Читать книгу Zwodniczy punkt - Dan Brown - Страница 7
Rozdział 1
ОглавлениеRestauracja Toulos sąsiadująca z Kapitolem szczyci się politycznie niepoprawnym menu, które polecając młodziutką cielęcinę i carpaccio z koniny, rzuca wyzwanie typowemu śniadaniu waszyngtońskich elit. Tego ranka w Toulos panował duży ruch – brzęk srebrnej zastawy, szum ekspresów do kawy i szmer rozmów prowadzonych przez telefony komórkowe tworzyły istną kakofonię.
Szef sali wypijał właśnie ukradkiem łyk porannej Krwawej Mary, kiedy do restauracji weszła kobieta. Odwrócił się do niej z wystudiowanym uśmiechem.
– Dzień dobry. Czym mogę służyć?
Kobieta była atrakcyjna, około trzydziestu pięciu lat, ubrana w szare flanelowe spodnie i bluzkę w kolorze kości słoniowej od Laury Ashley. Jej wyprostowane ramiona i lekko uniesiona broda świadczyły nie o arogancji, lecz o spokojnej pewności siebie. Jasnobrązowe włosy, gęste i puszyste, uczesane miała w najmodniejszym waszyngtońskim stylu „prezenterki TV”, podwinięte, sięgające ramion. Na tyle długie, by kobieta wyglądała seksownie, lecz na tyle krótkie, żeby dawać do zrozumienia, iż prawdopodobnie jest mądrzejsza od nas.
– Trochę się spóźniłam – powiedziała bezpretensjonalnie. – Jestem umówiona na śniadanie z senatorem Sextonem.
Szef sali poczuł nieprzyjemne mrowienie. Senator Sedgewick Sexton. Bywał tu regularnie i obecnie zaliczał się do najpopularniejszych ludzi w kraju. W ubiegłotygodniowych prawyborach z hukiem rozgromił wszystkich dwunastu republikańskich kandydatów i miał zapewnioną nominację swojej partii na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wiele osób żywiło przekonanie, iż jesienią najprawdopodobniej wyrwie władzę z rąk znękanego prezydenta. Wydawało się, że ostatnio twarz Sextona spogląda z okładek wszystkich czasopism o zasięgu krajowym, a jego hasło wyborcze krzyczy ze wszystkich plakatów w Ameryce: „Koniec wydawania. Początek naprawiania”.
– Senator Sexton siedzi tam – oznajmił szef sali. – Jak pani godność?
– Rachel Sexton. Jestem jego córką.
Ale ze mnie dureń, pomyślał. Podobieństwo było dość duże. Kobieta miała przenikliwe oczy senatora i otaczała ją ta sama aura dynamicznej szlachetności. Najwyraźniej klasyczna uroda polityka nie przeskoczyła drugiego pokolenia. Co więcej Rachel Sexton, choć świadoma swoich zalet, nosiła się z wdziękiem, jakiego ojciec mógłby się od niej nauczyć.
– Miło panią poznać, panno Sexton.
Szef sali poprowadził córkę senatora przez jadalnię, zakłopotany taksującymi spojrzeniami mężczyzn. Jedni obserwowali ją dyskretnie, inni nie próbowali ukryć zainteresowania. W Toulos stołowało się niewiele kobiet i tylko nieliczne mogłyby konkurować urodą z Rachel Sexton.
– Niezła sztuka – szepnął któryś z mężczyzn. – Sexton już znalazł sobie nową żonę?
– To jego córka, idioto – syknął drugi.
Mężczyzna zachichotał.
– Znając Sextona, pewnie i tak ją posuwa.
Kiedy Rachel stanęła przy stoliku, senator rozmawiał przez telefon komórkowy, głośno przechwalając się swoimi ostatnimi sukcesami. Zerknął na córkę i postukał w zegarek od Cartiera, dając do zrozumienia, że się spóźniła.
Ja też za tobą tęskniłam, pomyślała Rachel.
Miał na imię Thomas, ale od dawna posługiwał się drugim imieniem. Rachel przypuszczała, że robi to z upodobania do aliteracji. Senator Sedgewick Sexton. Jej ojciec był srebrnowłosym i złotoustym zwierzęciem politycznym o gumowej twarzy doktora z telenoweli – porównanie wydawało się odpowiednie, zważywszy na jego talent do wcielania się w coraz to nowe role.
– Rachel! – Wyłączył telefon i wstał, żeby pocałować ją w policzek.
– Cześć, tato. – Nie oddała pocałunku.
– Wyglądasz na zmęczoną.
A to dopiero początek, pomyślała.
– Dostałam twoją wiadomość. O co chodzi?
– Nie mogę ot, tak sobie, zaprosić córki na śniadanie?
Dawno temu nauczyła się, że ojciec rzadko zabiega o jej towarzystwo, o ile nie ma ku temu powodu.
Sexton napił się kawy.
– A co u ciebie?
– Jestem zapracowana. Widzę, że twoja kampania idzie dobrze.
– Och, nie mówmy o interesach. – Sexton pochylił się nad stołem i zniżył głos. – Co z tym facetem z Departamentu Stanu, którego ci naraiłem?
Rachel wypuściła powietrze, walcząc z pragnieniem spojrzenia na zegarek.
– Tato, naprawdę nie miałam czasu do niego zadzwonić. I wolałabym, żebyś przestał…
– Musisz znaleźć czas na ważniejsze rzeczy, Rachel. Bez miłości nic nie ma znaczenia.
Przyszło jej na myśl wiele ciętych odpowiedzi, lecz wybrała milczenie. Dla ojca zgrywanie moralisty nie było trudne.
– Tato, o czym chcesz ze mną porozmawiać? Powiedziałeś, że to ważne.
– Owszem. – Ojciec spojrzał na nią przenikliwie.
Rachel poczuła, jak część jej rezerwy taje pod wpływem jego wzroku, i przeklęła władzę tego człowieka. Jego największym atutem były oczy – atutem, który, jak podejrzewała, miał doprowadzić go do Białego Domu. Oczy, które w jednej chwili mogły wypełnić się łzami, a w następnej przemienić w czyste, otwarte okna żarliwej duszy, ułatwiały nawiązanie kontaktu i wzbudzały zaufanie. Wszystko zależy od zaufania, powtarzał. Senator przed laty stracił córkę, ale szybko zdobywał naród.
– Mam propozycję – oznajmił.
– Niech zgadnę – odparła Rachel, próbując umocnić swoją pozycję. – Jakiś ustawiony rozwodnik szuka młodej żony?
– Nie żartuj, kochanie. Nie jesteś już taka młoda.
Rachel doznała znajomego wrażenia, które tak często prześladowało ją, gdy spotykała się z ojcem. Nagle poczuła się bardzo mała.
– Chcę ci rzucić koło ratunkowe.
– Nie zdawałam sobie sprawy, że tonę.
– Nie ty. Prezydent tonie. Powinnaś wyskoczyć ze statku, zanim będzie za późno.
– Czy już o tym nie rozmawialiśmy?
– Pomyśl o przyszłości, Rachel. Możesz pracować dla mnie.
– Mam nadzieję, że nie dlatego zaprosiłeś mnie na śniadanie.
Jego pancerz spokoju leciutko się zarysował.
– Nie rozumiesz, że twoja praca dla niego odbija się niekorzystnie na mnie? I na mojej kampanii?
Westchnęła. Przerabiali ten temat wiele razy.
– Tato, nie pracuję dla prezydenta. Nawet nigdy go nie spotkałam. Pracuję w Fairfax, na miłość boską!
– Polityka to postrzeganie. Wygląda to tak, jakbyś pracowała dla prezydenta.
Rachel odetchnęła głęboko, starając się zachować spokój.
– Ciężko pracowałam, żeby dostać tę posadę, tato. Nie zrezygnuję z niej.
Senator zmrużył oczy.
– Wiesz, czasami twój egoizm naprawdę…
– Senator Sexton? – Przy stoliku stanął reporter.
Zachowanie Sextona uległo natychmiastowej zmianie. Rachel z jękiem sięgnęła do koszyka po rogalik.
– Ralph Sneeden – przedstawił się reporter. – „Washington Post”. Mogę zadać kilka pytań?
Senator uśmiechnął się, wycierając usta serwetką.
– Cała przyjemność po mojej stronie, Ralph. Tylko szybko. Nie chcę, żeby wystygła mi kawa.
Reporter roześmiał się, tak wypadało.
– Oczywiście, panie senatorze. – Włączył magnetofon. – Senatorze, w swoich wystąpieniach telewizyjnych nawołuje pan do zrównania wynagrodzeń kobiet z płacami mężczyzn oraz do obniżenia podatków młodym małżeństwom. Czy może pan skomentować swoje stanowisko?
– Oczywiście. Jestem zwolennikiem silnych kobiet i silnych rodzin, to wszystko.
Rachel zakrztusiła się rogalikiem.
– Skoro mowa o rodzinach – podchwycił reporter – zajmuje się pan również zagadnieniem edukacji. Zaproponował pan niezwykle kontrowersyjne cięcia budżetowe i przeznaczenie pozyskanych funduszy dla szkół.
– Uważam, że dzieci są naszą przyszłością.
Nie mogła uwierzyć, że ojciec zniża się do cytowania piosenek pop.
– Jeszcze jedno, panie senatorze, w ciągu minionych tygodni pańskie notowania ogromnie wzrosły. Prezydent musi być zmartwiony. Czy podzieli się pan z nami refleksjami na temat swojego niedawnego sukcesu?
– Myślę, że mój sukces wiąże się z zaufaniem. Czekają nas trudne decyzje, a Amerykanie przestają wierzyć, że prezydent dokona słusznego wyboru. Wydatki rządowe wymknęły się spod kontroli, zadłużenie kraju rośnie z dnia na dzień… Amerykanie zaczynają sobie uświadamiać, że trzeba przestać wydawać, a zacząć naprawiać.
W torebce Rachel zapiszczał pager, zapewniając jej chwilę wytchnienia od retoryki ojca. Zwykle ostry elektroniczny sygnał działał jej na nerwy, ale teraz wydawał się niemal melodyjny.
Senator zademonstrował niezadowolenie. Był oburzony, że mu przerwano.
Rachel wyłowiła pager z torebki i wcisnęła sekwencję pięciu klawiszy, potwierdzając swoją tożsamość. Popiskiwanie ucichło, zamrugał wyświetlacz. Za piętnaście sekund miała otrzymać zaszyfrowaną wiadomość.
Sneeden uśmiechnął się do senatora.
– Pańska córka najwyraźniej jest bardzo zapracowana. To miłe, że znajdujecie czas na wspólne posiłki.
– Jak mówiłem, rodzina na pierwszym miejscu.
Sneeden pokiwał głową, a jego spojrzenie stwardniało.
– Mogę zapytać, jak radzicie sobie z konfliktem interesów?
– Z konfliktem? – Senator Sexton podniósł głowę z niewinnie zdziwioną miną. – Jaki konflikt ma pan na myśli?
Rachel z grymasem niezadowolenia obserwowała grę ojca. Dokładnie wiedziała, do czego zmierza rozmowa. Cholerni reporterzy, pomyślała. Połowa z nich figuruje na politycznej liście płac. Pytanie postawione przez Sneedena w żargonie dziennikarskim nazywano „grejpfrutem”–wyglądało na element bezpardonowego przesłuchania, ale w rzeczywistości było zgodne z wcześniej przygotowanym scenariuszem i wyświadczało przysługę indagowanej osobie. Przypominało podaną wysokim łukiem piłkę, którą senator miał bez wysiłku przejąć i wybić z boiska, przy okazji oczyszczając atmosferę z paru innych rzeczy.
– Cóż, panie senatorze… – Reporter kaszlnął, udając zakłopotanie. – Konflikt polega na tym, że pańska córka pracuje dla pańskiego przeciwnika.
Senator Sexton wybuchnął śmiechem, błyskawicznie bagatelizując problem.
– Po pierwsze, prezydent i ja nie jesteśmy przeciwnikami. Jesteśmy dwoma patriotami, mającymi inne poglądy na kwestię kierowania krajem, który obaj kochamy.
Reporter się rozpromienił. Miał już swój krótki wywiad.
– A po drugie?
– Po drugie, moja córka nie jest zatrudniona przez prezydenta. Pracuje dla wywiadu, analizuje raporty wywiadowcze i wysyła opracowania do Białego Domu. Jest pracownikiem niższego szczebla. – Umilkł i popatrzył na Rachel. – Szczerze mówiąc, moja droga, nie jestem pewien, czy kiedykolwiek miałaś okazję porozmawiać z prezydentem.
Rachel wbiła w niego pełne złości oczy.
Ćwierknięcie pagera skierowało jej uwagę na wiadomość ukazującą się na wyświetlaczu.
RPRT DYRNRO NIEZWŁ
Natychmiast rozszyfrowała skróty i ściągnęła brwi. Niespodziewana wiadomość bezsprzecznie oznaczała coś niedobrego, ale przynajmniej stała się pretekstem do zakończenia spotkania.
– Panowie, z przykrością muszę was pożegnać. Spóźnię się do pracy.
Reporter szybko sformułował pytanie:
– Panno Sexton, czy mogłaby pani skomentować pewną pogłoskę? Podobno ojciec zaproponował pani wspólne śniadanie, by omówić możliwość porzucenia przez panią dotychczasowej pracy i zaangażowania się w jego kampanię. Czy to prawda?
Rachel poczuła się tak, jakby ktoś chlusnął jej w twarz gorącą kawą. Pytanie zupełnie ją zaskoczyło. Popatrzyła na ojca i po jego uśmieszku poznała, że zostało z góry przygotowane. Miała ochotę wskoczyć na stół i dźgnąć go widelcem.
Reporter przysunął mikrofon do ust Rachel.
– Panno Sexton?
Spojrzała mu w oczy.
– Ralph, czy jak ci tam na imię, wyjaśnijmy sobie jedno: nie mam zamiaru rezygnować z posady, żeby pracować dla senatora Sextona. Jeśli wydrukujesz coś innego, będzie ci potrzebna łyżka do butów, żeby wydłubać sobie ten magnetofon z dupy.
Reporter otworzył szeroko oczy. Po chwili wyłączył magnetofon, tłumiąc uśmiech.
– Dziękuję państwu. – Zniknął.
Rachel natychmiast pożałowała swojego wybuchu. Temperament odziedziczyła po ojcu i za to też go nienawidziła. Spokojnie, Rachel, tylko spokojnie.
Ojciec popatrzył na nią z dezaprobatą.
– Mogłabyś się nauczyć trochę nad sobą panować.
Zaczęła zbierać swoje rzeczy.
– Spotkanie dobiegło końca.
Senator najwyraźniej też skończył. Wyjął komórkę.
– Pa, skarbie. Wstąp kiedyś do mnie do biura. I wyjdź za mąż, na miłość boską. Masz trzydzieści trzy lata.
– Trzydzieści cztery – warknęła. – Twoja sekretarka przysłała mi kartkę na urodziny.
Zacmokał ze smutkiem.
– Trzydzieści cztery. Prawie stara panna. Wiesz, gdy ja byłem w twoim wieku, to już…
– Poślubiłeś mamę i pieprzyłeś sąsiadkę? – dokończyła za niego głośniej, niż zamierzała. W restauracji panowała akurat cisza. Ludzie siedzący w pobliżu odwrócili głowy w ich stronę.
Oczy senatora Sextona jakby zamarzły. W jej twarz wwierciły się dwa kryształy lodu.
– Uważaj, młoda damo.
Rachel ruszyła do drzwi. To ty uważaj, senatorze.