Читать книгу 84 000 - Claire North - Страница 10
Rozdział 5
ОглавлениеW Kryminalnym Biurze Obrachunkowym Dani Cumali sprząta resztki kanapki z ogórkiem.
Philip Arnslade patrzy na półprzytomną, zaślinioną matkę w dworze odziedziczonym po przodkach i mówi gwałtownie: „Cóż, wreszcie jest szczęśliwa!”.
W łodzi na kanale Neila jest zadowolona, gdy odkrywa, że nie robi się jej słabo na widok ran głowy.
Na brzegu oceanu mężczyzna, który może być ojcem albo nie, z wściekłością tłucze pięściami fale.
W przeszłości człowiek o imieniu Theo wraca na rowerze do domu po szkoleniu z podstaw budowy zespołu i jest przerażony twarzą, którą niedawno widział. Nie próbował rozmawiać z Dani. Po pierwszym szoku nie spojrzał jej znowu w oczy. Uciekł bez słowa z opuszczonym podbródkiem i kamienną miną. Pobiegł truchtem do roweru i odjechał, nawet nie wsunąwszy spodni w skarpetki.
Kolejki przed bramką na moście Vauxhall okazały się krótsze, niż się obawiał. Na elewacji elektrowni Battersea zobaczył olśniewającą feerię barw oświetlających chmury. Reklamowano nowy reality show w telewizji, w mroku wydymały usta gigantyczne umalowane twarze.
Pojechał dłuższą drogą, obok wielkich szklanych wież nad rzeką, a następnie na południe, w stronę domów, które stawały się coraz niższe i coraz bardziej zaniedbane. Zachwaszczone ogródki od frontu, pralnie samoobsługowe z burymi podłogami z linoleum, kościoły w szopach o spadzistych dachach głoszące przybycie nowego Jezusa, pana ognia i odkupienia, krzyżujące się nieczynne linie kolejowe, tanie bary z kebabami i siłownie dla mężczyzn o byczych karkach i mikroskopijnych główkach.
Kilka razy okrążył budynek, po czym zatrzymał się przed solidną czarną bramą w odrapanym murze z czerwonej cegły. Nie pamiętał, co ostatnim razem powiedziała pani Italiaander, gospodyni hodująca fuksje, gdy wszedł tędy do domu – coś mówiła, a on odpowiedział, może nawet prowadzili rozmowę – ale natychmiast o wszystkim zapomniał.
Usiadł w nogach łóżka, rozejrzał się po pokoju i po raz pierwszy w życiu zauważył, że jest zupełnie pozbawiony charakteru.
Drewniana figurka tańczącej kobiety.
Obraz przedstawiający świt nad zamglonym morzem.
Kilka filmów z lat pięćdziesiątych, gdzie wszyscy wiedzieli, co powiedzieć i jak powiedzieć.
Paprotka, która nie chce uschnąć.
Miał przed oczami twarz Dani Cumali i wszystkie te przedmioty wydały mu się nagle trywialne, żałosne. To olśnienie sprawiło, że o mało się nie roześmiał, jakby człowiek tkwiący gdzieś w głębi Theo Millera, ciągle mętnie pamiętający prawdziwe nazwisko, jakie nosił w chwili urodzenia, i nadzieje, które żywił jako dziecko, spoglądał na stworzoną przez siebie groteskową iluzję Theo Millera i rozumiał, że wszystkie jego wysiłki, by zachować anonimowość, doprowadziły do utraty osobowości. Przez pół minuty zanosił się od śmiechu, a później równie nagle umilkł i znów zaczął się gapić w przestrzeń.
Siedział w zabłoconym ubraniu na końcu łóżka, z rękami na kolanach, i czekał na aresztowanie. W sąsiednim pokoju Marvin, nastoletni syn pani Italiaander, marzący o zostaniu gwiazdą rocka, sławnym aktorem filmowym, prywatnym detektywem, mistrzem sztuk walki, kimś ważnym w nieludzkim świecie, straszliwie głośno puszczał z odtwarzacza bębny i basy, zastanawiając się, czy mama zauważyła, że zwędził jej z portmonetki pięćdziesiąt pensów.
Piętro niżej Nikesh, inny lokator, który pracował dla Korporacji w dziale ubezpieczeń albo jako aktuariusz – nigdy nie potrafił tego jasno wytłumaczyć – przyrządzał straszliwie pikantne kurczaki i słuchał ściszonego radia, tak że nie dawało się zrozumieć słów. Lubił dźwięk ludzkich głosów, ale nie interesowała go treść audycji.
Po jakimś czasie – po upływie pierwszych dwudziestu minut, gdy nie nastąpiło aresztowanie – Theo położył się na dwuosobowym łóżku, w którym prawie zawsze spała jedna osoba, i popatrzył w sufit. Jego pokój o wymiarach pięć na sześć metrów był luksusowy jak na obecne standardy. Theo mieszkał w nim blisko trzy lata. Wcześniej wynajmował pokoik w Streatham, ale współlokator dostał lepiej płatną pracę i prawo zamieszkania w Strefie Pierwszej, po czym wyprowadził się wraz ze swoją dziewczyną. Urzędnicza pensja Theo nie pozwalała na zaciągnięcie kredytu hipotecznego i zakup mieszkania, nie przy obecnych cenach. Nie w obecnych czasach...
...poza tym nie miał zezwolenia na mieszkanie w Kensington, Chiswick albo innych luksusowych dzielnicach, nie miał również gotówki, więc musiał się zadowolić Tulse Hill, gdzie w domu przeznaczonym dla trzech osób mieszkała właścicielka, jej syn i dwóch lokatorów. Pani Italiaander nigdy nie podniosła Theo czynszu. Była zadowolona, że raz w miesiącu czyści piekarnik, i podobała jej się zainstalowana przez niego nowa poręcz w kabinie prysznicowej. Był miłym, spokojnym lokatorem, to wyjątkowa rzadkość.
Theo uważał za prawdopodobne, że za trzy lata będzie leżał w tym samym łóżku, w tej samej pościeli, spoglądając na to samo pęknięcie w suficie biegnące w stronę plafonu w kształcie róży. Czuł przez to...
...właściwie nic nie czuł.
Stał się mistrzem nieodczuwania czegokolwiek. Właśnie to robił najlepiej. Ćwiczył tę sztukę prawie od piętnastu lat.
Po raz piąty sprawdził stan swojego konta bankowego w nadziei, że coś na nie wpłynęło.
Zastanawiał się, dlaczego jeszcze nie przyszli po niego policjanci.
Zrozumiał, że nie ma pojęcia, jaki właściwie jest sens jego życia i co, do cholery, powinien teraz zrobić.
Nie wiedząc, co ze sobą począć, zrobił to, co zawsze, i w poniedziałek rano pojechał do pracy.
Zdziwił się, że ochrona go wpuściła. Siedział przy swoim biurku w Kryminalnym Biurze Obrachunkowym i cierpliwie czekał, aż zakują go w kajdanki. Kulił się prawie dwadzieścia minut, ściskając palcami krawędź biurka, patrząc prosto przed siebie niewidzącym wzrokiem. Czekał.
Nikt się nie pojawił.
Po dwudziestu pięciu minutach na ekranie komputera automatycznie pojawiło się ostrzeżenie. Jego wydajność się zmniejszała i za dziesięć minut otrzyma naganę.
Spoglądał ze zdumieniem na wiadomość na monitorze. W ciągu blisko dziewięciu lat pracy w Kryminalnym Biurze Obrachunkowym nigdy nie widział niczego podobnego. Zażył paracetamol, powoli i ostentacyjnie z powodu kamerki nad ekranem monitora, i zabrał się do pracy.
Policjanci nie przyszli.
Przez okno nie wpadli mężczyźni w czarnych garniturach.
Dani Cumali nie śmiała się jak upiór, gdy wleczono go na parter. Nie pokazywała go palcem i nie wyła z radości z powodu kłamstwa, które tylko ona mogła zdemaskować.
Nic się nie zmieniło, więc Theo wykonywał swoją pracę.
Codzienna dieta Theo Millera:
morderstwo
kradzież
oszustwo
włamanie
gwałt
Wytyczne dotyczące gwałtu zależą od tego, czy przed aktem penetracji kobieta była ubrana prowokująco lub zachęcała sprawcę do podjęcia czynności seksualnych. Nieskromnie ubrana kobieta częściej pada ofiarą gwałtu i w rezultacie zalecamy odszkodowanie w wysokości trzydziestu tysięcy funtów jako punkt wyjścia do oceny...
szpiegostwo na szkodę Korporacji
zniesławienie
oszczerstwo
gwałtowny zamach na Korporację
działalność mająca na celu ograniczenie zysków Korporacji
Działając przeciwko interesom Korporacji, jednostka okazuje całkowite lekceważenie społeczeństwa i szkodzi wszystkim, nie tylko nielicznym. Rozsądna kwota odszkodowania, od której można rozpocząć negocjacje, to czterysta tysięcy funtów...
rozruchy
wdarcie się na teren prywatny
protest
Kiedyś Theo słuchał wyjaśnień ministra odpowiedzialności obywatelskiej: „W naszym systemie przestępstwa pociągają za sobą ogromne koszty. To słuszne, że skutecznie, w dynamiczny sposób szacujemy ich wartość, co przywraca społeczeństwu kierowniczą rolę”.
Theo dobrze pamiętał ten zwrot – „przywraca społeczeństwu kierowniczą rolę” – ponieważ kompletnie go nie rozumiał.
„Pora stworzyć kult osobistej odpowiedzialności!”.
Kryminalne Biuro Obrachunkowe powstało mniej więcej siedem lat przed uznaniem praw człowieka za passé. Jego poprzednikiem był przestarzały monolit Prokuratury Królewskiej. Było to w czasach, gdy Korporacja w dalszym ciągu działała pod wieloma różnymi szyldami, udzielała pożyczek, inwestowała, zaciągała długi, miała wiele zarządów. Już wcześniej zainteresowała się bezpieczeństwem. Więzienia to wyjątkowo nieefektywny sposób resocjalizacji przestępców, zwłaszcza ze względu na to, że wielu z nich nie rokuje nadziei na poprawę. Mimo prywatyzacji systemu penitencjarnego pozostał nierozwiązany problem przeludnienia więzień i recydywy. Najlepsza, naukowo uzasadniona metoda resocjalizacji kryminalistów to praca pozwalająca krzewić pozytywne wartości społeczne. Kiedy Theo miał siedem lat, otwarto pierwszy instytut reform handlowych i pierwsze więzienne wytwórnie mięsa na hamburgery.
Czy pójdziemy w więzieniu ciąć drób?
Moja miła przysięgła być mi wierną po grób.
Dziś w więzieniu dzień cały tnę drób.
Theo nuci pod nosem piosenkę zapamiętaną z dzieciństwa, nie zwraca uwagi na jej słowa, czyta raport.
Odkryto obecność spermy, jednak ofiara nie chciała zapłacić trzystu piętnastu funtów za badanie DNA, więc nie zdołaliśmy ustalić, czy to nasienie podejrzanego. Z tego względu sugerujemy lżejsze oskarżenie o napastowanie seksualne.
Theo sprawdził bazę danych. Napastowanie seksualne miało różne podkategorie, ale za pierwsze przestępstwo tego rodzaju mógł co najwyżej wyznaczyć odszkodowanie w wysokości siedmiuset osiemdziesięciu funtów.
Na początku system odszkodowań wzbudzał entuzjazm wielu ludzi, lecz później okazało się, że zyski ze ścigania przestępstw są prawie w całości pożerane przez koszty administracyjne firm wynajmowanych do prowadzenia spraw.
Policja Korporacji, znacznie sprawniejsza niż maleńka, kadłubowa Policja Obywatelska dostępna dla nieubezpieczonych i działająca dzięki funduszom organizacji charytatywnych, musiała brać pod uwagę interesy swoich udziałowców i ograniczać koszty śledztw. Telewizja zawsze pokazywała efektowną stronę pracy policji, a nie codzienną rutynę – badania kryminalistyczne były kosztowne i prowadzono je tylko w najbardziej zyskownych sprawach.
Korporacyjne ośrodki rehabilitacyjne miały podobny problem. Kiedy firmy wykupywały całe miasta i zamieniały je w prywatne ośrodki rekreacyjne, na przykład Winchester Ogród Duszy albo Bath Spa Deluxe Zdrowe Życie, pod ich kontrolą znalazły się lokalne sądy. Doprowadziło to do ogromnych oszczędności i wszyscy byli zachwyceni, z wyjątkiem darmozjadów, którzy nie byli w stanie zapłacić lokalnego podatku korporacyjnego, nie wspierali społeczeństwa, a zatem nie mogli oczekiwać od niego wsparcia.
Wzrost ceny morderstwa proporcjonalnie do inflacji...
...rabat ze względu na obiecujące perspektywy kariery w Korporacji...
Dodatkowe opłaty: czterysta osiemdziesiąt funtów za zabicie kota sąsiada.
Czterdzieści osiem tysięcy dziewięćset dwanaście funtów za pierwsze przestępstwo, obniżone do trzydziestu ośmiu tysięcy siedmiuset pięćdziesięciu funtów za szybkie uregulowanie należności...
Okazało się, że ofiara nielegalnie przebywała na terenie kraju, gdyż przekroczyła granicę na podstawie wizy studenckiej, a zatem odszkodowanie powinno zostać zmniejszone o cztery tysiące pięćset funtów, gdyż była to napaść na cudzoziemca, a nie obywatela Zjednoczonego Królestwa.
Przebicie widłami ogrodniczymi zwiększyło koszty leczenia szpitalnego...
Theo kalkulował koszty morderstw, okaleczeń i zniszczeń, a kiedy nadchodziła piąta piętnaście po południu, jechał na rowerze do domu w promieniach zachodzącego słońca. Potem przygotowywał makaron zapiekany z sosem serowym, jadł go w swoim pokoju i słuchał przez ścianę bębnów i basów Marvina. Czekał, aż przyjdą go zabrać.
Nikt się nie pojawił.
Po pierwszych trzech dniach Theo zaczął się lekko irytować, że wszechmocne władze nie są w stanie wreszcie go aresztować. Kiedy życie człowieka może lada chwila się załamać, przynajmniej ma prawo oczekiwać, że stanie się to szybko, a nie trwać w zawieszeniu.
Nikt nie przychodził.
Minął tydzień, potem dwa.
Później trzy.
Przez jakiś czas wyobrażał sobie, że Dani Cumali tylko mu się przyśniła.
Pod koniec czwartego tygodnia był przekonany, że nic mu nie grozi, absolutnie nic, bo brak reakcji władz oznaczał, że nie wiedzą. W piątym tygodniu we wtorek Dani go odszukała.
– Cześć.
– Cześć, Dani.
Stali za gmachem Kryminalnego Biura Obrachunkowego w miejscu, gdzie przypinano łańcuchami rowery. Raz widział szczura biegnącego między pojemnikami ustawionymi na zapleczu budynku. Latem zauważył pod wieczór lisa. Zwierzę siedziało i patrzyło na niego, on również je obserwował i długi czas w ogóle się nie poruszali. Ani Theo, ani lis nie czuli strachu. Po prostu patrzyli, próbowali się zrozumieć. Kiedy lis się znudził, wstał i szybko odszedł. To wszystko, co się wydarzyło.
Dani czekała przy rowerze Theo. Zauważył ją zbyt późno, by udać, że jej nie widzi, i nie miał ochoty rozstać się z rowerem. Pomyślał, że gdyby uciekł, byłoby to po prostu głupie.
Kiedy podszedł do roweru, znalazł się nieco bliżej Dani, niżby chciał. Odwrócił twarz, by nie znajdowała się w polu widzenia kamery monitoringu, i oparł dłoń na siodełku, jakby się obawiał, że Dani ukradnie mu rower. Miała na sobie spłowiały niebieski płaszcz przeciwdeszczowy i białe płótniaki. Uśmiechnęła się leciutko i jej wargi przybrały kształt półksiężyca.
– Więc... – wypowiedziała to słowo z namysłem, jakby wymagało zmierzenia się z ciężarem wszechświata, analizy jego powolnego ruchu wirowego wokół ognia płonącego w centrum. – Więc... – powtórzyła, dokonując przeglądu nowych idei, obserwując jego twarz. – Teraz nazywasz się Theo?
– Tak.
– Aha.
Stali przez chwilę naprzeciwko siebie. Theo przypomniał sobie lisa i prawie poczuł ulgę, że wkrótce wszystko się skończy.
Przestąpiła z nogi na nogę, a on oparł się o ścianę. Milczeli niemal minutę.
– Widziałam cię w sali – rzekła w końcu. – Nie wiem, co to było.
– Szkolenie z budowy zespołu.
– Tak, właśnie.
Wahali się, unikając swojego wzroku.
– Jesteś... – wymamrotał po chwili Theo, spoglądając na lewo od czoła Dani w miejsce odległe o setki kilometrów.
– Pracuję w firmie kateringowej.
– Rozumiem.
– Firma kateringowa wykupiła mi przedterminowe zwolnienie.
– Byłaś...
– Moja zmiana zaczyna się o dziewiątej wieczorem w pobliżu Sloane Square. To normalna transakcja. Sprzedają przedterminowe zwolnienia ładnych dziewcząt bogatym staruszkom. Pokojówki, sprzątaczki, opiekunki do dzieci. Takie rzeczy. Jeśli ktoś jest bogaty, płaci mniejsze podatki, działając jako firma, i może wykupić przedterminowe zwolnienie jakiejś dziewczyny. Chodzi o seks. Właśnie dlatego... Ale ja zajmuję się tylko kateringiem. Po prostu myję kieliszki.
– Jasne.
Poruszyła głową w górę i w dół jak zaciekawiony kot, który nie wie, czy to, co widzi, to smakołyk, czy źródło zagrożenia. Im bardziej Theo próbował pochwycić wzrok Dani, tym twardszy był wyraz jej oczu, aż wreszcie spojrzała prosto na niego. Zmarszczyła brwi.
– Musimy pogadać – powiedziała chłodno i beznamiętnie. – Tak teraz wygląda życie. Na wypadek, gdybyś się zastanawiał. To... tak teraz wygląda życie.
Usiłował odwrócić wzrok, nie mógł, skinął głową i z wyschniętym gardłem poszedł za Dani.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.