Читать книгу Przejdź przez wodę, krocz przez ogień - Christian Unge - Страница 7
ОглавлениеCzwartek, 6 czerwca, wieczór
SZPITAL IM. ALFREDA NOBLA, SZTOKHOLM
– Tętno nitkowate! – zawołał anestezjolog.
Cały gabinet się zakołysał. Tekla źle się czuła, pot lał się jej po plecach. Zastanowiła się, czy wyjść z pomieszczenia lub powiedzieć Tariqowi, żeby ją zastąpił. Usłyszała jednak głos Emila dobiegający od drzwi – przypominał głos dyrektora cyrku:
– Hampus idzie!
Wzięła głęboki oddech, zmrużyła oczy i przeniosła się do Jämtlandii. Pod dąb nad jeziorem. Do Simona i taty, którzy czekali, aż naleje im gorącej kawy z termosu. Szafranowożółte jesienne liście tworzyły pokrywę na skraju wody. Simon powiedział, żeby uważała na swoje palce pianistki. Tekla odparła: „Sam sobie graj na pianinie, idioto. Jeśli będzie trzeba, zagram na perkusji choćby stopami”. Tata uśmiechał się z papierosem w ustach. „Cicho, bo mama w domu zdąży zasnąć, zanim coś złowimy”. Jakby kiedykolwiek na nas czekała, pomyślała Tekla.
Pam! Anki zatrzasnęła szafkę z lekami.
Tekla otworzyła oczy. Zrobiła trzy szybkie kroki w stronę ugodzonego nożem członka gangu.
– Załóżcie dren. Najgrubszy jaki się da.
Uniosła koniec noszy.
– Intubuję – usłyszała w tle anestezjologa. Jego głos brzmiał, jakby przechodził przez metalową rurę.
Motocykliści obserwowali dramat w skupieniu. Ściskali broń. Tekla słyszała, jak jeden z nich rozmawiał z kimś przez telefon.
Właśnie wkładała sterylne rękawiczki, gdy do sali wszedł Hampus Nordensköld w towarzystwie jeszcze jednej pielęgniarki. Miał potargane włosy.
– Co się dzieje?
Tekla nie widziała dotąd, żeby był aż tak podniecony.
Niższy motocyklista z ogoloną głową podniósł rękę i nie pozwolił Hampusowi podejść do noszy.
– Jeden lekarz wystarczy. Sytuacja jest pod kontrolą.
Tekla z radością zauważyła, jak na twarzy Hampusa pojawia się wściekłość.
– Mógłbyś pójść do drugiego zabiegowego? – poprosiła. – Chłopiec z gaucherem ma sepsę. Załatw mu miejsce na OIOM-ie i znajdź ojcu jakąś leżankę. – Wyjrzała znad ramienia Hampusa i zobaczyła, że ojciec chłopca siedzi oparty o ramię swojej całkowicie zdezorientowanej żony. – Będzie spał cztery i pół godziny.
Jakby miał choć odrobinę pojęcia, czym jest choroba Gauchera, pomyślała o Hampusie. Ale mężczyźni wolą kłamać w żywe oczy, niż przyznać się do niewiedzy.
Urażony Hampus przeczesał włosy palcami i poszedł do drugiego gabinetu.
– Skalpel – poprosiła Tekla, kiedy rana została oczyszczona.
– Brak pulsu! – zawołała pielęgniarka anestezjologiczna lekko zdesperowanym głosem.
– Zatrzymanie akcji serca – oznajmił polski anestezjolog nieco bardziej lakonicznie.
Tekla już miała powiedzieć: „Zacznijcie uciskać”, gdy dostrzegła kątem oka, jak potężniejszy motocyklista zrobił trzy kroki i zaczął masaż serca. Idealny, w równym rytmie, na odpowiednią głębokość.
– Kontynuuj – wydyszał gangster.
Tekla wyjęła Cassandrze z ręki skalpel i zrobiła długie nacięcie wzdłuż żebra po lewej stronie klatki piersiowej. Potem przebiła się palcem nad kością do jamy opłucnej. Na brzuch pacjenta spłynęła krew i ściekła na jasnozielone linoleum na podłodze.
– Krew – powiedziała, jakby ktoś nie zauważył ciemnoczerwonej fontanny tryskającej z boku pacjenta.
Znów otworzyły się drzwi i do gabinetu weszła pielęgniarka oddziałowa.
– Przyjechało więcej harleyowców.
Dwóch motocyklistów popatrzyło na siebie ze zdziwieniem. Tekla miała wrażenie, jakby znalazła się na planie serialu Synowie Anarchii.
– Zastąp mnie! – krzyknął umięśniony motocyklista. Cassandra zostawiła kompresy i rzuciła się w stronę noszy, żeby kontynuować uciskanie. Niższy mężczyzna schował ręce za plecy, a potem wyciągnął pistolet. Wymierzył nim w wejście na oddział.
Kiedy wkroczyło kolejnych czterech mężczyzn, obaj obecni w gabinecie motocykliści wyluzowali. Jeszcze kilku z tego samego gangu. Rozmawiali gorączkowo, Tekla słyszała coś o Albańczykach i szczurach.
Stała z palcem w ciepłej klatce piersiowej, wyczuwając delikatne pulsowanie spowodowane masażem serca. Starała się skupić, chociaż pot ściekał jej do oczu i piekł jak ocet.
– Dren.
Hałas się nasilał.
Wzięła od Anki gruby gumowy wężyk i rotacyjnymi ruchami wprowadziła go do jamy opłucnej. Do worka, który Anki przed chwilą podpięła, popłynęła krew.
– Przywieźli krew zero minus?! – zawołała do pielęgniarki oddziałowej, która stała przyklejona do jednej ze ścian.
– Tak, mam ją.
– Zawieś i podłącz.
Tekla zerknęła przez ramię – Tariq Moussawi wciąż tkwił na posterunku. Ręce miał skrzyżowane. Wyraz twarzy mu się zmienił.
Po upływie minuty usłyszała, jak anestezjolog mówi do Cassandry:
– Przerwij na chwilę.
Przez kilka sekund w sali panowała głucha cisza. Członkowie gangu czekali w napięciu.
– Słaby puls – zakomunikował anestezjolog.
Tekla na moment zamknęła oczy. Zobaczyła przed sobą wilcze zęby szczęśliwego Simona i jego figlarne oczy.
Nagle usłyszała szczęk dobiegający z oddziału ratunkowego: metal trafiający na drewno, skrzypiąca guma. Potem do środka wpadli antyterroryści z bronią gotową do strzału.
*
Kątem oka widziała, jak policjanci powalają na ziemię motocyklistów i zakuwają ich w kajdanki. Starała się skoncentrować na przyszywaniu grubego drenu do klatki piersiowej pacjenta, w końcu założyła kilka nierównych szwów. Jeden z policjantów – dwa metry wzrostu i nieprawdopodobnie szerokie bary – podszedł do Tekli i ściągnął maskę z twarzy. Z powodu zamontowanej na hełmie kamery kojarzył się jej ze snowboardzistą. Zatrzymał się przy monitorze pokazującym pracę serca pacjenta – sto dwadzieścia uderzeń na minutę.
– Wszystko w porządku, pani doktor?
Tekla wzdrygnęła się na widok dużej broni automatycznej wiszącej na szyi policjanta, ale kiedy napotkała jego empatyczny wzrok, uspokoiła się. Spróbowała się uśmiechnąć.
– Przeżyje.
– Świetna robota. Zaraz zrobimy tu porządek i wszystko wróci do normy.
Między antyterrorystami przecisnęła się młodsza pielęgniarka i krzyknęła na całe gardło:
– Ogłoszono stan kryzysowy! Wieżowiec Söder torn eksplodował.
Tekla odłożyła kleszczyki chirurgiczne i igłotrzymacz na niebieską sterylną ściereczkę i popatrzyła, jak policjanci najpierw rozmawiają przez krótkofalówki, a potem między sobą. Atmosfera natychmiast zrobiła się gorączkowa. Tekla słyszała słowa „eksplozja” i „pożar”.
Postawny policjant znów do niej podszedł.
– Doszło do eksplozji w Söder torn i wybuchł gwałtowny pożar. Wzywają nasz oddział.
– A co z gangsterami? – spytała, przyklejając na drenie duży kryjący opatrunek. Anestezjolog podłączył drugą jednostkę krwi, ciśnienie ustabilizowało się na poziomie osiemdziesiąt na sześćdziesiąt.
– Patrol policji zabierze ich na komisariat na Torkel Knutssonsgatan.
– Teklo! – W tym chaosie rozległ się głos Cassandry. Trzymała w ręce telefon. – Ordynator chce z tobą rozmawiać.
Tekla ściągnęła zakrwawione rękawiczki i fartuch. Szybko upewniła się u anestezjologa, czy stan pacjenta jest pod kontrolą.
– Jest stabilny. Pojedziemy przez rentgen na OIOM.
Z drugiego gabinetu zespół anestezjologiczny zabierał właśnie chłopca na dziecięcy oddział intensywnej terapii.
Tekla wzięła telefon i przedstawiła się.
– Otrzymałem instrukcje, że koleżanka ma pokierować pierwszą grupą pomocy medycznej w związku z pożarem – oświadczył ordynator Leif Törblom głosem, który wydał się Tekli bełkotliwy. – Przygotowujemy sztab kryzysowy, ale musimy natychmiast oddelegować większą liczbę lekarzy na miejsce zdarzenia.
Tekla się rozejrzała. Nie pozostawało jej nic innego jak zrobić to, co kazał ordynator: włożyć kurtkę ratownika i pędzić do wieżowca na Södermalmie.
Opuściła gabinet zabiegowy, zatrzymała się przy umywalce i połknęła jeszcze jedną bombę, którą popiła letnią wodą. Na podjeździe dla karetek spotkała pielęgniarzy, Johana i Jessicę, którzy również zostali wysłani z pierwszą grupą pomocy medycznej.
– No to jedziemy – zarządziła.
Dostrzegła, że antyterrorysta o niebieskich oczach odwraca się i szuka jej spojrzenia, a potem wskakuje do srebrnej furgonetki i znika, udając się na miejsce pożaru. Męczyło ją jakieś dziwne uczucie. Kto udzielił ordynatorowi „instrukcji”, że to ona ma pokierować pierwszą grupą pomocy medycznej?