Читать книгу Pomiędzy nami góry - Charles Martin - Страница 3
Początek
ОглавлениеHej…
Nie jestem pewien, która jest teraz godzina. To urządzenie powinno wszystko rejestrować. Ocknąłem się parę minut temu. Jest jeszcze ciemno. Nie wiem, jak długo byłem nieprzytomny.
Śnieg wpada przez przednią szybę. Moja twarz jest pokryta lodem. Mruganie przychodzi mi z trudem. Jakbym miał na policzkach zaschniętą farbę. Tylko że nie smakuje jak zaschnięta farba.
Drżę… i czuję się tak, jakby ktoś usiadł mi na piersiach. Nie mogę złapać oddechu. Mam pewnie złamane dwa lub trzy żebra. I być może zapadnięte płuco.
Wiatr tu, w górze, wieje jednostajnie w ogon kadłuba… lub w to, co z niego zostało. Coś nade mną, być może jakaś gałąź, uderza o pleksiglas. Jakby ktoś ze zgrzytem przejechał paznokciami po tablicy. Z tyłu wpada więcej mroźnego powietrza. Tam, gdzie znajdował się ogon.
Czuję zapach paliwa. Zapewne w obu skrzydłach jest go jeszcze dosyć dużo.
Chyba chce mi się wymiotować.
Obejmuje mnie jakaś ręka. Palce są zimne i pokryte odciskami. Widać obrączkę, startą na krawędziach. To Grover.
Nie żył już, zanim uderzyliśmy o wierzchołki drzew. Nigdy się nie dowiem, jak zdołał wylądować tak, że i ja nie zginąłem. Kiedy startowaliśmy, temperatura na ziemi była bliska zeru.
Nie jestem pewien, jaka jest teraz. Wydaje mi się, że jest zimniej.
Znajdujemy się pewnie na wysokości około 3500 metrów. Spadliśmy z jakichś 150 metrów, gdy Grover zahaczył o coś skrzydłem. Tablica kontrolna jest pogrążona w ciemnościach, zgasła. Pokrywa ją biały puch. Co kilka minut GPS na desce mruga, a potem znowu gaśnie.
Był gdzieś tutaj pies. Zbitek zębów i mięśni. Rudy, krótkowłosy. Wielkości mniej więcej chlebaka. Gdy oddycha, wydaje z siebie gniewne gardłowe dźwięki. Zdaje się, że rusza w moim kierunku. Stój…
Hej, mały… Przestań… Nie! Tylko nie tam! Dobrze, możesz lizać, tylko nie skacz. Jak się wabisz? Boisz się? Tak… ja też.
Nie pamiętam, jak ma na imię.
Wróciła mi świadomość… Długo byłem nieprzytomny? Jest tu pies. Wtulony pomiędzy moją kurtkę i pachę.
Wspominałem ci już o nim? Nie pamiętam, jak się wabi. Trzęsie się i drży mu skóra wokół oczu. Za każdym razem, gdy zawyje wiatr, zrywa się na nogi i warczy w jego kierunku.
Pamięć odmawia mi posłuszeństwa. Rozmawiałem z Groverem, to on pilotował, chyba schodził na prawo, tablica kontrolna mrugała intensywnie błękitnymi i zielonymi lampkami, jak okiem sięgnąć była pod nami czarna połać, na przestrzeni stu kilometrów ani jednego światła… była też kobieta. Próbowała się dostać do domu, do swojego narzeczonego. Następnego dnia miał się odbyć ich ślub. Zobaczę.
…Znalazłem ją. Nieprzytomną. Przyśpieszony puls. Oczy całe opuchnięte. Źrenice rozszerzone. Prawdopodobne wstrząśnienie mózgu. Liczne rany szarpane na całej twarzy. Kilka z nich będzie wymagało szwów. Prawy bark przemieszczony, a prawa kość udowa złamana. Nie przebiła skóry, ale noga jest wygięta i napina nogawkę. Muszę to obejrzeć… jak tylko złapię oddech.
Robi się coraz zimniej. Zdaje się, że dopadła nas w końcu burza. Jeżeli nas w coś nie owinę, zamarzniemy, zanim nastanie dzień. Tę nogę będę musiał nastawić rano.
Rachel… nie wiem, ile zostało nam czasu, nie wiem, czy się stąd wydostaniemy… ale… cofam to, co powiedziałem. Byłem zdenerwowany. Nigdy nie powinienem był tego mówić. Ty myślałaś o nas obojgu. Nie o sobie. Teraz to rozumiem.
Masz rację. Całkowitą rację. Zawsze jest szansa.
Zawsze.