pakh wbił igłę płytko w jego pierś, dwa palce poniżej ciemnego sutka. Przez cały zabieg jego twarz pozostawała obojętna, choć każde ukłucie z pewnością paliło jak użądlenie stepowego szerszenia. Pakh metodycznie tatuował fragment po fragmencie głównej linii dokoła klatki piersiowej przybysza, dodawał jedną albo dwie krótkie odnogi ze Słowami na końcach, przesuwał zydel o pół stopy i wracał do głównej linii. Po skończeniu okrążenia nakazał staremu podnieść ręce i sprawdził, czy główny pas nie ma żadnych przerw. W słabym świetle izby linie tatuażu były niemal niewidzialne, jak bluszcz oplatający pień drzewa od dziesiątków lat, dość długo, by wrosnąć w nierówności i załomy kory.

Pakh zdecydował, że pięć pełnych linii wystarczy. Kiedy skończył, piekły go oczy, a pod czaszką pulsowała krew – od pracy z igłą przy słabym świetle i z powodu utraty części magicznej aury, którą wprowadził we wzory. Siwowłosy siedział nieporuszony, z oczami utkwionymi w przeciwległej ścianie. Zapewne odkrył w swojej świadomości istnienie nowej siły i próbował przyzwyczaić się do jej obecności, albo ją usunąć.

– Co teraz? – zapytał.

– Pomożesz mi zbudować imperium, któremu nic nie dorówna. A potem zjednoczyć świat. Wojny skończą się raz na zawsze, nastanie nowy wiek pokoju i porządku. Czy to nie jest cel, któremu warto poświęcić resztę życia?

Siwowłosy skinął niepewnie głową.

– Już raz próbowałem tego dokonać, ale otaczali mnie głupcy i tchórze. Bali się, że stracą swoje brzydkie szkapy i równie brzydkie żony. I władzę, sięgającą nie dalej niż smród z ich namiotów. – Wspomnienie porażki sprzed lat sprawiło, że mięśnie Pakha znowu się napięły. – Teraz będzie inaczej, bo ty mnie nie zdradzisz. Mam rację?

– Tak.

– Takich jak ty będą tysiące, wszyscy jak jedno ciało kierowane jedną wolą. Władca, którego żołnierze nigdy nie zdradzą i nie zwątpią w zwycięstwo, może przegrać bitwę, ale wygra każdą wojnę.

– Co z nim?

Chłopak siedział na ziemi w kącie izby z głową opartą nierówno o ścianę i z zamkniętymi oczami.

– Nie martw się – powiedział Pakh. – Potrafię sprawić, by wróciły ci męskie siły. Będziesz jeszcze miał wiele zdrowych dzieci, synów i córki. Ich potomkowie staną się liczni jak ziarnka piasku na pustyni.

– Więc on nie jest ważny?

– Dzięki niemu do mnie dotarłeś. Więcej nie jest potrzebne.

Zmarszczki wokół oczu starego zniknęły, jakby w jednej chwili zapomniał o zmartwieniu, które odbierało mu sen i apetyt przez całe miesiące.

– Teraz zrób to – powiedział Pakh łagodnie. – Czekałem wystarczająco długo.

Mężczyzna podniósł się i sięgnął do swojego płaszcza. Wyjął z jego fałdów długi nóż. Pakh widział wiele śmierci i potrafił ocenić, kiedy żołnierz waha się przed zadaniem ciosu albo zastanawia nad skierowaniem ostrza w stronę dowódcy, a nie celu, który ten wskazał. Teraz nie dostrzegł niczego niepokojącego: ruchy przybysza były spokojne i celowe, jakby przymierzał się do zabicia owcy ze stada liczącego setki sztuk. Chłopak nie bronił się. Pisnął, gdy lewa dłoń ojca chwyciła go za włosy, a potem opadł na ziemię. Ciemna plama na klepisku nie różniła się wiele od wcześniejszych, które zrobili przybysze, wchodząc z deszczu do wnętrza izby.

Siwowłosy otarł ostrze o połę szaty swojego dziecka i wyprostował się, gotowy do spełnienia kolejnych poleceń.

– Pójdziemy na północ – powiedział mag. – Na pewno znasz dobre przejście przez góry albo możesz znaleźć przewodnika. Lepiej zrób to sam, nie zostało mi za wiele magii do oddania.

Odwrócił się w stronę wejścia, napawając się świadomością, że ma za plecami uzbrojonego sługę, któremu przed chwilą zabrał syna – i że wcale się tego nie obawia. Wyszli na wciąż padający deszcz i ruszyli w stronę najbliższej bramy.

Dom między chmurami

Подняться наверх